Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

- A dokąd to? – drogę zagrodził im ciemnowłosy chłopak, który pojawił się znikąd.

- Odwal się, Den - Gabriell przewrócił oczami.

- Nasza księżniczka znalazła sobie obrońcę? Jak słodko – w jego głosie krył się jad.

- I kto to mówi? Gość, którego jedynym sukcesem jest romans z przewodniczącą, która i tak rzuciła go dla przyrodniego brata? – parsknął pustym śmiechem przyjaciel Lysy.

- Prawiczek się odezwał. Ja przynajmniej miałem okazję zaruchać – Den bronił się jak i atakował z powalającą pewnością siebie.

- Chodźmy stąd – Gaya pociągnęła Mossbell za ramię.

- Chcę zobaczyć, jak się to skończy – odszepnęła jej.

- Ja lecę – blondynka odwróciła się i ruszyła ku Kamiennemu Miastu.

- A myślisz, że co ja robiłem za każdym razem z Madeline, kiedy nie było nas na historii?

- Co?! – Lysa przeżyła szok. Tym samym zgarnęła uwagę obu chłopaków.

- O! – Den szybko wrócił do formy. Uśmiechnął się złośliwie. – Jaki zwrot akcji.

- Wy... - dziewczyna nadal nie wiedziała co powiedzieć.

- Tłumacz się jej teraz – zniknął tak niespodziewanie, jak się pojawił.

Gabriell już otworzył usta, by coś powiedzieć, kiedy Lysa przerwała mu brutalnie:

- Nic nie mów. Nie chcę wiedzieć.

Odeszła jak najszybciej tylko potrafiła. W pokoju nie było już Gayi. Dziewczyna opadła zniechęcona na łóżko. Pościel wciąż była wilgotna od łez. Nie miała pojęcia, co teraz ma myśleć. Jej przyjaciel obracał na boku jej siostrę. Żadne z nich nigdy nawet nie dało po sobie poznać, że cokolwiek do siebie czują. Niby oboje mieli po te siedemnaście lat i swoje potrzeby, ale Mossbell poczęła się zastanawiać, czy w ogóle kiedykolwiek znała któreś z nich. Nawet postać siostry bliźniaczki nagle stała się dla niej obca. A przecież obiecały sobie, że nie będą mieć przed sobą żadnych sekretów. Wzdychając ciężko popatrzyła na wiszący na ścianie plan zajęć. Tuż przed obiadem miała się jeszcze odbyć lekcja magii. „Mogło być gorzej" – pomyślała podnosząc się z posłania.

Praktyki odbywały się w parku przy pałacu królewskim. Czekała tam już na klasę Alexa – młodziutka i bardzo zdolna przewodnicząca Podkrólestwa Zwierząt. Towarzyszyła jej wilczyca, która siedziała wyprostowana i wyjątkowo władczym wzrokiem mierzyła wszystkich dookoła.

- Jak się trzymasz? – z miejsca zagadnęła Lysę.

- Bywało lepiej – odpowiedziała jej bez wahania.

- Dla nas wszystkich śmierć Madeline to był wielki cios...

- Byłaś jej przełożoną. Dziwne, gdyby to cię nie tknęło – beznamiętny ton Mossbell nie uraził nawet trochę Alexy.

- Oczywiście. Gdybyś chciała pogadać...

- Nie dzięki – przerwała jej ostro Lysa. – Jakoś sobie poradzę z tą stratą.

- Ogniści... Uwielbiają unosić się honorem – westchnęła przewodnicząca, kiedy Mossbell odeszła na drugi koniec placyku. – Zaczynajmy.

Klasa zebrała się w grupie, blisko prowadzącej zajęcia elfki. Pospiesznie sprawdziła ona, czy wszyscy są obecni i sprawnie przeszła do tłumaczenia tematu. Nie wydawał się on szczególnie trudny, z resztą magia zazwyczaj była lekcją łatwą i przyjemną. Nie wymagała żadnych ciężkich podręczników, długich wypracowań ani testów. Samo zaklinanie guzików, które okazało się problematyką zajęć tego dnia, było nadzwyczaj nieprzydatne w codziennym użytku. Ale tak bardzo jak było zbędne, tak bardzo relaksujące.

Zadanie polegało na tym, by sprawić, że po dotknięciu plastikowy krążek odtworzy krótką melodię. Lysie do osiągnięcia tego celu wystarczyło jedno powtórzenie formułki przedstawionej chwilę wcześniej przez przewodniczącą, by zaklęcie zadziałało. Zanuciła ulubiony kawałek, który po chwili rozbrzmiewał po każdym dotknięciu guzika.

- Dobrze. Bardzo dobrze – skwitowała Alexa sprawdzając efekty pracy swojej uczennicy.

- Czy już wiecie jak ona zginęła? – zagadnęła nagle Lysa, nim przewodnicząca ruszyła dalej.

- Jad megálos anguis – dziewczyna wzdrygnęła się słysząc nazwę jednego z najniebezpieczniejszych węży znanych elfom.

- Czy po znalezieniu jej ciała blisko miejsc ugryzienia widoczne były zielonkawe lub sine żyłki?

- Co? – zdziwiła się Zmiennokształtna.

- Zapytam wprost – Lysa postanowiła odsłonić wszystkie swoje karty – czy jesteście pewni, że ugryzienie jest autentyczne, a nie pozorowane?

- Wytaczasz bardzo poważne oskarżenia. Masz na nie jakieś dowody?

- Znałaś Madd. Zwierzęta ją kochały, nawet tak paskudne jak pająki i węże. Z resztą, tak jak my, Ogniści nigdy nie spłoniemy, tak was, Zmiennokształtnych, nie zabiją magiczne stworzenia.

- Przedyskutuję to z radą królewską.

- Nie! - gorączkowo zaprzeczyła Mossbell. – Skonsultuj się z Mattem. Albo z Aylą. Oni znają się na rzeczy.

- Dobrze, porozmawiam z przewodniczącymi Podkrólestwa Ziemi.

Alexa odeszła. Już nie uśmiechała się tak jak wcześniej. Lysa zasiała w niej ziarenko niepewności.

Zajęcia wkrótce dobiegły końca. Mossbell razem z dwójką przyjaciół skierowali się na stołówkę. W końcu kto by chciał przegapić obiad? Kiedy wdrapywali się po skałkach, na szczycie których znajdowała się jaskinia ze stołówką, Gabriell zagadnął:

- O czym rozmawiałaś z Alexą?

- Nie odzywaj się do mnie.

- Jesteś na mnie zła?

Dziewczyna bez zastanowienia zdjęła mitenkę z dłoni i rzuciła ją chłopakowi pod nogi. Ten podniósł ją nie rozumiejąc, co się dzieje.

- O co ci właściwie chodzi?

- Wyzwała cię na pojedynek, idioto! – blondynka również zatrzymała się w połowie drogi. – A ty się zgodziłeś – zmierzyła wzrokiem chłopaka wciąż mnącego w dłoni rękawiczkę Lysy.

- Gaya...?

- Nie wiem, co on ci zrobił, ale chętnie zostanę twoją sekundantką – dziewczyny przybiły sobie piątkę.

- Dzisiaj po zmierzchu arena powinna być wolna – Mossbell oznajmiła. Gabriell przytaknął niechętnie.

Lysa i Gaya chichocząc ruszyły w kierunku stołówki, zostawiając zszokowanego obrotem sprawy chłopaka za sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro