hana
Obłoki gorącej pary unosiły się w przestronnym, i pokrytym najznamienitszej jakości marmurem, pomieszczeniu, utrzymując w nim przyjemne ciepło. Które idealnie kontrastowało z bielą ścian, sprawiając wrażenie, jakby miało nas zamiar otulić. Natomiast on stał przed wielkim, pozłacanym lustrem i poprawiał mankiety swojej nieskazitelnie białej koszuli. Koszuli, która raz po raz zsuwała się z jego wyćwiczonych i umięśnionych ramion z powodu jej niezapięcia. Odkrywając tym samym wyrzeźbiony i dobrze prezentujący się brzuch. Czarne spodnie od garnituru idealnie komponowały się z jego atletyczną sylwetką, sprawiając tym samym że niejedna kobieta uległaby pokusie jaką miał do zaoferowania. A do zaoferowania miał naprawdę dużo.
Pieniądze. Szybkie samochody. Najważniejsze stanowisko w jednej z najbardziej prestiżowych firm w Korei. A na dodatek mógł poszczycić się nienaganną urodą i dużą inteligencją.
Nic więc dziwnego, że prawie wszystkie kobiety, choć nie tylko, lgnęły do niego jak pszczoły do miodu.
Właśnie zapiął dwa ostatnie guziki koszuli i poprawił swój czarny krawat, gdy w pomieszczeniu dało się usłyszeć, drażniącą uszy melodyjkę, ustawioną jako dźwięk dzwonka. Ten jednak się tym nie przejął i na spokojnie zaczął układać na żel swoje włosy w kolorze gorzkiej czekolady. Zastanawiał się w międzyczasie czy lepszy będzie przedziałek pośrodku czy może jednak zaczesana w tył grzywka odda jego charakter? Myślał nad tym powoli. Nigdzie się nie śpieszył. W końcu jak kocha to poczeka, prawda? Chociaż w sumie on nie wiedział czym jest miłość. I nie chciał wiedzieć.
Dla niego liczył się przepych. To jakim samochodem pojedzie do pracy w dany dzień? Czy na nadgarstek ubrać platynowego Rolexa, a może Marca Jacobsa? Albo to czy do swojego łóżka zaprosi jakąś kobietę czy też może uroczego chłopaczka? Te aktualnie problemy zaprzątały głowę owego biznesmena. Nie żaden głód na świecie czy jakiś tam terroryzm. Nie wspominając nawet o zjawisku analfabetyzmu.
Jego jedyną ambicją było to aby go podziwiano. Pożądano. Aby ludzie, którzy z nim współistnieli po prostu chcieli go mieć na wyłączność. A on na to mógł im się perfidnie zaśmiać w twarz. Ponieważ wiedział, że był dla każdego nieosiągalny. Niemal tak jak pokój na świecie. A nawet bardziej.
Jednak zanim po raz kolejny pokaże światu jak bardzo się mylił co do jego osoby, chwycił w dłoń butelkę perfum od Calvina Kleina i spryskał dokładnie po dwa razy każdą stronę swojej szyi. Przyjemna woń uniosła się w powietrzu, sprawiając iż mężczyzna wydawał się być jeszcze bardziej nieprzyzwoity. A za myśli o jego osobie trafiłoby się w najgorsze czeluście piekieł.
Spojrzał ostatni raz w lustro, przejeżdżając językiem po swojej dolnej wardze. Obejrzał się z każdej strony i dopiero po założeniu brązowych szkieł kontaktowych uznał, że był gotowy do wyjścia. Uśmiechnął się do swojego odbicia zadowolony z efektu końcowego. Zdawał sobie sprawę, że wygląda dobrze. Nawet bardzo dobrze. Inaczej nie nazywałby się Jeon JeongGuk, prawda?
Zarzucił na ramiona czarną marynarkę, zaraz chwytając kluczyki od białego Porsche i telefon, aby móc oddzwonić w końcu do swojego najlepszego przyjaciela. W końcu Jung Hoseok miał mu podać wytyczne, gdzie tym razem będzie szukał swojej dzisiejszej ofiary.
xxx
Hotel Enigma, położony w samym centrum miasta, nie wyróżniał się niczym spośród innych hoteli, w których bywał. Ten sam brylantowy żyrandol, który rozpraszał światło w dokładnie ten sam sposób, co ten z hotelu na drugim końcu stolicy. Te same obicia pokrywały meble, a na każdym, suto zastawionym, stole można było dostrzec białe i niezwykle nudne obrusy. Wszytko tutaj było nudne. Nawet ludzie, którzy jedyne czym się różnili to nazwiskiem na liście. Bo nawet status majątkowy mieli do siebie zbliżony.
Ten sam szampan w kolorze jasnego złota, który podawano na każdym inny bankiecie, musował w kryształowych kieliszkach na wysokiej nóżce. Nawet kelnerze byli tacy sami. Włosy równo zaczesane, koszule bez skazy i fartuchy przewiązane w biodrach. Byli nienaganni i bezimienni. Byli sobą, ale jednocześnie byli nikim. Beznamiętną, szarą masą, która wywoływała odruch wymiotny u osób wyżej posadzonych od nich.
- Żałosne - mruknął pod nosem, obserwując jak jakiś stary typ podrywał młodą przedstawicielkę krajowych linii lotniczych, szepcząc jej coś na ucho. Jednak jak widać tej się to podobało, bo zaraz dała się objąć w pasie i wyprowadzić z sali. - Doprawdy niesmaczne. Dokąd zmierza ten świat...
Zdegustowany wywrócił oczyma i upił łyk whiskey, która przyjemnie zaczęła palić jego gardło. Miał dość tego miejsca i tych ludzi, ale musiał tu wytrwać jeszcze co najmniej dwie godziny. Został wrobiony w ten bankiet i pomimo, że mógłby pokazać brak swojej kultury i tak po prostu stąd wyjść, to nie zrobił tego. Tylko i wyłącznie ze względu na swojego przyjaciela, który poniekąd był organizatorem tego wszystkiego. No i alkohol. Był tu też dla alkoholu, którego nie powinien spożywać w dużych ilościach, a który kusił go niemal jak wąż Ewę. Był jego zakazanym owocem.
Nie miał słabej głowy, ale mocnej też nie. Jednak nie mógł sobie pozwolić na zbyt dużą ilość w krwioobiegu. Bo właśnie wtedy ukazywało się coś, czego nie chciał. Oczy przybierały barwę pirackiego złota, skóra pokrywała się szmaragdową łuską gdzieniegdzie, a z umięśnionych pleców wyrastały dwa, wielkie i niesamowite smocze skrzydła. Wtedy już nie był Jeonem JeongGukiem. Był wtedy Czhojongiem - synem smoka, władcy Morza Wschodniego, który pewnie załamywał ręce nad postępowaniem swego potomka. Syna, który się go wyrzekł i stronił od wszystkiego co było z nim związane.
Jeon nie znał swojego wieku. Mogło być też tak, że nie chciał po prostu o nim mówić. Lecz najprawdopodobniejsza możliwością było to, że po prostu zapominał. Wyparł to z pamięci. Nie obchodziło go to czy miał lat kilkaset czy kilka tysięcy. Każdemu, kto nie znał jego tajemnicy, wmawiał iż ma lat nieco ponad trzydzieści. A dokładniej trzydzieści dwa lata, trzy miesiące i cztery dni. Ale cała ta tajemnica mogła zostać wyjawiona wraz z kolejną porcją trunku.
Dlatego też w chwili, w której sięgał po nową szklankę, tuż obok niego pojawił się jego przyjaciel. Hoseok, a tak naprawdę Horangi*, w ostatniej chwili złapał jego nadgarstek i wyprowadził na odgrodzone patio, chcąc aby ten ochłonął i nieco wytrzeźwiał. Posadził go zatem na wygodnej ławce, nieco już mokrej od padającego deszczu, i przysiadł tuż obok, chcąc w razie czego służyć pomocą. W tym wypadku było to jednak siedzenie w ciszy i obserwowanie kątem oka czy z JeongGukiem było wszystko w porządku.
- Mam dość, wychodzę - mruknął po kilkunastominutowej ciszy, podnosząc się do pozycji stojącej. Zignorował delikatne zawroty głowy, które i tak za chwilę miały ustąpić. Skinął głową w stronę Junga, chcąc mu w ten sposób podziękować i opuścił budynek hotelu.
Już nieco bardziej trzeźwy wyciągnął telefon z kieszeni, chcąc zadzwonić po taksówkę. Co jak co, ale nie miał zamiaru prowadzić pod wpływem. I już miał nacisnąć zieloną słuchawkę, aby wybrać numer do swojego znajomego, gdy nagle telefon wypadł z jego dłoni na szary asfalt, a on sam poczuł jak się z czymś zderza. Nie miał jednak okazji zobaczyć z czym, bo przed oczyma mignęła mu mokra blond czupryna,a do uszu doleciało ciche "przepraszam".
Szum deszczu był jedynym co dało się usłyszeć, za wyjątkiem jeżdżących aut. A oni stali na środku chodnika, moknąc jeszcze bardziej i obserwując nawzajem swoje twarze.
- Czy ty jesteś świadom tego ile kosztował ten telefon? - warknął przez zaciśnięte zęby Jeon, mając ochotę po prostu wybuchnąć. Dzisiejszy dzień był pasmem niepowodzeń, a ten dzieciak przelał czarę goryczy.
- Ale ja naprawdę przepraszam! Nie chciałem. Wracałem od kumpla z uczelni i ulewa zastała mnie w drodze do domu. Ja naprawdę nie chciałem. Przepraszam - mówił przestraszony, a jego pełne wargi drgały z zdenerwowania i zimna. Chłopak wyglądał jak przemoczony, a nade wszytko wystraszony kociak, próbujący się bronić.
- Po prostu zejdź mi z oczu. I następnym razem uważaj jak chodzisz.
Dopiero gdy młody chłopak odszedł, uprzednio przepraszając jeszcze ze sto razy, schylił się po telefon, który na szczęście nie ucierpiał tak bardzo w spotkaniu z chodnikiem. Jednak jego spojrzenie skupiło się na czymś innym, niż porysowana obudowa. Tuż obok krawężnika, leżał czarny, skórzany i obdarty portfel, który żałośnie wyglądał na szarej płycie jednej z bogatszych dzielnic.
Nie namyślając się długo, chwycił go w dłoń i otworzył szukając jakiegoś kontaktu z właścicielem przedmiotu. I jakie było jego zdziwienie, gdy okazało się iż to blond włosy chłopak jest tą poszukiwaną osobą. Dlatego też, chcąc być dobrym obywatelem, odczytał adres zamieszczony na jednym z dokumentów, chcąc oddać zgubę studentowi. I właśnie dlatego tuż po upływie piętnastu minut siedział w taksówce, podając mężczyźnie za kierownicą adres zupełnie inny od tego pod którym mieszka.
xxx
Kawalerka Parka Jimina nie miała do zaoferowania nic oprócz niskiego czynszu. Stare mieszkanie z pokojem i aneksem kuchennym nie były szczytem marzeń biednego studenta kulturoznawstwa. Jednak najważniejsze dla niego było to, że miał bieżącą i ciepłą wodę oraz miejsce do spania. Z nauką było już nieco ciężej, bo pokój, który pełnił jednocześnie rolę salonu dla gości i sypialni dla właściciela, był stanowczo za mały na miliony materiałów na zajęcia blondyna.
Jednakże nie narzekał na to co miał. Spełniał swoje marzenia o wielkim mieście, które chciał zrealizować wraz ze swoim starszym bratem. Yoongi nie tylko był jego bratem, ale również sąsiadem z mieszkania obok. Był również studentem trzeciego roku prawa, gdy młody blondyn dopiero zaczynał swoją przygodę z wyższym wymiarem edukacji. Traktował to jako przygodę, więc nie miał czasu aby się smucić i załamywać. Albo przynajmniej dobrze to maskował. Bo kto szczyciłby się biedą i głodem zaglądającymi w oczy każdego miesiąca?
Aktualnie siedział u siebie na kanapie w tym niewielkim mieszkanku, czytając jedną z wielu książek, które posiadał, gdy do jego uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Zdezorientowany uniósł głowę i poprawił zsuwające mu się z nosa okulary. Nikogo się nie spodziewał za wyjątkiem Yoongiego, który obiecał odwiedzić go na dniach, ale ten miał dzisiaj nocną zmianę na stacji, na której pracował.
Nieco zbity z tropu wstał z miejsca i po cichu skierował się do drzwi. Stanął na palcach aby móc wyjrzeć przez wizjer, ale gdy nikogo nie dostrzegł, zmieszał się jeszcze bardziej. Jednakże chcąc wiedzieć o co chodzi, zmusił się do otworzenia drzwi, co było chyba jego największym błędem.
Tuż przed nim stał ten sam mężczyzna, którego dzisiaj niechcący potrącił, a który uśmiechał się cwanie w jego kierunku. Czyżby z telefonem faktycznie coś się stało, a on postanowił się zemścić i uzyskać odszkodowanie? Tylko skąd by miał mój adres? - przeszło mu przez myśl.
- Ja naprawdę przepraszam za ten telefon! - wypalił nagle blondyn, zniżając głowę w wyrazie szacunku. - Jeżeli będzie chciał pan rekompensaty, to obiecuję że ją oddam, ale w ratach!
- Spokojnie, księżniczko - zaśmiał się starszy i uśmiechnął się półgębkiem, opierając ramieniem o futrynę. - Zgubiłeś portfel przed hotelem, a że jestem dobrym człowiekiem, to postanowiłem ci go zwrócić. Ale jak już o rekompensacie mowa, to mam dla ciebie propozycję - zaśmiał się dźwięcznie i przekrzywił głowę w bok, oczekując odpowiedzi.
- Ja-Jaką?
- Bądź moim maluszkiem.
*Horangi - tygrys władca gór, krwiożercze zwierzę często występujące w legendach i mitach koreańskich.
a/n: hejka naklejka!
[edit]: niby poprawiłam ten tekst, ale jest chyba jeszcze gorzej niż było....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro