|| One Shot ||
Słońce już dawno skryło się za horyzontem. Jedynie czerwone płomienie wychodzące z wygasającego ogniska dawały trochę światła. Byłam zbyt zmęczona, by pójść po drewno, jednak za żadne skarby nie mogłam zasnąć. Rozejrzałam się po grupce przyjaciół, którzy dosłownie z godzinę temu zarzekali się, że nie będą spać "pod gołym niebem".
'A to ci dopiero niespodzianka' – pomyślałam rozbawiona, przyglądając się im niewinnym twarzom, które w obecnej chwili całowały kłody. Zmęczeni całodzienną wyprawą ku przygodzie usnęli tam, gdzie wcześniej siedzieli.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu jedzenia. Co jak co, ale wartownik, który pełni swoją funkcję jedynie dlatego, że nie może zasnąć, powinien mieć dużo energii. Gdyby wyskoczył z tych "gęstych i wysokich" traw jakiś robak, to ktoś musiałby obronić swych "odważnych" przyjaciół, prawda?
'Nie, nie, nie! Tylko nie to!' – pomyślałam załamana. Z naszego całego prowiantu pozostały jedynie trzy truskawki.
'Jak można być takim żarłokiem?' – nie zdążyłam się jeszcze porządnie zastanowić, a jedna dorodna truskawka wylądowała w moim żołądku.
–Teraz zostały już tylko dwie. – mruknęłam pod nosem niezadowolona. Jednak zanim pomyślałam, co zrobić, aby wystarczyły mi na całą noc- kolejna zniknęła w otchłani mojego układu pokarmowego.
Postanowiłam zostawić ostatni owoc na później, gdybym naprawdę nie mogła już wytrzymać. Teraz przydałoby się przykryć tych ludzi, którzy zwą się moimi przyjaciółmi. Zabrałam wszystkie pięć koców z namiotów. Kiedy opatulona w kawałek miękkiego materiału siedziałam z powrotem na pniu przy dogasającym ognisku, zobaczyłam małe świetliki latające radośnie niedaleko nas. Wyciągnęłam dłoń w ich kierunku, ale żaden owad nie odważył się na niej usiąść. Trudno. Wracam do wpatrywania się w ostatnie płomienie.
Z nudów wzięłam do ręki małą gałązkę, leżącą obok kłody, na której siedziałam. Zaczęłam ją rozkładać na części. Kiedy z kawałka drewna pozostała bardzo cieniutka kreseczka, wyrzuciłam ją do ognia. Nie... Lepszym określeniem byłby "żar pośród popiołu".
Zaraz będzie całkiem ciemno, a ja wciąż nie mogę zasnąć. Dobrze, że niebo pokryte jest tysiącem gwiazd. Albo i więcej. Chyba położę się na tym kawałku pnia, tak jak moi przyjaciele pewien czas temu. To niebo jest takie... magiczne. Z jednej strony ciemne, mroczne i tajemnicze, z drugiej jednak uspokaja.
'Tak bardzo bym chciała posiadać magiczne moce...' – pomyślałam rozmarzona. – 'Toczyć wojny na pozaziemskich planetach z nienaturalnym istotami... Gdyby tylko gwiazdy mogły "porywać" pojedyncze istoty ludzkie do siebie. Do galaktyki. Do pełnego przygód i niecodziennych sytuacji innego wymiaru. Co to byłoby za życie...'
Jednak nawet moje rozmarzenia nie spowodowały, bym przymróżyła chociaż jedno oko.
– Ehm... – westchnęłam głośno, po czym rozejrzałam się zaniepokojona po czwórce przyjaciół. Lecz oni niczego nieświadomi, słodcy i bezbronni leżeli nadal na twardych, całkowicie niewygodnych kłodach. Gdyby było chociaż odrobinę jaśniej, na pewno nagrałabym ich swoim telefonem. Wyjęłam z plecaka mocno pogiętą kartkę i ołówek. Zaczęłam pisać. Nie żadne bajki, ani wspomnienia. Opisywałam uczucia. Tak jak ja je postrzegam, z własnej perspektywy. Uczucia, które towarzyszą mi na co dzień i otulają do snu. Powstało kilka wersów. Uczucia bardzo bliskie mnie oraz moim znajomym. Po chwili powstała pierwsza zwrotka. Przymknęłam oczy. Wzięłam głębokie wdechy. Spojrzałam na śpiących przyjaciół. Kolejne słowa zaczęły ozdabiać kartkę.
Jeszcze tylko refren. Musi być niepowtarzalny. I magiczny. Tak jak więź między mną i przyjaciółmi, chłopakiem oraz rodziną.
Pierwsze skreślenie, słowa w nawiasie, drobne błędy. To nic. Brnę dalej. Musi się udać. Po kilku próbach patrzę znów na kartkę. Pogniecioną, zamazaną i nawet naderwaną w jednym miejscu. Czytam w myślach to, co przed chwilą skończyłam poprawiać. Nie mogę uwierzyć, że to ja napisałam. Lecz moją uwagę przykuwa coś innego. Rysunek, który powstał z zamazanych mocniej lub lżej słów. To stokrotka. Delikatna i taka realistyczna.
'Dziwne' – pomyślałam, patrząc na małego kwiatuszka z żółtym środkiem i białymi płatkami, rosnącego przy jednej z kłód. – 'Nie widziałam go wcześniej.'
– Zdecydowanie było to najbardziej pełne różnych przeżyć i doznań ognisko w całym moim dotychczasowym życiu – szepnęłam, wkładając do ust ostatnią truskawkę.
'Może teraz uda mi się zasnąć' – pomyślałam, czując jak moje powieki same zaczęły się zamykać. Owinęłam się szczelniej kocem i położyłam na mało wygodnej kłodzie, by wyspać się przed kolejnym dniem. Coś czuję, że po dzisiejszych wrażeniach, jutrzejszy dzień nie będzie gorszy. To będzie nasz czas! Nasza przyjacielska chwila!
W końcu tylko i wyłącznie autor pustej kartki może decydować o jej losie. A Ty? Wykorzystałbyś ją w 100%? A może zwinął w kulkę i wyrzucił do kosza?
Zastanów się porządnie. Jeszcze nie jest za późno na zmiany!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro