Część 61.
Madame Pomfrey zjawiła się w łazience niedługo później, razem z Luną. McLevis siedział w milczeniu na podłodze obejmując swoich uczniów.
-Och Merlinie!-Poppy przyklękła przy nich-Nie można zostawić was samych! Panie Malfoy, słyszy mnie pan?-zapytała Dracona, któremu strumień krwi z rany na głowie zaczynał ściekać na oczy.
-Mhm-burknął Ślizgon i chciał przetrzeć czoło, lecz pielęgniarka złapała go za nadgarstek i pokręciła głową z dezaprobatą.
-Proszę po kolei mówić co komu jest-zarządziła kobieta-Finnigan?
-Coś mu się stało, jakby ktoś nim sterował. Rzucił się na mnie, a ja go ogłuszyłem...-szepnął zmieszany Harry-Mam nadzieję, że nic mu nie zrobiłem.
-Z pewnością nie, panie Potter. Proszę powiedz mi teraz co z tobą?
-Poppy, może ja ci opowiem-wtrącił się McLevis-To może wydawać się absurdalne, ale znaleźliśmy Komnatę Tajemnic. Potwór, który tam urzędował, okazał się być bazyliszkiem-kobieta otworzyła szerzej oczy-Gdy go usłyszeliśmy, zdołałem przyciągnąć do siebie jedynie Draco. Młody dał Harry'emu swój krawat, by go przewiązał na oczach. Właściwie nie wiem dokładnie co się później stało...
-Rzuciłem zaklęcie-dodał szybko Harry-Strop się zawalił wprost na bazyliszka. Pobiegłem szukać wyjścia i dotarłem do głównego pomieszczenia Komnaty. Znalazłem tam Seamusa. A potem... Gdy bazyliszek wrócił mnie zabić, udało mi się porozmawiać z nim w Wężomowie. Obiecał, że nie będzie nękał szkoły i żadnych uczniów.
Pomfrey siedziała chwilę w całkowitym szoku, przełknęła ślinę i zrobiła się czerwona.
-Powariowaliście?! Mogliście wszyscy zginąć!
-Nie krzycz, Poppy-jęknął McLevis mrużąc oczy-Zabierz nas do siebie i tyle. Powiadom dyrektora, że szkoła jest bezpieczna.
Takim sposobem już niedługo znaleźli się w Skrzydle Szpitalnym, każdy został zdiagnozowany i mieli spokojnie leżeć, choć Rowleyowi się to nie widziało i siedział na łóżku w swoich glanach. W jednym z nich oczywiście dalej miał kieł bazyliszka, ale chciał z tym poczekać na Dumbledora. Draco miał bandaż na głowie i śpiąc, lekko rozchylał usta. Wyglądał na bardzo zmartwionego, nawet we śnie. Niepokoiło to McLevisa. Harry natomiast cały czas się wiercił i patrzył na Seamusa, gdyż prawdopodobnie czuł się winny jego aktualnego stanu. Rowley za to obwiniał się o to, że pozwolił chłopcom schodzić na dół. Doprawdy, gdyby tego nie zrobili i zostali na górze, miałby czyste sumienie. Jednak w obecnej sytuacji wiedział, że dyrektor nie będzie zadowolony. Poppy dawno wyszła skontaktować się z nauczycielami, którzy przebywali w Ministerstwie, a on tylko czekał. Jego oczy same zaczęły się zamykać, ale nie chciał spać. Zamiast tego rozmyślał o dzisiejszej nocy.
Harry naprawdę był tak potężny? Mógł zapanować nad bazyliszkiem Slytherina? I skąd oni w ogóle wiedzieli gdzie szukać Komnaty?
Jego rozterki przerwało nagłe wtargnięcie nauczycieli na czele z Poppy i Dumbledorem. Rowley poczuł ukłucie w sercu, szczególnie gdy ujrzał zaniepokojony wzrok Severusa, szukający Harry'ego.
-Oto nasi bohaterzy-Poppy zachichotała do Albusa, a ten posłał jej ciepły uśmiech. Minerva, Sprout i Sinistra stanęły koło nich, natomiast Snape nie przejmując się ich obecnością, wyrwał na przód wprost do Harry'ego. Chłopiec poderwał się i wyskoczył z łóżka. Jego bose stopy wylądowały na chłodnej posadzce, ale nie przejmował się tym, gdy biegł wprost w ramiona Severusa. Mistrz Eliksirów zamknął dziecko w szczelnym uścisku, ręce Pottera zacisnęły się na nim. Snape delikatnie pocałował czoło dziecka. Swojego dziecka. Gdy tylko Pomfrey powiedziała mu, że cała czwórka leży w szpitalu po tym jak odwiedzili Komnatę Tajemnic, miał ochotę zabić każdego z osobna. Wtedy pielęgniarka zapewniła go, że nikomu nic większego się nie stało i kamień spadł mu z serca. Ale gdy opowiedziała o przebiegu zdarzeń przed Ministerstwem, niepokój wzrósł i nie mógł doczekać się spotkania z synem.
Miał ochotę dać mu porządne lanie i jednocześnie wyściskać. No cóż, ostatecznie wyszło na to drugie.
-Ministerstwo musi mieć jakiś dowód prawdomówności-powiedział rozbawiony Dumbledore.
-Ja tam nie wracam!-oświadczył rozbudzony Draco-Nie ma mowy!
-Nie będzie konieczności-mruknął Rowley i rozwiązał swojego buta. Ku zdziwieniu wszystkich, wyciągnął z niego duży, biały kieł-Należał do tego skurczybyka. To chyba wystarczający dowód.
-Dobrze, że o tym pomyślałeś, mój drogi-Dumbledore posłał mu uśmiech, gdy odbierał od niego ząb.
Severus cały czas mocno ściskał Harry'ego, któremu było już duszno, ale chłopiec za wszelką cenę nie chciał przerywać tego momentu. Doskonale widział, jak profesor Sprout i Sinistra patrzą na nich z zaskokiem, ale nie przeszkadzało mu to.
-Została kwestia biednego pana Finnigana-Dumbledore odwrócił się w stronę Seamusa, a Harry streścił wszystkim co się stało-No cóż. Zaryzykujemy. Ennervate!
Gryfon zatrzepotał powiekami i przełknął ślinę. Zmarszczył brwi pytająco, po czym złapał lewą, obolałą stronę twarzy. Stęknął i usiadł.
-Dzień dobry-powiedział niepewnie.
-Drogi chłopcze, powiedz wszystko co pamiętasz-dyrektor uśmiechnął się zachęcająco.
-Ja wytłumaczę, proszę pana-Gryfon schylił twarz-Wcześniej nie mogłem, nie pozwalał mi.
-Kto?-dopytywał ciekawy Harry.
-On. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać-głos Finnigana zadrżał.
-Jak to?-zaniepokojona Minerva podeszła bliżej swojego wychowanka.
-To była jego wina. Coś zaczęło kierować moimi ruchami, decyzjami, a ja łatwo się temu poddawałem. Spotkało mnie wiele zaników pamięci, ale miałem pewne przebłyski-szeptał chłopiec-Sam zacząłem widzieć swoje dziwne zachowanie. Wycofałem się i nie chciałem z nikim spędzać czasu. Pewnego dnia obudziłem się tam, w Komnacie, wtedy wiedziałem już co takiego robię. Zacząłem słyszeć jego głos. Nie bazyliszka. Sami-Wiecie-Kogo.
Harry otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie mógł wydusić ani słowa. Seamus był silny, ale wydawało się, że zaraz zacznie płakać.
-Kontynuuj chłopcze, nikt cię za nic nie obwinia-zachęcił dyrektor, a Pomona Sprout pokiwała głową potwierdzająco.
-Mówił mi, że tak trzeba. Kazał robić mi dziwne rzeczy, a potem w ogóle siebie nie poznawałem. Wczoraj zawlókł mnie tam i powiedział, że Hogwart już się nie pozbiera po takim czymś, więc jestem bezużyteczny-westchnął chłopak-Takim oto sposobem miałem zostać tam do końca, ale przyszedł Harry. Nie chciałem cię atakować, serio. On mnie zmusił. Ale wtedy, gdy mnie walnąłeś, poczułem się w końcu sobą.
W Skrzydle Szpitalnym zapadła cisza.
-Poppy-pierwszy odezwał się Snape-Zrobimy mu badania krwi, na obecność niezidentyfikowanych substancji magicznych. Pomono, została nam ostatnia faza warzenia eliksiru, prawda? To wspaniale-zerknął na zegarek-Jeszcze dziś uda mi się go przyrządzić.
-Świetnie Severusie!-w oczach Dumbledora na powrót zamigotały wesołe iskierki-Myślę, że podczas dzisiejszego śniadania będę mógł ogłosić, że szkoła jest bezpieczna. Minervo-zwrócił się do nauczycielki Transmutacji-Czy byłabyś skłonna by zanieść nasz dowód do Ministerstwa?
Kobieta natychmiast z uśmiechem przejęła kieł bazyliszka i skinęła głową.
-Myślę, że trzeba zawiadomić waszych rodziców-Albus zwrócił się do leżących-Niech tu przybędą. Co wy na to?
-Szczególnie moi-sarknął Rowley pod nosem. Draco mimo urazu głowy, sam wyskoczył z łóżka uradowany, co gdyby nie silne ramię Severusa, skończyłoby się dla niego upadkiem.
-Spokojnie-upomniał go Mistrz Eliksirów i pomógł usiąść. Seamus, który teraz ze skrzywioną miną patrzył na Poppy pobierającą mu krew, rozpromienił się.
-No cóż, skoro i spetryfikowani uczniowie zostaną dziś wyleczeni, czyż i oni nie chcieliby ujrzeć swoich rodziców?-Dumbledore rozmyślał głośno, a Snape przewrócił oczami.
-Tak swoją drogą-zaczęła nagle Sinistra-Czujemy się niedoinformowani, Severusie-spojrzała znacząco na Harry'ego. Mężczyzna westchnął ciężko.
-Niestety, to nie może opuścić tej sali-powiedział poważnie.
-Och tak, Severus ma rację-poparł go Dumbledore-Nastały ciężkie czasy i każdy musi umieć dochować tajemnicy. Również ty, Seamusie.
Wymieniony chłopiec niezbyt rozumiał czemu jego Gryfoński przyjaciel przykleja się do boku Snape'a, ale na razie nawet nie chciał pytać. Po prostu skinął głową.
-Wspaniale. Prześpijcie się trochę wszyscy, ty również Rowley, a rano zawiadomię wasze matki Draconie, Seamusie.
-Pozostaje inna kwestia-zaczął nagle McLevis-Skąd wiedzieliście gdzie jest Komnata i co się w niej znajduje?
Harry skierował wzrok na Malfoya, który zaczerwienił się-Właśnie. Skąd wiedzieliśmy?-zapytał Wybraniec.
Blondyn przełknął ślinę nerwowo.
-Cóż, mogę to powiedzieć później. Tylko profesorowi Snape'owi, dobrze?-podniósł błagalny wzrok, a dyrektor skinął głową.
-Prześpijcie się. Wielki wieczór za wami.
Madame Pomfrey zaczęła wyganiać z sali wszystkich, którzy nie byli jej pacjentami, po czym zgasiła światło i zapadła cisza.
***
Na śniadanie mieli pójść do Wielkiej Sali. Seamus i Harry szli z przodu, a za nimi nauczyciel OPCM pomagał Draconowi.
-Wiesz, że jesteśmy rodziną?-zagadnął McLevis wesoło. Malfoy spojrzał na niego z uznaniem-Jestem wujem twojej matki. Pokręcone, co nie?
-Troszeczkę-odparł chłopak i starał się nie stracić równowagi. W końcu całą czwórką stanęli przed drzwiami. Wszyscy byli już w środku, a oni zdawali sobie sprawę, że niewątpliwe przyciągną na siebie wiele uwagi, ale musieli zaryzykować. Harry pchnął wrota i spojrzenia uczniów zwróciły się na nich. Potter z Finniganem poszli do stołu zaskoczonych Gryonów, a McLevis odprowadził do Ślizgonów Malfoya, którego bandaż na głowie zrodził wiele pytań. Sam udał się do reszty grona pedagogicznego.
-Cóż-Dyrektor wyszedł na środek-Wiem, że trochę zadziwiła was owa scena, a nie mnie ją tłumaczyć, jednak postanowiłem przybliżyć wam trochę daną sytuację. Otóż wczoraj w nocy oficjalnie została odkryta Komnata Tajemnic-Dumbledore przerwał na chwilę, a uczniowie szeptali-Musicie wiedzieć, że w środku naprawdę czaił się potwór. Bazyliszek. Wasi przyjaciele i drogi nauczyciel zapewniają nas, że już nic nie zagraża szkole, dlatego oficjalnie odroczyłem wniosek o zamknięcie Hogwartu!-po jego przemowie rozległy się wesołe okrzyki, wiwaty i oklaski. Ron razem z innymi Gryfonami zebrał się wokół Harry'ego i zaczęli wypytywać go o szczegóły.
-Stary, jak z Nevillem i Deanem nie zobaczyliśmy ciebie i Seamusa w łóżkach, zaczęliśmy się bać!-zapewnił go rudowłosy.
-Co, to pewnie Malfoy był Dziedzicem?-zapytał ktoś z tłumu.
-Co? Nie, to nie prawda!-Finnigan niespodziewanie wyrwał się naprzód-Tak właściwie... Tak właściwie to...
-To przyczynił się do zamknięcia Komnaty-Harry szybko dokończył i posłał Seamusowi uśmiech. Ten przyjął go z wdzięcznością.
-Słucham? Mówimy o tym samym Malfoyu?-zapytał ktoś. Potter wzruszył ramionami.
-Draco to spoko gość. Nasz nowy kumpel-mrugnął porozumiewawczo do Finnigana i oboje odwrócili się w stronę Ślizgonów. Blondyn kołysał się delikatnie na przód i w tył, ale udzielał odpowiedzi na liczne pytania współdomowników. Nagle do Wielkiej Sali wszedł również Snape, a za nim podążyła cała gromadka dzieci. Ron wstał wręcz niedowierzając, gdy ujrzał Hermionę całą i zdrową. Ich przyjaciółka pobiegła do nich z największym uśmiechem na jaki było ją stać. Wpadła im w ramiona.
-Tak bardzo się cieszę, że tu jesteś-szepnął Harry wesoło-Mam ci tak dużo do powiedzenia!
-Profesor Snape wszystko mi streścił, ponieważ pierwszą rzeczą po przebudzeniu z tego okropnego stanu było w moim przypadku wykrzyczenie na całą salę, że to bazyliszek-zachichotała.
-Wiedziałaś?-zapytał Ron. Skinęła głową.
-Owszem. Gdy rano poszłam do biblioteki, dużo czytałam. Moje podejrzenie stało się trafne, gdy w lusterku jakie przy sobie miałam, ujrzałam jakieś niemal świecące ślepia-wzdrygnęła się.
-Cieszymy się, że jesteś już z nami-Harry uściskał ją jeszcze raz, póki nie usłyszał nad sobą zdegustowanego chrząknięcia. Profesor Snape stał koło nich, trzymając coś w dłoniach. Ruda kulka łasiła się do mężczyzny, a on drapał ją za uchem-Hades!-zaśmiał się chłopiec.
-Weź ode mnie tego pchlarza, Potter-warknął mężczyzna.
-Chyba pana polubił-George Weasley zachichotał z boku.
-Cóż, trochę nie pasuje do pana wizerunku-dodał Fred i razem z bratem przybili sobie piątki pod stołem. Snape zgromił ich wzrokiem.
-Minus pięć punktów od Gryffindoru-warknął, oddał kota Harry'emu i odszedł do głównego stołu. Gryfoni zachichotali.
Severus spojrzał ponuro na Wielką Salę i pierwszy raz był świadkiem, kiedy Gryfoni odważyli się rozmawiać ze Ślizgonami bez żadnych obelg. Uśmiechnąłby się, gdyby mógł, ale powstrzymał go wzrok Poppy, która zasiadła obok.
-W krwi Seamusa wykryto to-podała mu małą karteczkę. Odczytał nazwę, zmarszczył brwi i skinął głową w stronę pielęgniarki.
-Zajmę się tym.
°°°
Zawsze po tym rozdziale, który względnie mi wyszedł, przychodzi ten głupi.
Jestem teraz na wyjeździe ze szkołą muzyczną i nie za bardzo miałam czas pisać, więc wyszło... To. Mam nadzieję, że mi wybaczycie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro