Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 21.

Severus Snape wstał gwałtownie ze swojego fotela i ruszył do drzwi, chwytając po drodze ciepły płaszcz. Skierował się od razu do Minervy.
Zapukał, a kobieta go zaprosiła.

-Czy mógłbym cię prosić, byś poprosiła do mnie Pottera, Weasleya i Granger?-zapytał. Czarownica spojrzała na niego ukosem.

-Co znów zrobili?

-Nic-odparł wzruszając ramionami-Po prostu chcę, żeby przyszli.

-Oczywiście Severusie-McGonagall wstała od stołu-Zaraz zjawią się u ciebie w gabinecie.

Kiedy wyszli, kobieta ruszyła w stronę wieży, a Snape z powrotem do lochów, jednak nie do swoich kwater, ale zahaczył o dormitorium Węży. Zabrał stamtąd Dracona, który bał się, że coś się stało. Gdy dotarli pod jego gabinet, Święta Trójca już czekała.

-Wzięliście ciepłe ubrania?-zapytał Severus, trochę zirytowany.

-Tak profesorze-odparła Hermiona-Tylko po co?

-Ostatnio złożyłem Potterowi pewną propozycję-zaczął i na moment przerwał by zobaczyć, czy uwaga czwórki uczniów jest na niego skierowana-Idziemy dziś do Hogsmeade.

Dzieci otworzyły szerzej oczy z zachwytu. Zaczęli zadowoleni szeptać między sobą. Snape przewrócił oczami. Małe bachory. Pospieszył ich, by założyli swoje płaszczyki i poszli ku wyjściu z zamku. Droga do Hogsmeade trochę im zajęła, bo dzieciakom zachciało się rzucać śnieżkami. Oczywiście Mistrz Eliksirów stał z boku i krytycznym spojrzeniem obserwował młodych. Kiedy Hermiona oberwała w skroń kawałkiem lodu, a nie śniegu, postanowił zakończyć tą farsę. Ruszyli dalej. Gdy tylko zobaczyli miasto, Gryfoni i Ślizgon popędzili trochę szybciej.

-Tato, tak bardzo dziękuję ci, że nas tu zabrałeś! -wykrzyknął do niego Harry, wpatrując się w szyby sklepowe. Severus posłał mu krzywy grymas mający być uśmiechem.

-Jeśli coś będziesz stąd chciał, od razu powiedz-mruknął dość ponuro.

-Dla mnie się liczy, że ty jesteś tu ze mną-odparł chłopiec, a Snape myślał że zwymiotuje od przesadnej miłosci w głosie przybranego syna.

-Tak tak... Idź już, ja pójdę coś załatwić. Spotkamy się w tym miejscu, za godzinę, nie dłużej, rozumiemy się? -przestrzegł Harry'ego Severus, a chłopiec wesoło skinął głową i pobiegł od przyjaciół.

***

Harry, Hermiona, Ron i Draco ruszyli tłoczną i zaśnieżoną ulicą. Ludzie wyglądali na bardzo szczęśliwych i zadowolonych. Młody Malfoy zwrócił uwagę na jeden sklep.

-Może wejdziemy tu? Chciałbym... Chciałbym kupić coś profesorowi na urodziny-powiedział zwracając uwagę Gryfonow na siebie. Harry otworzył szerzej oczy.

-Tata ma urodziny?-zapytał chłopiec, jakby było to niemożliwe-Kiedy?

-Już jutro, dziewiatego stycznia-odparł blondyn spokojnie-A myślę, że w tym sklepie jest dość dużo ciekawych rzeczy.

Harry speszył się. Jak mógł nie spytać się nigdy profesora, kiedy ma urodziny? Dobrze, że Draco był na tyle inteligentny, że podsunął mu sugestię. Weszli do sklepu, w którym o dziwo nie było tak wiele osób jak w innych.

-Pójdę tam-Malfoy wskazał jakiś dość odległy kąt. Reszta skinęła głowami i ruszyli w inną stronę. Dracon leniwym krokiem szedł od półki do półki, jednak gdy chciał podejść do następnej, ktoś wpadł na niego. Oboje się przewrócili. Blondyn potarł czoło ręką i wstał. Spojrzał na sprawcę wypadku. A raczej sprawczynię. Jasnowłosa dziewczynka również potarła głowę i wzdrygnęła się lekko. Na oko miała dziesięć lat i przejrzyście niebieskie oczy. Poderwała się gwałtownie do góry.

-Przepraszam najmocniej-powiedziała z uśmiechem-Nie chcialam wpaść na pana.

-Nic się nie stało-odparł lekko wybity z rzeczywistości chłopak-Jestem Draco Malfoy-postanowił się przywitać, jak przystało arystokrację.

-A ja Luna Lovegood-dziewczynka wyszczerzyła się i syn Lucjusza ujrzał, że brakuje jej jednego zęba. Przez moment nawet zastanawiał się, czy nie wybiła go sobie przed chwilą, ale krzyk wołający ją, przywrócił go do rzeczywistości.

-Wybacz, tata mnie woła-uśmiechnęła się znowu i pobiegła. Dopiero wtedy Draco zobaczył jej specyficzny ubiór. Miała dwie różne skarpetki do kolan, jakaś spódniczkę z różowym haftem i jeansową kurtkę. Wszystko strasznie się gryzło, co dodawało dziewczynce oryginalności i dziwactwa. Prawdopodobnie nie chodziła jeszcze do Hogwartu, bo poznałby ją. Draco nie wiedział, że to nie będzie ich jedyne spotkanie.

***

Harry przy pomocy Hermiony odnalazł idealny zestaw do warzenia eliksirów. Był mały, ale funkcjonalny. Taki dosłownie idealny. Jednak chłopiec chciał kupić coś jeszcze. Jego oczom ukazała się książka z ciekawe okładką. Czarna, ze złotymi, tłoczonymi zdobieniami. Harry chwycił ją, a Hermionie błysnęły oczy.

-To bardzo rzadka książka! Wszyscy wielcy czarodzieje na nią polują!

Zapoznał się z nią przelotnie. Dowiedział się, że opowiada o najwcześniejszych początkach magii i wydawała się być napisana ciekawym językiem. Wziął ją. Ron tym czasem oglądał ksiązki o Quddittchu.
Postanowili całą trójką iść w stronę Dracona. Zresztą sam chłopak wyleciał zza zakrętu z pluszowym lwem w ręce i zadziornym uśmiechem na ustach.

-Kupuję mu to!-powiedział wesoło. Hermiona spojrzała na pluszaka sceptycznym wzrokiem.

-Aha... Ale wiesz, że za to zginiesz Malfoy?-zapytał Ron-On ci tego nie daruje!

-Bo ty go znasz lepiej, co Weasley?-prychnął Draco-Przecież to dla żartów, trochę mu się przyda takiego czegoś.

-Pff, żebyś potem nie żałował jak dostaniesz szlaban z Filchem.

-Dobrze chłopcy, chodźmy już dalej-Hermiona szybko ucięła awanturę zanim się zaczęła. Ron i Draco nie do końca potrafili się jeszcze dogadać. Ponuro ruszyli w stronę kas.

***

Severus obudził się rano, zdając sobie sprawę, że wczorajsze świeże powietrze w Hogsmeade dobrze mu zrobiło i przyjemniej mu sie spało. W ogóle dziwnie się dziś czuł. Przetarł oczy i wyszedł z łóżka, podchodząc smętnie do lustra w łazience. Spojrzał z nienawiścią i obrzydzeniem w swoje odbicie. Dziś był kolejny rok starszy. Wzdrygnął się na tą myśl i przemył twarz lodowatą wodą. Chłód z samego rana dobrze na niego zadziałał. Od razu poczuł się bardziej pobudzony. Wszedł z powrotem do pokoju i ledwo zarzucił szatę i zapiął guziki, gdy rozleglo się donośnie pukanie.
'Nawet w urodziny nie dadzą mi spokoju' pomyślał i po zapięciu ostatniego guzika podszedł do drzwi. Westchnął cicho i otworzył je.

Rozległ się wesoły śpiew 'sto lat', a do jego komnat weszli kolejno Draco, Harry, Rowley, Minerva i Albus. Wszyscy mieli na sobie czapeczki urodzinowe.
Profesor poczuł lekkie zażenowanie całą tą sytuacją i chciał wrócic z powrotem do łóżka, ale Harry skutecznie mu to uniemożliwił mocnym uściskiem.

-Tato, wszystkiego najlepszego! -powiedział wesoło. Snape poklepał go nieporadnie po plecach-Cieszę się, że ze mną jesteś, tato.

Albus i Minerva urzeczeni patrzyli na zawstydzone, ziryrowane, ale jednak pełne miłości spojrzenie Severusa na chłopca który go przytulał. Jak to było możliwe, że ten mężczyzna się tak przełamał? Minerva zacisnęła usta w wąską kreskę i zaczęła wspominać ich pierwsze spotkanie.

Był pierwszy tydzień nowego roku szkolnego.
To właśnie tego dnia, późnym wieczorem już dawno po ciszy nocnej, profesor McGonagall miała patrolować wszystkie chłopięce i dziewczęce łazienki. Poodejmowała już kilka punktów osobom, które szwędały się tam podczas ciszy nocnej, a nawet w jednym przypadku dała szlaban. Nadszedł czas na prawie nieodwiedzaną przez nikogo łazienkę chłopców. Weszła tam i od razu poczuła czyjąś obecność. Wyjęła różdżkę zaniepokojona, ale dostrzegła tylko ucznia. Stał do niej tyłem, patrzył w lustro unosząc koszulkę do góry. Miał liczne siniaki i zadrapania zarówno na plecach jak i brzuchu. Jego żebra mógł policzyć nawet niedowidzący. Chłopiec dotknął jednego rozcięcia i syknął z bólu. Uniósł wzrok trochę wyżej, a jego oczy napotkały nauczycielkę. Szybko opuścił koszulkę i przestraszony odwrócił się w jej stronę. Przełknął ślinę.

-Witam panie...

-Snape. Jestem Severus Snape.

-Jesteś jednym z tych uczniow, których jeszcze nie miałam przyjemności uczyć, tak? -Minerva uśmiechnęła się ciepło, ale chłopiec patrzył na nią nieufnie.

-Tak, pierwsza transmutacja jest jutro-odparł niemrawo.

-Hmm... Pozwolę się spytać, co tu robisz, mój drogi?

-Nic. Przyszedłem do łazienki.

-Jest cisza nocna.

-Wiem, pani profesor.

-Czyli muszę odjąć Slytherinowi punkty-westchnęła ciężko, teatralnie-Chyba, że mi powiesz co dokładnie tu robiłeś. Pokaż plecy, chłopcze. Kto cię tak urządził? -zadała kilka pytań, a chudy chłopiec zbladł.

-Ja... Jestem zmeczony, pani profesor. Pójdę już, dobranoc-uczeń wyminął ją i zniknął za drzwiami łazienki. Minerva wiedziała, że nie może tak tego zostawić. Jednak po kilku daremnych próbach, odpuściła.

Jak mogła to zrobić? Naraziła to dziecko na jeszcze większe cierpienie ze strony ojca, nawet będąc tego nieświadoma.

McGonagall ocknęła się, gdy dyrektor delikatnie ją szturchnął w stronę Severusa. Na stole leżały już prezenty od Harryego i pluszowy lew od Dracona (Minerva była naprawdę dumna z kreatywności małego Ślizgona, choć może Snape już mniej).

Harry patrzył jak jego tata otwiera, choć z pewnym oporem i niechęcią, pierwszy paczkę. Była to książka od niego. Gdy tylko profesor ujrzal okładkę, jego twarz rozpromieniła się na tyle ile mogła (czyli prawie niezauważalnie).
Spojrzał wdzięcznie na Harry'ego.
Przyszedł czas na prezent od Dracona, chłopiec cały czas śmiał się pod nosem. Snape chwycił pluszowego lwa z wyrazem irytacji i zażenowania.

-Dziękuję, Draco-warknął, ale wbrew pozorom był dość rozbawiony. Potem otworzył jeszcze wszystkie inne prezenty,

Gdy tylko Rowley, Albus i Minerva wyszli, młody Potter i Malfoy usiedli jak najbliżej swojego profesora. Jeden po jednej, drugi po drugiej stronie. Severus przyciągnął ich bliżej i potargał po włosach.

-Dobrze, że was mam-powiedział smutno. Dobrze wiedział, że niedługo znów nastąpi wezwanie, a wtedy cały jego spokój zburzy się w jednym momencie.

Taka już była sytuacja szpiega.

Ten rok szkolny, to jakaś porażka. Nie polecam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro