Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

- I jak się czujesz? – po kilku dniach Gabriell wyszedł ze szpitala. Lysa cały czas dręczona wyrzutami sumienia, towarzyszyła mu przy powrocie do Kamiennego Miasta.

- Lepiej.

- Zrzucenie tych kilku kilo dobrze ci zrobiło.

- Chcesz powiedzieć, że byłem gruby? – uśmiechnął się przekornie.

- Oh, chciałam powiedzieć, że ktoś tu wyładniał, ale z tobą się chyba nie da – pokręciła głową.

- Dość już o mnie. Gaya mówiła, co ci się stało.

Wzruszyła ramionami.

- Zostaną blizny i tyle. Co to było za zaklęcie?

- Nie wiem – wyznał szczerze. – W pewnym momencie przestałem kontrolować własne zdolności. Był podczas walki taki moment, kiedy zdrętwiało mi całe ciało i czułem się, jakby ktoś inny kierował moimi ruchami.

- Porozmawiaj o tym z kimś bardziej doświadczonym.

- Powiedzą mi, że jestem opętany – spochmurniał. Wlepił ciemne oczy w podłoże.

- Musisz coś z tym zrobić, to staje się niebezpieczne.

- Wiem – westchnął kręcąc głową. – To co do mnie Czara się pomyliła. Nigdy nie powinienem wejść w posiadanie tak destrukcyjnych umiejętności.

- Sam mówiłeś, że ona się nie myli.

- Widzisz... - zatrzymał się nagle i usiadł na gładkim kamieniu. Obdarzył przyjaciółkę zbolałym spojrzeniem. Wydawało się, jakby w jednej chwili postarzał się o kilka lat. – Ja oszukałem Czarę.

- Jak?! – Lysa przeżyła szok. Nie wiedziała nawet, co może w tej chwili powiedzieć.

- Dzieciom bogów często woda nie zmienia koloru, więc nie otrzymują oni przydziału. Nie muszę ci chyba tłumaczyć wszystkich tradycji związanych z rytualnym zabójstwem.

- Nie musisz – mruknęła grobowym głosem.

- Nie chciałem umierać. Matka też nie chciała do tego dopuścić. Nauczyła mnie prostego czaru zmieniającego kolor. W chwili zamieszania użyłem go na wodzie z Czary i oto jestem.

- Złamaliście prawo. Nie można uczyć się magii przed inicjacją.

Przytaknął.

- Szczęście, że nikt tego nie odkrył. Wiesz tylko ty, ja i mama.

- Nie chce mi się wierzyć, że to jest tak proste...

- Ja nadal jestem w szoku. Mimo wszystko cieszę się, że się udało.

- Ja też.

Gabriell podniósł się z głazu. W milczeniu ruszyli dalej. Tuż przy wejściu na teren Kamiennego Miasta, wpadli na Alexę. Przewodnicząca miała potargane włosy, pomiętą koszulkę, którą ukradkiem próbowała wyprostować i worki pod oczami. Wyglądała, jakby nie spała przynajmniej kilka nocy. Wokół jej nóg kręciła się wilczyca warcząca na wszystkich przechodzących obok niej.

- Lysa, jak dobrze, że cię widzę. Musimy porozmawiać – wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.

- Poradzę sobie – mruknął chłopak samemu wchodząc w labirynt krętych uliczek i placyków.

- Przejdźmy się. Nie wyglądasz najlepiej.

- Przeglądałam protokoły z oględzin ciała Madd. Konsultowałam się też z Aylą. Nie jest dobrze. Rada zarządziła, że ma to zostać zachowane w tajemnicy, ale uważam, że powinnaś wiedzieć.

- Cos się stało?

- Podejrzewamy, że masz rację. Że nie był to wypadek, ktoś musiał pomóc przypadkom. Tylko Jessie i Eric stanowczo zaprzeczyli sensowi dalszego rozgrzebywania sprawy.

- Kto by się zdziwił? – rzuciła ironicznie Mossbell.

- W każdym razie, miałaś rację, nie było żadnych sinych żyłek wokół miejsca ugryzienia. Jeśli faktycznie ciało leżało na łące nie dłużej niż pięć dni, to mamy poważny dowód.

Lysa pokiwała głową. Ręce jej się trzęsły, a do oczu napłynęły łzy. Gdzieś głęboko na dnie duszy, nie chciała być nieomylna w tej kwestii. Wolała, by to wszystko okazało się złym snem, cholernym wypadkiem, albo przywidzeniem.

- Teraz zostaje tylko ustalenie, kto to zrobił i dlaczego.

Teraz to Alexa przytaknęła z grobową miną. Jej wilczyca zawarczała złowrogo.

- Ucisz się, Railey. Chociaż na chwilę – skarciła ją. – Miejmy nadzieję, że sprawiedliwość dosięgnie sprawcę. Nastają ciężkie czasy – dodała nagle. – Ludzie szykują się do wojny, pytanie tylko z kim...

- Będzie wojna? – serce Lysy zabiło szybciej. Obudził się w niej niepokój.

- Nikt tego nie wie – westchnęła Alexa. – Muszę już iść.

- Dzięki za rozmowę.

- Nie ma sprawy.

Rozeszły się.

- Źle się dzieje – wyszeptała do siebie Lysa.

Powłócząc nogami powędrowała do siebie. W przypominającym z zewnątrz jaskinię domku było pusto. Usiadła więc na łóżku i wyjęła z torby podręcznik do alchemii. Otworzyła go na stronie rozpoczynającej nowy dział i zaczęła czytać. W miarę przeglądania książki, wypadło z niej zakopertowane zaproszenie. Zaskoczeniem nie było miejsce, w którym miała się odbyć impreza, ani nawet osoba zapraszająca – dziewięćdziesiąt procent zabaw gwarantujących kolorowe nektary z procentami organizowanych było przez członków Podkrólestwa Wiatru w ich pałacu. Lysę zaskoczyła data przyjęcia – miało się ono odbyć za kilka godzin, wieczorem. Nie mogła też sobie przypomnieć momentu, kiedy Jason wręczał jej kopertę. Do pokoju wpadła nagle Gaya.

- Dostałam zaproszenie na dzisiejszą dyskotekę w stalowym pałacu. Wybierasz się? – spytała stojąc jeszcze w drzwiach.

- Tak – odpowiedziała odkładając na bok zaproszenie.

- Czego się uczysz? Antidota? – blondynka zajrzała Lysie przez ramię.

Przytaknęła.

- Zastanawiam się, czy dało się ją uratować – dodała melancholijnie.

- Ciało Madeline znaleźli po czterech dniach. Wtedy na pewno było to niemożliwe. Chyba, że znasz recepturę na eliksir przywracający życie.

Lysa pokręciła głową.

- Masz rację, zadręczam się bez sensu – odłożyła książkę na bok.

- Dlatego dziś będzie świetna okazja na upicie się i zrelaksowanie – Gaya puściła do niej oczko. Roześmiały się obie.

Czas do wieczora okropnie się dłużył. Ale w końcu nadszedł odpowiedni moment na rozpoczęcie przygotowań do przyjęcia. Obie dziewczyny wyciągnęły najlepsze sukienki z szaf i zabrały się za strojenie się. Chociaż na imprezach nie obowiązywało noszenie stroi w kolorach przypisanych do podkrólestw, to Lysa pozostała przy ulubionym czerwonym. Gaya za to zaszalała. Jej jasny kombinezon fantastycznie współgrał z szarymi oczami.

- Wyglądasz jak gwiazda – przyznała Mossbell obserwując przyjaciółkę kończącą fantazyjne upięcie.

- A ty nie potrafisz się malować. Dawaj zmywacz.

Blondynka posadziła Lysę przy lustrze. Usunęła z jej twarzy podkład tuszujący obecne na całym ciele piegi.

- Ale...

- Nie chowaj cętek. Są urocze.

- Nie do końca – skrzywiła się.

- Cała jesteś w kropki. Nienaturalnie wyglądasz bez nich na twarzy – ucięła dyskusję Gaya.

- Wyglądam jak nie ja – Lysa przejrzała się w lustrze. Ciemne, wiśniowe usta i mocno podkreślone oczy nie były w jej typie. Mimo to, podobała się sobie. Brakowało tylko jednego szczegółu.

- Ani mi się waż wiązać włosy – Gaya zareagowała, nim Mossbell zdążyła zdjąć gumkę z nadgarstka.

- Jesteś niemożliwa! – wykrzyknęła, ale pozostawiła włosy w spokoju.

- Chodź, bo się spóźnimy – wyciągnęła przyjaciółkę z domku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro