Część 65.
Bellatrix złapała w dłoń swoją różdżkę i zaczęła nią machać nad stolikiem. Po wykonanej pracy, chwyciła dzieło i obrzuciła je oceniającym wzrokiem.
-Co myślisz Cyziu?-zapytała siostry, która stała z tyłu i układała sobie idealną fryzurę.
-A co tam masz?-zapytała druga kobieta podchodząc do Black.
-Czarny Pan stwierdził, że trzeba już rozesłać zaproszenia na ślub, więc właśnie je zaprojektowałam-pokazała dzieło młodszej, która uśmiechnęła się.
-Będzie ślicznie. Jesteś artystką-mrugnęła Narcyza. Obie zachichotały i wróciły do wcześniejszych zajęć-Zapomniałam, że przychodzi dziś do mnie projektantka i krawczyni. Może chciałabyś zamówić u niej suknię ślubną?
-Mhm, dobry pomysł. Nie będę musiała tyle chodzić-Bella zaczęła wykonywać kolejne zaklęcia, aż stół zapełnił się wieloma kopiami zaproszenia-Skończyłam.
-Wyśmienicie-odparł Narcyza, która uporała się z włosami-Jaki będziesz chciała kolor sukni?
-Czarny, oczywiście-obruszyła się Bella, a jej młodsza siostra prychnęła rozbawiona.
-Czego mogłam się spodziewać. W końcu ty uważasz ten ślub raczej za pogrzeb swojej wolności.
-Żebyś wiedziała.
-Severus jest dobrym człowiekiem-Narcyza spoważniała, a Bellatrix opuściła głowę.
-O to chodzi. Ja nie jestem dobrą kobietą.
***
Severus zaczął zajęcia lekko znudzony tym, że na poprzedniej lekcji nic się nie stało, więc nie mógł wszcząć awantury. Teraz nakazał drugorocznym przyrządzić jedną z prostszych mikstur, ale z ich poziomem wiedzy spodziewał się większej rozrywki jeśli chodzi o odbieranie punktów i szlabany. Przez pierwsze dziesięć minut wytrwale sprawdzał eseje czwartoklasistów, ale potem uważnie obserwował uczniów.
Podobierał ciekawe pary do pracy. Chociażby Granger i Malfoy, Weasley i Longbottom oraz Potter z Parkinson. Przyznał, że miał ogromny ubaw patrząc na starania Nevilla i Rona, czy też zakłopotanie Pansy i Harry'ego. Dla Hermiony i Dracona nie był to problem-lubili się, a poza tym zależało im na dobrych ocenach.
Lekcja przebiegała nadzwyczaj spokojnie, co zwiastowało nadciągające kłopoty już niedługo.
Faktycznie, chwilę później kociołek Longbottoma i Weasleya zabulgotał zwracając na siebie uwagę.
-Padnij!-Snape wydał komendę, a wszyscy na wznak się położyli. Sekundę później rozległ się ogłuszający wybuch, a Severus podniósł się zza biurka, by ocenić sytuację-Sześćdziesiąt punktów od Gryffindoru. Nawet nie chce mi się już brać was na szlabany, jestem tak załamany stanem waszej intelektualności-mruknął znudzony-Ale zostaniecie posprzątać klasę. Reszta może iść.
Szybkim zaklęciem oczyścił eseje uczniów, które leżały na jego biurku i wrócił do ich sprawdzania podczas gdy chłopcy mamrocząc coś pod nosem, zaczęli sprzątać.
-Wasza wiedza z eliksirów jest naprawdę mierna-powiedział nagle Snape. Przerwali zbieranie odłamków kociołka i spojrzeli skruszeni na nauczyciela-Albo rzekłbym inaczej. Moglibyście być dobrzy z tego przedmiotu, ale dla was nie jest ważna kolejność dodawania składników, czy też najmniejsze szczegóły jak ilość obrotów w mieszaniu lub siekanie i miażdżenie. To sprowadza się do zbyt wielu wybuchów i niebezpiecznych sytuacji w tej klasie-warknął-Nie mogę pomóc brakowi mózgu, ale może uświadomię was jak niebezpieczne mogą być najmniejsze pomyłki. Dam wam książkę w tym właśnie temacie. Przeczytacie ją i za dwa tygodnie chcę widzieć ładne, dwudziesto calowe eseje na moim biurku. Przypominam, że to nie dla waszego dobra, ale po to byście nie zniszczyli mi klasy, bądź nie pozabijali uczniów-warknął i wcisnął Nevillowi do ręki książkę-Wyjdźcie.
Chłopcy uciekli bez słowa, a Severus rzucił jedno zaklęcie, po którym sala stała się na powrót czysta i uporządkowana.
-Żenujące-mruknął jeszcze.
***
Harry z Hermioną roześmiani wyszli na dziedziniec i zaczęli rozmawiać o nowej organizacji, którą założył Rowley McLevis. Miała przygotować dzieciaki do samoobrony, był to pewnego rodzaju klub pojedynków.
Wiele osób w różnym wieku zapisało się do niego, by choćby poćwiczyć swoje umiejętności walki czy też zwinność w unikaniu zaklęć. Hermiona zrezygnowała nawet w czwartki z godziny pomocy bibliotekarce, pani Pince, a przecież było to jej ulubione miejsce w Hogwarcie.
-Biedny Ron i Neville-mruknęła dziewczyna smutno-Akurat im się trafiło pracować razem.
-To raczej nie był przypadek-westchnął Harry, krzywiąc się lekko-Ojciec specjalnie ich dobrał. Zresztą widziałem jaki miał ubaw widząc mnie i Pansy.
Granger stłumiła chichot.
-To akurat było zabawne-powiedziała. Potter spojrzał na nią nieco zażenowanym wzrokiem i westchnął.
-Chyba tylko dla ciebie.
-No proszę! Chłopiec, który zawsze wpada w tarapaty!-rozległ się za nimi wesoły głos. Obrócili się jednocześnie, a twarz Harry'ego od razu się rozpromieniła.
-Remus!-krzyknął i natychmiast przytulił się do Lupina.
-Och, oczywiście, że to ja. Jakbym mógł nie przyjść do ciebie po takich niesamowitych przeżyciach i nie wypytać cię o szczegóły?-zapytał mierzwiąc włosy chłopaka-Witaj Hermiono, miło cię widzieć.
-Dzień dobry-odparła wesoło dziewczynka-Może pójdę do Rona? Pewnie już skończył sprzątać!
-Och, jeśli chodzi ci o jakąś karę, którą odbywał razem z Nevillem w lochach, to zaręczam iż już skończył. Widziałem ich biegnących jak najszybciej mogli, w stronę schodów-mrugnął Lupin i razem z Harrym skierowali się do zejścia na błonia-Pójdziemy do kogoś, kto chciałby cię zobaczyć.
-Jest tutaj?!-wkrzyknął Potter.
-Cicho głuptasie!-zaśmiał się życzliwie wilkołak-Tak, tam gdzie zawsze.
Harry zatrzymał się na chwilę.
-Ojciec wie?-zapytał-Nie chciałbym, żeby się martwił.
-Tak, on sam już tam się udał.
Pospiesznym krokiem ruszyli do Wrzeszczącej Chaty, a kiedy w końcu się tam znaleźli, Harry nie mógł powstrzymać się od biegu do głównego pomieszczenia.
-Syriusz!-zawołał widząc mężczyznę siedzącego i rozmawiającego ze Snapem. Mistrz Eliksirów przewrócił oczami.
-Cześć Rogasiu-zaśmiał się Black-Dawno żeśmy się nie widzieli. Siadaj.
-Dyskutujemy właśnie o niebezpieczeństwie, które jest teraz w Hogwarcie-Mistrz Eliksirów wprowadził Remusa w temat-Uważam iż oczywiste jest, że to ktoś z wewnątrz musiał podać Seamusowi miksturę.
-Ale kto? Nauczyciel? Uczeń?-Lupin zmarszczył brwi-Można sobie gdybać, nie mamy ani dowodów, ani tropu.
-Racja, co jeśli ktoś jest pod całkowitym wpływem chociażby eliksiru wielosokowego? Jest nieuchwytny.
-Właściwie to nie do końca-wtrącił nagle Syriusz-Jest jeden sposób, by sprawdzić, czy ktoś niepokojący nie działa w szkole pod przykrywką.
-Co masz na myśli?-zapytał zaciekawiony Harry, ładując się Snape'owi na kolana. Mężczyzna usadził go wygodnie i z przyzwyczajenia zaczął głaskać po plecach, jednocześnie słuchając Kundla.
-No cóż, myślę, że kilka osób słyszało o naszej wspaniałej samozwańczej grupie Huncwotów-powiedział animag i zmrużył marzycielsko oczy-Nie bierz tego do siebie, Snape, ale cóż, Mapa była najwspanialszym dziełem jakie czarodziejski świat widział, nieprawdaż?
-Szczególnie, jak bliźniacy znaleźli ją u Filcha i prawie ukradli-prychnął Mistrz Eliksirów-Nienawidzę tego szataństwa, ale może w końcu użyłeś swojego mózgu do racjonalnego myślenia.
Remus tymczasem stał z boku, opierając się o stolik i zastanawiał się nad propozycją Blacka. Nie było to wszystko znowu takie głupie, jak mogło się wydawać. W końcu mapa pokazuje prawdziwe dane.
-Zróbmy to-wydusił w końcu-Weźmy mapę, Severusie i posłużmy się nią. Jeśli chcemy chronić Harry'ego i inne dzieci, to może być jedyne wyjście.
-Nie powiedziałem, że się nie zgadzam-obruszył się Mistrz Eliksirów-Przyznałem Kundlowi rację i nikt tego nie widział?
Harry zachichotał i obrócił się w stronę taty, za którego sztywnym spojrzeniem kryło się rozbawienie.
Czarnowłosy potargał włosy syna i wrócił do rozmowy.
-Musimy to zrobić jak najszybciej, by nie było kolejnego ataku.
-Och, oczywiście, bawcie się dobrze-mruknął Syriusz.
-Nie miej problemu do nas, że nie możesz iść. W końcu to ty jesteś sobie winien-Snape wzruszył ramionami.
-Że co?! Ja ich nie zabiłem-Black wstał i rzucił się w stronę nauczyciela eliksirów. Ten jedynie jakby rozbawiony zasłonił ręką oczy Harry'ego.
-Starczy!-krzyknął Remus-Syriuszu, tu są dzieci, włącznie z tobą-mruknął-Severusie, masz się uspokoić.
Obaj mężczyźni zamilkli i odwrócili obrażone spojrzenia. Harry również spochmurniał.
-Ron znów dziś rano mówił, że Hades z pewnością zjadł Parszywka, tato-powiedział smutno-Muszę pomóc mu go szukać, więc lepiej będę wracał.
-Co to ten Parszywek?-zapytał Syriusz.
-To jego szczur. Bardzo głupi, stary i ciągle się gubi, a Ron myśli, że to mój Hades lub Krzywołap Hermiony stoi za jego pożarciem za każdym razem, gdy ten ucieka. No ale cóż, Ron ma Parszywka w swojej rodzinie od dawna, są do niego przywiązani.
Syriusz zmarszczył brwi.
-Ah, ciekawe. No nie istotne, każdy ma swoje dziwactwa!-mruknął, po czym odwrócił się w stronę Severusa-Snape, czemu nie dostałem zaproszenia na twój ślub z moją kuzyneczką?
-Zamknij się, idioto-Mistrz Eliksirów fuknął zirytowany.
-Och, to już niedługo, prawda? Co zamierzasz zrobić z Harry'm i twoją drugą podopieczną, hmm?-droczył się Black. Remus znów okazał się być mediatorem tej dyskusji.
-Na pewno Severus znajdzie jakieś rozwiązanie-wtrącił-Sądzę, że powinieneś w to mniej ingerować, mój drogi.
-Ale to istotne!-bronił się Syriusz i nagle przyciągnął do siebie zaskoczonego Harry'ego-Nie pozwolę, by mój chrześniak był zaniedbany.
-Dobra, starczy-Lupin wyswobodził Gryfona z ramion animaga, a przestraszony chłopak od razu schował się za swojego ojca. Pierwszy raz był świadkiem tak dziwnego zachowania swojego chrzestnego i wcale mu się to nie spodobało. Mistrz Eliksirów odwrócił się w jego stronę i westchnął ciężko.
-Potter, nie zachowuj się jak dziecko-warknął chwytając go za ramiona i przyciągajac przed siebie. Dzieciak przylgnął do niego i najwyraźniej nie miał zamiaru się odkleić, więc zdegustowany Snape burknął jedynie coś pod nosem i wkurzony spojrzał na Syriusza.
-Następnym razem pomyśl, idioto-syknął, po czym zaczął wyprowadzać Harry'ego z Chaty-Wiem do kogo na pewno go nie oddam na wakacje. Tą osobą jesteś ty, Black.
-Nie masz prawa!
-Ale Dumbledore owszem.
-Severusie-wtrącił się Remus lekko zaniepokojony. Snape przystanął-Nie mów Albusowi o Syriuszu. Najpierw musimy go w jakiś sposób ułaskawić, wtedy świat będzie mógł o nim usłyszeć.
-Dobrze wiem, co mogę, a czego nie, Lupin-mruknął i położył dłoń na ramieniu Harry'ego-Pójdziemy już.
-Będziemy rodziną-prychnął jeszcze animag z daleka. Severus stanął z Potterem przed tunelem i przycisnął go do siebie. Chwilę nic nie mówili, dzieciak mógł się nacieszyć odrobiną czułości i miłości, której już niedługo prawdopodobnie będzie mu brakować.
-Wracamy-zadecydował w końcu i w ciszy ruszyli dalej. W końcu Harry zadał nurtujące go pytanie.
-Oddasz mnie, prawda? Nie będziesz mógł być już moim ojcem, nie będziemy się widywać-wyszeptał. Mistrz Eliksirów zmartwił się jego słowami, ale nic po sobie nie pokazał. Zamiast tego przyklęknął przy chłopcu i pocałował go w czoło.
-Zawsze będziesz moim synem-mruknął łagodnie-To będzie tylko chwilowy stan, a dostaniesz tyle szlabanów, że się nie pozbierasz, dobrze?
-Fajnie-odparł Harry lekko speszony.
-Po całej tej akcji ze ślubem, to Dumbledore zadecyduje co z tobą zrobić, może zostaniesz w Hogwarcie, jeśli będę zmuszony zamieszkać u Bellatrix? Nie wiem-Snape pomyślał głośno, po czym wstał i znów przybrał bojową postawę-Jakby co, znalazłem cię właśnie błąkającego się koło Zakazanego Lasu, więc naturalnie postanowiłem odjąć ci punkty i sprowadzić z powrotem do szkoły. No, ruszaj się!
***
Albus Dumbledore uśmiechnął się i dostojnie przeszedł przez kominek wprost do salonu państwa Weasley. Członkowie Zakonu Feniksa już czekali, rozmawiając żywiołowo. Razem z jego przybyciem, gwar lekko ucichł.
Dyrektor przywitał się z towarzyszami i zajął jedno z honorowych miejsc. Zerknął na Severusa, który wyglądał jakby zaraz miał zasnąć. Sugerowały to nawet jego zamykające się smętnie oczy.
-Witajcie kochani-powiedział Albus życzliwie-Poproszę wasze ostatnie raporty. Może ty zaczniesz, Arturze?
Wszyscy po kolei mówili to, czego się dowiedzieli, bądź wypowiadali słowa krytyki, poparcia i wątpliwości.
Snape nie powiedział zbyt dużo. Napomknął coś o ostatnim gniewie Voldemorta związanego z odkryciem Komnaty i ujarzmieniem bazyliszka, a potem chciał wycofać się z rozmów.
-Och tak, biedny Harry jest teraz w niebezpieczeństwie!-stwierdziła Molly zatroskanym głosem-Trzeba go chronić.
-Zawsze był w niebezpieczeństwie i cały czas go chronimy-prychnął Severus, znacząco patrząc na kobietę-Nic mu nie grozi, dopóki będzie posłuszny.
-Komu? Może tobie, Snape?-Alastor Moody zerwał się z siedzenia-Śmierciożercy, który powinien gnić w Azkabanie?!
Kilka osób próbowało bronić Mistrza Eliksirów, ale ten jedynie ciężko westchnął.
-Nie mam dziś ochoty na takie dyskusje-mruknął i potarł skronie. Dumbledore chciał jak najszybciej powstrzymać nadchodzącą kłótnię, więc szybko uśmiechnął się i podjął nowy temat.
-A co z kuzynostwem Blacków?-zapytał. Wzrok Snape'a jakby nieświadomie uciekł w stronę Lupina.
-A co ma być?-wzruszył ramionami-Z Bellą biorę ślub, a ten idiota jeszcze się nie ujawnił. Może umarł gdzieś w krzakach i wszyscy o nim zapomnieli? Bardzo prawdopodobna wizja. Co do innych uciekinierów, to dalej są w łaskach Czarnego Pana.
-Voldemort go nie przyjął? W sensie Syriusza?-wtrąciła McGonagall-Myślałam, że powita go z otwartymi ramionami.
-Oczywiście-sarknął Mistrz Eliksirów-Co jeszcze? Może konfetti?
-Opowiedz coś jeszcze o twojej ostatniej wizycie u Voldemorta-powiedział nagle Dumbledore. Severus spojrzał na niego niepewnie. Miał wszystkim obwieścić o torturach niewinnego dziecka, które działy się na jego oczach? Wydawało się to nieprzyjemną perspektywą, ale Albus zachęcił go wzrokiem.
-Cóż-odchrząknął-Przedwczoraj miejsce miało okropne w moim mniemaniu zdarzenie. Mianowicie Voldemort postanowił ukarać Dracona Malfoya za pomoc Potterowi-Molly wciągnęła gwałtownie powietrze i przycisnęła dłoń do ust-Dzieciak był torturowany przez samego Czarnego Pana, po czym zaszczyt rzucenia ostatniej klątwy dostał Rudolf Lestrange. Padło na paskudną klątwę Igne Inferiori i gdyby nie natychmiastowa interwencja moja i Bellatrix, już by nie żył.
-A komu by to zrobiło?-zakpił ktoś cicho-Przecież to Malfoy.
Snape ścisnął rękaw szaty, powstrzymując się od wyciągnięcia różdżki. Jedynie Dumbledore go od tego odwiódł, posyłając szybkie spojrzenie, jedno z tych upominających. Na szczęście Artur również się oburzył.
-To tylko dziecko, nie zapominajmy o tym. Nikt nie zasługuje na taką karę, poza tym pomógł Harry'emu dostać się do Komnaty. Powinniśmy być mu wdzięczni-Weasley wstał i zacisnął zęby pod koniec swojej przemowy-Nie oceniajmy dzieci przez pryzmat ich rodziców, a przede wszystkim każdy zasługuje na drugą szansę.
Rowley McLevis był prawie zapomniany na tym spotkaniu. Zwykle gadatliwy, młody mężczyzna teraz usiadł gdzieś na tyle i nie odzywał się prawie cały czas, ale gdy przeszło na temat Draco, od razu się rozbudził.
-Możecie wierzyć lub nie, ale to Malfoy doniósł o tym, gdzie dokładnie znajduje się Komnata i co tam jest-powiedział-To tylko dziecko, a doskonale widać, że jego serce jest rozdarte na kilka stron. Za dużo wpływu otoczenia. Jednocześnie grożący mu Czarny Pan i dobro jego rodziców, z drugiej strony pomocny Albus, ale też jego przyjaciele. Granger, Weasley czy Potter...
Alastor Moody zaniósł się śmiechem.
-Chcesz mi powiedzieć, młody smarkaczu, że wielki Chłopiec, Który Przeżył, przyjaźni się z synem sługusów mordercy jego rodziców?
-Znasz w ogóle pojęcie przyjaźni, Szalonooki?
-Mogę zatwierdzić-mruknął Remus-Poranka, którego Draco został zabrany do szkoły, chciałem odwiedzić Harry'ego. Kiedy prawie wszedłem do Skrzydła Szpitalnego, okazało się, że rozmawiają ze sobą, jak starzy przyjaciele. Severus mi wszystko wyjaśnił.
-A co Severus miał do tego?-zapytał podejrzliwie Alastor, a Snape wiedząc, że rozmowa sprowadza się na złą drogę, postanowił szybko to uciąć swoim wyjściem.
-W każdym razie, Albus chciał wam dziś powiedzieć, że Lucjusz i Narcyza przyszli do niego prosząc o pomoc i radę, w zmianie stron-warknął-Ale skoro niektórych z was bawi cierpienie dziecka, to nie sądzę, żeby mówił wam szczegóły!
-Ty to mówisz, Snape? Ty, który lata torturowałeś niemowlaki?
-Starczy!-krzyk Minervy był przerażająco głośny, więc wszyscy od razu się uciszyli. Na twarzy kobiety malowała się furia i wściekłość-Zachowajcie te paskudne komentarze dla siebie! Ani ja, ani on-wskazała na Mistrza Eliksirów-Nie będziemy tu dłużej przebywać! Chodź, Severusie.
Wyszli, zostawiając Zakon w wielkiej konsternacji. McGonagall objęła przyjaciela jednym ramieniem i poprowadziła go na kanapę w jego komnatach. Podeszła do barku i wyciągnęła dwie butelki Ognistej.
-Miały być na czarną godzinę, zapomniałaś?-Snape uniósł brew z kpiną.
-Podziały i kłótnie to najgorsze co mogło nas wszystkich spotkać. Przyszła ta godzina.
°°°°
Zostaw komentarz dobry człowieku haha
Jej, jadą po Snape'ie, bo czemu niby nie.
Mam nadzieję, że się podobał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro