Część 77.
Bella weszła przez kominek dostojnym krokiem. Czarny Pan siedział na szczycie stołu, dokładnie wszystkich obserwując. Kobieta skinęła głową do kilku ważniejszych person i postarała się nie zapytać o co chodzi, gdy ujrzała zasiadającego przy stole Dracona. Aktualnie zajmował miejsce koło Voldemorta, który delikatnie ujął jego dłoń.
-Młoda krew-wycharczał-Idealny, uległy materiał na mojego sprzymierzeńca.
Bellatrix uspokoiła oddech i zwróciła wzrok na siostrzeńca. Chłopiec był bardzo blady, a jego oczy nie lśniły w blasku światła jak zwykle. Coś wydawało się w nim przygaszone i pewnego rodzaju bolesne. Powoli zamrugał, a potem leniwie spojrzała na ciotkę.
-Och, mój panie, nie wątpię, że będzie idealny-wymruczała kobieta z lekkim szaleństwem.
-Och, zdecydowanie tak jak twoje dziecko, nieprawdaż?-Voldemort zwrócił się do niej, cały czas trzymając rękę Dracona i delikatnie muskając palcami jego przedramię.
-Tak, mój panie-odparła ciemnowłosa, próbując ukryć zdenerwowanie sytuacją młodego Malfoya-Razem z Severusem tego dopilnujemy.
Reszta zebranych patrzyła z boku na tą stronę wymianę zdań z niezrozumienien, ponieważ nikt nie wiedział o co chodzi.
-Moi drodzy, Severus i Bella oczekują dziecka-powiedział Voldemort, a po sali rozeszły się szepty.
-Nikt nie zauważył, że przytyłam na brzuchu, czy wszyscy bali się zapytać?
Kobieta uśmiechnęła się figlarnie, otrzymując życzenia od pewnej ze Śnierciożerczyń.
-Wychowanie dziecka jest najważniejszym momentem w jego życiu!-zapowiedziała-Jeśli nie zaszczepisz odpowiedniego ziarenka w jego główce, nie będzie mógł stać się jednym z nas.
Żona Severusa niezbyt jej słuchała. Odwróciła wzrok w stronę Dracona, siedzącego beznamiętnie na krześle i posłała mu delikatny uśmiech.
-Mój Panie-odezwała się Bella z wahaniem. Milczenie Voldemorta oznaczało zgodę na kontynuację, toteż odchrząknęła-Dracon nie ruszał się w tym roku z domu. Mogę go gdzieś zabrać? Myślę, że powinien zaznać trochę innego życia.
-Cóż, Bella-zaczął Czarny Pan-Na twoją odpowiedzialność. Jeśli mojemu małemu sprzymierzeńcowi coś się stanie, Severus poniesie konsekwencje.
-Nie wątpię-mruknęła kobieta ponuro-Moim celem jest, żeby chłopak odpoczął, a nie zginął.
-W takim razie, po omówieniu pewnych kwestii, możecie pójść się przygotować.
***
Severus stanął przed numerem czwartym, ledwo panując nad roznoszącymi go emocjami. Wysunął różdżkę z rękawa i wyszeptał cichą Alohomorę. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, wypuszczając go do środka. Przedpokój był duży i przestronny, zawierał pojemną, drewnianą szafę. Na wieszaku wisiały dwa płaszcze-jeden męski, drugi damski, oraz chłopięca marynarka. Mistrz Eliksirów nie narobił wiele hałasu, więc nikt jeszcze do niego nie przyszedł. Ostrożnie szedł dalej, prosto do jasnej, słonecznej kuchni. Drzwi tarasowe prowadzące do ogrodu, były otwarte, a odsunięta firana kołysała się na wietrze wpadającym do samej jadalni.
Wszystko wyglądało tak... Normalnie. Nic nie wskazywało na jakieś problemy.
Dopiero wtedy mężczyzna ujrzał kłódkę założoną na małe wejście pod schodami. Podszedł tam i z łatwością ją otworzył, a jego oczom ukazał się przerażający obraz. Na małym łóżku z zaschniętą krwią, leżało pełno porozrzucanych ubrań, książek, a nawet różdżka.
Severus zacisnął usta i chwycił najważniejszą własność Harry'ego. Na górze rozległ się głos kroków.
-Vernon? Czy to ty?-piskliwego głosu Petunii nie dało się pomylić z niczym innym-Już robię obiad!
Czyli wieloryba nie ma w domu, pomyślał z żałością Severus. Dobrą wiadomością było natomiast to, że lada chwila miał wracać, bo pani Dursley się go spodziewała. Mistrz Eliksirów przylgnął do ściany, kiedy schody zaskrzypiały od kroków. Nieświadoma kobieta zaczęła schodzić, cicho podśpiewując pod nosem.
-Dudley dostał dziś dobrą ocenę z testu, myślę, że należy to jakoś uczcić-zawołała-Vernon?
Jej oczy zwęziły się, gdy nikt nie odpowiedział, a ona nie dostrzegła męża. Zamiast tego prosto na nią z wycelowaną różdżką patrzył Severus.
-Harry też dostawał dobre oceny-wysyczał-Magiczne przedmioty zawsze dobrze mu szły i nigdy nie miał problemów, by nie walczyć ze słabościami, nawet gdy mu coś nie wyszło. Nigdy tego nie świętował.
-Snape?!-Petunia cofnęła się dwa kroki, napotykając ścianę-Co ty tu robisz, ty dziwaku!
-Zrobiliście coś bardzo złego-wymruczał mężczyzna ignorując kobietę-Chcieliście go zabić?
-O czym ty mówisz?-warknęła pani Dursley-Nikt nie chciał mu nic zrobić.
-To czemu leży teraz pół martwy? Wytłumacz mi!-wrzasnął Severus, a z jego różdżki zaczęły lecieć czerwone iskry-Będziecie cierpieć dwa razy bardziej niż on, gdy wam wszystko odbiorą. Wasz syn, Dudley, będzie pierwszy.
-Co chcesz mu zrobić?-Petunia skuliła się-Dudley, uciekaj!!!
-Głupia kobieto-zaśmiał się Snape-Ty naprawdę myślisz, że go nie znajdę? Kiedy przyjdzie twój szanowny mąż?
Ze słowami, które wypowiedział, drzwi otworzyły się i stanął w nich Vernon. Otyłemu mężczyźnie zajęło chwilę, by zorientować się co się dzieje i zamiast coś powiedzieć, stanąć w obronie żony, czy cokolwiek, odwrócił się do wyjścia, chcąc uciec. Snape spojrzał rozbawiony na jego daremną próbę i zablokował zaklęciem drogę. Nawet Petunia wydawała się zdradzona.
-Och, boli, prawda?-zapytał Mistrz Eliksirów-Poczekajcie, bo będzie bardziej.
W tym momencie przez drzwi tarasowe wbiegł duży, czarny pies, który niemal natychmiast zmienił się w człowieka. Za nim wszedł jeszcze jeden mężczyzna, z kilkoma bliznami na twarzy.
-Remusie, Syriuszu-powitał ich Snape-Młody jest na górze.
-Witaj, Severusie-powiedział spokojnie Lupin, podczas gdy Black wbiegł po schodach. Z piętra dobiegły krzyki sprzeciwu i odgłosy szarpaniny. Petunia przygryzła wargę do krwi, podczas gdy Vernon zacisnął pięści.
-Ja na to nie pozwalam!-wykrzyknął-To napastowanie! Karalne i niedozwolone w normalnym świecie!
-A zatłuc dziecko prawie na śmierć to już można, tak?-zapytał wilkołak.
-Ten gówniarz to inna historia-warknął Dursley.
-Nie pogrążaj się-mruknął znudzony Severus-Jesteś tchórzem i tyle. Gdybym dał ci szansę, uciekłbyś.
Po chwili na schodach pojawił się Syriusz, ciągnący za sobą Dudleya. Chłopak był czerwony ze złości i mocno się szarpał, ale animag , więc z łatwością go okiełznał. Zeszli na dół i były więzień pchnął nastolatka do rodziców. Właśnie wtedy Severus otworzył na oscież schowek pod schodami, pokazując krwawy obraz.
Black ledwo ustał w miejscu, tylko dłoń Remusa go powstrzymała.
-Cóż, myślę, że już czas-powiedział Snape i dokładnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi, które się uchyliły.
-Pani Petunio! Czy wie pani, że jutro na cały dzień wyłączą wodę...?-Arabella Figg zastygła w pół zdania, widząc dziwną scenę-Czy to krew?! Mój Boże, gdzie Harry?
-Oni go zabrali-warknął Dudley, wciśnięty między rodziców. Sąsiadka jakby nie widziała trójki czarodziejów stojących obok.
-W tej chwili wzywam policję!-powiedziała roztrzęsiona kobieta-Proszę się stąd nie ruszać!
-Nigdzie się nie wybierają-mruknął Syriusz, puszczając staruszkę do telefonu. Figg szybko wybrała numer, a Dursleyowie stali jak spetryfikowani. Nikt nie śmiał się ruszyć, rzucić do ucieczki, czy choćby odezwać.
-Z tej strony Arabella Figg-powiedziała charłaczka-Proszę natychmiast przyjechać na Privet Drive cztery, chciałbym zgłosić prawdopodobne morderstwo dziecka!
Niecałe piętnaście minut później, Remus z Syriuszem oraz Severusem wycofali się do ogrodu i rzucili na siebie odpowiednie, ukrywające ich zaklęcia.
Do domu wpadli policjanci i zaczęło się piekło. Dursleyowie mówili coś o tym, że w ich domu są czarodzieje i że wcale nikogo nie zabili, ale Figg głośno zaprotestowała i powiedziała, że nikogo tam nie było. Oczywiście-cała trójka w składzie Snape, Black i Lupin, zaplanowała całą akcję z Arabellą.
Wszystko wyszło idealnie.
***
Bella weszła za Draconem do pokoju i stanęła przy ścianie, podczas gdy chłopak powoli zaczął wyjmować rzeczy z szafki.
-Pospiesz się trochę, nie mam całego dnia-mruknęła kobieta krzyżując ręce. Malfoy odwrócił się z ogniem w oczach.
-A co, mugole do torturowania czekają?
-O czym ty mówisz?-zapytała zdezorientowana kobieta, marszcząc brwi.
-Myślisz, że nie domyślam się gdzie chcesz mnie zabrać? Że nie wiem jakie rozrywki lubisz?-wykrzyczał blondyn.
-Uspokój się, bo nie sądzę, że wiesz-odparła opanowana kobieta, nie spodziewając się, że chłopak chwyci swoją różdżkę i wyceluje w samego siebie.
-Jeśli nie odwołasz tego wszystkiego, zabiję się-powiedział rozżalony, coraz mocniej wbijając koniec różdżki w swój tors.
-Expeliarmus-mruknęła Bella, a niebezpieczne narzędzie znalazło się w jej dłoni-Czyś ty oszalał?!
Zrozpaczony Draco wybiegł na balkon i usiadł na balustradzie. Byli na najwyższym piętrze, więc Snape spanikowała. Wyszła na zewnątrz i wyciągnęła rękę do chłopaka. Wydawał się jej w tej chwili tak mały i bezbronny, że jedynym co chciała zrobić, to go wysłuchać i mu pomóc.
-Nie podchodź-szepnął blondyn-Skoczę.
-Pozwól sobie pomóc, Draco-Bellatrix zbliżyła się o krok.
-Nikt mi nie pomoże-krzyknął z rozpaczą-A ja nie chcę tak żyć. Wolę umrzeć i mieć spokój. Od ciebie, Czarnego Pana i jego niepożądanego dotyku, Śmierciożerców. I tak nie mam już nic do stracenia. Wszystko mu powiesz-zaśmiał się histerycznie-Ale przeproś moich rodziców...
-Draco, proszę-kobieta wyciągnęła ku niemu rękę. Nieufnym wzrokiem spojrzał w tą stronę, a potem zsunął się lekko z poręczy-Dzieciaku, nikomu nic nie powiem! Tylko nie skacz...
-Nie będę torturował i zabijał-warknął-Skoro moje wcześniejsze sposoby nie podziałały, został tylko ten.
-Nie musisz tego robić, zadbam o to, naprawdę-szepnęła-Masz dopiero trzynaście lat, nikt ci nie każe tego wykonywać.
-Nie wierzę ci. Nie wierzę nikomu.
Draco wziął głęboki oddech i spojrzał w dół. Takiego upadku z pewnością by nie przeżył, więc była to droga w jedną stronę. Faktycznie, był młody jak na taką decyzję, ale przynajmniej mógł jeszcze zrobić to co chciał. Był gotowy. Był zdecydowany. Mógł być wolny.
-Potter!-krzyknęła Bellatrix, nie wiedząc co zrobić. Poskutkowało, bo Draco spojrzał wrogo w jej stronę-Potter by tego nie chciał. Ani Lovegood.
-Ich do tego nie mieszaj, proszę-mruknął słabo i odwrócił się w drugą stronę.
-Cholera, złaź dzieciaku-warknęła Bella-Ratowałam wczoraj Pottera, miałam cię do niego zabrać. Leży nieprzytomny na kanapie u Weasleyów.
-Słucham?-chłopak znów spojrzał na Bellę. Jego policzki były zaróżowione i mokre od łez. Włosy rozwiał wiatr, a koszula niedbale wystawała ze spodni.
-No chodź tu do mnie, wszystko ci opowiem-mruknęła i wyciągnęła do niego ręce-Zaufaj mi.
Draco pociągnął nosem i ostrożnie, przy asekuracji ciotki wszedł na balkon. Kobieta objęła go ramieniem. Usiedli na ziemi.
-Nie jestem taka, jaką ci się wydaję-zaczęła Bellatrix-Zmieniłam strony już dość dawno. Właściwie jak tylko dowiedziałam się, że byłam pod wpływem Imperiusa.
***
Dumbledore siedział samotnie w swym gabinecie, stukając palcami w stół z bezradności. Harry zaginął, Severus się wkurzył, nawet duchy już o tym wszystkim mówiły.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę-powiedział, a wejście ukazało McGonagall-Minerwo? Cóż ty tu robisz? Miałaś być na wakacjach.
-Doprawdy? Byłam-warknęła nieprzyjemnie kobieta-W pewnym mugolskim miasteczku, był sklep. Zajrzałam do niego, chcąc coś zobaczyć, ale nie spodziewałam się ujrzeć tam na pierwszej stronie gazety nazwiska Harry'ego Pottera. Podobno ci mugolscy krewni zakatowali go na śmierć. Czy chcesz mi coś powiedzieć?!
-Minerwo, nie mógłbym przed tobą tego ukryć, ale faktycznie. Dursleyowie skrzywdzili Harry'ego, który aktualnie nawet w czarodziejskim świecie ma status zaginionego-westchnął dyrektor, masując skronie-Na razie nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć. Stało się to wczoraj.
-Mówiłam, że ten pomysł był idiotyczny-McGonagall opadła bezsilnie na krzesło i położyła rękę na czole-Teraz masz skutki.
-Nie musisz mnie jeszcze dołować...-mruknął Dumbledore.
-Ależ muszę. Trzeba stemperować twój samozachwyt. Nie jesteś taki idealny jak sobie wmawiasz.
-Minerwo...
-Nie, Albusie-odparła stanowczo kobieta-Popełniasz zbyt wiele błędów. Dopóki się nie ogarniesz, ja przejmuję dowodzenie nad Zakonem. Zresztą i tak nikt ci nie zaufa po tej akcji. Musisz zbudować reputację od początku i nie myśl sobie, że ci pomogę.
Dyrektor się nie odzywał. Wiedział, że kobieta miała całkowitą rację, ale jakoś ciężko było mu się z tym pogodzić. Może naprawdę zbyt się cenił?
Musiał trochę odpocząć, a wizja tego, że to właśnie Minerva miała przejąć stery w Zakonie, była kusząca. Powoli skinął głową.
-Jak najszybciej zwołam zebranie. Ogłosimy tam nasze postanowienia-powiedział-Wybacz, że cię zawiodłem Minerwo.
-Nie rozklejaj się, tylko powiedz mi gdzie może być Severus. Tam wszystkich zaproszę-kobieta wstała i podeszła do drzwi.
-Myślę, że w Norze.
-Świetnie, na razie się tam nie pokazuj. Dopiero jak dam znak.
Minerwa szybkim i energicznym krokiem ruszyła do najbliższego kominka z aktywną siecią Fiuu. Rzuciła garść proszku i krzyknęła wyraźne 'Nora'. Poczuła szarpnięcie i znalazła się autentycznie na końcu różdżki Severusa. Mężczyzna wpatrywał się w nią z agresją w oczach.
-Czy przysłał cię tu Dumbledore?-syknął. Nauczycielka transmutacji pokręciła przecząco głową. Opuścił różdżkę i wpuścił ją dalej.
-Dzień dobry!-przywitali się miło bliźniacy i Ronald, siedzący na fotelach wokół kanapy. Kobieta uśmiechnęła się ponuro, bo było dla niej dziwne, że mimo tych wszystkich wydarzeń była wśród nich dość podniosła atmosfera. Dopiero wtedy, gdy przeszła na drugą stronę salonu, zobaczyła małe ciało leżące na kanapie.
-Harry?-bardziej stwierdziła niż zapytała. Wyglądał strasznie już na samej twarzy. Była pełna sińców i skaleczeń, ogniście czerwona w niektórych miejscach-Merlinie, dziecko...
Pod stertą koców, chłopak się poruszył i leniwym wzrokiem spojrzał w stronę nauczycielki. Jego oczy były przekrwione i obolałe.
-Jak się czujesz? Wszystko już w porządku?-spytała klękając koło niego.
-Harry nie mówi, pani profesor-powiedział stojący przy schodach Charlie-Przynajmniej na razie. Jedynie wczoraj coś mruknął, ale musi dojść do siebie.
-Jak mogli go tak skatować?-Minerwa odwróciła się w stronę Severusa-Poniosą konsekwencje, prawda?
-Oczywiście. Nie wiesz do kogo mówisz?-mruknął Snape. Siedzieli chwilę w ciszy, gdy nagle kominek znów ryknął i weszła przez niego Bella, trzymająca rękę Dracona. Chłopiec wyrwał się jej i od razu rzucił się w stronę kanapy, ignorując zaskoczenie nauczycielki.
-Harry!-krzyknął, delikatnie odnajdując dłoń Pottera i chwytając ją-Przepraszam, że mnie tu nie było...
Severus objął Bellatrix jedną ręką i pocałował ją w czoło. Minerwa wyglądała na lekko skonfundowaną tym wszystkim, ale milczała. Bella poprosiła Snape'a na bok, więc wyszli przed dom.
-Draco chciał popełnić samobójstwo-szepnęła kobieta opierając czoło na torsie męża. Mistrz Eliksirów spiął się lekko.
-Rozumiem, że wybiłaś mu ten pomysł z głowy?
-Tak, ale naprawdę był gotów to zrobić.
-Muszę z nim porozmawiać. Jest zapewne roztrzęsiony i się boi-westchnął Snape-Stara się przy wszystkich udawać dorosłego, ale to tylko nastolatek. Nic poważnego sobie nie zrobił?
-Nie, ale tak się o niego bałam-Bellatrix zagryzła wargę, a Severus przyciągnął ją mocno do siebie.
-Skoro teraz już wszystko ogarnęliśmy, należy zająć się tobą-powiedział Mistrz Eliksirów-Pójdziemy dziś do Poppy, dobrze? Skontrolujemy, czy wszystko w porządku.
***
Pomfrey nie zdziwiła się na ich widok. Spodziewała się, że przyjdą w najbliższym czasie, choćby poinformować o postępach z Harrym.
-Połóż się moja droga-nakazała pielęgniarka-To już czwarty miesiąc.
-Racja-Bellatrix uśmiechnęła się lekko i wykonała polecenie.
-Dziś możemy dowiedzieć się płci waszego dziecka-poinformowała ich magomedyczka. Snape uniósł brwi z zainteresowaniem-Kwestia tylko taka, czy tego chcecie.
-Myślę, że tak-zachichotała kobieta-Byłam bardzo ciekawa.
Poppy rzuciła kilka zaklęć diagnozujących, a wszystkie wykazały, że przebieg ciąży był prawidłowy. Nie było żadnych niepokojących objawów i symptomów, więc pozostało się tylko cieszyć.
Nadeszła jednak chwila wyczekiwana przez małżeństwo. Pomfrey wymówiła inkantację, która była dość długa i śpiewna. Musieli moment poczekać, za nim wokół Belli zaczęła unosić się błękitna mgiełka, obejmująca dużą część skrzydła szpitalnego. Severus uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nawet nie wiedział co. Niezauważalna łza wzruszenia spadła po policzku Belli. Pomfrey uśmiechnęła się pod nosem.
-Gratuluję. Będziecie mieli synka.
~×××~
DZIEJE SIĘ KOCHANI!
Nie no, nie wiem właściwie xD
Czekam na opinie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro