Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 22.

Już niedługo nadchodził marzec, a Albus Dumbledore doskonale zdawał sobie sprawę, że wypada zwołać zebranie Zakonu, gdy tylko przyszła do niego wiadomość o walce Alastora Moody'ego z samozwańczą grupą wyznającą ideę Voldemorta. Podobno Szalonooki oberwał jakąś klątwą w głowę i nie za bardzo był świadom co robi, gdy dotarł do jedynego bezpiecznego miejsca, jakim był Hogwart.
Albus od razu wiedział, że nie może tak tego zostawić. Przez kilka tygodni ataki ze strony Voldemorta ustały i panował spokój. Jednak teraz widać było, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, szykował się na coś od dłuższego czasu. Dumbledora nie zadowalała ta niewiedza. Chciał znać prawdę, choćby była brutalna. A jego szpieg, Severus Snape nie za bardzo chciał się szczegółami dzielić. Najwyraźniej nie tylko Albus miał obawy, co do nauczyciela eliksirów, bo Moody w Skrzydle Szpitalnym też coś na niego marudził. Przez moment dyrektor chciał go wziąć na osobną rozmowę, ale stwierdził, że nic tak nie zadziała motywacyjnie na Snape'a, jak publiczne upokorzenie jego szpiegowskich umiejętności. Dumbledore westchnął ciężko podchodząc do kominka, ale wiedział, że musi to zrobić. Taka była taktyka jego działania.

***

Severus przeszedł swoim kominkiem wprost do domu Weasleyów, skąd od razu uderzył go zapach ciasta. Była już większość, chyba brakowało dyrektora. Wszedł głębiej i skinieniem głowy przywitał się z gospodarzami, po czym zajął miejsce niedaleko fotela przeznaczonego dla Albusa. Snape rozejrzał się wokół i dostrzegł Lupina. Widok wilkołaka nieco go zaskoczył, ale były to negatywne odczucia. Zmrużył oczy, by wyglądać groźniej. Niektórzy rozmawiali wesoło, inni byli dość przygnębieni. Rozmyślania Severusa przerwał nagle Alastor Moody zjawiający się przed nim znikąd.

-Snape-warknął cicho. Mistrz Eliksirów uniósł brew pytająco-Molly kazała dać ci herbatę-warknął i wcisnął mu kubek w ręce. Odszedł, ale gdy usiadł, podejrzliwie patrzył na każdego członka Zakonu. Jego zachowanie na pewno nie było normalne, nawet jak na niego. Severus odwrócił swoją uwagę, gdy przez kominek wszedł Dumbledore. Szybko wypił haustem herbatę, odstawił kubek i wstał by się przywitać z dyrektorem, jak wszyscy. Gdy minęły już okrzyki typu 'Jak dobrze cię widzieć! ' 'Dużo czasu minęło' i wszyscy usiedli, to Albus odchrząknął i zaczął mówić.

-Witajcie moi drodzy! Tak dawno się nie widzieliśmy-uśmiechnął się ciepło i poprawił okulary połówki-Mam nadzieje, że wszyscy mają się w porządku i, że nikt nie ucierpiał tak jak Alastor. Widzę, że nie wszyscy są w temacie, dlatego trochę przybliżę. Nasz drogi Moody padł dziś ofiarą niezidentyfikowanej grupy, która opowiadała się za Voldemortem, mimo, że nie byli to Śmierciożercy-Parę osób wzdrygnęło się-Alastor dostał kilkoma klątwami, jedną w głowę, niestety nie wiemy jaką. Nasz kolega jest jeszcze nie wpełna świadomy-Albus wskazał na kołyszącego się na krześle Szalonookiego-Jednak wszystko wróci do normy. Przejdźmy do innej kwestii. Kim byli ci ludzie i dlaczego jeszcze o nich nie wiem? Severusie, to pytanie do ciebie-dyrektor znacząco przekręcił się w stronę Snape'a, a razem z nim oczy wszystkich również spoczęły na Mistrzu Eliksirów.
Czarnowłosy wziął głębszy wdech przed tyradą jaką zamierzał wygłosić. Jednak dyrektor go ubiegł.
-Powiedz mi, czemuż to dostaje więcej informacji od pana McLevisa, który nawet nie jest w Zakonie, niż od ciebie?-ktoś w tle potwierdził słowa Albusa, a Snape poczuł jakby się skurczył, choć starał się siedzieć prosto i słuchać do końca.
-Naprawdę, zawodzisz mnie. Twoim zadaniem jest dostarczać ni nowości, o których na waszysch spotkaniach mówi Voldemort, a tym czasem mam wrażenie, że odpuściłeś.

Gdy tak Dumbledore mówił, Severus poczuł, że coś jest nie tak. I to nie z jakimś członkiem zakonu, czy Albusem, ale z nim samym. Otworzył szerzej oczy, gdy w jego żołądku zawirowało i prawie zwymiotował.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Severusie?-zapytał podirytowany Dumbledore, a Snape podniósł głowę i starając się ukryć złe samopoczucie rozejrzał się po siedzących. McGonagall pokręciła glowa smutno, jakby myślała, że on przejął się tym co gada ten stary Drops!

-Skoro tak ci się nie podoba moja służba, dyrektorze, to może czas zmienić swojego szpiega-mruknął starając się nie okazywać bólu. Molly i kilka innych osób głośno wciągnęło powietrze-Z chęcią zajmę się... Innymi sprawami-wzruszył ramionami myśląc o Harrym i o tym, że mógłby się całkowicie oddać opiece nad nim.

-Severusie nie kpij sobie! To poważna sprawa-Albus starał się trzymać emocje pod kontrolą, ale Snape'owi chciało się śmiać. Oczywiście póki kolejna fala bólu nie przeszła jego ciała. Szarpnęło nim trochę do przodu.

-To zdrajca! Pracuje z Voldemortem!-krzyknął zdenerwowany Moody. McGonagall wstała gwałtownie.

-Bo taka jest jego rola, nie zapominaj o tym Alastorze!

I tak zaczęli się przekrzykiwać jeden przez drugiego. O dziwo Weasleyowie byli po jego stronie. Nawet Lupin dodał za nim swoje trzy grosze.
Jednak Snape'a to mało obchodziło, gdyż poczuł, jak dłużej nie wytrzymuje. Chciał wstać, by wyjść do łazienki, ale gdy tylko zrobił ten gwałtowny ruch, opadł na kolana. Wtedy wszyscy zamilkli i ujrzeli jaki Mistrz Eliksirów jest blady. Severusem zaczęło trząść pomiędzy krotkimi wdechami jakie brał. Wszyscy byli tak zdziwieni nagłą sytuacją, że nawet do niego nie podeszli. Nauczyciel położył rękę na klatce piersiowej i lekko ją zacisnął z bólu. Kaszel zamroczył jego wizję i poczuł jak powoli leci do przodu. W ostatnim momencie przed spotkaniem z podłogą, złapał go Artur Weasley i jego twarz była ostatnim widokiem przed mroczkami w jego oczach.

Nagle wszyscy przypadli do Severusa, który drgnął spazmatycznie na podłodze, a zaraz po tym z jego ust zaczęła ciec piana, świadcząca o jedym.

-Został otruty! -przerażona McGonagall wcisnęła się między Lupina, a Artura-Kiedy? Przez kogo?

-Minervo, uspokój się. Jakbym mógł cię prosić o to, byś zaopatrzyła nas jak najszybciej w bezoar i sprowadziła tu Poppy!-krzyknął Albus, który odwrócił Snape'a na bok, by ten nie zakrztusił się ewentualnymi wymiocinami. Mężczyzna jęknął cicho, gdy tylko go ruszono.

-Ha! Wiedziałem! -mruknął Moody. Remus i Molly oderwali wzrok od bolesnego widoku Snape'a i spojrzeli podejrzliwie na Szalonookiego.

-Co wiedziałeś, Alastorze?-zagadnął Lupin i podszedł bliżej aurora, a za nim podreptała pani Weasley.

-Dałem wam dziś wszystkim eliksir!-powiedział Moody, jakby był z siebie dumny-Lecz tylko na pradziwych zdrajcow działa on jako trucizna. Jeżeli ktoś współpracuje z wrogiem, to objawia się to w ten sposób! -wskazał złowrogo palcem prosto w Snape'a-I żaden bezoar na to nie pomoże!

Molly zakryła dłonią usta, po czym ocknęła się.

-Alastorze, ty głupcze! Severus musi pracować z wrogiem! Dobrze o tym wiesz! To jego rola...-jej głos załamał się, gdy spojrzała w stronę Mistrza Eliksirów, którego agonia była wypisana na jego skrzywionej twarzy. Oprócz piany, w kąciku ust pojawiła się również stróżka krwi. Molly przygryzła wargę-Chyba to przez tą klątwę którą dostałeś... Gdzie Minerva? Może pójdę po nie?!

Jak na zawołanie przez kominek wpadły dwie postacie. Poppy od razu rzuciła się do chorego.
Snape czuł, że wokół niego było zgromadzone wiele osób. Ktoś obtarł mu kącik ust, ktoś odwrócił go na bok, ktoś krzyczał... Za dużo... Za dużo ludzi! Jeszcze bardziej zrobiło mu się duszno, zaczął machać ociężale ręką, kogoś walnął. Poczuł jak ktoś kladzie na nim ręce, ciepły dotyk był dość uspokajający. A może po prostu nie chciał już walczyć?
Taki dotyk miała jego matka.

Zawsze po tym jak ojciec go zlał, ona tam była. Na początku starała się temu zapobiec. Potem zostało jedynie pocieszanie syna. I co to dało?

Severus chciał coś powiedzieć, ale wiedział, że z jego ust wyszedł tylko żałosny jęk.

-Jest dobrze, Severusie. Będzie w porządku. Alastor nie chciał, to przez klątwę którą dostał-usłyszał jak za mgłą-Będzie dobrze. Będzie dobrze...

Harry.

***

Harry wyszedł z pierwszej dodatkowej lekcji Obrony Przed Czarną Magią bardzo pozytywnie zaskoczony. Okazało się profesor McLevis naprawdę ciekawie prowadzi te zajęcia, gdy jesr mniej osób. Są prawie jak indywidualne. Oczywiście poszedł tam z Hermioną, która zauroczona wpatrywała się w jednego ze swoich ulubionych nauczycieli. Nawet Neville zdecydował się pójść! Posiedzieliby z chęcią dłużej, gdyby nie konieczność pójścia na obiad. Usiedli przy Gryfońskim stole i nałożyli sobie zupy.

-A wiecie, że tą książkę, którą zadał nam profesor McLevis już dawno przeczytałam? -pochwaliła się Hermiona pomiędzy łykami fasolowej. Ron, który nie poszedł na dodatkowe OPCM, słuchał z zaciekawieniem, póki koło nich nie pojawiła profesor McGonagall.

-Panie Potter-mruknęła cicho-Proszę za mną.

Harry oderwał się od posiłku, a jego przyjaciele pożegnali go smutnym, choć w głębi rozbawionym wzrokiem.
Oboje doszli do gabinetu opiekunki Lwów i usiedli.

-Hmm-odchrząknęła profesorka-To dość skomplikowana sprawa, panie Potter.

-Czy stało się coś złego?-zapytał Harry z coraz wiekszym niepokojem.

-Owszem. W skutek pomyłki... Profesor Snape... Bedzie musiał zostać jakiś czas w Skrzydle Szpitalnym-powiedziała i zacisnęła usta w wąską kreskę, jak zawsze robiła gdy się denerwowała.
Harry zbladł.

-Czy to coś poważnego? -zapytał ostrożnie-Czy mogę go odwiedzić?

-Przykro mi panie Potter, ale nie. Dostałam zakaz od pani Pomfrey, wybacz-odparła smutno i spuściła głowę z westchnieniem.
Harry zerwał się z krzesla i nie myśląc wiele, popędził przed siebie. Gdziekolwiek. Wchodził i schodził po bylejakich schodach nie zwracajac na to uwagi. W pewnym momencie dopadło go zmęczenie i kolka. Oparł się ciezko dusząc o ścianę, która nagle zaczęła zmieniać kształt. Wielkie drzwi, które się tam uformowały, zapraszały go do środka. Skorzystał z tego i tak właśnie odkrył Pokój Życzeń. Siedział tam wiele godzin, a co chwila obok niego pojawiały się nowe chusteczki, do ocierania łez. Chciał teraz być z tatą i pomyślał, że może mógłby go sobie wyobrazić, ale to niestety nie zadziałało. Schował twarz w dłoniach i siedział tam tak długo, aż zasnął.


To znów ja!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro