Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 73.

Były takie miejsca, do których mało kto z czarodziejskiego świata się zapuszczał. Czy to sklepy, czy jakieś konkretne domy... Panował tam niezmącony spokój, który przerwać mógł tylko sam właściciel. Kobieta imieniem Mathilda była już podstarzała, więc siedząc za ladą raczej nie miała zamiaru zakłócać harmonii wokół. Klienci przychodzili raz na jakiś czas, można powiedzieć, że bardzo rzadko. Czarodzieje zaczęli bać się o siebie, trzymając w domu jakieś stare artefakty. A to właśnie takie przedmioty sprzedawała Mathilda w swoim sklepie.

Tego dnia zaczęła podlewać kwiaty, kiedy dwóch mężczyzn weszło do środka i przez moment się rozglądało. Kobieta odłożyła swoją tradycyjną, mugolską konewkę (sprawiała jej więcej satysfakcji niż podlewanie za pomocą magii) i usiadła na krześle za ladą.

-Dzień dobry, moi drodzy chłopcy-Thilda posłała im uśmiech i zauważyła wahanie na twarzy starszego-Szukacie czegoś konkretnego?

-Owszem-odezwał się czarnowlosy-Pewna osoba musi mnie opuścić na długi czas. Nie mamy możliwości korespondencji listownej, więc zostało mi jedynie znaleźć inne rozwiązanie, które pomogłoby mi ustalić, czy wszystko z nim w porządku.

-Rozstania są bardzo ciężkie. Sama doskonale o tym wiem-powiedziała staruszka i na chwilę wyszła na zaplecze. Tymczasem Severus stojący przy ladzie, odnalazł zaintrygowany wzrok Rowleya. Posłał mu złośliwy uśmiech i wrócił spojrzeniem na idącą Mathildę. Kobieta położyła przed nim dwa małe pudełeczka. W ich wnętrzu znajdowały się rzemienie z dwoma nawleczonymi na nie ciemnozielonymi kamieniami-To bardzo stary artefakt. Obie osoby muszą mieć go na szyi. Jeśli kolor jest taki jak teraz, to stan jest w porządku. Jednak kiedy powoli zacznie przechodzić w żółty, może to oznaczać kłopoty. Pomarańczowy sygnalizuje nam już bardzo poważne problemy, nawet zagrożenie życia, a czerwony... Śmierć-Severus skinął głową-Jednak osoba 'obserwowana' nie może zdjąć rzemyka z szyi. Poskutkuje to kolorem czerwonym u drugiej osoby, co wiadomo cóż oznacza.

-O coś takiego mi chodziło-westchnął Snape.

-Pan musi ubrać ten z większym kamieniem. Ot cała filozofia-Mathilda przyjrzała się szlifowanemu kryształowi-Nigdy nie zawodziły, ale potem... Przestano pozyskiwać odpowiednie materiały. U mnie ostały się dwa egzemplarze.

-Całe szczęście-mruknął Severus pod nosem i położył na ladzie zapłatę-Reszty nie trzeba-oznajmił i wyszedł zamaszyście. Za nim posuwistym krokiem podążał Rowley.

-Jesteś hojny-zażartował chłopak. Snape odwrócił się i w sekundzie złapał go za nadgarstek. Zdziwiony tym aktem McLevis nawet nie zorientował się, że są już pod bramą Hogwartu-Myślałem, że mnie uderzysz.

-Jak się nie zamkniesz, to tak się stanie.

***

Nie było lepszej okazji, niż nagłe sprawy, które musiał załatwić Severus, żeby Bellatrix trochę posprzątała w ich komnacie. Skrzaty domowe co prawda dawały z siebie wszystko, ale kobieta chciała poczuć się w roli gospodyni. Stare księgi na półkach wydawały się być nieruszane od wieków, a w kątach porobiły się pajęczyny. Bella przewróciła oczami na to wszystko i już odechciało się jej sprzątać.

-Zgrzytek!-zawołała. Domowy skrzat natychmiast wylądował u jej stóp-Mógłbyś tu trochę posprzątać? Co jak co, ale nie mogę siedzieć w kurzu.

-Oczywiście, pani!

Skrzypnięcie drzwi skutecznie odwróciło uwagę kobiety od bałaganu. Stał w nich Severus z jakimś pudełkiem w ręku.

-Już jesteś?-sięgnęła po ciastko do miski-Myślałam, że zajmie ci to dłużej.

-Mam nadzieję, że nic specjalnie nie ruszałaś-uprzedził Mistrz Eliksirów siadając z westchnięciem na kanapę-Znam ten wzrok. Nie powiem ci gdzie byłem.

-W każdym momencie mogę z nudów przejść kominkiem do Czarnego Pana, który to z ciebie wydusi-Bellatrix nachyliła się do męża i przejechała palcami po jego szczęce-Chyba, że czymś się zajmiemy...

Snape już miał odpowiedzieć, żeby uspokoiła swe zapędy, bo to nie przystoi (szczególnie w obecności skrzata sprzątającego z tyłu półki), gdy rozległo się pukanie.
Bella ubiegła Severusa i otworzyła. W drzwiach stał drobny, ciemnowłosy chłopak z okrągłymi oprawkami okularów.

-Dzień dobry, czy zastałem profesora Snape'a?-zapytał niepewnie. Wyglądał mizernie. Jego oczy wyrażały jedynie zrezygnowanie i przygnębienie, a gdy spuścił głowę, to już każdy mógł się zorientować, że coś było nie tak.

-W istocie-Mistrz Eliksirów przepchnął się do wejścia-Potter, tylko ty jesteś na tyle inteligentny, by w ostatnim tygodniu roku szkolnego dostać szlaban. Masz to po ojcu? Przynajmniej się nie spóźniłeś.

-Hej, Sever! Jesteś bardzo niegościnny. Może wejdziesz, Potter? Proszę, mamy ciastka-zaproponowała Bella z nutką pozytywnego szaleństwa.

-Wolę nie-szepnął chłopak odwracając wzrok.

-Bella, nie przesadzaj-Snape pokręcił głową z dezaprobatą-Wszyscy, tylko nie ten bachor.

-Jak chcecie-prychnęła kobieta i uśmiechnęła się nawet miło-Idźcie, bo do obiadu się nie wyrobicie-poczochrała Pottera po włosach, zanim razem z Severusem opuścił komnatę. Bellatrix usiadła, zaintrygowana swoimi małymi wyczynami. Lubiła sprawiać wrażenie lekko niezrównoważonej, ale przecież była na taką wychowana.

Mistrz Eliksirów jak w transie szedł za synem wprost do swojej sali lekcyjnej. Zamknął za nimi drzwi i rzucił jakieś zaklęcia wyciszające, po czym nerwowo odwrócił się do Pottera. Mężczyzna bardzo długo układał w głowie jak będzie wyglądać ta rozmowa, ale ostatecznie zabrakło mu słów. Usiadł koło ponurego Gryfona.

-Tato?-zapytał chłopak-Chcesz mi w końcu powiedzieć co się stało? Bo jeśli chodzi o to, że twoja żona jest w ciąży, to już to wiem. Plotki szybko rozchodzą się po Hogwarcie.

-Myślę, że to nic w porównaniu z tym, co muszę ci przekazać-mruknął Snape-Bardzo chciałem tego uniknąć, ale Dumbledore... On nie pozwolił mi zmienić swojej woli.

-Denerwuję się-szepnął Wybraniec-Powiesz w końcu?

-Harry-zaczął Snape i potarł się po czole nerwowo-Dyrektor zdecydował, że najbezpieczniej dla ciebie będzie, jeśli wrócisz na wakacje do Dursleyów.

Nie tego oczekiwał Gryfon. Poczuł, że jego serce wali jak szalone, a szum w uszach zagłuszał wszystko co mówił jeszcze jego ojciec. Pokręcił głową i wstał.

-To nie prawda-oznajmił-Dobrze wiecie, że ja tam nie wrócę.

-Tak mi przykro-szepnął Severus-Chciałem tego uniknąć.

-Nie wrócę tam! Oni mnie zabiją-wykrzyczał chłopak-Obiecałeś! Obiecałeś, że nigdy mnie tam nie oddasz!

Severus nic nie mówił. Czekał, aż jego syn wypowie wszystkie swoje żale. W końcu miał do tego prawo, po tak szokującej wiadomości. Krzyki Pottera tylko utwierdziły Snape'a w przekonaniu jak bardzo nienawidzi Dumbledora.

-Jak mogłeś?-głos Harry'ego załamał się, gdy walczył z płaczem-Zdradziłeś mnie...

-Oczywiście, jestem temu winny w równym stopniu co Dumbledore-szepnął Severus-Może to nie ja wpadłem na ten idiotyczny pomysł wysłania cię z powrotem do tych mugoli, ale ode mnie wszystko się zaczęło, bardzo dawno temu. Gdy tylko za dużo posłuchałem niektórych Ślizgonów i pod ich wpływem wkroczyłem w szeregi Czarnego Pana. Gdyby nie ja, twoi rodzice dalej by żyli. No i przede wszystkim, gdyby nie moja przeszłość, nie musiałbym być teraz mężem Bellatrix. Ale, jakby nie to wszystko, prawdopodobnie bym cię teraz nienawidził i odpracowywałbyś prawdziwy szlaban, bo przecież byłbyś taki sam jak twój ojciec. Może to zabrzmi okrutnie, ale nie wyobrażam sobie życia innego niż to. Jesteś moim synem, można powiedzieć, że Luna córką. Minerva to moja najlepsza towarzyszka do picia, Rowley jest przyjacielem, który przeżywa to co ja... Byłem złym człowiekiem, ale życie, które teraz mam jest bardzo satysfakcjonujące. Bo ma ciebie, was. I nie pozwolę, żeby coś jeszcze ci się stało.

Zapadła długa cisza, a Harry wytarł łzę spływającą mu po czerwonym policzku.

-Przepraszam-wymruczał-Wiem, że to nie ty wpadłeś na ten pomysł. Nie wiem, co mi odbiło.

-To normalne. Większość ludzi, po usłyszeniu negatywnie szokującej dla nich informacji, musi się wykrzyczeć-odparł Snape łagodnie-Przyjdziesz do mnie?

Harry wszedł na ławkę, na której siedział jego ojciec i wtulił się w niego, czując każdy głęboki, spokojny oddech.

-Mimo wszystko zauważyłem dużą zmianę w tobie w ciągu tego roku-powiedział nagle Mistrz Eliksirów-Z anemicznego, ciągle ryczącego bachorka, stałeś się autentycznym nastolatkiem. Wyrosłeś, tak myślę, bo nie wiem. Nie znam się na dzieciakach.

-Tato?-Potter popatrzył w górę na ojca.

-Tak?

-Gdybym mógł zmienić bieg historii, nie chciałbym, żeby to ktoś inny mnie wychowywał. Jedynie ty-powiedział Gryfon już spokojnym tonem-Jesteś najlepszy, a ja często nie doceniam twojej roli nie tylko jako ojca, ale też szpiega Zakonu. Wiem, że wszystko co teraz robisz jest spowodowane jedynie naszym dobrem. I nie mam nic do pani Belli, nie wiem czemu, ale wydaje się miła.

-Cóż, jest sprytna. Kto wie, co siedzi w jej głowie-Snape wykrzywił usta w uśmiechu i pogłaskał włosy syna-Mimo swojej przeszłości i jawnej przynależności do Czarnego Pana, zjednała sobie wiele osób.

-Draco się jej boi.

-Nie ma czego. Wie, że skoro teraz nosi dziecko pod sercem, musi uważać i nie narażać się na niebezpieczeństwa-wytłumaczył Snape-A więc raczej nikogo nie będzie mordować, bo gdyby z takiego powodu straciła dziecko, zdenerwowałoby to nie tylko mnie, ale również Czarnego Pana.

-Trochę to chore-mruknął chłopak siadając wygodniej-Ale raczej nikogo by nie zabiła mieszkając tu, prawda?

-Oczywiście, że nie. A w tajemnicy i tak mogę ci powiedzieć, że Bella raczej zastanawia się po której jest stronie. Gdy dowiedziała się, że tyle lat była sterowana, zabolało ją to-Snape podszedł do swojego biurka i zaczął w nim układać-Czuje nienawiść i odrazę, co idealnie może wpłynąć na przeciągnięcie jej na naszą stronę.

-Racja-odparł krótko Harry i zapatrzył się w ławkę.

-Jeszcze jedna rzecz-przypomniał sobie Severus-Żeby cię chronić, muszę mieć jakąś kontrolę nad tobą. Jedyną możliwością, którą znalazłem, było poszukanie jakiegoś magicznego przedmiotu, bym mógł kontrolować co z tobą. Razem z Rowleyem byliśmy w sklepie z artefaktami i znaleźliśmy to-mężczyzna otworzył pudełeczko trzymane w ręce. Były w nim dwa, można powiedzieć, talizmany-Jeden z tych naszyjników ubierasz ty. Drugi ja. Nigdy go nie zdejmuj, dobrze? U mnie będzie to równoważne z sygnałem o śmierci.

-Woah, ciekawe-Harry z uznaniem przypatrzył się kamieniowi na rzemieniu i go założył. Mistrz Eliksirów zrobił to samo i właśnie wtedy rozległ się pukanie do drzwi. Mężczyzna jednym ruchem transmutował pudełko w połowicznie zapisany pergamin i położył go razem z piórem na ławce Harry'ego. Zdjął też zaklęcia zabezpieczające salę.

-Wejść-nakazał siadając do biurka. W drzwiach stanęła Bellatrix z przygryzioną wargą. Snape uniósł brwi pytająco-Coś się stało?

-Sever-kobieta weszła do środka i zza pleców wyjęła miskę-Ja jednak przyniosłam wam te ciastka, bo już nie mogę na nie patrzeć-oznajmiła i podeszła z przekąskami do Harry'ego. Chłopak nie wiedział co zrobić-No weź sobie, nie są zatrute. Skrzaty z Hogwartu dobrze gotują.

Potter szybko chwycił jedno ciastko.

-Dziękuję-powiedział nieśmiało, a Bellatrix posłała mu bardzo miły, kobiecy uśmiech. Był jakiś błysk w jej ciemnych oczach, który sprawił, że Harry naprawdę czuł się bezpiecznie podczas jej obecności. Snape pokręcił głową, ale również sięgnął od niechcenia po ciastko.

-Sever, czy dobrze słyszałam, że ta urocza dziewczynka Lovegood zostaje tu na wakacje?

-Czy zostaje? Tak. Czy urocza? Nie.

-Dała mi ten naszyjnik-Bellatrix pokazała mężowi wisiorek-Powiedziała, że w jakiś sposób chronił jej mamę przed lękiem związanym z wychowaniem dziecka.

-Świetnie-mruknął mężczyzna, a kobieta odeszła z powrotem do drzwi.

-Może tobie by się taki przydał.

-Nie boję się wychować naszego dziecka-Severus zmarszczył brwi.

-Tak. To wiem.

~°~

👇👇👇

Krótki bo krótki, ale ile wydarzeń xd
Wcale nie.

Napiszcie, jak sobie wyobrażaliście ten rozdział 💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro