Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

-Maks! zatrzymaj się! -Krzyknęłam w jego stronę, z nadzieją, że mnie usłyszy. Odwrócił się po czym się zatrzymał.

 -Serwus, czy możemy pogadać? Mianowicie chodzi mi o sytuacje z dzisiaj. -Spojrzał na mnie, ale nic nie odpowiedział.

 -Wiesz, chciałam ci podziękować. Bartek mi powiedział co zrobiłeś oraz chyba powinnam oddać ci Twoja bluzę i spodnie.- Kontynuowałam patrząc w jego oczy. Pierwszy raz spodobały mi się męskie oczy. W jego przypadku miały odcień jasnego, bezchmurnego nieba. 

 -Nie masz za co dziękować, to zwykła pomoc. Wstałaś nagle z pomostu i nieszczęśliwie wpadłaś do wody, po czym dostałaś szoku termicznego. Uwierz, mega się martwiłem o twoje zdrowie, więc zaniosłem Cię jak najszybciej do ratownika. Co do ubrań, poprosiłem jakąś druhnę, aby cię przebrała, ale jeżeli chcesz możesz je zostawić, bardzo ładnie w nich wyglądasz. Podkreślają twoja figurę. -Na jego twarzy mogłam dostrzec mocne rumieńce, najwyraźniej nie przemyślał  tego co powiedział. Zaczął impulsywnie mówić, aby się wykręcić. 

-Z-znaczy nie oto mi chodziło, weź je po prostu i tyle. Oddasz mi w najbliższym czasie. 

Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż on ruszył szybkim marszem w stronę grupki harcerzy pracujących przy stołówce. Stałam zamurowana, nie wierząc, że mogłam się komuś spodobać. Od gimnazjum miałam problem z zaakceptowaniem siebie, więc była to dla mnie nowość. Po rozmowie ruszyłam do pracy przy kuchni z Wiktorią i Olą. Wypytywały mnie co się stało, więc jako iż jestem mistrzem improwizacji, opowiedziałam im, że dostałam ataku i wpadłam do jeziora. Nie chciałam, aby wiedziały, że spotkałam się z Maksem, gdyż zaraz były by śmieszki, heheszki oraz żarty jaką byśmy byli idealną parą. Wersja, gdzie jestem niezdarą  wydawała się być o  wiele lepsza, co się o dziwo udało, bo zaczęły mówić jaka to ja jestem nieuważna.

***

Do przyjazdu reszty obozu zostały jakieś 3 dni, niby wydaje się to mało, ale patrząc na nasze zaangażowanie w pracy, to było dużo czasu. Stołówka prawie została skończona, zostało tylko zrobić ławki, natomiast w kuchni praca dobiegała końca. Cieszył mnie ten czas na kwaterce, ciężka robota sprawiała, że nie myślałam o dość nie przyjemnych dla mnie sprawach, ale dalej nie mogłam pojąć, dlaczego akurat ja spodobałam się Maksowi. Chciała bym go bardziej poznać, jest strasznie tajemniczy, prawie mało z kim rozmawia nie licząc swoje drużyny.

 -Marysiu, mam sprawę do ciebie, chodź tu proszę.- Energicznie machała do mnie Wiktoria,  ciekawe  o czym tym razem chciała pogadać.

 -O co chodzi Wiki? -Spytałam zaciekawiona.

 -Słuchaj, wiem że to nie odpowiednie chwile na takie rozmowy, ale martwię się co do twojego zdrowia. -Patrzyła na mnie zmęczonym wzrokiem, była strasznie strudzona od pracy.

- Wiem, jak bardzo nie chcesz sobie pomoc i wszystko chcesz robić sama,  ale w tym przypadku jest inaczej. Jeżeli znów  coś się stanie poważnego, będziesz musiała niestety wrócić do domu. 

 Nie wiedziałam co powiedzieć, zamurowało mnie. Dlaczego mój stan zdrowotny musi być, aż tak słaby? Do takiego stopnia, że jedynym wyjściem jest pozbycie się mnie z obozu. Czyżby im na mnie nie zależało? Dlatego podejmują się najłatwiejszego rozwiązania. Spojrzałam na nią, czekała na jakąś odpowiedź  z mojej strony. W końcu zmusiłam się do odpowiedzi.

 -Jasne rozumiem, nie masz co się martwić, będę bardziej uważać na siebie, nie chce rezygnować z obozu. Dam sobie radę, widzę jak się o mnie martwicie i doceniam to.-Poklepałam ją w ramie  i szeroko się uśmiechnęłam, miałam nadzieje, że nie zobaczy jak bardzo boli mnie ich rozwiązanie.

 -Dziękuje za wyrozumiałość. Wiem, że damy sobie radę, a teraz chodźmy do pracy.- Odwzajemniła mi się uśmiechem i ruszyła do roboty. Nie pozostało mi nic innego, jak też wrócić do swoich zajęć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro