Rozdział 6
- Jak się czujesz? - pierwsze słowa wydobyły się od razu, gdy krukonka przyszła odwiedzić Chase, który już był w pełni zdrowy. Ręce mu odrosły, lecz były słabe i łamliwe, przez co musiał siedzieć jeszcze w skrzydle szpitalnym.
- Znudzony - wyburczał ślizgon, mający gdzieś własne zdrowie. Najzwyczajniej w świecie miał już dosyć siedzenia w tym samym samym miejscu, nic nie robiąc, oprócz leżenia. No może ewentualnie jeszcze jadł.
- No weź nie przesadzaj. Na pewno nie jest tak źle - powiedziała Evie, która zdążyła przez niektórych ślizgonów, tak zaprzyjaźnić się ze skrzydłem, że już stało się to dla niej normalnością.
- To ty weź nie przesadzaj. Nie mogę nic robić - powiedział chłopak, a dziewczyna przewróciła oczami.
- Możesz czytać - zaczęła drażniąc się ze ślizgonem, który nie znosił czytania, a myśl o książce sprawiała, że miał już wolał siedzieć bezczynnie, wpatrując się w sufit.
- Czy ty chcesz w łeb? - zapytał nawet nie siląc się na bycie miłym. Miał rodzeństwo lubiące się z nim drażnić, a krukonka mimo, że nie zdawała sobie z tego sprawy, zachowywała się już jak jego siostra, chociaż znali się naprawdę krótko.
- Ależ ja się tylko o Ciebie troszczę! - odparła dziewczyna z niewinnym uśmiechem.
- Taką troskę to ty możesz sobie wsadzić w du...
- Cześć! - zawołała Lina, przerywając tym wypowiedź Chase, który nie zdawał się być z tego zadowolony. Nie znosił gdy ktoś mu przerywał, czy to było celowe, czy nie.
- Hej - mruknął Chase, który definitywnie nie cieszył się z przerwania mu.
- Coś ty taki oschły? Much się najadłeś? - zapytała Alex wchodząc za siostrą.
- Raczej mu do nosa wleciały i w mózgu namieszały, ale to już dawno - odparł Caleb, na co chłopak zaczął coś mruczeć pod nosem, co z początku zabrzmiało jak klątwa, a wraz z tymi słowami zaczęły się pojawiać rogi wszystkim gościom Chase'a, nie wlicząc w to Liny.
- Coś ty zrobił?! - zawołała Evie, zdenerwowana wyrośnięciem nowych przyjaciół.
- Ja? Ależ nic. Tylko Anteoculatia wam to zrobiła, a ja się odzywałam - powiedział Chase również z niewinnym uśmiechem.
- Jak ja Ci zaraz... - zaczęła Alex, która jeszcze nie do końca przetrawiła co się działo. - URWĘ CI TE ŁAPSKA ZNOWU CZARNOKSIĘŻNIKU PRZEBRZYDŁY! - wrzasnęła, gdy zrozumiała co się właśnie stało i gwałtownym krokiem zaczęła kierować się w stronę Chase'a, a wraz z tym przywołała panią Pomfrey.
- Panno Taylor! Proszę zostawić brata! - zawołała pierwsze co widząc, że ślizgonka zaczęła bić brata, który zaraz złapał jej ręce, ale przyłączył się do niej Caleb, przez co już chłopak sobie nie poradził. - PANNO TAYLOR! PANIE TAYLOR! - krzyknęła ponownie pielęgniarka usiłująca uspokoić dwójkę, których marzeniem widocznie nie było posiadanie rogów w przeciwieństwie do Evie, która zamiast wściekłości zdawała się być zaciekawiona nową ozdobą na jej głowie.
- Czy połamanie rogu by bolało? - zapytała siebie, dotykając rogów. - Czy te rogi w ogóle się da połamać? - zapytała ponownie, a po chwili sytuacja chwilowo ucichła i po kolei opowiedzieli pielęgniarce, co się wydarzyło. Nie poparła żadnej z wersji tam zgromadzonych, tylko powiedziała, że Lina dobrze zrobiła, próbując rozdzielić rodzeństwo i oświadczyła, że prawdopodobnie do jutrzejszego dnia, powinni tam zostać.
- No chyba nie - powiedziała Alex, która była umówiona z przyjacielem na korepetycje i była przekonana, że uzna to za kolejną wymówkę dziewczyny, spowodowany jej miłością do zaklęć.
- A właśnie, że tak - powiedziała tylko krótko pielęgniarka, widocznie nie zadowolona z takiego obrotu sytuacji. - Proszę pójść panno Lino już do doritorium - powiedziała, a najmłodsza dziewczyna, czy chciała, czy nie, poszła krótko się żegnając.
- Zabije Cię - wysyczała w stronę Chase'a, naprawdę mając ochotę go zabić. Nie chciała, aby Nick się na nią wkurzył, gdyż ostatnio i tak chłopak mimo swojej nerwowości, ostatnio o wiele łatwiej było go denerwować, na co dziewczyna mówiła, że jest teraz jak Susan. Tylko z tego co mi wiadomo mężczyźni nie mogą być w ciąży, powiedziała tak już kilka razy, a dziewczyna upewniła się, że Susan rzeczywiście jest w ciąży i że z pewnością ze starszym z braci Black, a to spowodowane było słowami Chase'a; Mam już dosyć Syriusza. Blackowie chyba naprawdę mają coś w sobie z wyglądu, bo inteligencją to on nie grzeszy to z pewnością, a jednak Susan coś w nim widzi. Syriusz, a właściwie Blackowie i osoby ich pokroju byli częstym tematem ich rozmów, ponieważ właściwie to ich połączyło. Evie się ich bała, bo ją dręczyli, a Taylorowie chcieli jej pomóc.
- Uspokójcie się już wszyscy - powiedziała Harris, której już cierpliwość zaczynała powoli się kończyć. - Najpierw wyjdziemy wszyscy ze skrzydła szpitalnego, gdyż ten idiota też będzie mógł już niestety wyjść, w wtedy mu strzelisz w łeb - powiedziała Evie, na co każdy przytaknął nie licząc Alex, która dalej chciała spotkać się z Nickiem.
- Nicka szlag ze mną trafi - powiedziała dziewczyna załamana chowając twarz w poduszce. - Nienawidzę Cię Chase - powiedziała, ale poduszka stłumiła te słowa.
- Oj uspokój się - powiedział Caleb. - Jak kocha to wróci, a że kocha to wróci - dodał, a dziewczyna spojrzała w stronę ślizgona.
- Jeszcze nie odszedł nawet - powiedziała dziewczyna, znów chowając twarz w poduszce, za jakiś czas zasypiając, a chłopak wtem pokręcił głową.
- Bab to ja nigdy nie ogarnę - powiedział Caleb, a Chase pokiwał głową.
- Są gorsze od książek, ale nadal przepiękne - oświadczył pewnie Chase, na co Evie spojrzała na nich oburzona.
- Ja nie wiem już nawet co ja mam wam powiedzieć - powiedziała po czym sama położyła się spać, po zjedzeniu okropnych lekarstw pielęgniarki.
▶☪◀
Leżała i wpatrywała się w sufit, czekając aż się chociaż trochę bardziej rozjaśni. Nie była już śpiąca, a tym bardziej zmęczona, ale nie chciała nikogo budzić. Kręciła się ciągle jak nienormalna, gdy zauważyła, że jej rogów już nie ma, ale w zamian ma tłustą głowę, co świadczyło o tym, że pani Pomfrey nakładała jakąś maść na jej głowę gdy spała. Nie długo myśląc wstała kierując się na śniadanie z nadzieją na zauważenie już na pełny stół. Pełna dobrych myśli wyszła ze skrzydła kierując się do kuchni.
Szła zwyczajnie i spokojnie, gdy przez swoje niedobudzenie wpadła na kogoś upadając na zimną podłogę, przez co uniosła głowę, aby zobaczyć dzięki komu miała bliskie spotkanie z ziemią. Spostrzegła tam chłopaka o ciemnych włosach i szarych oczach, który już chciał coś powiedzieć - a raczej zwyzywać - lecz brunetka była szybsza.
- Oh stul się Black - warknęła Evie w stronę Regulusa. - Tak wiem jestem głupią szlamą, oszczędź sobie gardła - dodała nie dając mu nawet nic powiedzieć i szybko skierowała się do siebie, nie mówiąc już nic poszła z planem zjedzenia śniadania, nie zdając sobie sprawy, że swoim wrednym zachowaniem, wpadła w paszcze węża z której tak łatwo nie wyjdzie.
Hejka!
Postaram się do was powoli wracać, tak jak wspomniałam na tablicy i wraz z tym macie rozdział Regulusa.
Mam nadzieję, że się spodobał! Miłego dnia/nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro