Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 10

Profesor Dumbledore pytał Harrego o coś jeszcze, ale on już nie zawracał sobie tym głowy, ponieważ do SS* weszła właśnie osoba, na którą najbardziej czekał.
-Tato przyszedłeś!
Severus Snape stanął po środku pomieszczenia jak słup soli.
-Umm...przepraszam profesorze, to się więcej nie powtórzy- powiedział skruszony chłopiec
Mężczyzna dalej się nie poruszył. Dyrektor uśmiechnął się do niego życzliwie i dopiero wtedy podszedł do łóżka Harrego i szepnął do niego
-Możesz tak mówić, ale nie przy tym obłąkanym starcu, bo on i jego cytrynowe dropsy nie dadzą mi spokoju do końca życia.
Dzieciak uśmiechnął się szczerze a Severus poczuł jak mięknie mu serce.
-Dobrze w takim razie zostawiam Cię w dobrych rękach chłopcze. Do zobaczenia jutro, napewno przyjdę Cię odwiedzić-uśmiechnął się Dumbledore.

-W takim razie ja też już pójdę-powiedział Snape-Za drzwiami czeka ktoś kto chce cię zobaczyć. To Draco.

-Naprawdę?! Draco tu przyszedł?-zapytał zaskoczony chłopiec.

-W końcu jesteście przyjaciółmi!-odparł nauczyciel i wyszedł. Po chwili ktoś głośno otworzył drzwi. Oczywiście był to mały Malfoy. Od razu rzucił się na krzesełko koło łóżka Pottera.

-Harry! Nic ci nie jest?! Jak się czujesz?! Boli cię coś?! -zapytał przestraszony blondyn. Harry zaśmiał się.

-Oczywiście!-odparł-Już nic mi nie jest, choć widzę nie za dobrze. Mam trochę rozmazany widok, ale to pewnie od upadku. Wiesz może gdzie Ron i Hermiona?

-Eeee...-zaczął Draco-No pytałem się, czy chcą ze mną iść, ale powiedzieli że muszą coś załatwić i że teraz nie mają czasu.

Te słowa zasiały niepewność w głowie Harry'ego. Jego przyjaciele mogli nie chcieć do niego przyjść? Nie to, że chciał być dla nich najważniejszy, ale jakoś zrobiło mu się przykro.
Siedzieli z Draconem do późna, aż w końcu ktoś wszedł zamaszystym krokiem do Skrzydła Szpitalnego.

-No, panie Malfoy, proszę już opuścić to miejsce. Jest prawie cisza nocna-powiedział Snape i wymownie spojrzał na blondyna.

-Tak, oczywiście profesorze-mruknął Draco i uśmiechnął się-Do zobaczenia,  Harry!

-Cześć!-odparł chłopiec. Gdy Malfoy wyszedł, Snape usiadł.

-Jak się czujesz, Potter?-zapytał łagodnie.

-Dość dobrze. Cieszę się, że Draco był.

-Mhm. Skoro jest w porządku, to chciałbyś bym coś jeszcze zrobił? -spytał sprawdzając wzrokiem stan Harry'ego.

-Właściwie...-zaczął brunet-Nie, to głupie.

-Co takiego?

-Ponieważ... Zawsze przed snem czytam, to pozwala mi lepiej spać. Kiedyś jak byłem młodszy, zawsze podsłuchiwałem jak ciocia Petunia czyta Dudleyowi jakieś książki czy bajki-chłopiec uśmiechnął się na to wspomnienie-Ale... Ale teraz trochę źle widzę i nie mogę czytać. Przepraszam, to głupie...-Harry spuścił głowę i jego ciemne włosy opadły mu na czoło i oczy.

-Głupi bachor-warknął Snape wyraźnie zażenowany-Accio Baśnie Barda Beedle'a! -krzyknął, a już niedługo w Skrzydle Szpitalnym pojawiła się lecąca książka w czarnej okładce-Oczywiście, że ci poczytam. Nawet jakby miała tu zaraz wejść Poppy i to zobaczyć, po czym zawiadomić Minervę, która poszłaby do Dumbledora, a ten sprowadziłby tu całą szkołę, a ja dalej bym ci czytał,  bo bym tego nie zobaczył..

Harry uśmiechnął się wesoło. Snape też zrobił coś nieoczekiwanego. Jeden kącik jego ust uniósł się w górę, na kształt uśmiechu.

-Bardzo dziękuję... Tato-zaryzykował brunet i przygryzł zdenerwowany wargę. Bał się, że posunął się za daleko.

-Tylko błagam, nie mów tak przy nikim innym! -poprosił nauczyciel i otworzył pierwszą stronę książki.
Zaczął czytać. Słowa układały się w zdania, a te w akapity, by na końcu stawać się częściami. Harry wsłuchiwał się w na ogół ponury, lecz teraz dość energiczny głos Snape'a. W końcu Snape odłożył książkę na stolik nocny obok łóżka i oznajmił, że na dziś to koniec, a jutro prawdopodobnie sam sobie przeczyta i że to była może jednorazowa taka akcja.

-Na Merlina, Snape-usłyszeli spod wejścia. Stał tam Rowley McLevis ze zwycięską miną-To było niesamowite jak na ciebie. Stoję tu prawie od początku. Cóż za poświęcenie!

-Nienawidzę cię, wiesz?-spytał Severus z westchnieniem-Idziemy stąd. Bachor musi spać.

-Chyba "twój syn" musi spać-dodał Rowley.

-Nie mówiłem czegoś? Wypad-warknął Mistrz Eliksirów i przykładając różdżkę do brzucha młodego nauczyciela wyprowadził go ze Skrzydła Szpitalnego. McLevis pomachał jeszcze Harry'emu na pożegnanie i zniknął za framugą drzwi, razem ze starszym kolegą.

-Słuchaj, dzieciak uderzył się w głowę. Dlatego tak do mnie powiedział-mruknął Severus i szedł dalej.

-Tak to sobie tłumacz staruszku-odparł mu bez ogródek McLevis-Zresztą nie ważne. Na ten moment musimy zastanowić się jak nabajerować Voldkowi.

-Tak jak zawsze. Szybko, by się nie zorientował.

-Hmm... Wiesz co, Sev?

-Czego?

-Jak już pokonamy Sam-Wiesz-Kogo, to wyprowadź się gdzieś ze swoim synkiem. Z chęcią przejmę posadę nauczyciela eliksirów, to mnie bardziej kręci-zaśmiał się i dostał dość mocno w plecy. Poleciał do przodu na ścianę i odwrócił się zaskoczony-Jednak masz krzepę, staruszku...

-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak dużo, dzieciaku. Nie zdajesz sobie sprawy...

Pierwszy akapit tego rozdziału i jakiś jego zarys,  zawdzięczam delgabrielle
Dziękuję 💚💚💚💚💚
WAŻNE!!! Czy według was Sev jest spoko, czy za mało "Severusowaty" (wredny itd)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro