Rozdział 2. Spotkanie z bratem.
Minęły 2 tygodnie od kąt widziałam tego głupiego mutanta. Co on ode mnie chciał? Poza tym ze dwa lata mam osiemnastkę więc mam prawo robić co chce. I nikt nie będzie mi mówił co mogę, a czego nie. Obecnie bawiłam się moim scyzorykami. (zdjęcie poniżej)
Pamiętam do dziś jak rodzice mnie i mojego starszego brata porzucili. Znalazła nas policja i zabrali do domu dziecka. Pewnej nocy mój brat uciekł. Obiecał mi, że wróci po mnie. Jednak czekam na niego już 10 lat i nadal nie wraca. Mogłam uciec ale było by kiepsko gdyby złapała mnie policja. Usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko schowałam scyzoryki do kieszeni spodni, a po chwili do pokoju weszła moja przyjaciółka Alex.
-Elvira chodź. Jest apel na dole.- Powiedziała gdy zeszłam z parapetu. Podeszłam do niej. Miała malinki na szyi. Od razu pomyślałam, że jakiś z opiekunów ją molestował. Poszłam z nią na dół. Byli wszyscy. Opiekunowie, pracownicy i pozostali. Na środku stał jakiś... Wojowników ninja? Spojrzałem na dyrektora domu dziecka. Zaczął gadać o jakiś bzdurach.
-Czyli Elvira Montes pójdzie z nimi.- Powiedział w jakimś momencie dyrektor. Spojrzałam w szoku na tych wojowników ninja którzy podeszli do mnie. Poszłam do pokoju. Spakowałam swoje rzecz do torby po czym poszłam z tymi wojownikami gdzieś. Nagle wyjęłam z kieszeni scyzoryki i zaatakowałam jednego z nich. W pewnej chwili jakiś... Przerośnięty pies uderzył mnie przez co uderzyłam w murek. Uderzyłam o niego mocno przez co upuściłam scyzoryki. Zaczęłam kaszleć starając się nabrać powietrza. Spojrzałam na nich. Podszedł do mnie jakiś leszcz na metalowych nogach. Chwycił za naszyjnik jaki miałam po bracie.
-Zostaw.- Warknęłam kopiąc go w obie metalowe nogi. Przez co się przewrócił. Wstałam biorąc do rąk scyzoryki.
-Auć... No nieźle jak na spotkanie po latach... Elvira.- Powiedział ten leszcz na metalowych nogach. Zaskoczyło mnie to skąd znał moje imię skoro się nie przedstawiłam.- No tak. Jestem zmutowaną rybą. Nie poznajesz braciszka Elvi?- Spytał się wstając. Tylko jedna osoba tak do mnie mówiła.
-X-Xever?- Spytałam ze łzami w oczach. On się uśmiechną chamsko. Przytuliłam go ale po chwili uderzyłam go w jego rybi pysk.- To za to, że przez 10 lat musiałam gnić w tym głupim domu dziecka!- Krzyknęłam, a ten poczochrał mnie po włosach.
-Tak wiem. Ale chodź. Mój mistrz nas oczekuje. Gdy opowiedziałem mu o tobie trochę go to zainteresowało.- Powiedział gdy zaczęliśmy iść. Po dotarciu na miejsce mistrz Xevera wszystko mi wyjaśnił. Mianowicie to, że "polują" na Klan Hamato. Pod koniec dnia Xever zabrał mnie do mojego pokoju.- Od jutra zaczynamy prace byś została kunoichi siostrzyczko. Już cie nigdy nie zostawię.- Powiedział przytulając mnie. Wtuliłam się w niego. Po czym poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro