Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

- Tej nocy zbiegli Carmen, Jessie i Den. Królowie zamknęli bramy, szykujemy się do wojny!

- Gabriell, wynoś się stąd, chcemy spać! – Gaya rzuciła poduszką w stojącego w drzwiach chłopaka. Było zdecydowanie za wcześnie, by wstała z łóżka. Ognisty złapał ją w locie.

- Jak to? – Lysa podniosła się na łokciach. Odpoczynek dużo jej dał, czuła się znacznie lepiej niż po starciu ze zbiegami, ale wciąż była słaba.

- Tuż po świcie wydali specjalne oświadczenie.

- Ty, cholera, kiedyś śpisz? – Gaya wstała niechętnie widząc, że przyjaciel nie da im spokoju.

- Czasem się zdarza. Nawet nie wiesz, jak fascynujące jest rozmawianie z duchami!

- Nie da się tego robić za dnia?

- Średnio – odpowiedział krótko.

- Wyjdź teraz, chciałybyśmy się przebrać – popatrzyła na powoli wygrzebującą się spod kołdry Mossbell.

Chłopak przytaknął. Odwrócił się na pięcie i w drzwiach niemalże zderzył się z królową Andromedą.

- Na-najmocniej przepraszam – wydukał.

- Wasza wysokość – Gaya dygnęła sztywno. Jej przyjaciółka jedynie skinęła głową. Nie darzyła już szacunkiem władców.

- Ja do Lysy.

Dziewczyna odwróciła się ku blondwłosej kobiecie. Noszona przez nią tiara już nie napawała jej respektem ani zachwytem. Raczej budziła głęboko skrywane obrzydzenie.

- Poprzednia przewodnicząca Podkrólestwa Ognia okazała się być zdrajczynią. W uznaniu twoich zasług, wraz z resztą władców, chcielibyśmy zaoferować ci to stanowisko.

- Czy to ma być jakaś forma przeprosin? – rzuciła nawiązując do traktowania, jakie spotkało ją podczas rady.

- Jesteśmy świadomi, iż brak natychmiastowej reakcji naraził cię na uszczerbek na zdrowiu...

- Nie – Lysa przerwała twardo jej wysokości. – Od czegoś istnieje ranking punktowy na przewodniczącego. Mam swój honor, nie godzę się na takie formy przebłagania. To jest jawne przekupstwo!

Królowa zacisnęła usta. Jej mimika wyrażała poirytowanie zachowaniem poddanej. Ściągnęła z palca jeden z pierścieni i wręczyła go dziewczynie.

- Za zasługi – mruknęła wychodząc.

Lysa dokładnie przyjrzała się obręczy. Wykonana wyjątkowo kunsztownie, zdobiona sporym rubinem i wieloma małymi obsydianami.

- To była królowa – Gaya ofuknęła przyjaciółkę.

- Nie szanuję jej. Właściwie, czemu tiara ma wymuszać na nas respekt? Czy władcy nie powinni czymś sobie zasłużyć na uznanie?

- Lysa – upomniał ją Gabriell. – Jesteś zdenerwowana, ale to nadal jej wysokość. Pokazałaś jedynie brak klasy, a nie jakiś głupi bunt.

Spiorunowała go spojrzeniem. W jej oczach wręcz płonął żywy ogień. Chłopak wycofał się powoli z domku. Obie dziewczyny się przebrały i przygotowały. Nie wiedząc co je czeka, przytroczyły do pasków swoje miecze i wyszły.

W Kamiennym Mieście trwały już przygotowania do wojny. Ktoś ostrzył klingi, ktoś inny pakował strzały do kołczanów, a kolejne grupy elfów przenosiły deski i głazy na budowę fortyfikacji. Mimo pozornego rozgardiaszu, każdy wiedział co ma robić. Piłowana stal i rytmiczne kroki tworzyły muzykę cieszącą uszy Ognistych. Nadchodziła walka, a żadne z nich nie chciało odpuścić takiej okazji, by się wykazać.

Co młodsi i mniej uzdolnieni, od razu kierowani byli do szykowanego w pałacu królewskim schronu. Reszta szykowała się na wsławienie się w boju. Nikt otwarcie tego nie wypowiedział, ale to, co miało nadejść, wyczekiwane było już od dawna, przez wszystkich. Każdy słyszał o tych złych ludziach, nierpicach – kreaturach trudnych do opisania, ale niewielu miało okazję się z nimi zmierzyć. Chociaż wojna oznaczała też śmierć, to we wszystkich sercach narastała ciekawość. A może była to zbędna brawura i tak częsta wśród Ognistych chęć udowodnienia swojej wartości? Trudno było stwierdzić. Faktem natomiast było, że już koło południa Kamienne Miasto przypominało fortecę, do której nie dało się dostać tak łatwo.

- Lysa!

- Jason? – nim zdążyła zobaczyć, jak chłopak ląduje, już znajdowała się w jego objęciach.

- Słyszałem, co ci przeklęci zdrajcy ci zrobili – odsunął od siebie dziewczynę na długość ramion.
– Jak się czujesz?

- Dobrze – choć odpowiedziała lakonicznie i bez entuzjazmu, to nie skłamała. Gaya zachichotała. Lysa zgromiła ją spojrzeniem.

- Na pewno?

- Mhm – trochę niepewnie przytuliła Wietrznego. Zaskoczony, w pierwszej sekundzie nie wiedział, co ma zrobić. Dopiero po chwili również ją objął. Kiedy odsunęli się od siebie, Jason mechanicznie poprawił okulary.

- Przynoszę złe wieści – oznajmił nagle. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. – Mój kumpel, szpieg, mówi, że wkrótce się zacznie.

- Kiedy?

- Najpewniej jutro z rana. Nie będą walczyć w nocy.

- Kurwa – Gaya zaklęła nagle. Spojrzeli na nią. – Są bardzo pewni siebie, nie chcą walczyć w ciemności, więc zaczną dopiero jutro. Zakładają, że to wszystko skończy się w jeden dzień.

Pokiwali głowami nagle rozumiejąc.

- Nie jest dobrze – mruknęła Lysa.

- Czas obiadu – Jason spojrzał na zegarek.

Posnuli się we trójkę na stołówkę. Panowała tam wręcz nienaturalna cisza. Nawet sztućce brzęczały o talerze jakoś ciszej. Szum wodospadu też nie dawał się we znaki. Tym razem też władcy zasiadali przy swoim stole. Wyjątkowo, przy posiłku towarzyszyli im strażnicy. Jakby bali się, że ktoś wyrządzi im krzywdę. Nie byli też przystrojeni w zwyczajne szaty, a lekkie i wzmacniane czarami pancerze. Oni byli już gotowi. Pytanie tylko, czy cała Stolica była.

Król Lans wstał skupiając na sobie uwagę wszystkich poddanych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro