Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV NICO IV

LEŻAŁEM NA ŁÓŻKU Z SZEROKO OTWARTYMI OCZYMA I ROZMYŚLAŁEM NAD TYM, CO SIĘ WŁAŚNIE STAŁO. Reyna wróciła. Krzyczało to całe moje ciało, całe moje serce. Cała dusza, która jak kiedyś odleciała, tak teraz do mnie wróciła. Zdałem sobie sprawę, że pozbyłem się jej w momencie, kiedy dostałem ten cholerny list od Reyny... Albo raczej od kogoś, kto się pod nią podszywał. Pogładziłem dłonią moje kruczoczarne włosy, patrząc w białą ścianę przede mną. Jesteś beznadziejny, pomyślałem. Byłeś jej najlepszym przyjacielem. Zamiast pojechać i sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku, czemu tak do Ciebie napisała... Obraziłeś się. Wolałeś zostać z Willem. A przecież wiesz, że ona sama z siebie by się tak do Ciebie nie odezwała. Nie zasługujesz na jej przyjaźń. 

Mimo tych wszystkich myśli nie mogłem powstrzymać rozentuzjazmowanego uśmiechu, który wpełznął na moją twarz, pierwszy raz od dawna. I był zdecydowanie szczery. Kiedy usłyszałem jej kroki za drzwiami, moje serce podskoczyło do gardła, a potem opadło z powrotem do żołądka. Moja najlepsza przyjaciółka naprawdę wróciła. Wróciła po mnie. Nie byłem tego wart, a ona tutaj była. Dla mnie. Tylko dla mnie. Byłem... wzruszony. Nikt nie był jeszcze tak bliski mojemu sercu. Pomyślicie o Willu? No, cóż, prawda. Kochałem go. Dalej mi się podoba... Ale mimo wszystko on był mi bliski w... inny sposób. Tylko Reyna wiedziała o mnie tyle, ile nikt inny na świecie. Jej pierwszej pozwoliłem się w ogóle dotykać. Ona jedyna mogła mi spojrzeć głęboko w oczy, a ja wiedziałem, że nie musiałem przy tym odwracać wzroku. I też ja... Ja o niej tak dużo wiedziałem. Wspieraliśmy się podczas całej tej wariackiej podróży. Uwierzcie mi, sytuacje, w których jesteście z kimś blisko śmierci... To zbliża ludzi. Bardzo. Odkąd podzieliła się ze mną swoją przeszłością, chciałem być dla niej podporą. Jej przyjacielem. Kimś tak cudownym, jak ona była dla mnie. To była jedyna osoba, której mogłem uwierzyć w momencie, kiedy patrzyła na mnie i mówiła, że mnie rozumie. Jedyna taka na świecie. I była jedyna w zupełnie inny sposób niż Will. Tak, to była zdecydowanie wspaniała przyjaźń. A ja prawie dałem się jej rozpaść. A wszystko przez list.

Do dziś pamiętam jego treść. Cholerne czarne litery wypisane czarnym atramentem na białej kartce. Opakowane w fioletową kopertę. Podpisane przez pretorkę... No właśnie. Ktokolwiek podrobił ten podpis... Teraz zyskał moją dozgonną, szczerą nienawiść. Nikt nie będzie rujnował jedynej rzeczy, która naprawdę miała sens w moim życiu. Dalej ma. Właśnie go odzyskała. Co do listu, zacytuję jedynie początek. To nie jest najlepszy dzień na przywoływanie depresyjnych wspomnień. Aktualnie byłem zbyt szczęśliwy. Treść listu była następująca:

Drogi Nico, 

No właśnie. Tu zaczyna się paradoks. Już nie jesteś mi drogi. Nie chcę Cię widzieć w Obozie Jupiter. Cała ta podróż... To było wszystko. Nic nas już nie łączy. Co było, minęło. Nie przyjeżdżaj tu po wyjaśnienia, bo ich nie otrzymasz. Nie chcę Cię w moim życiu. Dziękuję za pomoc w powstrzymaniu wojny, ale to naprawdę wszystko. 

A to nie był koniec. Ale jak już mówiłem, nie mam ochoty teraz tego przywoływać. Pamiętam moją rozpacz tamtego dnia; jak nie miałem nawet siły się podtopić. Nawet nie miałem siły szlochać. Po prostu rzuciłem się na moje łóżko i wtopiłem wzrok w sufit. Zastanawiałem się, co zrobiłem źle. Nie spałem ani sekundy. Cały list był od tego momentu wyryty w mojej pamięci, jakby mój mózg zrobił mu zdjęcie i zapisał w galerii. A wystarczyło, że przeczytałem to jeden raz. Rano schowałem list do czarnej koperty, którą pomógł mi zakląć tego samego dnia wieczorem Hades. W chwili, gdy będzie nadchodzić moja śmierć, koperta miała pojawić się w mojej dłoni. W niej, poza tym... Czymś, znajdowała się także odpowiedź dla Reyny. A teraz...

Teraz ja żyłem. A Reyna zaraz przeczyta to, co było w mojej dłoni. Jedno i drugie. 

Ach, no tak. Mówiłem, że słyszałem jej kroki za drzwiami. Pretorka właśnie weszła do pokoju. Siadła na łóżku obok. Spojrzała mi prosto w oczy - Bogowie, jak ja to uwielbiam! - i uśmiechnęła się lekko, odsłaniając równe, białe zęby. Zawsze myślałem, że Reyna była piękna, jak na kobietę. Ale wcześniej nie dostrzegałem tych szczegółów... Białe zęby, delikatne dołeczki w jej delikatnym uśmiechu. Fiołkowy zapach. Czarne oczy. Naprawdę musiałem się za nią stęsknić. A teraz siedziała tutaj. Zapytała:

- Nico, czy ta treść... Jest bardzo ciężka?

Pokiwałem głową. W ramach odpowiedzi ona chwyciła mnie za rękę. Ścisnęła ją, mocno. Odezwała się:

- W takim razie chcę to przeżyć z Tobą.

I odpakowała kopertę. Najpierw przeczytała ten list, o którym wspominałem. Czułem, jak uścisk na mojej dłoni na zmianę staje się lżejszy i mocniejszy. W końcu pretorka porwała kartkę zębami i jedną rękę. Odwróciła się do mnie z twarzą tak purpurową, jak jej peleryna. Była wściekła. W jej oczach dostrzegłem także smutek. Od takiego zmieszania emocji moja głowa by eksplodowała. Dziewczyna była jednak wyjątkowo opanowana. Wyszeptała, zaskakująco spokojnym tonem:

- Nico... Wiesz, to wszystko to nie jest prawda. Nigdy nie była. Nie zostawiłabym Cię tak. Przepraszam... Powinnam była Cię już wcześniej odwiedzić. Kiedy tak długo się nie odzywałeś... Powinnam była zacząć coś podejrzewać. Czy mogę Cię... no wiesz...

Wiedziałem, że chodzi o przytulenie. Normalnie bym się nie zgodził. Ale to była Reyna. Dla niej mogłem zrobić wyjątek. Zarzuciłem jej więc ręce na szyje i pozwoliłem ponownie się we mnie wtulić. Poczułem, jak przez jej ciało jeden raz przebiega wstrząs wywołany zdławionym szlochem. Znów tego dnia. Nienawidziłem na to patrzeć. Na szczęście pretorka była twarda i szybko się uspokoiła. Odkleiła się do mnie i spojrzała mi w twarz, zawstydzona. Tym razem to ja uścisnąłem jej dłoń troszkę mocniej i powiedziałem:

- Już dobrze. Jestem tu. Nie musisz się wstydzić przy mnie swoich uczuć. 

Wow. Pierwszy raz od długiego czasu to ja kogoś pocieszałem, a nie na odwrót. I szczerze... To było całkiem miłe uczucie. Reyna odezwała się cicho: 

- Przeczytajmy teraz ten drugi, okej?

Potaknąłem. Moja przyjaciółka rozwinęła kartkę papieru i zaczęła wymawiać słowa na głos. 

Droga Reyno, 

Nie wiem, co się z Tobą stało. Ale skoro nie chcesz mnie... Rozumiem. Nie musisz się obawiać, że będę się wtrącać w Twoje życie. Zrobię tak, jak prosisz, chociaż to boli. Pozostanę tutaj, w Obozie Herosów. Mam nadzieję, że będzie Ci beze mnie lepiej. Wiem, że ten list w końcu do Ciebie trafi. Musisz wiedzieć, że w momencie, kiedy go otrzymujesz, ja nie jestem na Ciebie zły. Nie wiem, czy tego potrzebujesz; pewnie nie, ale... ja Ci wybaczam. Chyba po prostu tak czasem jest, że półboskie drogi się rozchodzą. Ta podróż to była ostatnia nasza wspólna droga, jeśli tego właśnie chcesz. Zaopiekuj się Hazel. Wiem, że to silna dziewczyna; jedna z Siódemki. Ale rozumiesz... Braterska troska. Uważaj także na siebie. Życzę Ci szczęścia w Twoim życiu. Znajdziesz kogoś, kto Cię pokocha, jestem pewien. Masz świetny charakter i świetny wygląd. Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się w Elizjum. Może wtedy przyjdzie pora na jakieś wyjaśnienia. Nigdy się nie poddawaj, dziewczyno. Jesteś świetna. Odchodzę spokojny o Ciebie, nie zawiedź mnie. Będę na zawsze Twoim przyjacielem, Rey. Dziękuję za wszystko. Nigdy o Tobie nie zapomnę. Ani za życia, ani za śmierci. Na zawsze Twój, 

Nico


Reyna złożyła kopertę. W powietrzu już było czuć, że zaraz będzie płakać trzeci raz w przeciągu ostatniej godziny. Eh, te powroty. Jednak tym razem pretorka zaskoczyła mnie. Uniosła głowę i wytarła grzbietem dłoni oczy. Po czym uśmiechnęła się i wykrzyczała:

- Nico, jesteś skończonym idiotą!!

I tym razem już ze łzami radości rzuciła się na mnie ponownie, wywracając mnie na materac i szarpiąc mnie za włosy. (Au!) Po chwili i ja zacząłem się śmiać. I tak leżeliśmy, 2 ciała, jedno na drugim, trzęsące się ze śmiechu. W końcu odezwała się Reyna:

- Nigdy więcej mi tego nie rób, głupku. Mogłeś przyjeżdżać! Wszystko by się wyjaśniło! No przecież, że bym Cię tak nie zostawiła! - to ostatnie dręczące mnie pytanie wyczytała w wyrazie mojej twarzy. 

Uśmiechnąłem się. 

- Wiem o tym, Rey. Najważniejsze, że jesteśmy znów przyjaciółmi. Razem.

Dziewczyna spoważniała trochę, jakby coś sobie uświadomiła. Popatrzyłem na nią z troską. Zapytałem:

- Rey, wszystko w porządku?

Odkaszlnęła. 

- Nico, czy Ty to planowałeś? 

- Co?

- No, swoje odejście. Pisałeś, że odchodzisz spokojny.

Wbiłem wzrok w ziemię. Odpowiedziałem:

- No... Tak. Tak, zaplanowałem to. Nie chciałem tak szybko, Rey... Chciałem to zrobić... Innym razem. 

- Yhm. W takim razie co przyspieszyło ten proces?

Zarumieniłem się. Nico ścisnęła moją dłoń. Było to ciche zapewnienie, że mogę mówić. Używaliśmy go już podczas podróży. Nabrałem więc powietrza i zacząłem z siebie wypluwać informacje o całym minionym dniu. O Willu, o Jonie, o wszystkim. Reyna siedziała cicho i słuchała. W końcu złapała drugą moją dłoń i powiedziała stanowczym, ale delikatnym tonem, patrząc wgłąb moich oczu:

- Nico. Wiem, że podczas podróży obiecałam, że już nigdy nie będziesz sam. Zawiodłam Cię. Ale teraz przysięgam. Przysięgam Ci na Styks, że zawsze będziesz mógł szukać we mnie wsparcia. I nie dam Ci się zabić przez jakiegoś blondaska. 

Na dworze zagrzmiało. Gapiłem się w Rey, jakby właśnie oświadczyła, że koty przyleciały z kosmosu i że to one wymyśliły pierogi z jagodami. Po chwili potrząsnąłem głową i powiedziałem:

- Nie mówiłaś na serio prawda? 

Pretorka spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem. 

- Przysięgłam na Styks, że nie dam Ci się zabić, głupku! To było całkowicie na serio. Widzisz, teraz mamy problem z głowy. Już nie możesz sobie odebrać życia. Będę tutaj, dla Ciebie. Jest coś, o czym chciałbyś teraz pogadać?

Pokręciłem przecząco głową. 

- Nie Rey, na razie zbyt dobrze się czuję. Dziękuję, że przyjechałaś. To dla mnie wiele znaczy. Tak wiele, że na razie jest dobrze. 

Wyjątkowo nie kłamałem. Depresja w tym momencie nie udzielała się za bardzo. Zaproponowałem więc:

- Idź po Willa. Ktoś musi mnie wypisać. Czuję się już dobrze. Dawaj, wyrwijmy się gdzieś stąd. 

Reyna chyba chciała protestować, ale dorzuciłem szybko:

- Naprawdę jest już dobrze. Idź, zobaczysz, on mnie wypisze. Pójdziemy w pewne fajne miejsce. 

- No dobra - moja przyjaciółka nie brzmiała zbyt pewnie - pójdę. Ale jak powie, że masz leżeć, to leżysz. Nie ma nie. 

- Spoko. Leć już. 

Pretorka wyszła, a po chwili wróciła, razem z synem Apolla. Nie spojrzał mi w oczy. Nie winiłem go. Jednak dalej było mi trochę przykro z powodu Jony... Ale nie okazywałem tego. Nie przy Reynie. Nie chciałem, żeby się martwiła. Will podszedł do monitora obok mojego łóżka, potem do mnie. Posprawdzał parę rzeczy i poskreślał coś w notesie. W końcu oświadczył: 

- Wszystko wygląda w porządku. Możesz iść, Nico. Poczekaj, odepnę Ci tylko kroplówkę. 

Poczułem na ręce jego dotyk. Dalej wzbudzał we mnie to głupie, miłe uczucie. Ale to był już koniec. Jego dotyk przypadł komuś innemu. Zacisnąłem zęby i powstrzymałem motylki w brzuszku. Już po chwili byłem na świeżym powietrzu. Wnioskując z księżyca, godzina wahała się między drugą a trzecią. Spojrzałem na Reynę. Wtedy do głowy przyszedł mi świetny pomysł. Oznajmiłem:

- Ty teraz myślisz, że pójdziemy spać do mojego domku, co nie?

Dziewczyna obdarzyła mnie zdziwionym, ale uroczym wyrazem twarzy. 

- No, yyy, tak Nico. Dalej jesteś osłabiony. Musisz spać. 

- No wiem no. Ale luzik. Będziemy spać. Ale gdzie indziej. 

Zanim zdążyła coś poradzić, złapałem jej dłoń i wskoczyłem w cień. Na początek teleportowałem nas do spiżarni Pana D. w Wielkim Domu. Była to niewielka odległość, więc jedyne co odczułem, to lekkie odrętwienie nóg. Spojrzałem na Reynę. Stała obok, wściekła. 

- Nico! - wykrzyczała szeptem - Jesteś osłabiony! Co Ty odwalasz!

- Szykuję nam kolację - uśmiechnąłem się do niej - zobaczysz, spodoba Ci się. 

To mówiąc, porwałem z szafki czekoladę, hamburgery i butelkę słodkiego, czerwonego wina. Potem złapałem pretorkę za rękę i przytrzymałem, zanim zdążyła się wyszarpnąć. 

- Uspokój się - powiedziałem - nie teleportujemy się daleko. Jednak możliwe, że w stanie osłabienia będziesz musiała mnie podtrzymać, jak za starych, dobrych czasów. 

Dziewczyna spojrzała na mnie, zrezygnowana. 

- Widzę, że i tak nic Cię nie powstrzyma - burknęła - Dobra, dawaj. Zaintrygowałeś mnie. 

Uśmiechnąłem się moim najbardziej szaleńczym uśmiechem i ponownie użyłem cienia do podróży. Wylądowaliśmy na wzgórzu nieopodal obozu. Był stamtąd świetny widok na Pola Truskawek i morze, połyskujące gdzieś w oddali w blasku księżyca. Zatoczyłem się, ale poczułem pod sobą dłonie, pewnie chwytające moje ciało, zanim upadłem. Robiły to już tyle razy... I wiedziały, jak to robić. Reyna posadziła mnie pod drzewem, po czym usiadła obok mnie. Po 5 minutach oddechu (i jakichś komentarzy o nieodpowiedzialności mężczyzn) odkorkowałem wino i nalałem je do szklanek (które także zawinąłem ze spiżarni Dionizosa). Podałem jedną przyjaciółce, a drugą zatrzymałem dla siebie. Do tego wytwornego trunku dodaliśmy hamburgery. Tak się składa, że bywałem w tym miejscu często. Na drzewie zamieściłem kiedyś pochodnię, którą teraz podpaliłem. Pretorka popatrzyła na mnie; na jej twarzy tańczyły płomienie. Nie denerwowała się już. Czułem, że jest szczęśliwa, że znowu siedzimy razem w środku nocy i patrzymy w gwiazdy, na gwiazdozbiór Zoe Nightshade. Uniosłem nieznacznie mój kieliszek. 

- Za spotkanie - orzekłem - i naszą odrodzoną przyjaźń. 

Stuknęliśmy się nieznacznie szklankami i pociągnęliśmy po łyku. Zjedliśmy hamburgera. Po dłuższej chwili Reyna wcisnęła swoją dłoń w moją. 

- Brakowało mi Cię - oznajmiła. 

- Mnie Ciebie też, Rey. Mnie Ciebie też. 

Po chwili córka Bellony zasnęła. Jej głowa przekrzywiła się we śnie tak, że spoczywała na moim barku. Nie miałem nic przeciwko. To była moja najlepsza przyjaciółka. Już nigdy więcej jej tak nie zostawię. Zanim poszedłem spać, wyszeptałem do jej ucha:

- Zawsze już dla Ciebie będę. Nie opuszczę Cię więcej. Przysięgam na Styks. 

W tym momencie mogłem wręcz poczuć, jak nasze przeznaczenia splatają się ze sobą. Nie przeszkadzało mi to. Byłem wręcz szczęśliwy, że w moim życiu na stałe zagości ktoś taki, jak ona. Wyszeptałem jeszcze:

- Dobranoc. 

Po czym oparłem głowę o korę i zamknąłem oczy.

Możecie pisać w komentarzach czy są błędy składniowo - ortograficzne bo już nie chce mi się sprawdzać XD. Do następnego, ejo!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro