Część 30.
Minął tydzień, od kiedy czarodziejski świat trochę się uspokoił, choć wszyscy dalej bali się najgorszego. Dopiero wtedy zrehabilitowanej Bellatrix pozowlono opuścić szpital Świętego Mungo. Kobieta stała się wyjątkowo cicha, starała się nic nie mówić.
Medycy wypuścili ją bez nagłaśniania sprawy. W otoczeniu aurorów, Bella pierwszy raz nie wyglądała jak zbrodniarka i morderczyni. Ubrana była w jedną z beżowych sukienek Narcyzy, wiecznie nieogarnięte włosy zaczesała do tyłu, nie miała mocnego makijażu, który dodawał jej szalonego wyglądu. Gdy tylko wyprowadzono ją na zewnątrz, zasłoniła oczy dłonią. Nie widziała słońca od kilku dobrych dni.
Jej myśli krążyły tylko wokół zdrady, jaka się dokonała wobec niej. Nie miała zamiaru nikomu przebaczać, a tym bardziej odpuszczać.
Może faktycznie kiedyś wielbiła Voldemorta, ale coraz mniej jej się to podobało.
***
Wezwanie od Czarnego Pana wcale nie zaskoczyło Rowleya. Po ostatnich wydarzeniach wręcz oczekiwał kiedy Mroczny Znak zapiecze. Wybudziło go to w środku nocy, więc od razu zarzucił śmierciożercze szaty i udał się na błonia. Zanim tam dotarł, już widział Snape'a aportującego się chwilę wcześniej. Sam Rowley po przyjściu na miejsce bez zbędnych ceregieli wziął przykład z kolegi i w sekundę zniknął.
Mężczyzna nienawidził aportacji i starał się unikać jej jak ognia, ale ostatnio coraz częściej musiał decydować się na tą ostateczność.
Gdy Rowley otworzył oczy, znajdował się standardowo przed bramą dworu Malfoyów. Ruszył do środka mijając kilku mniej znanych mu zwolenników Voldemorta. Widocznie dziś było jakieś bardziej obszerne spotkanie. Mogło się stać coś ważnego. McLevis momentalnie przyspieszył. Jego obawy zniknęły, gdy znalazł się w środku. Pomieszczenie salonu było powiększone czarami, znajdowało się tam więcej stołów, na których było jedzenie. Wytworne dania kusiły widokiem i zapachem, jednak nikt nie próbował ich ruszyć. Pierwszy kęs miał władca. Voldemort siedział i z obłąkańczym uśmiechem oglądał każdego z zebranych z osobna. Rowley podszedł do niego i oddał pokłon.
-Witaj, młodzieńcze-powiedział spokojnie.
-Mój Panie-odparł McLevis po czym wstał i udał się do Severusa Snape'a stojacego na uboczu i patrzącego ponuro na każdego, kto koło niego przechodził.
-Siema Sever-mruknął wesoło i poklepał go po ramieniu-Szukasz kogoś? Pewnie mnie. Stęskniłeś się?
-Zamknij się dzisiaj. Coś czuję, że to nie będzie najszczęśliwszy dzień mojego życia-warknął Snape i cofnął się o krok od upartego, młodszego towarzysza. Rowley chciał już odpowiedzieć jakimś kąśliwym komentarzem w stylu "Ty masz jakieś szczęśliwe dni?", ale w salonie pojawiła się gwiazda wieczoru.
Bellatrix Lestrange ze stoickim spokojem weszła razem z siostrą do sali. Jej długa, beżowa suknia troszkę się ciągnęła po ziemi i kobieta sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała się wywrócić. Snape uśmiechnął się pod nosem. To z pewnością suknia Narcyzy, która była odrobinę wyższa.
W każdym razie Bella nie ciskała w nikogo gromami, a co jakiś czas zdenerwowana przygryzała wargę. Wszyscy na nią patrzyli, ponieważ to o niej było ostatnio tak głośno.
Kobieta jednak prostowała się i szła tak dumnie i spokojnie jak nigdy. Włosy, które rozpuszczone zawsze podskakiwały przy każdym kroku, teraz związała w luźnego koka. Przywitała się z kilkoma osobami, gdy jej wzrok padł na Voldemorta. Uśmiechnęła się łobuzersko, jak kiedyś, ale po chwili odwróciła się w stronę siostry i coś do niej wyszeptała.
-Czyli to już wszyscy-powiedział donośnie Czarny Pan. Zapadła cisza i wszyscy zwrócili się na niego-Dziś mam dość nietypowe wieści, które trzeba porządnie świętować. Jednak o tym za chwilę. Zasiądźmy do stołów i zajadajmy!
Każdy przysiadł na jak najbliższym miejscu, jednak Severus wzrokiem odszukał Lucjusza i to do Malfoyów się udał.
Blondyn przywitał go krótkim, lecz stanowczym uściskiem dłoni.
Rowley natomiast kokietował kobietę zajmującej miejsce obok niego. Uśmiechnął się flirciarsko.
-Pięknie dziś wyglądasz-zagadał.
-Tak jak tamtego dnia kiedy cię torturowałam-odwarknęła Śmierciożerczyni, a McLevis zbladł nieco, przypominając sobie jego jedno z pierwszych spotkań Wewnętrznego Kręgu, kiedy to Voldemort go ukarał. Faktycznie, jakaś kobieta brała w tym udział, ale nie znał jej i nie chciał.
Mężczyzna zniesmaczony tym nowo poznanym faktem odwrócił się do talerza i chwycił sztućce nic już nie mówiąc. Posiłek naprawdę był dobry. Pieczone przepiórki z delikatnym, słodkim sosem sprawiały, że Rowley już zawsze chciał się stołować u Malfoyów. Mężczyzna z trudem porzucił posiłek, gdy Voldemort odchrząknął znacząco.
Również Snape był tym faktem zawiedziony. Czarny Pan wolno przejechał wzrokiem po zgromadzonych. Severus był ciekawy, czy skomentuje jakoś sprawę Bellatrix i Imperiusa, choć wiedział, że się do tego nawet nie odniesie.
W każdym razie Voldemort wstał.
-Moi drodzy-zaczął przeciągając jak zawsze-To niesamowite jaką lojalnością wykazują się niektórzy z was. Jestem z was dumny. Za każdą dobrą rzecz, którą zrobicie, czeka was nagroda. Jest wśród nas pewien mężczyzna, bez którego wielu decyzji bym nie podjął. Chodź tu do mnie Severusie-Czarny Pan wyciągnął rękę zapraszająco. Snape czuł totalne obrzydzenie, gdy kierował się w stronę szaleńca. Przypominał i wyobrażał sobie wszystkie paskudztwa, które ta Wężomorda zrobiła Narcyzie. Jego przyjaciółce.
Mimo wszystko stłumił gorzki smak w ustach i stanął koło Voldemorta ze sztucznym uśmiechem.
-Severusie,już od dawna myślałem nad nagrodą dla ciebie. Dopiero teraz zrozumiałem!-powiedział Czarny Pan z satysfakcją i zadowoleniem-Jesteś przecież samotny!
'O nie. To się nie skończy dobrze' -pomyślał mężczyzna i zacisnął zęby.
-Bello, zapraszam do nas.
Kobieta wstała i niepewnie rozejrzała się po siedzących wokół. Nie powiedziała ani słowa, wiedząc na jakiej jest pozycji.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że Voldemort chce ją 'ubezwłasnowolnić'. Chciał, by całe życie była mu posłuszna. Czy teraz używał Snape'a do swojego podłego planu?
-Myślę, że wszyscy wiedzą już o co chodzi. Dokładnie! Severusie, Bello. Chciałbym, by w niedalekiej przyszłości połączył was węzeł małżeński. Przemyślcie to, choć i tak znam wasze odpowiedzi
Obie są na tak, czyż nie?-powiedział wywołując presję. Snape prawie zszedł na zawał, starając się poukładać w głowie każde słowo. On i Bellatrix?!
Tymczasem kobieta stała wpatrując się pusto w czerwone oczy Voldemorta. Tego się spodziewała.
***
Gdy McLevis i Snape wrócili, Dumbledora nie było. Wkurzeni poszli się więc upić. Tak dla zasady.
***
Albus pojawił się dopiero na spotkaniu Zakonu, które odbyło się następnego dnia. Wpuszczono na nie samego Rowleya, którego tak wszystko roznosiło, że nawet nie spojrzał na potrawy przygotowane przez poczciwą Molly Weasley. Dumbledore wszedł jako ostatni patrząc wesoło na zebranych.
-Witajcie!-uśmiechnął się, po czym podchodził do każdego z osobna witając się, a damy całując w dłoń. Snape'a już nosiło by mu wygarnąć, ale nie zrobił tego, dopóki nie udzielono mu głosu.
-Ten psychopata chce, żebym ożenił się z Bellatrix!-wydusił na jednym tchu, jakby spuszczono z niego powietrze. W salonie Nory zapanowała cisza, a wszystkie oczy były skierowane w Severusa.
-Słucham?-zapytał w końcu Artur.
-To co słyszałeś-odwarknął wściekły mężczyzna. Wtedy zaczęły się przerażone okrzyki.
-Severusie! Severusie...-lamentowały na przemian Molly i Minerva. Kilku mężczyzn prowadziło dość głośną dyskusję, kobiety załamywały ręce, a Rowley siedział i marszczył brwi zastanawiając się, czy spotkania Zakonu zawsze tak wyglądają.
W końcu dyrektor przerwał gadaninę.
-Mój drogi chłopcze-zaczął Albus spokojnie-Dobrze wiesz, że skoro On tak chce...
-Slucham?-Snape wstał-Mam się z nią ożenić?!
-Owszem, by utrzymać pozycję szpiega i nie wzbudzać podejrzeń.
-Czy ty upadłeś na głowę, Albusie?-zapytała McGonagall ze sztucznym uśmiechem, a wszyscy ją poparli. Dumbledore kiwnął głową przecząco. Zaczęła się dyskusja, którą rozgoryczony Severus przerwał dwoma zdaniami.
-Wiesz co?-spytał-Niczym się nie różnisz od Voldemorta, tak samo kochasz manipulować.
Po czym czarnowłosy Mistrz Eliksirów gwałtownie wstał i wyszedł przez kominek. Gdy tylko mężczyzna znalazł się u siebie w komnatach, rzucił się na kanapę i przez dziesięć minut leżał na niej bez ruchu. Gdy wstał, na jego twarzy pojawiły się odgniecenia od szwów sofy. Nie przejął się nimi i podjął decyzję.
***
Voldemort przechadzał się ponurymi ogrodami Malfoyów nie dla przyjemności, ale z nudów. Nigdy jakoś go nie fascynowały te arystokratyczne posiadłości, ani tym bardziej to co znajdowało się obok nich. Nagle poczuł czyjąś znajomą obecność. Uśmiechnął się do siebie i odwrócił do przybyłej osoby.
-Spodziewałem się ciebie, Severusie. Jak mniemam przynosisz mi odpowiedź na pytanie?
-Owszem, mój panie. Zgadzam się zostać mężem Bellatrix Black.
Komentaaaarze😍
Dam dam daaaaaaaaaaam....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro