Część 107.
Severus Snape leniwie przymknął oczy, gdy jego wzrok skupił się na ogniu w kominku. Mężczyzna upił łyk gorącej herbaty i skrzywił się, gdy okazało się, że przecenił swoje umiejętności picia wrzątku. Odstawił kubek, już nieco podenerwowany i jego wzrok padł na Bellę, siedzącą po drugiej stronie salonu i karmiącą ich córeczkę. Wzdrygnął się, gdy ich oczy się spotkały, ponieważ nie spodziewał się, że kobieta będzie patrzyła prosto na niego, niczym w jego duszę. Ostatnimi dniami było między nimi ciężko i nie potrafili się porozumieć, chociaż Snape zaczął zauważać że już ledwo z kimkolwiek potrafił normalnie rozmawiać. Wstał z sofy, gotowy by wyjść na wieczorny spacer, jednak, gdy otwierał drzwi, Bella zamknęła je machnięciem różdżki. Zerknął na nią zirytowany.
- Tak?
- Zachowujesz się jak dzieciak –Bella skończyła karmić Adarę i usadziła ją wygodniej w swoich ramionach- Masz eseje do sprawdzenia i zwlekasz z tym już tydzień.
Prawda była taka, że w istocie mężczyzna miał do ocenienia prace uczniów, a jego cechą była punktualność, jednak kiedy tylko żona mu to wytknęła, wcale nie spowodowało to, że nagle chciał się za to zabrać.
- Tydzień, Sever –Bella nie skończyła swojej tyrady- Tydzień, od kiedy pokłóciłeś się z Harrym.
Snape odwrócił wzrok i zmarkotniał. Od tamtego incydentu chodził w paskudnym humorze, co odbijało się na całym otoczeniu, zaczynając od uczniów a kończąc na kadrze nauczycielskiej. Następnego dnia po tej ciężkiej sytuacji, miał eliksiry z czwartym rokiem i jak tylko zobaczyli się z Potterem, w oczach ich obu zabłysła furia. Snape odebrał to jako wrogie nastawienie, więc nie zamierzał robić nic w kierunku załagodzenia sytuacji. Roztargniony ostatnimi wydarzeniami Gryfon, zrobił kilka kluczowych błędów, które ojciec wypomniał mu przy całej klasie w bardzo dosadny sposób. Bardziej niż kiedykolwiek, komukolwiek. Sama Hermiona słuchała tego z otwartymi z szoku ustami, a Harry zrobił się cały czerwony na twarzy, ku uciesze Ślizgonów. Pansy zmarszczyła brwi zmartwiona i przygryzła wargę, gdy tylko jej chłopak opuścił klasę bez pozwolenia. Jej wzrok spotkał się z Granger i obie wiedziały, że coś poważnego musi być na rzeczy. Od tamtej pory Harry nie pojawiał się na posiłkach, ani na eliksirach które przypadły mu trzy dni później. Severus był bardzo zmartwiony, ale wolał izolować chłopaka od samego siebie, bo czuł że go zawiódł. Odtrącenie było w jakimś stopniu naturalnym sposobem na chronienie kogoś, według Severusa. W jego głowie kotłowały się myśli, że chłopiec poznał złą stronę swojego ojca i być może w jakiś sposób znienawidził za to Snape'a. Dodatkowo zobaczył wiele wspomnień, w których Severus był poniewierany - poznał jego mroczną przeszłość. Mistrz Eliksirów nigdy nie chciał, by któreś z jego dzieci znało jego prawdziwe oblicze i miało go za słabego. I właśnie dlatego odtrącał Harry'ego w najgorszy możliwy sposób.
Z drugiej strony Harry był przekonany, że ojciec nienawidzi go za naruszenie prywatności i wgląd w bardzo personalne wspomnienia. Na swojego biologicznego ojca, Jamesa, poświęcił tylko jedną myśl-był obrzydzony jego zachowaniem, tak samo jak tym, że Syriusz mu w tym wszystkim przyklaskiwał i pomagał. Gdy tylko Harry zobaczył wzrok Severusa na zajęciach, czuł że jego twarz przybiera mimowolnie dokładnie taki sam wyraz, więc stali chwilę w ciszy, wpatrując się w siebie nienawistnie. Kiedy Snape potraktował go na zajęciach w dość okrutny sposób, Gryfon zrozumiał, że nadszedł koniec ich dobrej relacji i prawdopodobnie nic już tego nie wróci. Jego ojciec nie chciał być już jego ojcem. Harry czuł się porzucony jak nigdy. Unikał Bellatrix, Luny i wszystkich przyjaciół, którzy się o niego martwili. Nie chodził na posiłki, bo nie miał ochoty nikogo widzieć, ale skrzatka jego ojca zawsze przynosiła mu do pokoju o co tylko poprosił, oczywiście pod przysięgą, że nie powie nic swojemu panu. Oczywiście uczęszczał na zajęcia, jednak zaraz po nich znikał, tylko po to, by wrócić na następne.
Wtedy właśnie chłopaka zaczęło przytłaczać to, że nieuniknione starcie z Voldemortem nadchodziło, a on sam miał umrzeć. Czuł się chory na samą myśl, że zanim to się wydarzy, może stracić każdą bliską mu osobę i w godzinę śmierci, zostanie całkiem sam. Jednak w pewnym momencie Harry pomyślał, że może to nawet lepiej, ponieważ łatwiej pozbierają się po jego odejściu i nikomu nie zrobi to żadnej różnicy. Wiedział, że bardzo rani Pansy, która ciągle go szukała i próbowała rozmawiać chociaż na zajęciach-z reguły kończyło się to rozsadzeniem ich po dwóch stronach Sali. Parkinson chodziła smutna, myśląc prawdopodobnie, że to ona jest czemuś winna, a Harry wiedział, że to co jej robi jest paskudnym zachowaniem. Nie mógł jednak nic zrobić z uczuciem, które w sobie nosił i mimo, że kochał tę dziewczynę, to dalej cały czas myślał, że zachowuje się dla niej zbyt niedojrzale.
Jednak tego wieczora Pansy znalazła kryjówkę Harry'ego. Przez moment obserwowała jak chłopak siedzi na parapecie i patrzy się przez okno, wolno mrugając co jakiś czas, lecz postanowiła ujawnić swoją obecność. Podeszła bliżej i delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu. Podskoczył przestraszony i sięgnął odruchowo po swoją różdżkę.
- No już, to tylko ja –szepnęła dziewczyna, odsuwając się do tyłu i dając Harry'emu trochę przestrzeni.
- Pansy –powiedział chłopak otępionym głosem- Co tu robisz?
- A jak myślisz? –dziewczyna wskoczyła na parapet i usiadła obok niego- Nie możesz ciągle uciekać, Harry. Proszę, porozmawiaj ze mną.
Chłopak wbił wzrok w widok za oknem i mocno zacisnął zęby, nie wiedząc co ma zrobić w tej sytuacji bez wyjścia. Ślizgonka chwyciła delikatnie jego podbródek i skierowała twarz tak, że patrzył bezpośrednio w jej zielone, zmartwione oczy. W tamtym momencie szloch wstrząsnął jego ciałem i czuł, że wszelkie emocje z poprzedniego tygodnia wychodzą na wierzch. Pansy nic nie mówiąc wzięła go w objęcia i zaczęła tulić najmocniej jak się dało, pozwalając Gryfonowi płakać w jej ramię. Głaskała go delikatnie po włosach, szepcząc ciche pocieszenia.
- Przepraszam, Pans –Harry odkleił się od dziewczyny i spojrzał na nią żałośnie.
- Nie masz za co, słońce –dziewczyna pogłaskała jego policzek z czułością- Powiedz mi tylko co się dzieje.
- Nie zasługujesz, żeby być tak traktowana –oznajmił Harry- Za dużo się teraz dzieje... Zachowuję się okropnie, mam na karku oddech Voldemorta i nie potrafię z tym żyć.
- Dlatego tu jestem...
- Nie, Pansy –Gryfon jej przerwał- Ostatnimi czasy mam w głowie bardzo dużo i boję się, że za bardzo się to na ciebie przerzuci. Kocham cię najmocniej, na tyle na ile moje czternastoletnie serce mi pozwala, ale nie chcę cię zniszczyć. Proszę, trzymaj się ode mnie z daleka.
Pansy siedziała tam, jej twarz była nie do odczytania, gdy pustym wzrokiem patrzyła na Harry'ego. Dziewczyna sprawnie zeskoczyła z parapetu i sprawiała wrażenie, że wyjdzie jednak odwróciła się na pięcie w stronę chłopaka.
- Jeśli myślisz, że mnie zniszczysz, to dlaczego nie włożysz trochę wysiłku w to, by starać się dla nas oboje? –powiedziała spokojnie- I nie będę się od ciebie trzymała z daleka, tego możesz być pewny. Pomyśl trochę o tym i proszę, daj sobie samemu szansę. Wiem, że Sam-Wiesz-Kto zajmuje ci teraz całe życie, ale pamiętaj, że to dalej jest twoje życie Harry i to ty jesteś za nie odpowiedzialny.
Potter patrzył w lekkim szoku jak dziewczyna odchodziła w stronę korytarza i zacisnął zęby, rozumiejąc, że mimo iż ranił Pansy, ona dalej zostawała mu wierna, a teraz nawet prosiła go by zaczął ją dobrze traktować. Było to trochę upokarzające, tym bardziej zważając na fakt, że chłopak chciał ją od siebie odsunąć, skoro i tak miał umrzeć. Teraz jednak jej słowa wyryły mu się w sercu-„to jest twoje życie, Harry". Wybraniec przygryzł wargę, zastanawiając się, czy miał w sobie tyle siły, by wiedząc, że umrze, przeżyć resztę życia najlepiej jak mógł.
***
Severus pogrążony w myślach skrzywił się, co nie umknęło Belli, która uważnie go obserwowała.
- Severusie, musisz z nim porozmawiać -kobieta zamknęła z hukiem księgę, którą czytała i odłożyła ją na stolik.
- Wątpię, że on tego chce -prychnął ponuro Snape.
- Mnie nie interesuje to, czego którekolwiek z was aktualnie chce -Bella usiadła prosto i spojrzała mężowi prosto w oczy- O co ty właściwie się złościsz, co? Dzieciak nie powinien był naruszać twojej prywatności, ale to jednak dalej tylko dzieciak.
- Tu nie chodzi o to -Snape wstał.
- To o co?
- O to, że nie chciałem, by kiedykolwiek widział wspomnienia z mojego dzieciństwa -mruknął- Nie chciałem, żeby ktokolwiek wiedział.
- Severusie, chłopak zrozumie -Bella przewróciła oczami- Pragnę przypomnieć, że jego rodzina również nie obchodziła się z nim delikatnie.
- Nie chciałem też, by widział swojego ojca w akcji –westchnął Severus- Mam wrażenie, że w jakiś sposób zniszczyłem mu tym wizję wspaniałego człowieka jakim był James, a tym samym całe dzieciństwo i nadzieje, które pokładał w istocie ojca, uznawanego za bohatera.
- Ty też jesteś jego bohaterem –powiedziała poważnie Bella. Severus czuł, że gryzie policzek od środka, nie bardzo wiedząc co ma ze sobą zrobić. Bellatrix zsunęła się z kanapy i podeszła do męża, łapiąc go delikatnie za ramię- Sever, chłopiec, czy tego chcesz czy nie, z każdym dniem zbliża się do śmierci. To nie jest czas na kłótnie, trzeba wykorzystywać każdy dany nam dzień... On tam prawie umiera z żalu... Parkinson mi mówiła, to samo zaobserwowała Luna. Proszę cię, skończ to dzisiaj. Postaraj się go zrozumieć, ale daj mu też zrozumieć siebie.
***
Severus stanął twarzą w twarz z chłopakiem, którego przygarnął jako swojego syna kilka lat temu. Harry spojrzał w podłogę i bawił się palcami, wyraźnie zdenerwowany. Przebywali właśnie na jednym z rzadko uczęszczanych korytarzy, który Snape zawsze dostawał do wieczornego patrolowania, a z jakiegoś powodu tego wieczora wiedział, że spotka tam Gryfona.
- Jest cisza nocna, Potter –powiedział Mistrz Eliksirów ponuro, a Harry przytaknął skinięciem głowy.
- Wiem, profesorze. Zasiedziałem się trochę i nie zauważyłem, że zrobiło się tak późno.
- Jak tak dalej będzie, zamienię Hadesa w zegarek –mruknął Severus z lekkim żartem w głosie, jednak chłopiec nawet się nie poruszył.
- Już idę do siebie profesorze, przepraszam –odparł i zaczął iść w drugą stronę, dalej patrząc w podłogę. Severus poczuł, jak gardło zwęża mu się z żalu, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Harry czuł się w tym momencie podobnie, ponieważ zalewał go żal i wiedział, że jeśli stamtąd nie odejdzie to emocje wezmą górę i albo zacznie płakać, albo zrobi się pyskaty i powie coś, co jeszcze pogorszy sprawę. Gryzł wargę od środka i zaciskał oczy, idąc odwrócony plecami do profesora.
- Potter, stój –usłyszał nagle ledwo wychwytywalne słowa. Od razu posłuchał i odwrócił się w stronę Mistrza Eliksirów- Jadłeś coś dzisiaj? Zauważyłem, że nie pojawiasz się na posiłkach ostatnimi czasy, masz worki pod oczami i zapadnięte policzki. Dodatkowo...
- Skończyłeś? –spytał chrapliwie Harry, wiedząc, że przesadził z tonem, ponieważ Snape od razu zmrużył oczy i cały się najeżył- Nic mi nie jest.
- Dobrze, koniec tej szopki –Snape westchnął ponuro- Myślę, że skoro minął już tydzień, to zarówno ty i ja ochłonęliśmy i jako dorosły, wykażę się większą dojrzałością. Wybacz, Potter, że zobaczyłeś prawdziwe oblicze swojego ojca.
Przez krótki moment Harry zmarszczył brwi, ponieważ to zdanie było bardzo dwuznacznie rozumiane. Z jednej strony zobaczył nieznaną mu dotąd stronę Jamesa, a z drugiej, poznał też przeszłość Snape'a. Severus zobaczył konsternację na twarzy chłopca, więc konynuował.
- Nie chciałem, byś to widział –westchnął- Potter już nie wróci i należy mu się spokojne wieczne odpoczywanie, a teraz ty, jego syn, myślisz, że próbuję zniszczyć ci wizję tego, jaki był.
- Nieprawda –zaprotestował Harry- Wręcz przeciwnie, to ty się wściekłeś, że zajrzałem we wspomnienia!
- Bo jesteś małym, wścibskim, wpychającym wszędzie nos Gryfonem –Snape prychnął- Ale ta złość przeszła mi już dawno i został tylko gniew do samego siebie, że dopuściłem, byś to wszystko zobaczył.
- Próbowałeś temu zapobiec, to faktycznie ja i moja ciekawość sprawiły, że jest jak jest –Harry spuścił wzrok na podłogę- Wiem, że nie chcesz mnie teraz znać, profesorze i szanuję twój wybór, pójdę już do siebie.
- O czym ty mówisz dzieciaku? –Snape zmarszczył brwi- Nie chcę cię znać? Bo co?
Harry zerknął w górę i jego duże, zielone oczy spotkały czarne, zmrużone.
- Bo naruszyłem twoje zaufanie, dodatkowo mój ojciec był okrutny i może za bardzo ci go przypominam, a tym samym wspominasz swoje dzieciństwo i... -Snape podniósł rękę i mu przerwał.
- Na Merlina, głupie dziecko –mruknął Mistrz Eliksirów- Nie jesteś swoim ojcem, naruszyłeś moje zaufanie, to prawda, ale nie na tyle, żebym... wywalał cię ze swojego życia. To raczej ja myślałem, że masz powód, by mnie teraz nienawidzić.
- To ja już nic nie rozumiem –powiedział Harry wyraźnie skonfundowany, po chwili ciszy jaka między nimi zapadła.
- Ja chyba też –mruknął Severus pod nosem, po czym na jego twarzy pojawił się grymas uśmiechu- Chodź tu głupi dzieciaku... -Harry podszedł i dosłownie wpadł w ramiona ojca, roztrzęsiony wszystkimi wydarzeniami, które ostatnio się u niego działy. Snape wiedział, że to nie w jego stylu, ale trzymał chłopca dopóki oboje się nie uspokoili.
***
Bellatrix westchnęła ciężko i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Tego wieczoru miał nastąpić koniec jej 'urlopu macierzyńskiego', który i tak trwał dość długo. Musiała wrócić na spotkania Śmierciożerców, jeśli chciała ratować swoją rodzinę, ponieważ zbyt dziwnym stał się brak zaufania Voldemorta do Severusa. Bała się, że być może Czarny Pan po tylu latach zrozumiał intencje Snape'a, więc musiała jak najszybciej zbadać tę sprawę, a samą swoją obecnością wzbudzić większe zaufanie Voldemorta.
Bella przyklepała blade policzki pudrem, po czym pomalowała czarną kredką linie wodne oczu. Zerknęła w lustro i wiedząc, że wygląda zbyt 'grzecznie', zaczęła rozmazywać to palcami, tak, że wyglądała jakby od miesięcy miała problemy ze snem. Dłonią rozczochrała włosy, które ostatnio zawsze były schludnie związane. W pewnym stopniu był to dla niej powrót do przeszłości, ponieważ teraz była zupełnie inną osobą, ale wciąż ją ciągnęło do starej wersji i ciągle się na tym łapała. Brakowało jej nutki szaleństwa, spontaniczności i ciągłych skoków adrenaliny, a to utwierdzało ją tylko w tym, że nigdy nie będzie do końca pasować do idealnej wizji świata Albusa Dumbledore'a. Życie nie było albo czarne, albo białe-bywało też szare. Kobieta nuciła pod nosem melodię, którą na dziwnej, mugolskiej maszynie puścił jej Severus, po czym od razu strasznie wpadła jej w ucho. Śpiewając, zawiązała gorset najmocniej jak się dało, a zaraz po tym zabrała się za ubieranie długich do kolan kozaków. Przed narzuceniem na siebie peleryny, po raz ostatni spojrzała smutno w lustro i westchnęła. Podeszła do łóżeczka, na którym spała jej córeczka i wzięła dziecko na ręce, delikatnie budząc.
- Chodź kochanie, odwiedzimy ciocię –wyszeptała, kierując się w stronę kominka. Severus też musiał stawić się wieczorem na spotkaniu, więc była zmuszona zostawić dziecko z kimś, kto mógł się nim zająć. Po drugiej stronie kominka ukazała się jej Molly, która od razu skrzywiła się na jej widok.
- Uhh –mruknęła- Dawno nie było cię w tej wersji –Weasley wskazała dłonią od stóp do głowy Belli, która tylko wywróciła oczami.
- Ciebie też miło widzieć, Molly –prychnęła kobieta.
- Wybacz, oczywiście nie chciałam, żeby to źle zabrzmiało –rudowłosa zaczęła się bronić, ale Bella machnęła na to ręką.
- Daj spokój, dziękuję, że zajmiesz się dziś małą –powiedziała i dała Adarze długiego buziaka w czoło, przed oddaniem jej w ręce Weasley.
- Bello, ile jeszcze chcesz to ciągnąć? –westchnęła Molly.
- Co masz na myśli?
- Nie da się łączyć wojny z macierzyństwem.
Bella podniosła głowę i spojrzała prosto na drugą kobietę.
- Muszę to robić, żeby w przyszłości inne dzieci nie traciły swoich rodziców i na odwrót –powiedziała poważnie- Muszę to robić, żeby Adara, Luna i Harry, nie mieli właśnie takiej przyszłości. Chcę doprowadzić Czarnego Pana do końca, bo jest już wystarczająco dużo strat, ale musiałam do tego dojrzeć i zajęło mi to zdecydowanie za długo.
- Och kochanie... -Molly spojrzała na nią z troską.
- Muszę iść, wzywa –Bella pogłaskała córeczkę po włosach i odwróciła się na pięcie- Do zobaczenia!
- Trzymaj się –usłyszała jeszcze szept Molly, gdy odchodziła. Wyszła z komnat i zaczęła się kierować prosto do bramy.
Bellatrix miała tylko nadzieję, że Severus załatwił sprawę z Harrym i przestaną być na siebie obrażeni jak małe dzieci, ponieważ nie mogła patrzeć jak bardzo ich oboje to zżera. Pogrążona w rozmyślaniach, nie spodziewała się, że prosto przed jej twarzą pojawi się jakiś przedmiot. Odskoczyła zaskoczona i wyciągnęła różdżkę przed siebie, szukając zagrożenia, jednak nie było tam żywej duszy, a lewitującą przed nią rzeczą, była koperta. Z daleka zobaczyła na niej swoje nazwisko i ciekawość zwyciężyła, jednak nauczona doświadczeniem kobieta, wiedziała, że lepiej nie dotykać takich rzeczy bezpośrednio. Za pomocą różdżki wydobyła ze środka koperty liścik, napisany odręcznie, pięknym, pochyłym pismem.
Bellatrix Snape, z domu Black
Przyjdź jutro do Hogsmeade, gdy zapadnie zmrok. Zachowaj list, pokaże ci drogę.
AD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro