Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 17.

W Hogwarcie wszyscy zaczęli się przygotowywać do wieczornego posiłku. Ale jeden młody mężczyzna wcale o tym nie myślał. Wparował do zamku przez bramę i dość szybko zaczął iść w stronę gabinetu dyrektora. Jego rozbiegany wzrok szukał kogoś, ale w końcu dotarł do Dumbledora. Staruszek bez słów zrozumiał o co chodzi. Zaproponował mu siedzenie i ciepłą herbatę.

-Wezwał mnie. Był obiad, z Narcyzą i Lucjuszem wszystko w porządku. Ale jest gorzej niż myśleliśmy-sapnął przestraszony.

-Rowley, uspokój się...-zaczął dyrektor.

-Tu nie ma co się uspokajać. Oni tam byli, wszyscy-jęknął chłopak-Bella, Rudolf, Rockwood, Dołohow i wielu, wielu innych. Dumbledore, oni planują jakiś atak...

***

Severus Snape właśnie miał wypić swoją herbatkę na uspokojenie, obserwując prz tym śpiącego Harry'ego, gdy nagle usłyszał wybuch kominka. Ktoś potknął się i poleciał do przodu. Instynkt Snape'a kazał mu działać natychmiastowo.

-Petrificus Totalus-warknął w jednym momencie, a osoba która dostała klątwą natychmiastowo znieruchomiała i jak długa poleciała do przodu. Severus spojrzał ukradkiem na Harry'ego. Merlinowi za to dzięki, spał. Wtedy Mistrz Eliksirów podszedł ostrożnie do leżającej osoby. Te brązowe, dość kręcone włosy poznałby wszędzie.

-Finite-warknął-Wstawaj, McLevis.

Chłopak poderwał się w górę i spojrzał na starszego kolegę zmęczonym wzrokiem.

-Co to ma znaczyć, czemu wezwał ciebie, a mnie nie? -Snape spytał szeptem, by nie obudzić dzieciaka-Nic ci niby nie zrobił?

-Sev, oni wrócili. Oni tam są. Oboje Lestrange, Rockwood, Dołohow, Carrowowie, wszyscy. Samo zło-jęknął brunet i usiadł na kanapie. Złapał się za włosy i zagryzł zęby. Powstrzymywał płacz.

-Co się znowu dzieje?-zapytał znudzony Snape.

-Tak bardzo go nienawidzę! Tak bardzo chciałbym go już zabić. Sposób w jaki wypowiadał się o moich rodzicach... Kim on niby jest?-chłopakowi załamał się głos.

-No wielkim Czarnym Panem-prychnął Mistrz Eliksirów i nawet nie zorientował się, kiedy wkurzony McLevis złapał jakaś szklaną miseczkę i cisnął nią w ścianę. Snape nie zdążył rzucić czaru amortyzującego.

-Zwariowałeś?! Dziecko chcesz mi obudzić? -warknął mężczyzna cicho. Po chwili jednak złagodniał-Chcesz herbatki uspokajającej? Zostało trochę.

***

TU ROZDZIAŁ MOŻE STAĆ SIĘ DLA NIEKTÓRYCH, WRAŻLIWYCH CZYTELNIKÓW BRUTALNY (choć nie sądzę) JEŚLI NIE CHCESZ, TO NIE CZYTAJ, ALE MOŻESZ POTEM NIE ZA BARDZO OGARNĄĆ CO SIĘ STAŁO 😕

Kolejne wezwanie nadeszło już po północy. McLevis był jeszcze bardziej naburmuszony, a Severus zniecierpliwiony, gdyż Harry do tej pory spał u niego na kanapie.
Dotarli do Dworu Malfoyów i czuli złą atmosferę jeszcze przed bramą. W środku, w głównej sali siedziało wielu Śmierciożerców. Snape uśmiechnął się krzywo na widok Bellatrix Lestrange dziko śmiejącej się w towarzystwie Rockwooda.
Voldemort rozejrzał się ogarniając, czy w sali zebrani są już wszyscy.

-Cisza! -wykrzyknął budząc grozę-Zebraliśmy się tu zrecydowaną większością, gdyż mamy dziś gościa specjalnego! Powitajcie go!

Jakiś Śmierciożerca prowadząc kogoś przed sobą wszedł do sali. Osobą przed nim było dziecko. W mundurku Hogwartu. Snape'owi zrobiło się słabo, rozpoznając pierwszorocznego Puchona, Alana Olsena. Zaczął myśleć o tym, jak ktoś mógł nie zobaczyć, że go nie ma w szkole. Gorzej. Jak go zabrali z Hogwartu.
To było oczywiste, że Olsen był z mugolskiej rodziny. Ale jak przedostali się do zamku?
I co zrobią z dzieciakiem?
Voldemort jakby czytał w jego myślach.

-Słyszałem ostatnio, że komuś z was-sugestywnie spojrzał na Bellę (co z tego, że dopiero uciekła z Azkabanu)-Jest za mało tortur. Postanowiłem dać wam dziś pełne pole do popisu. Na dobry początek macie to szlamowate dziecko. Zobaczmy jak silni są wychowankowie Dumbledora!

Rozległy się wiwaty. Dziecko prawie niezauważalnie zaczęło płakać. Jego przeszklony wzrok napotkał twarz znanego profesora. Otworzył delikatnie usta, ale zaraz ktoś pchnął go na podłogę. Snape odwrócił wzrok. Ktoś rzucił pierwsze zaklęcie. Jakieś wyjątkowo brutalne, ponieważ dosłownie od razu pokój rozdarł dziecięcy krzyk.

Narcyza spojrzała błagalnie na Lucjusza.
-Zrób coś... Błagam...

-Dobrze wiesz, że nie mogę-odparł i jedyne co mógł w tym momencie zrobić, to złapał ją mocno za dłoń i starać się uspokoić. Dziecięcy płacz i prośby o przestanie na długo zostały w pamięci kobiety. Podeszła kolejna osoba, nie dając wytchnienia przestraszonemu chłopcu, który skulił się, przyciągając kolana do siebie.
Severus wycofał się bliżej Lucjusza, który starał się tak jak on zachować kamienny wyraz twarzy.
Krzyki dziecka nie ustawały. Narcyza odwróciła się tyłem, by nikt nie widziak jej łez. Chłopiec naprawdę był podobnych do Dracona. Chudy, dość wysoki, miał blond włosy... Kobiecie zrobiło się niedobrze, chciała wyjść.

Severus odszukał wzrokiem przerażonego McLevisa, który wyglądał jakby zaraz miał chwycić różdżkę i to wszystko skończyć. Ich spojrzenia spotkały się na moment i w oczach Mistrza Eliksirów błysnęło ostrzeżenie. Rowley nie mógł nic zrobić, jak tylko patrzeć na zwiniętą kulkę na podłodze, wokół śladów własnej krwi.

W końcu Voldemort sam zaczął wyznaczać kto ma torturować dziecko. Snape modlił się do wszystkich bóstw na ziemi, by nie wypadło na niego. Ale oczywiście musialo tak być. Czarny Pan z satysfakcją obserwował rozbitego wewnętrznie Severusa, podążającego do wpół przytomnego dziecka. Chłopiec otworzył sklejone krwią usta. Popatrzył na swojego nauczyciela z penwym rodzajem obrzydzenia, a potem Snape musiał to zrobić. Rzucił kilka mniejszych klątw.
-Rozgrzewka-jak wytłumaczył Voldemortowi. Potem starał się jak najszybciej ukrócić cierpienia dziecka. Nie udało mu się to. Zamiast tego, dzieciak krzyczał przeszywająco, na zmianę plując krwią. Snape wiedział ile stracił właśnie w oczach Rowleya i Narcyzy. Lucjusz był przyzwyczajony.

-Zdrajca-jęknął chłopiec-Oby pan zdechł...

Severus zaśmiał się sztucznie, ale jego serce się złamało. Tak, miał teraz ochotę umrzeć.
Dobrze, że Puchon nie widział ukrytego przy ścianie Rowleya.
Tortury biednego malca trwały jeszcze jakieś dwie minuty, aż Voldemort wyraźnie powiedział:

-Zakończ to.

Mistrz Eliksirów udał, że jest usatysfakcjonowany tym, że może rzucic na dziecko klątwę uśmiercającą. Tak naprawdę wiedział, że zakończy to cierpienie dziecka. Wycelował.

-Mamo...-Puchon skulił się i zamknął oczy wyczekująco.

-Avada Kedavra!





Ten rozdziałek należał do tych, które ciężko się pisało ze względu na fabułę. Nie zabijcie mnie, proszę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro