Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

- Gdzie żeś ty była?! – kiedy Lysa dotarła do siebie, od progu przywitała ją wściekła Gaya. – Prawie nie zmrużyłam oka zastanawiając się, gdzie ty jesteś!

- Spokojnie, spokojnie – podniosła ręce w geście poddania się.

- Dawno się o ciebie tak nie bałam!

- To samo mówiłaś w szpitalu po mojej operacji...

- Co, jeśli ktoś zrobiłby ci krzywdę?!

- Potrafię się bronić.

- O, Lysa – do środka, bez pukania wszedł Gabriell. – Razem z Gayą martwiliśmy się o ciebie.

- Nic się nie stało. Spędziłam całkiem przyjemnie noc...

- Z kim?! – chłopak przerwał jej momentalnie. W tej chwili wcielił się w rolę ojca Mossbell, gotowy urwać jaja każdemu, kto tylko ją tknął.

- Na imprezowaniu, oczywiście. Co ty myślałeś?

- Nasz przyjaciel ostatnio nie myśli – zironizowała Gaya układając świeżo wyprasowane ciuchy w szafie. Spiorunował ją wzrokiem, ale nic nie powiedział.

- Wracając do ciebie – blondynka przeniosła wzrok na Lysę – więcej tak mi nie rób.

- Dobrze, mamo.

Gaya przewróciła oczami.

- Ty sobie z tego żartujesz, a ktoś naprawdę mógłby zrobić ci krzywdę.

- Daj spokój, nic się nie stało – Gabriell stanął w obronie przyjaciółki.

- Nieodpowiedzialni – skwitowała ich jednym słowem.

Lysa nie mówiąc już nic, skończyła potyczkę słowną  z Gayą. Sięgnęła do szuflady i wyciągnęła z niej listek tabletek.

- Ty znowu ćpasz to ludzkie gówno?

- To tylko proszki na ból głowy...

- Łyknij sobie – blondynka podsunęła przyjaciółce flakonik wypełniony różowawą i cuchnącą cieczą. Lysa niechętnie wypiła zawartość fiolki.

Zgarnęła pierwsze lepsze ciuchy i udała się do łazienki. Kiedy zmywała już trochę rozmazany makijaż, usłyszała fragment rozmowy Gayi i Gabriella.

- Błagam cię, zapomnij o tym, co ci wczoraj mówiłem. Upiłem się i gadałem bez sensu...

- Ludzie na procentach są szczerzy.

- Chociaż nie oceniaj mnie po tym...

- Już cię oceniłam – parsknęła śmiechem. – Jesteś idiotą. Całkiem sympatycznym, ale nadal idiotą.

- Musisz?

- Na całe szczęście, to ty jeden poniesiesz konsekwencje tego, co zrobiłeś.

Kiedy Lysa uruchomiła prysznic, dźwięk spływającej wody doszczętnie zagłuszył rozmowę jej przyjaciół. Nie było jej żal – miała dostatecznie dużo rzeczy do przemyślenia. Działo się zbyt wiele. Wyszło na jaw, że właściwie to nie znała swojego przyjaciela, ba! nawet własnej siostry. Nie była to miła świadomość. A przecież obiecywały sobie brak tajemnic... Do tego Madd już nie było. Nie mogła się wytłumaczyć ze złamanego słowa. „Przynajmniej wyszłam już z jej cienia" – Lysa momentalnie skarciła się za tę myśl. Znów czuła, że w ten sposób bezcześci śmierć siostry. Wybuchła płaczem. Słone, gorące łzy pomieszały się z chłodną wodą. Dziewczyna długo nie mogła się pozbierać.

- Wszystko dobrze? – w drzwi łazienki zapukała Gaya. – Usłyszałam łkanie...

- Wszystko jest bardzo daleko od dobrze – osunęła się po ścianie prysznica w akcie bezsilności. – Mam dość.

- Wyjdź szybko, porozmawiajmy...

- Nie chce rozmowy. Tu będzie potrzebny porządny trening.

- Jak wolisz.

Lysa wyjątkowo szybko opuściła łazienkę. Wprowadziła tym w szok przyjaciółkę, która nigdy wcześniej nie widziała u niej takiej chęci do ćwiczeń.

- Co cię tak naszło?

- Widzisz... - Mossbell nie wiedziała nawet jak zacząć. – Rozmawiałam wczoraj z Alexą. Okazuje się, że miałam rację, śmierć Madd to nie był nieszczęśliwy wypadek.

- Kto jej pomógł z wycieczką na tamten świat? I dlaczego?

- Nie wiem, ale bardzo bym chciała wiedzieć. Jest coś ważniejszego: ludzie szykują się do wojny. Nie umiem powiedzieć z kim, ale jeżeli rada królewska zwróciła na to uwagę, to nie może to być zwykły konflikt terytorialny.

Gaya pokiwała powoli głową.

- I trening szermierczy cię od tej wojny uratuje?

- Madd czytała kiedyś taką książkę, nie pamiętam tytułu, ale autor dowodził w niej, dlaczego ludzkie formy broni nie działają poprawnie w miastach elfickich. Chodziło chyba o jakieś stężenie magii w powietrzu, albo bariery ochronne. Także podejrzewam, że jeśli faktycznie szykują się na atak, to o tym wiedzą.

- Logiczne.

Weszły na arenę. Mimo tego, że była to sobota, to panował tu spory tłok. Ciężko było o kawałek wolnej przestrzeni między już walczącymi Ognistymi. W końcu jednak dziewczyny odnalazły skrawek terenu, na którym zdołały rozpocząć ćwiczenia.

Lysie szło bardzo opornie. Gaya musiała jej tłumaczyć absolutne podstawy, które poznawało się już na pierwszych zajęciach z obsługi broni. Odpowiednia postawa, chwyt, najprostsze formy ochrony. Mimo jęków przyjaciółki rzucającej co chwila: „jak ty możesz tego nie wiedzieć?", Mossbell starała się wyciągnąć z treningu jak najwięcej. Chociaż kosztowało to ją dużo potu, potwornego zmęczenia i znoszenia docinków postronnych gapiów, to po zakończonych ćwiczeniach Lysa mogła powiedzieć, że w końcu potrafi się bronić przed cięciami z dołu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro