Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

    Szybkim krokiem kieruje się w stronę swoim drzwi. Przez Judasza widzę ciemną postać odwróconą do mnie tyłem. Pewnym ruchem sięgnęłam za klamkę, aby delikatnie otworzyć  drzwi 

 - Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy nie ma Pani może ochoty porozmawiać o Bogu?-  Po usłyszeniu tych słów nie wiedziałam co powiedzieć, w końcu nie do każdego o 8 rano przychodź świadek Jehowy 

- Przepraszam proszę Pana, ale moja babcia jest świadkiem i wiem o Was mniej więcej i nie zbyt mam czas na rozmowy. Do Widzenia.-  Po powiedzeniu tych słów szybko zamknęłam drzwi nie dając nawet chwil mężczyźnie na odpowiedzenie, w końcu nie miałam ochoty rozmawiać o Bogu przed wyjazdem. Kończę ogarniać swoje twarz przy okazji zerkając na zegarek, patrzę ile mniej więcej zostało czasu do wyjazdu na kwaterkę. Mam jeszcze nie całe 7 godzin do pociągu, ale muszę być wcześniej, aby pomóc w zapakowaniu tira oraz wrzuceniu swojego plecaka i skrzyni. Powolnym krokiem kierowałam się w stronę kuchni, w celu przygotowania śniadania. Otwierając lodówkę zerknęłam, że są produkty na moje popisowe danie, czyli jajecznica na oliwie z dodatkiem sera i pomidorów. Sięgnęłam po wszystko  co było mi potrzebne i powoli szykowałam posiłek. O 11.20 przyjeżdżał tir, więc miałam w miarę dużo czasu, aby się wyszykować. Krojąc pomidora przejechałam nożem po opuszkach palców.

- Kruci- krzyknęłam z zaciskając zęby-  Szybko podbiegłam pod kran, aby opłukać palce pod zimną wodą  -Brawo Marysiu jak zwykle musisz coś sobie zrobić - mówiąc to do samej siebie byłam zła, że nawet przed wyjazdem potrafię się uszkodzić. Po doprowadzeniu palców do normy skończyłam kroić pomidory oraz smażyć jajecznicę. Śniadanie na tyle mnie nasiliło, aby zrobić mała przerwę i obejrzeć jeszcze moje ulubione anime, czyli Naruto. Przerwa trwała dłużej niż miałam to w planach, więc na szybko niczym Zygzak McQueen zaczęłam się ubierać oraz sprawdzać czy wszystko jest wyłączone i czy wszystko zabrałam. Zakładając plecak usłyszałam ciche mruczenie, mój mały diabeł tak słodko spał, że aż nie nie mogłam się powstrzymać, aby wycałować go przed wyjazdem 

 -Baw się dobrze i śpij kochany lucku, będę tęsknić. - Rzucając te słowa założyłam dokładnie plecak i wyszłam z domu. Jak miałam w zwyczaju, klucze zawsze zostawiam pod wycieraczka, aby mama w razie wypadku miała zapasowe. Schodząc ostrożnie po schodach delikatnie się zmęczyłam, niby mieszkam na 2 piętrze, ale dla astmatyków pokonanie kilkunastu schodów to nie lada wyczyn. Po opuszczeniu mojego bloku szybszym krokiem skierowałam się w kierunku autobusu. Miałam nie całe 15 min zanim przyjedzie tir, a odległość od mojego domu  do szkoły, pod która się spotykaliśmy, wynosiła jakieś 5/7 minut autobusem, więc w sumie się nie martwiłam. Nie czekając dłużej na autobus, bo o dziwo przyjechał bardzo szybko, stałam może maksymalnie 3 min, byłam w środku pojazdu. Pierwsze co zrobiłam to włożyłam słuchawki do uszu i puściłam mój ulubiony kawałek Taco Hemingway'a „Tlen". Dźwięk lektora autobusowego wypowiedział mój przystanek i w mgnieniu oka wysiadłam z busa, a następnie udałam się w kierunku miejsca spotkania.

                                                                                  ***

   Z oddali widziałam moją żeńską drużynę oraz dwie męskie, jedna z nich była z mojego szczepu, ale drugiej jeszcze nie poznałam. Idąc w stronę osób, które stały przed tirem nie fortunie się wywróciłam o własne nogi. Cały ciężar plecaka poleciał do przodu, a drewniana skrzynia, którą aktualnie przenosiłam wraz z moją znajomą Wiktorią, delikatnie się obiła na krawędziach.

 -Marysia nic ci nie jest! HALO MARYSIA!-  krzyk dobiegał koło tira i należał do moje znajomej Wiktorii.-  Leżałam tak jeszcze z kilka sekund dopóki nie przybiegła Ala i pomogła mi wstać

 -Marysia czy ty chodź raz możesz na siebie uważać? Uważam że jako przyboczna, jeszcze nam się przydasz. - Na jej twarzy był widoczny delikatny uśmiech, w końcu Wiktora była przyzwyczajona do tego, że zawsze się wywracam. 

-Spokojnie, jest już dobrze. Chociaż trochę bolą mnie płuca, ale to w sumie nic nowego. - Wstałam i uśmiechnęłam się do niej szeroko na znak, że wszystko ze mną dobrze. Wiktoria przewróciła oczami i zabrała ode mnie skrzynie, aby chodź trochę było mi lżej 

 -Więc cieszysz się, że jedziesz? Bo ja w sumie jestem szczęśliwa, w końcu może poznam jakąś obozową miłość. Jako członek kadry będzie nam łatwiej haha. -  Znów uśmiechnęła się do mnie szeroko.

 -Taaa, bo o niczym innym nie marzę, tylko poznać jakiegoś typa, z który po obozie nie będę miała nic już wspólnego.-  Po wypowiedzeniu tych słów odstawiłam polecam koło marmurowych schodków i ogarnęłam swoje kolana z ziemi.

 -Oj tam nie bądź taka Marysia, będzie fajnie, a teraz chodź, musimy szybko zapakować tira i przyszykować się na kwaterkę. Pewnie zostanie nam dużo czasu, więc jak będziesz chciała, możesz wpaść do mnie na szybki prysznic. -  Wiktoria odłożyła skrzynię, którą wcześniej zabrała ode mnie i nie czekając na mnie, poszła pod tira. Zapakowanie go w sumie szybko poszło, bo w nie całą godzinę się wyrobiliśmy. Może to przez to, że było bardzo dużo osób. Zegarek na mojej ręce wskazywał godzinę 12:30, a do pociągu były jeszcze 2,5h.

 -Marysia, to jak? Idziemy do mnie? - Spytała Wiktoria, która w tym czasie szukała kluczyków do mieszkania.

 -Jasne, w końcu przydałoby mi się odświeżyć, jak mamy jechać jakieś 2-3h pociągiem. 

  ***

Po godzinie byłyśmy gotowe do wyjścia. Przyjemnie było ostatni raz myć się pod bieżącą wodą, w końcu przez miesiąc będę myć się w jeziorze.

 -Dobra, pojedziemy tramwajem, będzie szybciej. Została nam 1h, a tramwajem jedziemy może z 15 min do centrum. Czy chcesz coś kupić jeszcze do jedzenia? -zapytała Wiktoria sięgając do plecaka podręcznego. 

 -W sumie może kupię wodę, bo i tak nic nie jem w podróży.- Uśmiechnęłam się do niej, ale nie odwzajemniła uśmiechu, bo akurat wzrok miała skierowany w ekran telefonu. Dalsza podróż tramwajem była dosyć nudna. Wiktoria rozmawiała z mamą przez telefon, aby dogadać sprawę reszty wakacji i wjazdów po obozie. Ja natomiast przyglądałam się widokowi Warszawy przez okno tramwaju. Jest mi smutno, że muszę zostawić miasto, które kocham na tak długo, ale w końcu obóz jest jedną z najlepszych rzeczy. Z transu wybił mnie głos lektora, który oznajmił nasz przystanek. 

 -Marysia, chodź szybko! Jeszcze musimy wejść do sklepu.-  Wiktoria pośpiesznym krokiem kierowała się w stronę patelni.

-Dobrze, ale zaczekaj! Nie idź tak szybko, nie pamiętasz, że jestem kaleką? - Podbiegłam do Wiktorii, aby być na równo z jej krokiem, co było dość uciążliwie, ponieważ Wiktoria była wyższa ode mnie o jakieś 18 cm.- Ahhh przeklęte moje 160 cm zrostu. 

-Marysia wybacz, że tak się spieszę, ale nie mogę się doczekać spotkanie z tymi ludźmi, plus boje się, że nie zdążymy na pociąg. Dlatego tak szybko idę.

 -Rozumiem to, ale wiesz trochę ciężko dotrzymać ci kroku z chorym biodrem i płucami. -Widziałam po twarzy Wiktorii, że była zła na siebie z mojego powodu, co trochę mnie to wkurzyło, bo nie lubię jak ludzie się nade mną użalają 

-Przepraszam, przez moją głupotę cierpisz ze zdrowiem.-  Powiedziała cicho, że ledwo było to słychać. 

-Wiki znamy się nie od dziś, więc wiesz że dam radę. I nic się  nie stało. Serio. Nie masz za co mnie przepraszać, wiem jak ważna jestem dla Ciebie i nic głupiego nie zrobiłaś.- Spojrzałam na nią i bez słowa wtuliłam się w nią. Przez chwile stała nie ruchomo, lecz po chwili odwzajemniła mnie uściskiem.  

-Marysiu, jesteś najlepsza. Dziękuję losowi, że Cię mam.- Mówiąc te słowa wtulała się we mnie mocniej. 

-Wiem o tym, po prostu jestem cudowna i skromna i też dziękuje losowi za ciebie. Że jesteś moją najlepszą przyjaciółką. A teraz chodźmy, bo nie zdążymy na pociąg 

                               ***

Czekaliśmy już z resztą osób na pociąg. Było nas z 15-17 osób z czego 4 to były tylko dziewczyny, włącznie ze mną. Zdziwił mnie ten fakt. Stojąc na peronie patrzyłam na naszą grupę młodych dzieciaków w przedziale wiekowym od 16 do 21 lat. W sumie kwaterki mają to w sobie, że można wcześniej kogoś poznać.  

-Dobrze, czy wszyscy już są?- zapytał jeden z druhów, który okazał się być oboźnym.

 -Wyczytam listę i zobaczymy kogo brakuje. - Kontynuował dalej. Jak się okazało brakowało jednej osoby. Z rozmowy telefonicznej z ową osoba i oboźnym było można wychwycić, że chłopak się spóźni. Nie zostało na nic innego jak wejść do przedziałów i czekać na spóźnialskiego. Pociąg miał ruszyć równo o 15:00, ale jak to w zwyczaju mają nasze PKP, było opóźnienie z 10 min. Kto by się tego spodziewał? W sumie chłopak, który się spóźnił miał szczęście. Do naszego przedziału wszedł wysoki brunet z miną jakby chciał wszystkich dookoła pozabijać. Obok niego stał oboźny Druh Tomek. 

-Hej, chciałem Wam powiedzieć, że wszyscy już są i nasza spóźnialska księżniczka się zjawiła.- Tomek uśmiechnął się do chłopaka, który stał koło niego i delikatnie klepnął go w ramie.

 -Wracając. Mam nadzieję, że będziecie mieć miłą podróż i dużo siły do pracy. Musimy się wrobić na czas. Gdyby coś się działo jestem w przedziale obok z resztą osób, więc życzę wam miłej podróży.-  Pomachał nam na pożegnanie i poszedł. Chłopak, którego imienia jeszcze nie poznałam, stał przez chwilę i usiadł koło mnie. Było to jedyne wolne miejsce. Nie mówiąc jak się nazywa, założył słuchawki na uszy i siedział w milczeniu. Dziwny typ, ale cóż, nie każdy jest rozmowny, może przy późniejszym poznaniu będzie wydawał się milszy. Również założyłam słuchawki na uszy, jednocześnie zamykając przy tym oczy. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam z moją ulubioną playlistą.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro