Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Lysa długo nie mogła zasnąć. Znów wspominała siostrę. Znów za nią tęskniła, jak nigdy dotąd. Zatopiła się we wspomnieniach. Widziała, jak bawiły się figurkami, jeszcze jako małe dziewczynki. Zawsze się wtedy kłóciły o figurkę smoka. Teraz Mossbell trudno było wyjaśnić dlaczego. Była to jednak jedna z tych małych rzeczy, której teraz jej brakowało. Wspominała też wspólne pieczenie ciastek czekoladowych i nocne ogniska z pieczeniem pianek. Dalej było już tylko gorzej. Oczami wyobraźni widziała te wszystkie rzeczy, jakie Gabriell musiał robić z Madd, kiedy zostawali sami. Ich nagie ciała... Lysa zaczęła się dusić własnym obrzydzeniem.

Sięgnęła do szuflady szafki nocnej. Leżał tam flakonik z serum nasennym, z którego regularnie korzystała, gdy jeszcze trwały poszukiwania Madeline. Obliczyła pożądany czas snu, a następnie bez wahania odliczyła piętnaście kropel i niemalże od razu zasnęła. Nie był to sen spokojny, był pełen koszmarów i wizji, których w życiu by widzieć nie chciała. Ale przyniósł on ukojenie.

Obudziła się wcześnie. Przemyła ciało, wymieniła opatrunki, skropiła oparzenia odpowiednim olejkiem i uczesała kasztanowe włosy w kitkę. Kiedy przebierała się w świeże ciuchy, obudziła się Gaya. Lysa poczekała na przyjaciółkę i razem opuściły lokum. Zaoszczędziły trochę czasu idąc skrótem i niebywale szybko dotarły na stołówkę.

- Gabriell wieczorem stracił przytomność. Jeszcze go nie wybudzili – zanim usiadły do stołu, George powitał je grobowym głosem. – Jest w tragicznym stanie.

- Mógł odmówić walki – wzruszyła ramionami Lysa. Mimo wściekłości i odrazy odczuwanej w stosunku do niego, gdzieś głęboko w środku dotknęła ją ta informacja.

- Co ty sobie myślałaś? Jest Ognistym. Żadne z nas nie odmówiłoby walki, to przecież kwestia honoru! – wybuchnął George. Dla wyładowania emocji uderzył pięścią w blat ogromnego stołu, przy którym zasiadały tylko i wyłącznie elfy w czerwonych koszulkach.

- Dla mnie kwestią honoru było pomszczenie tego, co powiedział o mojej siostrze.

- Zatem teraz będziesz mieć jego na sumieniu – chłopak zgarnął z talerza tost i wyszedł.

- Nie przejmuj się nim – mruknęła Gaya.

- Nawet nie planuję.

Mimo zapewnienia, Lysa nie potrafiła usiedzieć spokojnie. Wciąż martwiła się o przyjaciela. Kiedy już pierwsza fala furii minęła, zaczęła żałować tego, co się stało. Miała cichą nadzieję, że Gabriell niedługo się wybudzi i będzie miała okazję go przeprosić. To był tylko głupi impuls, jedna iskra, która przerodziła się w pożogę. Ale teraz już ta pożoga dogasała i Lysa zaczęła ponownie odczuwać, że ma sumienie.

- Teraz alchemia – oznajmiła Gaya wstając od stołu. – Może Matt będzie w stanie polecić jakiś eliksir na twoje oparzenia.

Pokiwała głową. Opuściły stołówkę.

- Słyszałem, co wczoraj robiłaś ze swoim obrońcą – przed wielkim drzewem, wewnątrz którego odbywały się zajęcia zaczepił Lysę Den. – Mam nadzieję, że bawiłaś się lepiej niż on pieprząc twoją siostrzyczkę.

- Też słyszałam o tobie wiele rzeczy... Na przykład, że masz tak małego, że Ayla nic nie czuła – odgryzła się. Chłopak spłonął rumieńcem.

- Nie dyskutuj z nim nawet – mruknęła Gaya odciągając Lysę na bok. – Dupek niewarty uwagi.

- Do tego całkiem ładny i popularny – dorzuciła Mossbell.

- Adrian przystojniejszy – zaśmiały się obie.

- To coś o mnie? – blondwłosy chłopak odwrócił się na chwilę od swoich rozmówców i posłał swojej dziewczynie czarujący uśmiech. Lysa zawiesiła na nim wzrok przez ułamek sekundy za długo. Skarciła się za to w myślach.

- Nie przeszkadzaj sobie – Gaya puściła mu oczko.

W końcu pojawił się Matt, który wpuścił klasę do wnętrza wielkiego dębu. Kiedy wchodzili, Den jeszcze raz zaczepił Mossbell:

- A ty co? Nadal zakochana w chłopaku przyjaciółki?

Lysa upewniła się, że Gaya nie usłyszała tego szeptu. Zajęły miejsca obok siebie i wyjęły z toreb książki. Lekcja nie trwała długo. Pomimo tego, obie dziewczyny były po niej zmęczone tak, jakby ta jedna godzina trwała co najmniej trzy razy więcej. Teoretyczne wstępy do następnych działów w wykonaniu przewodniczącego Podkrólestwa Ziemi nigdy nie były zbyt ciekawe. O wiele bliżej było im do skrajnie nużących.

- Matt! – zawołała Gaya, nim starszy chłopak opuścił klasę. Odwrócił się i poczekał, aż dziewczyny do niego podejdą. – Jaką kurację polecasz na oparzenia trzeciego stopnia? – bez ceregieli przeszła do rzeczy.

- Usiądź – przewodniczący przystawił pierwsze z brzegu krzesło. Lysa usiadła. Podciągnęła koszulkę oraz odwinęła bandaż. Oczom Matta ukazał się paskudny widok. Skrzywił się oglądając uraz. – Będzie blizna.

- Tyle wiem. Kiedy przestaniesz stwierdzać oczywistości, będziemy o krok dalej.

Obruszył się słysząc słowa Mossbell.

- Z martwicą musisz udać się do szpitala. Na regenerację skóry poleciłbym okłady z wacików nasączonych olejkiem wielokwiatowym, koniecznie z dodatkiem naparu pokrzywowego. Ale co się stało?

- Nieistotne – mruknęła Lysa zawijając z powrotem bandaż. – Dzięki za radę.

Razem z Gayą wyszły z wnętrza drzewa.

- Kierunek klinika – zarządziła blondynka, ku niezadowoleniu przyjaciółki.

Kiedy dotarły na miejsce, wzbudziły przerażenie wśród specjalistów. Mossbell od razu trafiła na stół operacyjny. Żaden z uzdrowicieli nie był w stanie stwierdzić jakim zaklęciem została ugodzona, ale pozostawiło ono po sobie postępującą martwicę. Zaczynała ona powoli sięgać głębiej, niż tylko po wierzchu naskórka. Gaya patrzyła z przerażeniem, jak specjaliści wycinają po kolei płaty skóry pokrywające brzuch Lysy. Zabiegowi towarzyszyła masa przekleństw po elficku, wiele wysoce wyspecjalizowanych czarów i całkiem sporo krwi. A przynajmniej tyle, że pobladła Gaya musiała z miejsca biec zwymiotować. Długo wszystko trwało, ale w końcu jeden z uzdrowicieli oznajmił blondynce, że zdrowiu i życiu Lysy nic już nie zagraża.

- Kurwa, ty nawet nie wiesz, jak bardzo się martwiłam! – wykrzyknęła Gaya, kiedy jej przyjaciółka wreszcie się ocknęła.

- Wszystko dobrze się skończyło – wymamrotała. – Nie mówmy więcej o tym.

- Myślę, że chciałabyś o tym wiedzieć: wybudzili Gabriela. Widziałam już go.

- I jak? – z Lysy momentalnie zeszło całe napięcie.

- Bledszy niż zwykle. Zastosowana terapia strasznie go wychudziła w te kilka godzin. Mówią, że będzie żyć.

- To dobrze.

- Idiota, ale całkiem sympatyczny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro