Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ Noah ~

Było wcześnie rano. Słońce wschodziło właśnie nad widnokrąg, gdy Noah usiadł na schodkach prowadzących z tarasu do ogrodu i zamyślił się na chwilę. Ubrany znów w elegancką, tym razem białą koszulę i ciemne spodnie, popijał białą herbatę z porcelanowej białej filiżanki ze złotą obwódką. Lubił te zbytki i ich próżne piękno, choć cenił sobie pracowitość i sam nigdy nie bał się zakasać rękawów. Rozejrzał się po ogrodzie. Wszystko, co się w nim znajdowało, było wytworem pracy jego rąk, może poza projektem.

Jego autorem była znana mu i podziwiana przez niego aranżerka, Sara Lee, z którą znał się jeszcze ze studiów.

Myśląc o niej, zerknął na swój złoty zegarek na nadgarstku. Wskazywał dokładnie piątą dwadzieścia dziewięć, ale Noah był pewny, że Sara jest już na nogach. Ludzie tacy jak ona i on, spadkobiercy rodzinnych fortun, nie sypiali dobrze, a świt był ich długo wyczekiwanym zbawieniem. Byli stworzeni i przeznaczeni do ciężkiej pracy, a szczęście przeliczali w ilościach zer na koncie.

Upił kolejny gorący łyk herbaty i gdy odstawił filiżankę obok na stopień, była dokładnie piąta trzydzieści. Z kieszeni spodni wyciągnął telefon. Wśród niewielu numerów, jakie miał zapisane w książce teleadresowej, szybko wyszukał ten właściwy.

Biuro architektoniczne Mr.Lee & Daughter.

— Dzień dobry, z tej strony Noah Cunningham, mam nadzieję, że cię nie obudziłem — przywitał się i zamilkł, aby przyjąć odpowiedź. Ciemna twarz rozmówczyni oraz jej głębokie, poważne brązowe oczy i kilka piegów na zgrabnym nosie ukazały się w jego myślach. — Nie, nie, wszystko w porządku, ale dzwonię w sprawie projektu, który dla mnie wykonywało twoje biuro, pamiętasz go jeszcze? — zapytał, a gdy Sara zapewniła, że oczywiście pamięta, ciągnął dalej. — Widzisz, ja wiem, że to było dawno, ale dosłownie kilka dni temu się zorientowałem, że projekt tarasu nie objął pewnej istotnej rzeczy i trzeba to naprawić — wyjaśnił od razu, a potem znów zamilkł i chwilę słuchał, co Sara miała mu do powiedzenia. — Nie, nie absolutnie, jest wykonany bez zarzutu, to ja zapomniałem wspomnieć o jednym bardzo ważnym szczególe.

Sara znów coś zaczęła mówić, że jak najbardziej, wszystko da się zrobić, tylko musi jej dokładnie naświetlić, na czym polega problem, a on uśmiechnął się bezwiednie sam do siebie. W myślach zobaczył sylwetkę chłopaka ubranego w kurtkę do jazdy na motorze z kaskiem pod pachą i ściskającego w dłoniach rękawice, jakby jego życie od tego zależało, a który trafił do niego kilka dni temu przez zwykłą pomyłkę. W jego ładnej twarzy i brązowych oczach było coś intrygującego, a w sposobie, w jaki wyrażał się o matce coś ujmującego.

Zrządzenie losu? Naprawdę? — pytał sam siebie kpiąco w myślach, a potem nagle usłyszał w nich jego słowa: — Chciałby pan być czyjąś białą różą?

I uśmiech przemienił się w grymas rozgoryczenia.

Pierwszy raz w życiu, ktoś zadał mu takie pytanie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że czekał na nie przez tyle długich lat, a po drodze zaznał jedynie gorzkiego upokorzenia, które zmusiło go do ukrycia się i zamknięcia w twardej skorupie.

Nikt przecież nie chce białych róż!

Poczuł, jak okrutna i niesprawiedliwa prawda chłoszcze go po twarzy.

— Halo? Noah? Jesteś tam? — dopytywał zmartwiony głos Sary w słuchawce.

Ocknął się jak z letargu, choć wciąż miał przed oczami chłopaka w sportowej kurtce i z kaskiem pod pachą. On zjawił się tu, żeby jako jedyny mu odmówić i to właśnie przyciągało go do niego jak magnes. Chciał sprawdzić dlaczego.

Znów się uśmiechnął.

— Tak jestem. Przepraszam, zamyśliłem się. Widzisz, chodzi o to, że róże lubią spokój, a tu na tym lotnisku męczy je wiatr, trzeba temu zaradzić — wyjaśnił, a obraz przystojnej twarzy chłopaka znów wrócił do jego myśli.

Lubił róże, ale czy białe?

🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀

Kochaniutki^^ sprawdź! Myślicie, że to dobry pomysł?^^

Do jutra ;)

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro