Część 104.
Harry doskonale wiedział, że całe jego życie miało jakąś większą wartość, jeśli chodziło o zakończenie wojny, więc gdy podsłuchał rozmowę rodziców, że jest horkruksem, nie był nawet zdziwiony. Wizja śmierci nie była dla niego wielce przerażająca, przynajmniej na razie, bo wiedział, że jak już stanie z nią twarzą w twarz, nie będzie w stanie się ruszyć. Teraz smętnie szedł w stronę dormitorium i rozmyślał nad tym jak wyglądało jego życie i jak potencjalnie się skończy. Ostatnimi czasy miewał wiele przemyśleń na temat śmierci, które go zadręczały całymi nocami i prawie nie mógł spać, podczas gdy Ron na łóżku obok chrapał w najlepsze. Potter zagryzł wargę i wziął głęboki oddech, zatrzymując się na korytarzu lochów i próbując powstrzymać łzy.
Sposób, w jaki przebiegła rozmowa jego rodziców był przytłaczający, bo tylko utwierdziło go to w tym, że bardzo go kochają i nie chcą, by coś mu się stało. Być może, gdyby nie czuli z nim więzi, łatwiej byłoby mu ich zostawić. Dodatkowo Snape chciał się poświęcić i umierać razem z nim! Nie mógł ojcu na to pozwolić.
Gryfon zupełnie przypadkowo został świadkiem tej rozmowy-miał wejść do środka, gdy usłyszał, że jego rodzice się kłócą, zatrzymał się i gdy chciał wyjść, wychwycił swoje imię i wszystkie zmysły kazały mu zostać i słuchał. Nie żałował, bo teraz przynajmniej wiedział na czym stoi. W pewnym sensie Harry czuł, że śmierć będzie dla niego wybawieniem od wiecznego strachu, bólu i problemów, które czarodziejski świat dla niego szykował, jednak z drugiej... Zacisnął zęby i szedł dalej.
Jeśli mógł w jakiś sposób uratować swoich przyjaciół i bliskich, gotów był nawet w tym momencie zrzucić się z wieży astronomicznej, by zniszczyć 'kolejny horkruks'. Nie rozpatrywał tego w kwestii samobójstwa, ponieważ takie myśli mu nie towarzyszyły. Czuł, że w końcu mógłby zrobić coś dla dobra świata i był na to gotowy.
Swoją drogą zaśmiał się gorzko na myśl, że obecna jest w nim cząstka jego najgorszego wroga i że Voldemorta jedynym zagrożeniem był dosłownie czternastolatek. Ta wizja go rozbawiła i nieco się rozluźnił. Wiedział, że bitwa nadchodziła wielkimi krokami, więc nie zostało mu pewnie zbyt wiele czasu, co nasunęło mu myśl, że musi go spędzić z bliskimi, by jak najlepiej to wykorzystać. Gdy dotarł do pokoju wspólnego, nie było tam żywej duszy, oprócz siedzącej w głębokim fotelu i wpatrującej się prosto w ogień kominka, Hermiony. Dziewczyna oderwała wzrok i zerknęła na przyjaciela. Na jej twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech, chociaż Harry wiedział, że czymś bardzo się martwiła. Usiadł w fotelu obok.
- Dobrze, że nikt cię nie złapał podczas ciszy nocnej -Granger od razu skarciła przyjaciela.
- Miałem przy sobie mapę, więc obserwowałem, czy nikt nie idzie -odparł Harry- Wiesz, że strasznie się staram, by nie stracić punktów...
- Wiem, wiem, głuptasie -Hermiona uśmiechnęła się łagodnie i znów spojrzała w kominek. Siedzieli chwilę w dłuższej, ale komfortowej ciszy, po czym dziewczyna zwróciła się do Pottera- Wydajesz się bardzo nieobecny, Harry.
- Ty również -westchnął chłopak.
- Bo dużo ostatnio myślę, a ty?
- Ja też.
- O czym? -spytała Hermiona, transmutując leżące na stoliku pióro, w ciepły kocyk, którym się okryła.
- O naszej przyszłości -mruknął Harry- O tym, co nas czeka, o wojnie...
- Ja też o tym myślę -Granger spuściła wzrok na podłogę- Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w szkole czeka na nas tyle niebezpieczeństw. To absurdalne, że miejsce, które ma nas chronić, uczyć jak się bronić i tak dalej, jest miejscem pełnym zdrajców, morderców i oszustów.
- Nigdy tak na to nie patrzyłem -Potter zmarszczył brwi.
- Bo od pierwszego roku jesteśmy przyzwyczajeni, że coś nas spotyka -Hermiona zerknęła na przyjaciela- Ale doskonale wiesz, że tak nie powinno być. Każdy z nas o tym wie, ale tego nie powie.
- To trochę przeze mnie, Hermiono -mruknął Harry, a dziewczyna chciała coś powiedzieć ale wszedł jej w słowo- Nie próbuj zaprzeczać. Voldemort uwziął się na szkołę tylko i wyłącznie ze względu na mnie.
- Harry, zapewniam cię, że nie siedzisz w głowie tego szaleńca i nie jesteś w stanie tego stwierdzić -Granger pochyliła się do przyjaciela i położyła mu dłoń na ramieniu- Może gdybyś nawet nie istniał, on wciąż robiłby to co robi, ze względu na dyrektora i ogólną chęć zagarnięcia władzy. Jestem ciekawa jak daleko by już zaszedł, gdyby zaklęcie nie odbiło się od ciebie! To, że stało się, jak się stało, nie jest przypadkiem i dokładnie tak miało być. To jest nasz los, nasza ścieżka i nią musimy podążać.
- Zaczynasz brzmieć jak Trelawney i nie wiem czy mi się to podoba -powiedział Harry z udawanym strachem. Oboje się zaśmiali- Masz rację Hermiono, że wszystko co się dzieje ma swój cel. Czemu tylko dzieje się aż tyle złego, a nigdy nic dobrego?
Hermiona wzruszyła ramionami.
- Chciałabym wiedzieć, Harry. Chciałabym wiedzieć...
***
Bellatrix siedziała na kanapie i patrzyła pustym wzrokiem przed siebie, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Severus zasnął z głową na jej kolanach, ponieważ był tak wykończony porannymi torturami i natłokiem ostatnich wydarzeń, że nie mógł już dłużej utrzymywać przytomności. Kobieta cieszyła się, że mąż w końcu powiedział jej co go dręczyło od tak długiego czasu, natomiast ta informacja całkowicie ją odmieniła. Nawet nigdy nie podejrzewała, że będzie płakać za Potterem aż tak jak teraz-nawet zaczęła mówić tak, jakby już go nie było. Harry został jej synem, dzieckiem którego tak bardzo pragnęła, ale nie mogła mieć wcześniej. On i Luna wnieśli w jej życie tyle radości, beztroski i spokoju, że czasami zapominała o tym kim jest i jakie wydarzenia doprowadziły ją do tego momentu w życiu.
Jej myśli nagle zupełnie zmieniły tor.
Dumbledore wiedział o wszystkim, od początku.
Och, była pewna, że gdyby zerknęła teraz w lustro, zobaczyłaby ogień w swoich oczach. Zacisnęła zęby i walczyła sama ze sobą, by się nie ruszyć i nie pobiec wprost do gabinetu dyrektora, jednak sen Severusa był ważniejszy. Czuwała nad nim i obiecała mu, że może tę noc przespać spokojnie i bez koszmarów, bo jest obok niego i będzie go pilnowała. Chciała, by poczuł jej bliskość i miłość, by zrozumiał, że nie jest sam.
Dumbledore.
Ten starzec wiedział doskonale co będzie czekało Harry'ego, narażał każdego dzieciaka w tej przeklętej szkole i uważał, że jest tu bezpiecznie, nie widząc w swoich czynach nic złego. Ale absurdem było to, że z jednej strony szykowali się do wojny, a z drugiej dalej uczono dzieciaki, jak gdyby nigdy nic złego nie miało się wydarzyć. Dalej powtarzali sobie na wróżbiarstwo, zbierali dziwne przedmioty na mugoloznastwo, skwaszeni chodzili na eliksiry, biegali do Hogsmeade...
Dłoń Belli była zaciśnięta tak mocno, że pod wbitymi w skórę paznokciami pojawiła się krew. Kobieta odgarnęła włosy z twarzy i wzięła głęboki wdech. Pierwszy raz w życiu poczuła taką furię, ale i wolę walki jednocześnie. Obiecała sobie, że dopóki ma siły, będzie walczyć o życie każdego ucznia tej przeklętej szkoły.
Widziała z dnia na dzień, że Albus umiera, ale dopiero teraz zdawała sobie sprawę, że się z tego cieszy.
Niestety Dumbledoredo grobu zabierze ze sobą wiele osób...
Dopiero teraz było jej dane zrozumieć ile ludzi poświęcił dyrektor na drodze do przejęcia władzy nad Voldemortem. Wojna zawsze niesie za sobą wiele ofiar, ale dlaczego dzieci? Większość osób miało przed sobą całe szczęśliwe życie, przyszłość, a teraz nikt nawet o nich nie pamiętał. Czarny Pan oczywiście robił dokładnie to samo, ale to Albus miał być 'tym dobrym'. Och, nie mogła wytrzymać chociażby tego, jak dyrektor traktował Severusa. Snape robił rzeczy, których żaden inny człowiek by nie podjął-wszystko dlatego, że Dumbledore sobie tego żądał i tak miało być.
Nie mogła znieść tego, że staruszek trzymał Harry'ego przy życiu, na odpowiednią chwilę. Możliwe, że chciał go użyć jako przynęty, by Voldemort zaatakował Hogwart? Zrobiło jej się niedobrze na samą myśl i musiała uspokoić swój oddech.
Severus dobrze zrobił, że na czas wojny postanowił znaleźć schronienie dla Luny i Adary, chociaż Bella wiedziała, że jej starsza córka będzie się upierać do samego końca, by wziąć udział w bitwie. Bitwa dorosłych śmierciożerców przeciwko trzynasto-czternastolatkom.
Severus poruszył się niespokojnie na kolanach Bellatrix, a ona zaczęła delikatnie głaskać go po plecach i kojącym tonem uspokajać. W końcu i ją dopadło zmęczenie, a chłód lochów nie pomagał. Przysnęła na siedząco.
***
W niedzielny wieczór miało odbyć się zebranie Zakonu, więc Harry wykorzystał ten moment, by spotkać się w końcu z tak dawno nie widzianymi Syriuszem i Remusem. Okropnie stęsknił się za swoimi wujami, a wizja tego, że niedługo miał umrzeć, sprawiła, że chciał ich zobaczyć jak najszybciej się dało. Czekali na niego w komnacie ojca. Remus-jak zwykle ubrany w jeden ze swoich ulubionych brązowych swetrów, ze swoją spokojną i kojącą aurą, siedział na sofie. Natomiast Syriusz zwyczajowo ubrał się jak jakaś gwiazda rocka i siedział na oparciu od fotela. Potter uśmiechnął się szczerze na ich widok i od razu wpadł w ramiona najpierw jednego, a potem drugiego wuja.
- No no, Harry -zaczął Syriusz- Wyrosłeś dzieciaku!
- Trochę czasu minęło, od kiedy się widzieliśmy -powiedział smutno Remus- Ale mam nadzieję, że nam to wybaczysz.
- Oczywiście, że wybaczę -prychnął Harry- Cieszę się po prostu, że was widzę i tyle mi starczy. Opowiedzcie mi proszę, co u was?
Snape wszedł do środka, mając bardzo zmęczony wzrok, a Harry doskonale wiedział dlaczego. Delikatnie zakłuło go serce, ale starał się nic po sobie nie pokazać i posłał ojcu uśmiech.
- Syriuszu, Remusie -Severus skinął głową w ramach powitania- Harry, muszę załatwić kilka spraw z twoją matką przed spotkaniem. Zająłbyś się Adarą? Luny nigdzie nie ma, pewnie jest z Draco.
- Oczywiście, że się nią zajmę -uśmiechnął się chłopak, więc Snape wrócił do pokoju i po chwili przyszedł z córką na rękach.
- Akurat się obudziła, nie chcę, żeby tam siedziała sama -mruknął Mistrz Eliksirów i dał Adarze buziaka w czoło, co najwyraźniej bardzo rozczuliło Remusa, który zrobił minę, jakby miał się zaraz rozpłynąć. Kiedy Snape wyszedł, Syriusz zsunął się z oparcia na fotel, by usiąść jak człowiek i od razu wezwał Skrzata.
- Kufel piwa, byle dobrego -zażyczył sobie wesoło. Lupin pokręcił głową.
- Mam nadzieję, że na jednym się skończy -chrząknął- Nie chcesz chyba iść pijany na spotkanie Zakonu?
- No cóż -Black uśmiechnął się złośliwie- Nie, żebym już tego wielokrotnie nie robił...
- Syriuszu!!! -skarcił go Remus, a Harry siedział z siostrą na rękach, wyjątkowo rozbawiony. Znów powróciło do niego uczucie strachu, że byc może jest to ostatni raz, kiedy ich widzi, albo kiedy się tak szczerze śmieje. Potem jednak nadeszła myśl, że jeśli on nie wyda się na śmierć, zarówno Remus jak i Syriusz mogą zginąć. Przełknął ślinę i miał jedynie nadzieję, że zmiana na jego twarzy nie była aż tak wyczuwalna. Mocniej przycisnął do siebie Adarę, która zaczęła gaworzyć jakieś głupotki, choć zaraz potem bardzo zainteresowała się Syriuszem, a kiedy ona wybrała sobie jakiś cel-nie było odwrotu. Black przez resztę ich spotkania zajmował się dzieckiem, chociaż zupełnie nie ma pojęcia, jak z nim postępować. Było to na tyle zabawne, że ani Harry, ani Remus nie mogli się powstrzymać od szczerego śmiechu, szczególnie jak animag wpadł w panikę, kiedy dziewczynka zaczęła szarpać jego włosy. Nie widzieli takiego lęku w jego oczach nigdy wcześniej.
***
Na tym spotkaniu Zakonu ukazało się więcej osób niż zazwyczaj, więc trzeba było powiększać pomieszczenie. Bella wiedziała, że nie była tu przez większość mile widziana, ale przestało jej to przeszkadzać. Odnalazła wzrokiem Andromedę, która skinęła do niej głową na powitanie. Chwilę później do Snape przysiadł się McLevis i zaczęli gadać o głupotach, by zabić czas, aż wszyscy się zbiorą. Albus stanął na środku i zaczął wszystkich serdecznie witać, a Bella przewróciła oczami, co oczywiście spotkało się z komentarzem jakiejś nieznanej jej bliżej osoby. Bellatrix żałowała, że tak mało osób widzi, to co ona, czyli że Dumbledore to podły oszust, kłamca i manipulator. Spojrzała na Severusa, który ku jej zaskoczeniu złapał ją za dłoń i masował kciukiem kłykcie jej zaciśniętej w pięści ręki. To było wyjątkowo czułe jak na niego, ponieważ Snape rzadko okazywał uczucia przy innych, a już tym bardziej nie na publicznych, poważnych zgromadzeniach. Chciał chyba, by nieco powściągnęła swoje emocje, więc to zrobiła i na jej twarz opadła beznamiętna maska. Oboje musieli teraz udawać, że wszystko jest w porządku i że nie mierzą się z możliwością utraty syna. Kobieta była pełna podziwu dla męża, że wytrzymał z tą wiedzą samotnie tak długo. Nie potrafiła sobie wyobrazić jaki ból przechodził cały ten czas. Rozluźniła pięść i delikatnie ujęła dłoń Severusa, który nawet jej nie odrzucił.
Nadszedł ten czas, kiedy musieli być dla siebie wszystkim-wsparciem, nadzieją i siłą.
Co myślimy???
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro