Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 91.

Nieprzytomnym wzrokiem Bellatrix zrozumiała, że właśnie przeniesiono ją do skrzydła szpitalnego. Jej dłoń ochronnie spoczywała na brzuchu, którego kształt jeszcze nie zniknął. Wokół usłyszała ogromne zamieszanie i delikatnie podniosła głowę, by zobaczyć Artura, Molly, Albusa i Poppy, oraz Syriusza, który razem z Remusem robili akurat coś przy Snape'ie.

Kobieta poruszyła się nieznacznie, czując potrzebę dowiedzenia się co z jej mężem, ale pani Weasley natychmiast się nad nią pojawiła. Jej wargi poruszały się, ale Bella rozumiała tylko niewyraźny bełkot. W jej uszach szumiało. Do rudowłosej kobiety podbiegła dziewczyna-Davis. Naprostowała swój lekarski fartuszek i z zapałem rzuciła kilka zaklęć diagnozujących.

Cecil przygryzła wargę, czując jak w jej piersi wali serce. Jej przełożona musiała skupić się na Severusie, który był w opłakanym stanie, a krew, która ciekła mu z uszu, nosa i ust, już barwiła podłogę.
Dziewczyna rzuciła jakieś zaklęcia diagnozujące, wiedząc, że przede wszystkim liczyło się zdrowie samej pacjentki.
W tym amoku, obiło jej się o uszy, że dostała w brzuch klątwą aborcyjną. Ogólny stan Bellatrix wynikał ze zdenerwowania i zmęczenia, dlatego szybko przywołała odpowiedni eliksir, którym napoiła kobietę. Molly patrzyła od jednego łóżka do drugiego, również była niesamowicie przejęta, więc musiała podzielić swoją uwagę.

Severus leżał zupełnie nieprzytomny, a na jego torsie malowały się niebieskie sińce. Pomfrey wiedziała, że akurat to nie był problem. Najgorsza była duża utrata krwi oraz skutki zbyt długiego używania klątwy Cruciatus. Mistrz Eliksirów co jakiś czas konwulsyjnie drgał, a z jego zamkinętych oczu wypływały drobne łzy, od razu mieszające się z krwią.

-Cholera, kto im to zrobił?-zapytała w końcu Poppy, machając swoją różdżką nad zmaltretowanym ciałem przyjaciela.

-Cóż, to był świstoklik, Harry i Luna byli świadkami-Albus wyglądał na zdezorientowanego i bezradnego-Ale nie zdołali jeszcze nic powiedzieć-odwrócił się w stronę Bellatrix, która właśnie zaczęła lekko dochodzić do siebie. Nawet nie chciał pytać stażystki co z dzieckiem, bo raczej zbyt dobrze znał odpowiedź.

Nagle, ku zaskoczeniu wszystkich Snape otworzył szeroko przekrwione oczy, w których czaiła się panika i przez moment wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, rozglądając się po wszystkich znajomych twarzach, jednak z jego gardła wydostał się tylko charkot. Niespodziewanie zaczął sinieć na twarzy, jego oczy wypełniły się jeszcze większym strachem. Poppy, która akurat pobiegła po jakiś eliksir, musiała tego nie widzieć.

-O Merlinie, co się dzieje?!-Artur nachylił się nad mężczyzną. Remus delikatnie zaczął masować jego szyję.

-Może się zachłysnął?-zaproponował w chaosie.

Cecil Davis, która zajmowała się Bellą, usłyszała gwar, oceniła z daleka sytuację, w dwóch krokach znalazła się przy łóżku Snape'a i wycelowała w niego różdżkę.

-Expectorans!*-krzyknęła-To krew, posadźcie go, by mógł to wykrztusić!

Syriusz i Albus podparli wiotkie ciało Snape'a, który po wypluciu krwi, znów stracił przytomność. Artur skinął do dziewczyny w podzięce za szybką interwencję. Davis wróciła do Belli, która teraz wydawała się wyglądać nieco lepiej. Szum w uszach ustąpił, teraz był tylko ból brzucha i nerwy.

-Co z Severusem?-wyszeptała słabo.

-Będzie dobrze-odparła Cecil trochę zdawkowo. Wiedziała, że nie może niczego zapewnić i jednocześnie próbowała się skupić na swojej pacjentce-Kto wam to zrobił?-zapytała, rzucając zaklęcie diagnozujące na brzuch kobiety.

-R... Rudolf-wydukała-To moja wina-objęła rękoma głowę, a w jej ciemnych oczach znów pojawiło się pełno łez.

-Lestrange?-Cecil skrzywiła się i zacisnęła zęby-To nie pani wina.

-Straciłam dziecko, przez mnie Sever jest w takim stanie-mruknęła histerycznie, masując lekko brzuch.

-Ciii...-szeptała nad nią Molly, głaszcząc ją po głowie.

-Dziwne...-szepnęła do siebie Davis i jeszcze raz rzuciła zaklęcie. Po jego ponownym wykonaniu zmarszczyła brwi-Zupełnie tak, jakby wszystko było jak dawniej, oprócz jednego szczegółu-przyłożyła różdżkę do brzucha Bellatrix i szepnęła inkantację, a w okół rozległ się cichy stukot, jakby obcasów. Wiele osób na sali podniosło głowy z zaciekawieniem, a Cecil otworzyła usta zaskoczona-Dziecko żyje... Ale coś się zmieniło, jestem pewna!

Bellatrix puściła łzy, które tym razem symbolizowały raczej szczęście. Jej dziecko żyło, słyszała jego serce, wręcz je czuła. Dumbledore poszedł do nich, a jego jasne szaty, które miał akurat ubrane, były  zabarwione krwią. Severus znów leżał nieprzytomny, a dreszcze i nagłe ataki wstrząsów, które przeżywał co jakiś czas, były pamiątką Cruciatusa. Stęknął coś przez sen, a Bella w końcu mogła na niego spojrzeć. Wyglądał cholernie źle. Gdyby nie walcząca o oddech klatka piersiowa, można by pomyśleć, że nie żył.

-Krwotok...-zaczęła Bellatrix niepewnie.

-Zaraz powinien ustać-odparł szybko Dumbledore, dokładnie rozumiejąc co kobieta ma na myśli-Teraz zajmiemy się skutkami innych zaklęć.

Czarownica skinęła delikatnie głową i spojrzała znów na Cecil. Dziewczyna właśnie omawiała coś z Pomfrey i gdy magomedyczka odeszła, westchnęła ciężko.
Znów szepnęła inkantację. Ta była dość długa, w porównaniu z innymi, a po jakiejś chwili wokół rozniosła się delikatnie różowa mgiełka.
Davis zbladła i złapała się za skronie. Molly otworzyła usta zdziwiona, a Bellatrix nie za bardzo rozumiała co się dzieje, więc posłała im pytające spojrzenie. Zanim która mogła coś odpowiedzieć, odezwała się Poppy.

-Jeśli klątwa była wypowiedziana niewyraźnie, podczas szamotaniny, zamieszania, może nie zadziałać tak jak powinna-mruknęła Pomfrey-Jak widzimy w tym wypadku... Zdaje się że zaklęcie zmieniło płeć dziecka.

Bella otworzyła oczy szeroko i z niedowierzaniem spojrzała na mgiełkę. Nim jednak zdążyła to jakoś skomentować, od lewej strony dobiegł ich bolesny jęk. Zamknęła oczy i oparła się o poduszkę.

***

Harry wyprostował się i zasłonił Lunę.
Umbridge patrzyła na nich bardzo usatysfakcjonowanym wzrokiem, a w ręku obracała różdżkę.

-Co ja mam z wami zrobić?-spytała złośliwie. Dorwała ich na korytarzu, czekających na wieści od dyrektora i siłą zaciągnęła do swojego gabinetu. Gryfon poczuł, że musi chronić Lunę przed tym chorym babskiem, więc starał się improwizować.
Spiorunował ją wzrokiem, chcąc pokazać, że już się nie boi. Umbridge uśmiechnęła się kpiąco pod nosem-Potter... To co ostatnio? A może tym razem pooglądamy szlaban Lovegood, hmm?

-Spróbuje ją pani tknąć-wycedził przez zęby-Jest niewinna, to ja kazałem jej biec.

-Ale cię posłuchała-Dolores wzruszyła ramionami-Siadaj, Lovegood-warknęła. Dziewczynka posłusznie wykonała polecenie-Pan też, panie Potter.

Gryfon usiadł, nie spuszczając wzroku z nauczycielki. Uśmiechała się sadystycznie i wydawało się, że wymyśliła jeszcze gorszą karę niż Krwawe Pióro. Jeśli tak, Harry nie zwlekałby długo, a po prostu chwycił siostrę i poszedł szukać pomocy. Był wyjątkowo zirytowany, bo musiał wiedzieć co z ojcem i Bellą, a przez Umbridge to mogło się wydłużyć.

Jego oczy ciskały gromami, co kobieta z pewnością zauważyła.

-Spieszy się gdzieś panu, panie Potter?-zapytała sarkastycznie. Nawet nie zamierzała go wypuścić w ciągu następnych trzech godzin. Zachowanie tych dzieciaków zdecydowanie odbiegało od przyjętych przez nią norm, więc musieli za to srogo zapłacić-Najpierw twoje opowiadanie bzdur o Sam-Wiesz-Kim, teraz to co...

-Boi się go pani-w oczach Luny błysnęły iskierka-Nie potrafi pani powiedzieć jego imienia.

Umbridge zacisnęła usta, a jej oddech przyspieszył. Widać, że hamowała się przed wybuchem. Blondynka zrobiła niewinną minę i skupiła się na zabawie kosmykiem włosów.

-Napiszesz dziś linijki o treści 'nie będę lekceważyła poleceń osób o wyższym stopniu społecznym niż ja'-wycedziła Umbridge podając jej pergamin.

-Nie, nie zrobi tego-Harry już podniósł się z krzesła, by zaprotestować, gdy kobieta machnęła różdżką i znalazł się z powrotem na siedzeniu. Otworzył szeroko oczy i zacisnął zęby.

-Proszę, Lovegood, oto twoje pióro-Dolores podała jej podłużny przedmiot-My z panem Potterem sobie popatrzymy.

Dziewczynka usiadł na krześle po turecku, co spotkało się z nerwowym spojrzeniem nauczycielki. Nie przejęła się za bardzo i zaczęła pisać. Raczej nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną, gdy na jej dłoni zaczęły tworzyć się krwawe literki, ale i tak delikatnie skrzywiła się z bólu.

-To jest torturowanie-sapnął Harry-Proszę, niech pani pozwoli jej wyjść, ja mogę to zrobić za nią-szepnął desperacko, czując jeszcze blizny na swoim ręku. Umbridge uśmiechnęła się sztucznie.

-Wiedziałam, że tak będzie, panie Potter-powiedziała wesoło-To jest część twojej kary. Oglądanie czyjegoś cierpienia.

-Nienawidzę pani-wrzasnął chłopak, próbując się zerwać z krzesła, mimo że wiedział iż mu się to nie uda.

-Nie zależy mi na tym, czy mnie lubisz durny dzieciaku-prychnęła-Troszeczkę szybciej panno Lovegood, to nie wszystko co musicie dziś zrobić.

Wydawało się, że trwało to godzinami. Wstrętne gadki Umbridge nie ułatwiały Harry'emu oglądania cierpienia siostry. Tylko kilka razy w oczach Luny zakręciły się łzy, była bardzo silna.
Gdy zadowolona Dolores już miała zabrać się za omówienie reszty szlabanu, drzwi jej gabinetu otworzyły się z hukiem i odbiły od ściany. Stał w nich mężczyzna z brodą, długimi brązowymi włosami i zadowolonym uśmieszkiem.

-Syriusz!-oczy Harry'ego zabłysnęły z nadzieją. Black rozejrzał się po pokoju i zacisnął zęby.

-Proszę stąd wyjść, mają szlaban!-pisnęła Umbridge. Były więzień Azkabanu zmrużył oczy.

-Z tego co widzę, to torturowanie a nie szlaban-syknął ostro-W tej chwili masz ich zostawić. Pójdą ze mną.

-Chyba śnisz, Black-wykrzyknęła Umbridge zaciskając palce na różdżce.

-Och, doprawdy?

***

Cecil spojrzała na swojego byłego profesora, który nieruchomo leżał na jednym ze szpitalnych łóżek. Bellatrix usiadła obok niego i złapała jego dłoń, nie chcąc puścić. Pomfrey zabroniła jej opuszczać samej skrzydło szpitalne, ale każdy dobrze wiedział, że kobieta była nieobliczalna, więc ktoś zawsze musiał być gdzieś z boku. Już chciała wyjść i udać się do dworu Malfoyów, by tam znaleźć Voldemorta i o wszystkim mu opowiedzieć, ale Poppy wlała jej na siłę eliksir Bezsennego Snu i teraz ledwo trzymała otwarte oczy.

-Niech pani się położy-Davis oparła dłonie na ramionach zmęczonej-Należy się pani odpoczynek.

-Cecil, to wszystko moja wina-szepnęła sennie-To jest do cholery moja wina. Nie powinnam mieć dziecka

-Niech pani tak nie mówi, to wina tego...-zatrzymała się nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa-Tego psychola. Ludzie się schodzą i rozstają, zawsze tak było. On się z tym nie pogodził, ale nie miał prawa was krzywdzić. Ministerstwo go znajdzie i odda w odpowiednie miejsce. Nie będzie już zagrażał ani wam, ani waszemu dziecku-powiedziała z nadzieją. Bellatrix spojrzała na nią, jakby niezbyt jej wierzyła-Teraz musi pani odpocząć, dać profesorowi trochę czasu. Na pewno niedługo znów będzie... Latał po korytarzach w swoich czarnych szatach, zmiatając wszystkich z drogi-wycedziła szybko, mając tą wizję w głowie-Cóż, ale musi się zregenerować, to były dość... Ciężkie tortury.

Pomogła kobiecie wstać i posadziła ją na jej łóżku, po czym okryła ciepłym kocem. Eliksir Bezsennego Snu zaczął działać. Cecil przygryzła wargę i podniosła wzrok na Remusa i panią Weasley, którzy stali w drzwiach. Molly wyglądała na bardzo przejętą tym co przed chwilą usłyszała.

-Zasnęła-orzekła Davis i podeszła bliżej starszych-Pani Pomfrey poszła do składziku po eliksiry.

-Syriusz niedługo wróci z Harry'm i Luną-westchnął Lupin i potarł nasadę nosa-Prawdopodobnie jutro przybędą aurorzy, by wszystkich przesłuchać w tej sprawie. Myślę, że Umbridge miała z tym coś wspólnego...

-A nawet jeśli?-parsknęła Cecil-Kto ją niby oskarży? Dzieci? Może my? Nikt jej nie przesłucha, prędzej posądzą Dumbledora i zamkną sprawę, jak tylko znajdą Rudolfusa.

-Masz racje, dobrze myślisz młoda-westchnął Lupin.

-Wiek nie wyklucza inteligencji-odparła automatycznie, nim zdążyła ugryźć się w język-To samo było w sprawie profesora McLevisa-zmieniła temat-Też mieli go znaleźć. Stanęło na tym, że w oczach uczniów został przedstawiony jako pijak i... i jakoś nie mogę z tym żyć, bo strasznie go lubiłam.

-Na szczęście większość dzieci w to nie wierzy, kochanie-Molly odpaliła instynkt macierzyński i pociągnęła stażystkę do uścisku. Dziewczyna strasznie lubiła swoje stare grono pedagogiczne i była powszechnie wśród niego lubiana. Doskonale pamiętała dzień w którym na lekcji obrony z uczniem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Chciał ją nawet udusić, więc trudno było zapomnieć. Ale tak naprawdę chodziło o profesora, zawsze chodziło o niego. Lubiła go, mieli dobre relacje, tak jak ze Snape'em. A teraz jeden był zaginiony, drugi leżał tutaj, blisko śmierci.  Puściła rudowłosą kobietę w momencie, gdy koło nich przebiegł Harry, a za nim Luna.

Potter? Tutaj? Lovegood się spodziewała, bo w końcu Snape był jej opiekunem, ale Wybraniec?

Chłopak od razu podbiegł do obu łóżek i zatrzymał się ze łzami w oczach, nie wiedząc co robić. Ujął dłoń Mistrza Eliksirów, jakby był najważniejszą osobą w jego życiu, a Cecil obserwowała całe zdarzenie z perspektywy osoby trzeciej, nie wiedzącej o niczym. 

-Tato, dlaczego znowu ty?-słowa powoli doszły do jej uszu i nim je przetrawiła i zdążyła kogoś zapytać co tu jest grane, do skrzydła szpitalnego wpadł jeszcze Syriusz. Mężczyzna podszedł energicznym krokiem do Lovegood, która patrzyła to na Severusa, to na Bellę.

-Luna, twoje ręce-powiedział Black opiekuńczo i dopiero teraz wszyscy stojący przy drzwiach ujrzeli długie, krwawe blizny na dłoniach dziewczynki-Chodź, uleczymy je, żeby już nie bolały...

-Nie bolą. Już nie-szepnęła blondynka patrząc w oczy mężczyzny. Syriusz westchnął.

-Umbridge używa na niektórych uczniach takiego świństwa, Krwawego Pióra-zwrócił się do dorosłych-Powinni ja za to wylać, to tortury.

-Przepraszam-Cecil nieśmiało podniosła rękę-Bo... Ja chyba trochę nie rozumiem.

Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni, gdyż zapomnieli o tym że tam była. 

-Och, no tak-parsknął Remus-To trochę skomplikowane i musisz to zachować w tajemnicy.

-Severus to bardzo dobry człowiek-wtrąciła Molly-Mimo, że nie wszyscy zawsze to doceniają.

-O tak, zgadzam się w stu procentach, ale czemu Wybraniec właśnie nazwał go 'tatą'?-uniosła brwi pytająco.

-Cóż...

Harry wiedział, że mówili o nim, ale tego nie słuchał. Najważniejszy był dla niego ojciec.

***

Bellatrix otworzyła oczy ze smętnym przekonaniem, że coś się dzieje. Z łóżka obok usłyszała cichy jęk, potem szelest. Na stoliku wymacała  różdżkę i rzuciła ciche 'Lumos'. Severus leżał w białej pościeli, jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, po policzku spływały łzy. Bella wygramoliła się ze swojego koca i podeszła do męża. Wytarła wilgotne policzki, poprawiła mu poduszki i odszukała w pościeli jego dłoń.

Na lewym przedramieniu widniał tatuaż. Tym razem Mroczny Znak był wyjątkowo aktywny i kobieta zacisnęła zęby. Wezwanie.

Z powodu ciąży, miała ostatnio taryfę ulgową i jej Czarny Pan zawsze odpuszczał.
Teraz jednak zmarszczyła brwi i w jednej chwili podjęła decyzję. Wyjdzie na błonia i teleportuje się na miejsce zamiast Severusa, opowie Voldemortowi o wszystkim co się stało, a ten należycie ukara Rudolfusa. Bella spojrzała na szpitalną szatę w której akurat była i machnięciem różdżki transmutowała ją w coś wyjściowego, oczywiście czarnego i wygodnego dla dużego brzucha.

Spojrzała do kantorka pielęgniarki, która na szczęście spała w najlepsze i udało jej się bez problemu wyjść. Biegła jak najszybciej się dało, wiedząc że musi się pospieszyć, bo gdy któryś ze Śmierciożerców nie odpowiadał na wezwanie, Mroczny Znak coraz bardziej zaczynał go palić. Nie mogła sprawić by Sever cierpiał jeszcze bardziej.

Będąc na błoniach, machnęła różdżką i zaraz znalazła się pod domem swojej siostry. Weszła do środka razem z kilkorgiem innych osób i dojrzała w dość dużym dziś tłumie, Narcyzę. Kobieta wyglądała na zaskoczoną, stuknęła Lucjusza w ramię i oboje zaczęli do niej iść. Malfoyowie już z daleka obdarzyli ją uśmiechem.
Snape właśnie do nich ruszyła, gdy nagle kątem oka mignęła jej zbyt znajoma twarz. Jej nastrój zmienił się natychmiast. Przepchnęła się przez towarzyszy i dopadła Rudolfusa, przygwoździła go do ściany i wbila różdżkę w szyję. Ktoś zaczął ją odciągać od Lestrange'a, nim zdążyła zrobić coś więcej, więc mężczyzna zdołał wyjąć swoją broń.

Bella wyswobodziła się i wrzasnęła, odpychając tych którzy ją trzymali. Teraz wszyscy zebrani patrzyli na tą niezrozumiałą scenę. Narcyza zasłoniła usta, widząc szaleństwo w oczach siostry, zupełnie takie jak kiedyś. Co mogło się stać?

Bellatrix dysząc ciężko, wycelowała w byłego męża i przełknęła ślinę.

-Dopadłam cię w końcu-warknęła-Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.

-Ależ moja droga, o co chodzi?-zapytał Rudolf niewinnie. Bella zacisnęła dłoń na różdżce, aż jej kostki pobielały.

-Moje dziecko dalej żyje, jeśli chciałbyś wiedzieć-syknęła-Ale Sever może umrzeć ty... Wstrętny padalcu! Zabiję cię!

Wszyscy zebrani wokół patrzyli jak kobieta osuwa się bezwładnie na podłogę i zanosi płaczem. Lucjusz nie przyglądał się biernie i natychmiast przyklęknął koło niej.

-Wszystko w porządku?-zapytał-Nie powinnaś tu być. Gdzie Severus?

Kobieta podniosła na niego zmęczony wzrok, pełen łez i rozpaczy. Nigdy nie widział czegoś takiego w jej wykonaniu.
Miał zapytać o co właściwie chodziło, gdy nagle wszyscy się rozstąpili. Na środku został on z siostrą żony i Lestrange.

-Piękny początek Bello, dokładnie jak za dawnych czasów. Brakowało mi cię-syk Voldemorta rozniósł się po sali-Jednak chciałbym wiedzieć co spowodowało w tobie taką złość?

Bellatrix zerwała się z ziemi i znów wycelowała różdżką w Rudolfa.

-Ten człowiek ośmielił się podmienić kubki na świstokliki, które ja i Severus dostaliśmy do rąk, po czym gdy znaleźliśmy się na jakiejś polanie, odebrano nam różdżki-zaczęła, a wszyscy słuchali z ciekawością-On... On torturował Severa.

Narcyza otworzyła oczy szerzej. Zdecydowanie niezbyt rozumiała co jej siostra właśnie mówiła, ale wyłapała, że zostali porwani i torturowani. Ta wizja zdecydowanie ją przeraziła.

-Torturował go na moich oczach. Sprawiał, że się dusił, że obficie krwawił, pięć osób rzuciło na Severusa Cruciatusa...-zakończyła cicho. Po sali rozeszły się szepty, ale Voldemort uciszył wszystkich wzrokiem-Ponadto ośmielił się zabić moje dziecko. Rzucił klątwę Nullam w momencie, w którym Severus wykorzystując ostatki sił, wyrwał nasze różdżki i nas teleportował.

Z szaleństwem w oczach podeszła bliżej Lestrange'a i wbiła mu różdżkę w szyję. Przerażony Lucjusz spojrzał na swoją żonę. Nie tak wyobrażał sobie ten wieczór.

-Chciałeś mi wszystko zabrać-w oczach Bellatrix zakręciły się łzy wściekłości. Czarny Pan wstał.

-Bello, czy straciłaś dziecko?-zapytał poważnym tonem. Kobieta gwałtownie odwróciła się w jego stronę.

-Klątwa była wypowiedziana w zamieszaniu, łajdak musiał coś źle wymówić, więc zmieniła działanie. Dziecko żyje-zatrzymała się na chwilę, chwytając pełen ulgi wzrok siostry-Tylko teraz to dziewczynka.

-Najważniejsze, że nic mu się nie stało-szepnęła krzepiąco Narcyza.

-A co z Severusem?

-Jest źle, mój panie. Dlatego to ja dziś tu jestem, nie on.

-Czy tortury zagrażały jego życiu? Czy może umrzeć w przeciągu kilku następnych dni?-dopytywał się Czarny Pan. Bellatrix nagle poczuła jak siły ją opuszczają i tylko Lucjusz złapał ją w ostatnim momencie. Voldemort wstał z krzesła i podsunął je dla niej-Idioci, nie umieją się zająć kobietą w ciąży-syknął, mierząc popleczników wzrokiem.

-Jest z nim źle, nie wybudza się-szepnęła Bella-Podobno następne dwa dni będą decydujące. Stracił dużo krwi, do tego był długo torturowany Cruciatusem...

Rudolf prychnął coś pod nosem. Voldemort spojrzał na niego.

-Masz coś do dodania, Rudolfie?

-To stek bzdur, mój panie-odparł od razu-Jak miałbym cel w zabijaniu Snape'a i jego dzieciaka?

Czarny Pan spojrzał na niego kpiąco.

-Przekonamy się-prychnął. Wszedł w jego umysł niespodziewanie, mężczyzna nie zdążył postawić tarczy. Zobaczył wszystko.

***

Była piąta rano, a Harry usiadł na łóżku z zaciśniętymi zębami. Voldemort znów przesłał mu chore wizje tortur ze swojego spotkania, jednak tym razem Gryfon po ich zobaczeniu nie czuł obrzydzenia i strachu. Czuł satysfakcję.

×××

*zaklęcie wymyślone przez mojego tatę, który stwierdził, że chce mieć udział w tym ff. Jest to termin medyczny, z łaciny o ile się nie mylę oznacza 'wykrztuszenie'

Mam nadzieję, że nie przynudziłam za bardzo 💗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro