Part THIRTYSEVEN
*Noah's Pow*
- Nie ma mowy - syczę przez zaciśnięte zęby. Sara krzyżuje ręce na piersi i przewraca oczami.
- Słuchaj, nie wiem co ci się ostatnio dzieje, ale mam tego po dziurki w nosie! Tym razem pojedziesz, i żadnych wymówek!
- Nie będziesz mi mówić jak mam żyć - podchodzę bliżej i nachylam się. Chcę żeby usłyszała wyraźnie to, co do niej mówię, i żeby to wreszcie do niej dotarło - nie mam zamiaru brać w tym gównie udziału nigdy więcej.
- Och, tak? Co zmieniło tak nagle twoje zdanie? Wcześniej nie miałeś nic przeciwko temu.
- Wcześniej nie było w moim życiu nic na czym mi zależało - sam zaskakuje siebie samego tymi słowami. Ale to prawda. Odkąd Alice wyjechała i zerwała ze mną kontakt, moje życie straciło wartość. Nie wiedziałem jak bardzo jej potrzebuje i jaką wielką radość sprawia mi spędzanie z nią czasu, dopóki tego nie straciłem.
- Nic na czym ci zależało, powiadasz? - pyta, a jej spojrzenie płonie ze złości - tak myślałam. Alice nigdy nie była tylko przyjaciółką.
Nie odpowiadam jej. Ma rację.
-Weźmiesz udział w dzisiejszym wyścigu, i kolejnym, i jeszcze innym. A jeśli jeszcze raz spróbujesz się mi sprzeciwić, to osobiście zajmę się Alice.
- Nie odważyłabyś się - syczę.
- Noah, brzmisz jakbyś mnie nie znał - podchodzi bliżej i tyka mnie swoim palcem wskazującym w klatkę piersiową - jeśli będę musiała, to zadbam o to żeby następny rok w Portland był dla niej istnym piekłem. Nie dawaj mi do tego powodów jeśli ci na niej zależy.
Posyła mi sarkastyczny uśmiech i wchodzi do środka. Stoję chwile i próbuje pozbierać myśli. Alice mnie znienawidzi jeśli dowie się że znów wziąłem udział w tych wyścigach. A jeśli jej nie powiem, i ona się dowie to znienawidzi mnie jeszcze bardziej... Zaciskam pięści i wbiegam do środka za Sarą.
-Poczekaj! - krzyczę - porozmawiajmy! - łapię ją za nadgarstek i odwracam w swoją stronę. Sara rozciąga usta w uśmiech po czym spogląda w bok, i znów na mnie.
- Na twoim miejscu trzymałabym usta na kłódkę.
Nie rozumiem o co jej chodzi na początku. Rozglądam się dookoła i widzę ją. Alice.
- To jak kotku - mówi Sara splatając nasze palce razem. Na początku chce wyrwać jej swoją dłoń ale wiem że to pogorszyłoby tylko sprawę - na co masz ochotę?
Nie pojmuję tej dziewczyny i tego jaką wspaniałą aktorką jest. W jednej sekundzie jest wiedźmą która potrafi ci zepsuć życie, a w drugiej bezbronną, najmilszą i najsłodszą dziewczyną jaką w życiu widziałeś. Tyle że na mnie już to nie działa, dawno przejrzałem jak zgnita jest w środku. Zatruwa wszystko czego dotknie, włącznie ze mną.
Ale nie pozwolę jej tknąć Alice, choćbym miał zginąć w tych pieprzonych wyścigach. Szczęście Alice zależy teraz ode mnie, a ja zrobię wszystko żeby trzymać Sarę z daleka.
Spoglądam ponownie na Alice. Przygląda się mi, ale gdy zauważa że na nią patrzę odwraca się i kontynuuje rozmowę z Molly i jakimś chłopakiem którego również widziałem na imprezie u Jacka. Chyba ma na imię David. Nie wiem czemu, ale czuję jak podnosi mi się ciśnienie jak widze jak on obejmuje Alice. Wyglądają tak beztrosko, siedząc śmiejąc się i rozmawiając. Czuję rosnącą zazdrość w środku. Czy to możliwe żeby Alice tak szybko zapomniała o tym co zaszło kilka dni temu? Wygląda ślicznie. Włosy ma rozpuszczone, a biała koszulka podkreśla jej opaloną skórę.
- Co podać? - słowa niskiej dziewczyny za barem wyrywają mnie z myśli. Może to i dobrze.
- Bananowy milkshake i.. - spoglądam na Sarę, gdyż nie mam pojęcia na co ma ochotę. No i mało mnie to obchodzi.
- Hm, co ma mało kalorii i węglowodanych? - pyta opierając jedną rękę na biodrze.
- Wodę - burkam. Nie muszę na nią patrzeć żeby wiedzieć że posyła mi wściekłe spojrzenie.
- Mamy milkshake'i waniliowe na chudym mleku - mówi niska szatynka.
- No to wezmę to - mówi Sara po czym odchodzi do reszty. Posyłam dziewczynie przepraszające spojrzenie i płacę za zamówienie po czym kieruję się w stronę stolika przy którym usiadła reszta drużyny.
Gdy przechodzę koło stolika gdzie siedzi Alice nie potrafię się oprzeć i spoglądam w jej stronę. Ona również się patrzy na mnie, i mimowolnie moje wargi rozciągają się w uśmiech. Alice odwzajemnia się uśmiechem, ale to nie szczery uśmiech. Gdy Alice jest naprawdę szczęśliwa, widać to po jej oczach. Błyszczą się, i są pełne życia. Co jej jest? Chciałbym podejść i się zapytać czy wszystko jest okej, ale wiem że to zły pomysł gdy Sara jest w pobliżu.
To jak bawienie się z ogniem, tylko teraz nie tylko ja jestem narażony na oparzenie się. Odwracam wzrok i mrużę oczy. Ta wiedźma uważnie mi się przygląda. Pogadam z Alice na osobności później.
*
*
*
Dzień dobry kochani <3
Mam nadzieję że spodobał się wam rozdział z jego punktu widzenia <3
Dajcie mu gwiazdkę i zostawcie po sobie ślad w komentarzu jeśli tak <:
(>*.*)>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro