Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 87.

Bellatrix została dziś przez Dumbledora zaproszona na kolację do Wielkiej Sali. Z reguły odmawiała-nie miała ochoty przesiadywać z gronem nauczycielskim i uczniami, co skutkowało względnym ograniczeniem jedzenia. Będąc u siebie w komnacie, jako kobieta ciężarna, mogła spożywać tyle ile chciała, nie wstydząc się tego.

Będąc w towarzystwie trzeba było zachować kulturę, pozory damy.
Tego wieczoru jednak coś ją podkusiło. Może czysta ciekawość? Umbridge ją zaintrygowała. Podobno Harry już tego wieczoru został ukarany szlabanem. Czy przyjdą na kolację? Kobieta miała nadzieję, bo nie na darmo się właśnie szykowała.

Sukienka opinała jej brzuszek, ale była nawet wygodna. Związała włosy w luźnego koka i spojrzała na Severusa. Skonsternowany mężczyzna patrzył w podłogę ewidentnie o czymś myśląc.
Usiadła obok.

-Wszystko w porządku?-zapytała. Zerknął na nią.

-Nie będę dziś na kolacji, Czarny Pan prosił, bym się stawił-mruknął ponuro. Bella kiwnęła głową ze zrozumieniem.

-Wrócisz?-zagadała niepewnie.

-Oczywiście-uśmiechnął się i pogłaskał ją po policzku-A ty uważaj na tą jędzę.

-Jasne-Bellatrix zaśmiała się, po czym znów spochmurniała-Wezwała dziś Harry'ego. Ukarała go za rozpowszechnianie teorii o Voldemorcie.

Snape zacisnął pięści i zdenerwowany pokiwał głową.

-Od razu wiedziałem, że będzie go miała na celowniku. Oby nie posunęła się za daleko, bo będzie miała doczynienia ze mną.

-Nie pozwolę na to-oznajmiła Bella-Nie ma prawa nawet tknąć Harry'ego.

-Lepiej się nie mieszaj. Uratowałaś go już wiele razy...-westchnął czarnowłosy.

-I mam przestać? Jest twoim synem, również czuję się za niego odpowiedzialna-odparła hardo kobieta. Severus posłał jej słaby uśmiech. Nigdy nie spodziewał się usłyszeć podobnych słów od tej właśnie kobiety. Teraz były one dość częste-Dobra, ja już pójdę. Kocham cię, trzymaj się!

W Wielkiej Sali było tak jak zawsze-gwarnie i tłoczno. Bella usiadła na swoim miejscu i zaczęła szukać Harry'ego, którego nigdzie nie było.
Tymczasem Umbridge weszła bocznym wejściem z uśmiechem satysfakcji. Bella obdarzyła ją ponurym spojrzeniem, gdy tylko niefortunnie zajęła miejsce obok niej. Kolacja się zaczęła, a Snape znów zerknęła na stoliki w poszukiwaniu tego jednego Gryfona.

-Zgubiłaś Pottera?-zapytała zaciekawiona. Dolores uśmiechnęła się pod nosem i wzięła głęboki oddech.

-Cóż, aktualnie w ciszy odbywa swoją karę-odparła. Bellatrix zmarszczyła brwi zaintrygowana.

-Co mam przez to rozumieć?-zwróciła się do profesorki siląc się na spokojny ton.

-Że cierpi w samotności, rozmyślając o przewinieniach-różowa landryna wydawała się dumna ze swoich poczynań, co wytrąciło zdenerwowaną Bellę z równowagi.

-Nasz pan na pewno będzie zachwycony, gdy dowie się, że Ministerstwo podważa jego istnienie-szepnęła słodko.

-Takie groźby do mnie nie przemawiają-Umbridge prychnęła sucho-Wykonuję tylko polecenia Ministra i nie mam sobie nic do zarzucenia.

-Nie wiem co zrobiłaś Potterowi, ale go tknęłaś. Nikt nie może tego robić-syknęła cicho Bella-Czarny Pan wpadnie w furię i obyś za to odpowiedziała.

-Za takie wyznania możemy cię spokojnie zamknąć w Azkabanie, moja droga-Umbridge zachichotała sztucznie. O dziwo ich kłótnia nie przyciągnęła niczyjej uwagi.

-Nie zrobicie tego, bo jesteście tchórzami-Snape prychnęła kpiąco-Mój Pan dysponuje zbyt wielką mocą, byście mogli cokolwiek zrobić przeciw niemu.

-Uważaj lepiej na swoje dzieciątko. Który to już miesiąc? Wydaje mi się, że wszędzie robi się niebezpiecznie-sucha sugestia w głosie Umbridge zaniepokoiła kobietę, która nieco się odsunęła.

-Jeśli tylko coś stanie się mojemu dziecku, moc Czarnego Pana dotknie cię szybciej niż zdążysz mrugnąć-warknęła Bellatrix-I jeszcze jedno. Spróbuj tylko tknąć jakiegoś ucznia, obojętnie jakiego, w jakim wieku. Odpowiesz za to przed Dumbledorem, Czarnym Panem i tym idiotą Knotem. Lepiej się nie narażaj.

Czarnowłosa kobieta była już dość wytrącona z równowagi. Wstała z miejsca, podziękowała dyrektorowi i opuściła Wielką Salę. Po prawdzie nawet nie tknęła jedzenia, mimo głodu.
Jawne groźby wystosowane w jej stronę były przegięciem różowej ropuchy i ktoś musiał coś z tym zrobić. Przecież był to dopiero pierwszy dzień jej pracy!

Teraz priorytetem było również znalezienie Pottera. Było kilka potencjalnych miejsc do których mógł się udać, ale Bella nie miała ochoty odwiedzać ich wszystkich. A co jeśli chłopcu coś było? Kobieta przyspieszyła kroku i ruszyła w stronę łazienki Jęczącej Marty. Mało kto się tam zapuszczał, ale Severus niegdyś w wakacje mówił jej, że akurat Harry i jego przyjaciele dość często chodzą tam, by się wyciszyć.
Czarnowłosa popchnęła drzwi i zerknęła do środka. Faktycznie, przy umywalkach siedział Gryfon, który coś mył, sycząc co chwila i klnąc pod nosem. Bella uniosła brwi zażenowana, ale w następnym momencie weszła do łazienki.

-Wszystko w porządku, Potter?-zapytała. Brunet podskoczył zaskoczony i naciągnął rękaw na całą lewą rękę.

-O, to ty...-uśmiechnął się nerwowo-Coś się stało?

-No chyba właśnie z tobą, z tego co widzę-mruknęła podchodząc bliżej-Co to za krew?-zapytała zaniepokojona widząc czerwone plamy w umywalce.

-To nic, zaciąłem się-odparł szybko chłopak. Bellatrix uniosła brwi jednocześnie rozbawiona marnymi próbami kłamstwa, ale też zaniepokojona tym co mogło się stać.

-Starczy tego bawienia się. Odsłaniaj rękaw, już.

Harry zbladł, przewrócił oczami, ale wykonał polecenie. Oczom Belli ukazały się rozległe zacięcia, układające się w zdania. Całe przedramię Gryfona umazane było krwią.

-O Merlinie, zrobiła ci to ta jędza?-zapytała kobieta chwytając delikatnie rękę przybranego syna męża-Nie będę opowiadał kłamstw... Wszystko jasne.

-Właściwie sam sobie to zrobiłem-Potter wzruszył ramionami.

-To czarna magia, jeden z najbrutalniejszych sposobów karania uczniów, który już dawno wycofano! Nie ma prawa go tu stosować, nawet za pozwoleniem Ministra-fuknęła czarnowłosą-To absurd. Muszę powiedzieć Severusowi.

-Nie, nie mów-wtrącił Harry-Boleć przestanie, niedługo się zagoi, a jeśli cokolwiek byście zadziałali, Umbridge znienawidzi mnie jeszcze bardziej. I tak mam na razie dość problemów.

-Potter, w szkole masz się czuć bezpiecznie. Nikt nie ma prawa robić ci krzywdy, dzieciaku!-Bellatrix zmarszczyła brwi-Skoro jednak chcesz, by nie wyszło to na jaw, musisz mi obiecać, że z następną taką sprawą przyjdziesz od razu do mnie.

-Mhm, obiecuję-mruknął chłopak.

-To dobrze.

Bellatrix rzuciła jakieś szybkie zaklęcie na jego rękę i cięcia zasklepiły się. Kiwnęła Gryfonowi w stronę drzwi, a Harry od razu wyszedł.

-Idź coś zjeść!-rzuciła jeszcze zmartwiona.

***

Na zewnątrz wiał ostry, cięty i nieprzyjemny wiatr. Severus przytrzymał bok swojej peleryny, by ta nie latała mu na boki, bo jeszcze bardziej przypominałby nietoperza. Ukrył uśmiech pod maską Śmierciożercy i ostrożnie wszedł do dworu Malfoyów.

Już dawno słyszał, że Voldemort zaszył się w jakimś miejscu, ale spotkania dalej urządza tutaj, co wydawało się dziwne. Snape mimo ogromnych wysiłków w poszukiwaniu, nie mógł znaleźć, gdzie czarnoksiężnik się ukrywał. Ostatnio odczuwał przy nim jakąś dziwną, nieznaną mu do tej pory emocję. To nie był strach. To nawet nie była negatywna emocja. To coś pobudzało go do działania, do szukania nowych rozwiązań i możliwości. I właśnie ostatnio Voldemort cenił jego błyskotliwość bardziej niż zazwyczaj.

Czarnowłosy wszedł i rozejrzał się, zastając już niemałą grupę Śmierciożerców. Skinął głową na powitanie i zasiadł na swoim krześle. Machnięciem ręki ściągnął maskę i z obojętnym wyrazem twarzy rozejrzał się wokoło. Czarny Pan jeszcze nie przyszedł i jego obecności nawet nie dało się wyczuć we dworze. Snape spojrzał na Narcyzę z zaintrygowaniem. Kobieta widząc jego wzrok, wzruszyła delikatnie ramionami.

Najwyraźniej nikt nie wiedział co się dzieje.

Severus spojrzał na puste miejsce Bellatrix i aż się uśmiechnął. Wielkim szczęściem było to, że jego ukochana mogła pozostać w Hogwarcie.

Drzwi salonu otworzyły się, ale nie wszedł przez nie Voldemort, tylko Rudlofus.
Mężczyzna rozejrzał się z wyższością po pomieszczeniu, po czym dumnym krokiem i z zadziornym uśmiechem podszedł do Snape'a i usiadł obok.

-A ty co?-syknął Mistrz Eliksirów-Awansowałeś?

-Można tak powiedzieć-zachichotał Lestrange i z jego każdym wypowiedzianym słowem, czuć było uderzającą woń alkoholu. Snape skrzywił się kpiąco-Ostatnio cię nie było, więc musisz wiedzieć, że skoro twój kolega, McLevis odszedł, Pan pozwolił mi zająć jego miejsce.

Fala wyrzutów sumienia na powrót zalała myśli Severusa. Świadomość, że zostawił przyjaciela w potrzebie była nie do zniesienia, a dodatkowo coś cały czas mu o tym przypominało.

-Cóż, pamiętaj że ja zająłem twoje miejsce-prychnął lekceważąco, a Rudolf otworzył szeroko oczy, wiedząc co ma na myśli Mistrz Eliksirów. Złapał go pod stołem za nadgarstek i lekko wykręcił. Czarnowłosy uniósł brwi pytająco, wcale nie odczuwając zbytniego bólu.

-Bella zawsze była i będzie moja-syknął Lestrange.

-Mylisz się, a teraz nawet będziemy mieli dziecko-Severus posłał mu sztuczny uśmiech. W oczach Lestrange'a się zagotowało, choć w jednym momencie się uspokoił.

-Dziecko mi nie przeszkadza.

Snape chciał spytać co przez to rozumie, jednak tym razem po otwarciu drzwi, pokazał się Voldemort. Wyglądał przerażająco.
Na twarzy gościł mu ogromny, psychopatyczny uśmiech, a jego szaty zabarwione były świeżą, szakrłatną krwią. Czerwona ciecz ściekała mu nawet po ręku. Drobne kropelki zatrzymywały się na opuszkach palców, po czym spadały na podłogę.

Ten obraz nędzy i rozpaczy nie był dobrym rozpoczęciem spotkania.

-Tortury są jednak człowiekowi bardzo potrzebne-mruknął czarnoksiężnik-Szczególnie te brutalne.

Snape spojrzał w stół, myśląc znowu o Rowleyu. Jeśli to chodziło o niego?

Wzdrygnął się, ale na jego twarzy pozostał zimny wyraz. Oczyścił umysł z myśli i wzmocnił bariery ochronne. Nie mógł dać po sobie nic poznać.

×××

Krótkie bo krótkie, ale z serduchem 🌹
Będzie lepiej, obiecuję hahah

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro