11
Na dworze panowała wyjątkowo dobra pogoda. Ciepło, słońce i lekki wiaterek. Dziewczyna nie miała pojęcia, czemu zwróciła na to uwagę w tej chwili, aż do momentu, kiedy naszła ją myśl, czy tam, gdzie jest Madd też jest tak pięknie. Wzięła głęboki oddech i policzyła do dziesięciu.
- Tam w klinice powiedziałaś, że twoją siostrę też zabito tym jadem – Jason niespodziewanie stwierdził fakt.
Przytaknęła.
- Myślisz, że zrobiła to ta sama osoba?
- Tak – głos miała bardziej zmęczony, niż kiedykolwiek wcześniej. – Muszę pilnie o coś zapytać... Szpiegowałeś jednego z ludzkich generałów.
Pokiwał apatycznie głową. Lysa za to już pędziła myślami do przodu.
- Królowie nigdy nie wysyłają na misje bez sensu, musieli mieć w tym jakiś powód – ciągnęła dalej mając w świadomości, że nikt nie powinien wiedzieć o domniemanej wojnie. – Masz może kopie jakiś raportów, imiona współpracowników...
- O czym myślisz?
- Nie chcę jeszcze nic stwierdzać, ale mam pewne... podejrzenia.
- Powinienem mieć jakieś kopie u siebie w pokoju. Nie rozumiem do czego zmierzasz, ale chodź, pokażę ci.
Wkrótce znaleźli się oboje w pałacu Podkrólestwa Wiatru. Lysa usiadła na niepościelonym łóżku, kiedy Jason wyrzucał z szafy ciuchy, kartki, a nawet jakieś komiksy. Wkrótce podłoga pokryła się przeróżnymi przedmiotami.
- To musi gdzieś tu być! – wykrzyknął rzucając za siebie już pustą torbę sportową. Dziewczyna uchyliła się, by nie zostać uderzona nią w twarz.
- Trudno, chyba jednak nie masz tego, czego potrzebuję - mruknęła obejmując wzrokiem pokój chłopaka. Wchodząc tu myślała, że już nie może być gorzej. Otóż mogło.
- Mam! – wykrzyknął nagle unosząc nad głową białą teczkę.
Przelatując nad całym bałaganem wylądował obok Lysy. Przejęła od niego teczkę. Dokładny plan całego dnia, a nawet kilku dni. Spis współpracowników, podwładnych. Ognista przeleciała go spojrzeniem. Nazwiska, nazwiska, nazwiska... Na dole kartki mieściła się rozpiska pseudonimów, napisana trochę niechlujnie, acz czytelnie. Przeczytała ją już z nieco większą uwagą. Obco brzmiące nazwy dziwnie dźwięczały jej w uszach.
- Gryf? Wędrowiec?
- Lista tajniaków meldujących naszemu delikwentowi – wyjaśnił pospiesznie.
- Masz może jakieś raporty od nich?
- Myślisz o czymś konkretnym? – zapytał przeglądając zawartość teczki.
- Coś mi świta... - mruknęła przyjmując od Jasona dwie kartki.
Niewyraźne wydruki zdjęć przedstawiających krótkie i bardzo zwięzłe wiadomości. Były one napisane niezwiązanymi ze sobą zdaniami. Lysa bardziej skupiła się na dacie. Jedna z nich wskazywała na dzień po zaginięciu Madd. Zgadzało się to też z treścią: „Podejrzewająca wyeliminowana. Broń tu nie działa". Tekst podpisany był prosto zaszyfrowanym pseudonimem „Gryf". Poderwała się momentalnie z miejsca.
- Idziemy do królów.
- Czemu?
- Chyba wiem już, kto jest sprawcą tego syfu – Lysa z dłonią zaciśniętą na wydrukach wyszła na balkon.
- Tym razem nie przyprawiaj mnie o zawał – mruknął Wietrzny łapiąc ją za wolną rękę.
- Dobrze, dobrze – wymamrotała niechętnie. – Ale było wtedy fajnie.
Razem unieśli się w powietrze. Dziewczyna bała się spojrzeć w dół, chociaż niewątpliwie Stolica z góry musiała być piękna. Pałac królewski zbliżał się dość prędko. Lysa była dość pewna swoich racji w trakcie lotu. Ale kiedy weszli do sali tronowej, nagle cała odwaga z niej uleciała. W obliczu majestatu postaci siedzących na tronach, wydawała się sobie jakaś mała, a jej skojarzenia nic nie warte. Było jednak za późno, by się wycofać.
- Cóż cię tu sprowadza, Lyso? – przemówiła do niej jedna z królowych. W przypływie strachu zapomniała nawet jej imienia. Dygnęła sztywno.
- Mam pewne dowody... Powody podejrzewać, że wiem, kto zabił moją siostrę – klęła na siebie w myślach słysząc, jak bardzo drży jej głos.
- Chodź za mną, dziecko. Wezwiemy natychmiast radę – wyniosła postać ruszyła w kierunku drzwi prowadzących ku schodom na górę.
- Czy – czy Jason może pójść ze mną? – obejrzała się na stojącego z boku chłopaka.
- Oczywiście.
Blondwłosa królowa zaprowadziła ich do pokoju na którymś z pięter. Sala była piękna. Na posadzce namalowana została mapa świata, a na suficie mapa nieba z pozaznaczanymi wszystkimi gwiazdozbiorami. W centrum komnaty stał dębowy stół otoczony czternastoma krzesłami. Nie trudno było odgadnąć, które siedzenia zajmowali przewodniczący konkretnych podkrólestw, a które władcy. Oparcia były bogato zdobione symbolami, których nie dało się pomylić. Na polecenie królowej, dostawiono jeszcze dwa stołki, dla Lysy i Jasona.
Wkrótce zaczęli się schodzić przełożeni kolejnych podkrólestw. Najpierw pojawiła się Alexa z Nathanielem – reprezentanci Zmiennokształtnych. Dziewczyna puściła Mossbell oczko, próbując tym gestem podnieść ją na duchu. Niedługo po nich weszli Kathrina z Volem – dwójka Wietrznych. Lysa w życiu nie widziała tego chłopaka z tak grobową miną. Naszło ją zastanowienie, czy rezolutny nauczyciel sportów ma tak podczas każdej rady, czy to bezprecedensowy incydent. Po dłuższej chwili oczekiwania do sali weszła Ayla przygładzając nerwowo włosy oraz Matt. Zajęli oni miejsca Podkrólestwa Ziemi. Tuż za nimi przez drzwi niemalże wbiegła Vicky mamrocząc coś o przerwanej drzemce. Towarzyszył jej Magnus – przewodniczący Podkrólestwa Wody. Na samym końcu zapełniły się miejsca przeznaczone reprezentantom Ognistych. Jessie wchodząc do pomieszczenia obdarzyła Lysę takim spojrzeniem, jakby miała ochotę ją oskórować żywcem. Eric również nie wykazywał aprobaty, wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego niż zwykle. Kiedy w pokoju rady pokazali się i królowie, zebranie mogło się rozpocząć.
Mimo wyraźnego skinienia głowy władcy, dziewczyna nie potrafiła zacząć. Gniotła niespokojnie materiał koszulki nie wiedząc, co może powiedzieć.
- Możesz zaczynać – zrobiło jej się głupio, kiedy Alexa ponagliła ją ostrożnie.
- No to... Umm... Dzień dobry. Nazywam się Lysa Mossbell i...
- Lysa chciała powiedzieć, że chyba wie kto jest zabójcą jej siostry – wtrącił się Jason. Ognistej wyraźnie ulżyło.
Po stole przeszedł szmer. Policzyła w głowie do dziesięciu, wzięła głęboki oddech i rozpoczęła swój wywód.
- Wiem, że nadchodzi wojna – przewodniczący zaczęli patrzeć po sobie, jakby szukając winnego wśród swojego grona. – Jason był ostatnio na misji mającej na celu szpiegowanie człowieka, który...
- Powiedz nam coś, czego nie wiemy – ostro wszedł jej w słowo Eric. Król Lans skarcił go spojrzeniem, ale Ognisty nic sobie z tego nie robił. Wciąż bębnił palcami o blat z lekceważeniem.
- Wśród elfów jest szpieg – Lysa zagrała swoją najmocniejszą kartą. Po wszystkich obecnych w sali widać było wyraźne objawy szoku. – Tytułuje się on pseudonimem „Gryf" i zabił moją siostrę. W dłoni trzymam zdjęcie raportu, na którym wyraźnie zostało zapisane, że Madeline odkryła coś, czego nie powinna – przekazała w obieg pognieciony wydruk. Każdy, kto brał go do rąk wpatrywał się w kartkę, jakby szukał na niej odpowiedzi.
- Kim jest ten twój szpieg? Potrzebujemy konkretów – Eric ponownie przerwał dziewczynie.
- Carmen, Carmen Griffin.
Przy stole rozpętała się burza. Lysa słyszała wśród nagłej wrzawy potakiwania, potwierdzenia, że meldunek wygląda jakby był pisany pismem wskazanej przez nią Ognistej.
- Spokojnie, dajcie jej dokończyć – uciszył zebranych król Lans.
- Zacznę od tego, dlaczego podejrzewam ją o śmierć mojej siostry. Madd została zabita za Kamiennym Miastem. Nikt z reguły się tam nie zapuszcza, więc śmiem przypuszczać, że zbrodni dokonał ktoś z Ognistych.
- To jakiś skandal! Oskarżasz własne podkrólestwo?! – Jessie gwałtownie poderwała się z miejsca. – Ty nie masz honoru!
- Mam dowody – wysyczała Lysa.
Oburzona przewodnicząca wstała i zatrzaskując za sobądrzwi opuściła pokój rady królewskiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro