Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part THIRTYSEVEN

*Noah's Pow*

- Nie ma mowy - syczę przez zaciśnięte zęby. Sara krzyżuje ręce na piersi i przewraca oczami.

- Słuchaj, nie wiem co ci się ostatnio dzieje, ale mam tego po dziurki w nosie! Tym razem pojedziesz, i żadnych wymówek!

- Nie będziesz mi mówić jak mam żyć - podchodzę bliżej i nachylam się. Chcę żeby usłyszała wyraźnie to, co do niej mówię, i żeby to wreszcie do niej dotarło - nie mam zamiaru brać w tym gównie udziału nigdy więcej.

- Och, tak? Co zmieniło tak nagle twoje zdanie? Wcześniej nie miałeś nic przeciwko temu.

- Wcześniej nie było w moim życiu nic na czym mi zależało - sam zaskakuje siebie samego tymi słowami. Ale to prawda. Odkąd Alice wyjechała i zerwała ze mną kontakt, moje życie straciło wartość. Nie wiedziałem jak bardzo jej potrzebuje i jaką wielką radość sprawia mi spędzanie z nią czasu, dopóki tego nie straciłem.

- Nic na czym ci zależało, powiadasz? - pyta, a jej spojrzenie płonie ze złości - tak myślałam. Alice nigdy nie była tylko przyjaciółką.

Nie odpowiadam jej. Ma rację.

-Weźmiesz udział w dzisiejszym wyścigu, i kolejnym, i jeszcze innym. A jeśli jeszcze raz spróbujesz się mi sprzeciwić, to osobiście zajmę się Alice.

- Nie odważyłabyś się - syczę.

- Noah, brzmisz jakbyś mnie nie znał - podchodzi bliżej i tyka mnie swoim palcem wskazującym w klatkę piersiową - jeśli będę musiała, to zadbam o to żeby następny rok w Portland był dla niej istnym piekłem. Nie dawaj mi do tego powodów jeśli ci na niej zależy.

Posyła mi sarkastyczny uśmiech i wchodzi do środka. Stoję chwile i próbuje pozbierać myśli. Alice mnie znienawidzi jeśli dowie się że znów wziąłem udział w tych wyścigach. A jeśli jej nie powiem, i ona się dowie to znienawidzi mnie jeszcze bardziej... Zaciskam pięści i wbiegam do środka za Sarą.

-Poczekaj! - krzyczę - porozmawiajmy! - łapię ją za nadgarstek i odwracam w swoją stronę. Sara rozciąga usta w uśmiech po czym spogląda w bok, i znów na mnie.

- Na twoim miejscu trzymałabym usta na kłódkę.

Nie rozumiem o co jej chodzi na początku. Rozglądam się dookoła i widzę ją. Alice.

- To jak kotku - mówi Sara splatając nasze palce razem. Na początku chce wyrwać jej swoją dłoń ale wiem że to pogorszyłoby tylko sprawę - na co masz ochotę?

Nie pojmuję tej dziewczyny i tego jaką wspaniałą aktorką jest. W jednej sekundzie jest wiedźmą która potrafi ci zepsuć życie, a w drugiej bezbronną, najmilszą i najsłodszą dziewczyną jaką w życiu widziałeś. Tyle że na mnie już to nie działa, dawno przejrzałem jak zgnita jest w środku. Zatruwa wszystko czego dotknie, włącznie ze mną.

Ale nie pozwolę jej tknąć Alice, choćbym miał zginąć w tych pieprzonych wyścigach. Szczęście Alice zależy teraz ode mnie, a ja zrobię wszystko żeby trzymać Sarę z daleka.

Spoglądam ponownie na Alice. Przygląda się mi, ale gdy zauważa że na nią patrzę odwraca się i kontynuuje rozmowę z Molly i jakimś chłopakiem którego również widziałem na imprezie u Jacka. Chyba ma na imię David. Nie wiem czemu, ale czuję jak podnosi mi się ciśnienie jak widze jak on obejmuje Alice. Wyglądają tak beztrosko, siedząc śmiejąc się i rozmawiając. Czuję rosnącą zazdrość w środku. Czy to możliwe żeby Alice tak szybko zapomniała o tym co zaszło kilka dni temu? Wygląda ślicznie. Włosy ma rozpuszczone, a biała koszulka podkreśla jej opaloną skórę.

- Co podać? - słowa niskiej dziewczyny za barem wyrywają mnie z myśli. Może to i dobrze.

- Bananowy milkshake  i.. - spoglądam na Sarę, gdyż nie mam pojęcia na co ma ochotę. No i mało mnie to obchodzi.

- Hm, co ma mało kalorii i węglowodanych? - pyta opierając jedną rękę na biodrze.

- Wodę - burkam. Nie muszę na nią patrzeć żeby wiedzieć że posyła mi wściekłe spojrzenie.

- Mamy milkshake'i waniliowe na chudym mleku - mówi niska szatynka.

- No to wezmę to - mówi Sara po czym odchodzi do reszty. Posyłam dziewczynie przepraszające spojrzenie i płacę za zamówienie po czym kieruję się w stronę stolika przy którym usiadła reszta drużyny.

Gdy przechodzę koło stolika gdzie siedzi Alice nie potrafię się oprzeć i spoglądam w jej stronę. Ona również się patrzy na mnie, i mimowolnie moje wargi rozciągają się w uśmiech. Alice odwzajemnia się uśmiechem, ale to nie szczery uśmiech. Gdy Alice jest naprawdę szczęśliwa, widać to po jej oczach. Błyszczą się, i są pełne życia. Co jej jest? Chciałbym podejść i się zapytać czy wszystko jest okej, ale wiem że to zły pomysł gdy Sara jest w pobliżu.

To jak bawienie się z ogniem, tylko teraz nie tylko ja jestem narażony na oparzenie się. Odwracam wzrok i mrużę oczy. Ta wiedźma uważnie mi się przygląda. Pogadam z Alice na osobności później.

*

*

*

Dzień dobry kochani <3
Mam nadzieję że spodobał się wam rozdział z jego punktu widzenia <3
Dajcie mu gwiazdkę i zostawcie po sobie ślad w komentarzu jeśli tak <:

(>*.*)>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro