Część 16.
Severus Snape był znany ze swojego mroku, sarkazmu i straszenia uczniów. Ale tego feralnego dnia on bał się razem z nimi. Wewnętrznie co prawda, bo nie pozwoliłby sobie, by ktoś widział, że się denerwuje. Po pierwsze artykuł w proroku codziennym, który wpadł mu w ręce podczas obiadu. Jakiś dzieciak, Krukon przytaszczył gazetę i zaczął ją czytać swojemu domowi, którzy zamiast jeść, słuchali zaciekawieni i przerażeni. Snape spojrzał na Flitwicka, ale ten chyba nie zamierzał się ruszyć. Mistrz Eliksirów odłożył sztućce i cicho, starając się nie zwrócić na siebie zbyt dużej uwagi, odsunął krzesło.
-Dokąd idziesz? -zapytała ciekawska jak zawsze Minerva. Pokazał głową na stół Krukonów, a ona tylko skinęła. Gdy przechodził koło stołu podopiecznych Flitwicka, wszyscy jak na zawołanie wyprostowali się. Oczywiście chłopak, który coś czytał nawet tego nie zauważył. Snape stanął za nim i swoimi chudymi palcami zręcznie złapał gazetę. Uczeń podskoczył przestraszony.
-Spokojnie-warknął Severus, a jego oczy spojrzały na gazetę. Przeczytał nagłówek i odruchowo jego mięśnie szczęki ścisnęły się. Usta otworzył, by po chwili zamknąć w kształt cienkiej kreski-Pozwolę sobie to zabrać-wskazał gazetę-Smacznego-dodał złośliwie i z przekąsem. Krukoni byli na tyle przestraszeni, że nie zdołali się nawet poruszyć i tylko odprowadzili Nietoperza wzrokiem.
***
-Cholera jasna!-wymsknęło się Snape'owi, a Albus spojrzał na niego z dezaprobatą-Lestrange i Black na wolności?! Ciekawe kto jeszcze!
-Severusie, musimy zachować spokój. W takiej sytuacji...-zaczął dyrektor, ale groźny gest ręką Mistrza Eliksirów skutecznie go uciszył.
-Mam być spokojny? Czarny Pan wrócił, teraz uwolnił z Azkabanu swoich największych popleczników, bo jakoś nie wierzę, że ogień rozpalił się sam. Harry jest w niebezpieczeństwie, Albusie, a chciałbym ci przypomnieć, że ja jako Śmierciożerca nie zapewnię mu dobrej ochrony!-wydyszał i zrobił sobie chwilową przerwę. Przetarł czoło i wrócił do rozmowy-Jeszcze do tego Rowley. Jest teraz u Czarnego Pana, który niewiadomo co z nim zrobi.
-Wiesz, cieszy mnie jedynie to, że ostatnim razem, gdy trafił do Poppy, dowiedziałem się o nim prawdy. Gdyby nie tamta sytuacja, nie powiedziałbyś mi, że jest śmierciożercą, prawda Severusie?-westchnął Dumbledore i pogłaskał czubek swej długiej, siwej brody.
-Czy to teraz istotne?-zapytał Snape i złapał się za nasadę nosa. Zawsze tak robił, gdy był zdenerwowany-Możliwe, że jeszcze dziś z powrotem trafi do Poppy. On nie umie zabajerować Czarnego Pana. Jest młody i głupi.
-Martwisz się o niego, Severusie. Traktujesz go jak brata-Dumbledore uśmiechnął się słabo.
-Nie. Z resztą nie czas na to, mam teraz lekcje z pierwszorocznymi Gryfonami i Ślizgonami. Módl się, żebym ich nie pozabijał-mruknął Snape i wyszedł trzaskając drzwiami.
Dotarł do lochów, a tam wszyscy uczniowie już stali. Wpuścił ich do sali, wiedząc, że ta lekcja nie będzie należała do przyjemnych.
Już na samym początku odjął Gryffindorowi piętnaście punktów. Granger jak zwykle głosiła jakieś swoje teorie spiskowe o eliksirach, Longbottom spartaczyłby miksturę którą dziś przygotowywali, dodając źle już pierwszy składnik. Roznosiło go, by coś komuś zrobić. Poszedłby się gdzieś powyżywać, ale zamiast tego musiał siedzieć tu z tą bandą bachorów.
-Potter, nie gadaj!-warknął do Harry'ego, który spojrzał na niego zaskoczony, a na jego twarzy widniał smutek. 'To, że jest moim przybranym synem-pomyślał Severus-nie znaczy, że ma jakieś specjalne względy'.
Tak to sobie przynajmniej tłumaczył. Choć widok strachu w oczach chłopca dał mu sporo do myślenia. Potarł czoło i zaczął czytać jakiś przepis na eliksir, który mieli dla niego jutro robić drugoklasiści. Westchnął ciężko i po chwili do jego uszu dotarły chichoty. Podniósł wyżej głowę i ujrzał dwa jego węże, najdalej w kącie.
-Crabbe, Goyle, proszę, powiedzcie nam co was tak rozśmieszyło-wstał i podszedł do nich z mordem w oczach. Proszę, słuchamy wszyscy. Jesteśmy bardzo ciekawi-warknął. Obydwoje jakby się skurczyli-Co to ma być? -Snape zajrzał do ich kociołków-Czym ta galaretowata breja jest? Czy tak wyglądał ten eliksir, gdy go wam pokazywałem?
Harry pierwszy raz widział profesora w aż tak dużej furii na lekcjach. Coś musiało go bardzo zdenerwować.
Każde warknięcie Mistrza Eliksirów, powodowało w Harrym wspomnienia. Chłopiec mocno się skulił i szybciej oddychał. Przygryzł wargę i obserwował co będzie dalej. Jego tata zaczął wracać do swojego stanowiska, patrząc innym w kociołki. Gdy podszedł do Hermiony, prychnął z dezaprobatą.
-Taki 'doskonały', że aż podręcznikowy, panno Granger. Nie zawsze korzystanie z książki uratuje ci życie...-zaczął z kpiną Snape, ale Hermiona przerwała mu argumentem.
-To pan mówił, że liczy się perfekcja...
-Minus dziesięć punktów za bezczelne odzywki względem nauczyciela!-warknął profesor, a Harry się wzdrygnął-Prawdziwy Mistrz, nigdy nie słucha się tego, co mówią podręczniki. Radzę to zapamiętać.
***
Harry wybiegł z lekcji eliksirów razem z Ronem, nie chcąc się narażać. Biegli jak najdalej od lochów. Postanowili zabrać przygnębioną Hermionę w ustronne miejsce, do łazienki jęczącej Marty. Dziewczyna rozmyślała przez całą drogę nad słowami nauczyciela eliksirów. Być może miał rację? Może to jej uczenie się z podręczników było bez sensu? W takim razie całe życie, bo książki nadawały mu sens.
Hermiona usiadła obok przyjaciół na podłodze i oparła głowę o ramie zdezorientowanego Rona. Rudzielec zrobił się cały czerwony na twarzy. Harry uśmiechnął się, ale nagle zbladł, gdy niedaleko słychać było ciężkie, szybkie kroki.
-Czy Snape ma na ciebie rzucone jakieś zaklęcie nawigujące?-jęknął Ron. Po chwili wymieniony nauczyciel wyszedł do łazienki.
-Potter!-warknął. Powiedzenie do niego po nazwisku przy przyjaciołach, równało się z wielkim gniewem-Ile razy mam ci mówić, że masz chodzić tylko w miejscach często uczęszczanych przez innych!
W tej chwili idziemy.
Dość długo szli korytarzami, a trochę dalej za nimi Ron i Hermiona, którzy skręcili do wieży. Harry spuszczał głowę za każdym razem, kiedy Snape choć kątem oka spoglądał na niego. Dotarli do lochów i weszli do komnat Snape'a.
-Zdenerwowałeś mnie, Potter. Naprawdę. Idę teraz do pokoju obok i ani mi się waż stąd ruszyć!-mruknął machając w jego stronę palcem wskazującym, co zdecydowanie mówiło o jego wkurzeniu.
Gdy tylko profesor wyszedł, Harry'emu przychodziły do głowy różne przerażające obrazy. Kiedy na przykład wuj Vernon wychodził do pokoju obok po skórzany pas, by mu przylać lub po drewnianą rózgę.
Gdy na przykład Dudley go obrażał, on siedział cicho i tego słuchał, a wtedy przychodziła ciotka i wolała wuja, że trzeba komuś wymierzyć karę i to on ma zadecydować kto jest winny kłótni. Vernon przecież nigdy nie wybrałby swojego Dudziaczka.
Bicie, rzucanie nim o schody, czy ściany, zamykanie na długi czas, brak dostępu do jedzenia... Te obrazy stanęły przed oczami Harry'ego i chłopcu od razu włączył się instykt samozachowawczy. Wskoczył za kanapę i mocno się skulił. Właśnie w tym momencie do pomieszczenia wszedł Snape.
-Potter? Co to ma znaczyć, gdzie jesteś? -zapytał rozglądając się. Odłożył to co trzymał w ręku na stolik i zaczął się rozglądać-Harry, gdzie jesteś? -powiedział już łagodniej-Przepraszam cię, synku. Po prostu... Dziwne i złe rzeczy się dzieją, a ja martwię się o ciebie. Nie będę cię namawiał synku, ale możesz wyjść, będzie już bezpiecznie-Snape przeklął się w myślach za take potraktowanie biednego dziecka, które tyle wycierpiało. Powinien mieć do niego inne podejście-Możesz wyjść. Nic ci nie zrobię, synku-po chwili mała glowka wychyliła się zza kanapy. Przestraszone oczka dokładnie zlustrowały Severusa, który powoli szedł do przodu. Nie mógł wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, by dzieciak się nie przestraszył. Kucnął przy Harrym i delikatnie wycignął do niego ręce. Pogłaskał go po włosach i gdy chłopiec bardziej się wysunął, wziął go w objęcia-Przepraszam, że cię wystraszyłem...
Chłopiec wczepił się mocno w jego szatę, a z jego zielonych oczu ściekło kilka łez. Snape pierwszy raz nie wiedział co zrobić. Nieporadnie poklepał Harry'ego po plecach i pogłaskał go po włosach. Severus nie mógł się oprzeć. Musiał zobaczyć co się dzieje w umyśle dzieciaka. Harry przecież nawet nie umiał stawiać barier. Przejrzał kilka jego wspomnień i przełknął ślinę nerwowo.
-Tak naprawdę poszedłem po herbatę dla ciebie, wiesz? I na uspokojenie dla mnie-mruknął i wskazał głową stolik, na którym stała taca z dwiema szklankami. Harry oddychał już równomiernie, ale ani raczył się ruszyć-To teraz chodź ją wypić, młody. No rusz się!
Dopiero po chwili Severus Snape zorientował się, że jego przybrany synek zasnął w jego ramionach.
Okeeeejjj... Mało ciekawy, ale był potrzebny na uspokojenie. Bo to cisza przed burzą, moi drodzy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro