Rozdział 10
Nagle obudziłam się, aby szybko zaczerpnąć powietrza, tylko nie byłam w wodzie, ale w oświetlonym przez promienie słońca namiocie ratownika medycznego. Dziwne, przecież wpadłam do wody i nie mogłam się tu tak nagle znaleźć.
- O! W końcu wstałaś, nie wiedziałem, że tak długo będziesz spać. Jak się czujesz? -Spojrzał na mnie Bartek, nasz ratownik, w jego oczach mogłam dostrzec zmartwienie.
- Kręci mi się delikatnie w głowie oraz bolą mnie płuca.- Wypowiadając te słowa złapałam się za klatkę piersiową.
- Nie dziwie się, że cię bolą, w końcu wpadłaś do wody i straciłaś w niej przytomność. Weź proszę ventolin, jeżeli ból nie przejdzie jedziemy do szpitala. Na razie nie wstawaj, musisz odpocząć przed pionierką i tak miałaś dużo szczęścia, że przyniósł cię ten chłopak.- Wstał z kanadyjki, aby podać mi inhalator. - Gdyby nie on, mogło cię tu już nie być, ale nie pora na robienie ci wyrzutów, musisz odpoczywać. Ja wychodzę, jak coś jadę do miasta załatwić leki z apteki, zadzwoń do mnie, gdyby było źle. -Kierował się w stronę poły od namiotu, aby wyjść
-Jasne! Będę informować, ale teraz trochę się prześpię. -Nie czekając na jego odpowiedź wzięłam dwa ziewy z inhalatora i położyłam się na bok. O dziwo miałam ma sobie nie swoje ubrania, pewnie ktoś na szybko mnie przebrał, abym nie leżała cały czas w mokrych.
***
Przebudziłam się jakoś po 2h spania na szybka toaletę. Bartek zajmował się akurat jednym harcerzem, który nadepnął stopą na deskę z wystającym gwoździem. Po załatwieniu potrzeby rozmyślałam jeszcze nad wydarzeniami z ranka, co dokładnie się wydarzyło nad pomostem. Muszę zapytać się Maksa. Wróciłam do zgrupowania, aby porozmawiać z Bartkiem o tym, że mogę już pracować i pomagać przy kwaterce.
-Serwus Bartek, jest już mi lepiej, dlatego chce wrócić do pracy przy pionierce. -Przez chwile mi nic nie odpowiedział, był zajęty robieniem papierologii.
- O Marti, przepraszam. Możesz powtórzyć pytanie? - Patrząc na mnie czekał na odpowiedź.
-Jasne, chciała bym już wróci do do reszty osób z kwaterki, czuje się już lepiej i dawno nie słyszałam tego przezwiska. -Patrzyłam na niego z lekkim uśmiechem na twarzy.
-No nie wiem, jednak wpadłaś do wodny, a chcesz się zabrać za pionierkę?
-Tak wiem, że jest to nieodpowiedzialne, ale nie chce zostawić reszty, w końcu przyjechałam tu pracować, a nie się lenić. - Wbiłam wzrok w niego.
-Eh Marti... Nie wiem czy to dobry pomysł, ale jesteś najbardziej upartą osobą jaką znam. Niech Ci będzie, ja muszę zająć się papierami, ale proszę uważaj na siebie i nie przemęczaj się. Jeżeli będziesz źle się czuć, to powiedz to komuś. Nie chce, aby coś się stało tobie, jasne? -Patrzył na mnie zmęczonym oraz troskliwym wzrokiem.
-Jasne! Nie będę się przemęczać. Dziękuje Ci, jesteś najlepszym ratownikiem jakiego mogliśmy mieć. -Wychodząc z namiotu dostrzegłam znajomą mi posturę chłopaka... To Maks. Podbiegłam w jego stronę, aby zapytać się go o szczegóły dzisiejszego wydarzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro