Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 11.*

Voldemort nie mógł wybrać sobie lepszego momentu na spotkanie. Trzecia w nocy niby zawsze byłą godziną ich narady, ale Severus pierwszy raz w życiu chciał się zwyczajnie wyspać.
Wstał i niechętnie zarzucił na siebie Śmierciożercze szaty. Żeby się teleportować na miejsce spotkania, musiał wyjść za bramy Hogwartu. Po drodze spotkał Rowleya. Chłopak wyglądał strasznie blado, a pod oczyma miał sine worki.

-Co, spać się chce?-zakpił Snape, a młody nauczyciel wyglądał jakby miał go zabić-Dobrze. Nauczysz się, że życie nie zawsze jest przychylne.

Szli dalej w milczeniu, aż w końcu wyszli z zamku i skierowali się do bram. Tam dotknęli różdżkami swoje przedramiona i poczuli delikatne szarpnięcie. Wylądowali w dużym pomieszczeniu, w którym był stół na około dwadzieścia, dwadzieścia pięć osób. Snape od razu rozpoznał Malfoy Manor. Rozejrzeli się oboje. Kilkanaście par oczu zwracało się ku nim, w tym jedne czerwone.
Usiedli.

-Zebraliśmy się tu dziś, moi drodzy, by obgadać ważne aspekty-syknął Voldemort-To nasze pierwsze oficjalne spotkanie. Jak widzicie, pomimo mojej ostatniej porażki, udało mi się zachować ciało. Skorzystałem z innego rytuału niż... Ale nie ma ważne, do rzeczy. W Hogwarcie w końcu pojawił się Harry Potter... Czyż to nie cudowne?

Wszyscy zebrani siedzieli w ciszy. Nikt nawet nie śmiał wziąć głębszego oddechu. Narcyza Malfoy ściskała rękę swojego męża pod stołem i przełykała nerwowo ślinę.
-Tak właściwie długo myślałem nad tym, od czego zacząć. Było to jednak prostsze niż mogło się wydawać-Czarny Pan pokazał swoje żółte zęby i wstał. Leniwym wzrokiem spojrzał na twarze zebranych. W swych kościstych, sinych dłoniach obracał różdżkę. Napięcie było nie do wytrzymania.
Nawet Rowley czuł jak kurczy się pod wpływem wzroku Lorda.
-Zamierzam od razu zacząć po mistrzowsku. Ktoś z was zakradnie się do Hogwartu i kogoś... Zabije. Obojętne kogo, najlepiej jakąś szlamę. Nastraszymy w ten sposób i tego siwego starca i całe Ministerstwo-zaśmiał się kończąc to zdanie i z chorym rozmarzeniem przymykając powieki.
Snape chciał coś powiedzieć, ale ktoś go ubiegł.

-Panie mój...-Rowley zaczął niepewnie, ale próbował jakoś ratować sytuację-Nie jest jeszcze za wcześnie na takie decyzje? To dość dalekie posunięcie!

-Głupi!-warknął Voldemort na tyle przerażająco, że wszyscy podskoczyli-Choć tu mój drogi, stań koło mnie...

McLevis zacisnął zęby i przełknął ślinę, ale wstał i podszedł do Lorda. Szaleniec objął go ramieniem i zwrócił się do siedzących.
-Mamy tu przykład prawdziwego sprzeciwienia się swojemu władcy... Cóż więc zostaje, jak nie kara na przestrogę dla innych?
Zapamiętaj ten dzień, drogi Rowley'u, przypomnij go sobie, gdy jeszcze raz spróbujesz mi się postawić. Crucio!

Na ułamek sekundy brunet otworzył szerzej oczy, które po chwili wypełniły się bólem. Szarpało go od środka i musiał się powstrzymać, by nie jeknąć. Po kilku kolejnych minutach, które wydawały się wiecznością, Voldemort przestał. Rowley leżał ciężko dysząc na podłodze i patrząc w sufit.

-Kto następny chciałby się dziś pobawić?-zapytał rozbawiony Lord.

-Ja mój panie, ja!-kobieta, której McLevis nie znał wyskoczyła w górę ze swojego krzesła, a w jej obłąkanych oczach pojawiły się ogniki.

-Chodź, popisz się!

Rowley zamknął oczy czekając na kolejny ból.

-CRUCIO!!!

Ile jeszcze później było osob, chłopak nie wiedział. Przy Yaxley'u przestał liczyć. Czuł tylko ból. Na koniec "sesji" całe jego ciało drgało spazmatycznie, a on sam nie za bardzo ogarniał co się dzieje wokół.
Usłyszał jedynie Voldemorta.

-Tak kończą nieposłuszni. Zabierzcie mi go stąd, koniec zebrania.

Wtedy też zamknął oczy.

***

Snape nie był zadowolony z faktu, że musi obserwować, jak dręczą jego młodszego kolegę po fachu, ale wiedział też, że nic nie może dla niego zrobić. Na szczęście dziś Voldemort nie kazał mu torturować, więc jedynie się przyglądał. Mina chłopaka była przerażająca, wręcz błagalna. Severus chciał, żeby to się już skończyło, niemniej niż Rowley. W końcu Czarny Pan zarządził koniec spotkania i gdy wszyscy oprócz Narcyzy wyszli, on podszedł do McLevisa.

-Słyszysz mnie? Zbieramy się-mruknął próbując uspokoić drgania na ciele bruneta.

-Severusie, czy czegoś wam potrzeba? Może wody?-spytała troskliwie Narcyza. Zawsze taka była. Kiedy to Severus dostawał karę od Voldemorta, ona też zawsze zostawała. Uśmiechnął się słabo.

-Nie, dziękujemy Narcyzo. Zabieram go stąd-odparł.

-To były długie tortury, a on jest młody i nie przyzwyczajony. Uważajcie na siebie-położyła rękę na plecach kucającego Snape'a.

-Dobrze wiesz, że zawsze uważam.

Delikatnie wsunął rękę pod plecy Rowley'a i podniósł go najpierw do pozycji siedzącej, a potem jeszcze wyżej. Brunet był obolały, pół przytomny i przestraszony.

-Jesteś głupi. Sam sobie zawdzięczasz to cierpienie-prychnął Snape i złapał go tak, by ten się nie przewrócił. Jednym ruchem różdżki teleportował ich do Hogwartu, zostawiając Narcyzę samą.

***

Harry znudził się czując zamieszanie wokół. Otworzył smętnie oczy i odkrył że jest jeszcze ciemno, ale koło łóżka obok ktoś palił światło. Stało tam kilka osob. Dyrektor, profesor Snape, profesor McGonagall i pani Pomfrey. Pochylali się nad kim, jednak sen z powrotem wszedł w umysł chłopca, który po chwili znów spał.

***

Rano Harry przebudził się z większą ilością energii niż zwykle. Od razu usiadł i założył okulary.
Nikłe wspomnienia z nocy wróciły i spojrzał na łóżko obok. Leżał tam jego nauczyciel, Rowley McLevis. Czytał książkę, choć wzrok miał strasznie zmęczony.

-Dzień dobry-powiedział Harry z uśmiechem.

-Och, cześć Potter-odparł nauczyciel odkładając książkę na bok-Jak tam się czujesz?

-Ja wyśmienicie, ale pozwolę się spytać co się stało panu.

-Wolisz nie wiedzieć. Pewnie zaraz przyjdzie tu ten stary zgred, Snape i zacznie ironizować-burknął McLevis-Masz szczęście, że na niego trafiłeś. To dobry człowiek, tylko nie wie co ze sobą zrobić, więc znęca się nad innymi. Nie przejmuj się tym co on gada, czasem mu odbija.

-Ale słuch zostaje-warknięcie zza drzwi ocknęło ich i każde wróciło do wcześniejszych zajęć. Wszedł Snape.

-Rowley, grabisz sobie. Jak wyjdziesz, to porozmawiamy-oznajmił Mistrz Eliksirów-Jak się czujesz, Potter?

-Dość dobrze, dziękuję-odparł Harry-Tylko jedno pytanie mnie wręczy. Co stało się z moją miotłą po moim wypadku?

-No nie skończyła najlepiej, ale damy radę-Snape zaczął czytać wywieszkę o stanie zdrowia McLevisa.

-Wiesz, on wcale nie rozpacza nad tym że szukający jego wrogiej drużyny będzie miał zepsutą miotłę. Jemu to na rękę-dodał Rowley.

-Prawdziwy, cholerny Gryfon.

-Byłbym Puchonem.

-Tym bardziej.

Zapadła chwila ciszy.

-W sumie dzięki, Snape-westchnął Rowley.

-Za co niby?-profesor uniósł brwi pytająco.

-Za to, że mnie tam nie zostawiłeś, no wiesz gdzie-odparł McLevis.

-Zamknij się, nie przy dziecku-Snape spojrzał na Harry'ego który z wielką ciekawością wyłapywał każde słowo. Przecież nie mógł wiedzieć-To chyba oczywiste, że bym cię tam nie zostawił cholerny, arogancki idioto.

-Ale ty kiedyś... Pewnie byłeś sam-mruknął zakłopotany.

-Ale ja to co innego, pod każdym względem. Har... Potter, chcesz coś? Przynieść ci? Może jesteś głodny?

-Szybko zmieniasz temat, staruszku.

-Zdajesz sobie sprawę, że jeszcze raz mnie tak nazwiesz i bardzo źle skończysz? Obiecuję ci męki gorsze niż miałeś.

Miłego dnia!

*poprawiony

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro