Rozdział 5
Wstaje z murku i idę dalej przed siebie, zastanawiając się jak to będzie na obozie. W trakcie mojej przechadzki przez przypadek przewracam się o swoje sznurówki. Nie zdarzyłam podnieść się z ziemi, gdy nagle usłyszałam męski głos.
- Hej, nic ci nie jest? -Zapytał w moim kierunku, wyciągając do mnie rękę.
- Eee n-nie. -Szybko starłam się podnieść, ale bez jego pomocy. Otrzepałam ziemie z moich kolan i czym prędzej uciekłam od niego.
Słyszałam jak coś jeszcze krzyczał w moją stronę, ale nie odwróciłam się. Postanowiłam, że jest to idealna okazja, aby wracać do domu. Na moje szczęście nie widać już było tego chłopaka. Z jednej strony jest mi głupio, że tak potraktowałam go, ale nie za bardzo lubiłam gadać z obcymi ludźmi. Moje myśli znów zaczęły krążyć wokół obozu. Tegoroczny skład drużyn zapowiadał się dość intersujący. Była tam jedna męska jednostka, z którą mieliśmy okazje jechać w poprzednim roku. Na ziemie sprowadził mnie fakt, że prawie potknęłam się o elektryczną hulajnogę. Byłam w okolicach przystanku tramwajowym, sięgając po telefon zobaczyłam dochodzącą już 22:35. Stojąc na przystanku przypomniałam sobie, jak z rodzicami często chodziliśmy do pobliskiej lodziarni. Był to zwykły lokal nie wyróżniający się z tłumu, ale klimat panujący w nim był nie do zastąpienia. Niestety są to już tylko wspomnienia...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro