Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Office

Chuuya siedział w gabinecie spoglądając przez okno na miasto w dole. Z tej odległości ludzie wyglądali jak małe mrówki za to samochody mknące w mroku  ewentualnie jak pasikoniki skaczące do swojego miejsca docelowego. Gdzieś u góry przeleciał samolot, a z mieszkania u góry dochodziło bębnienie głośnej muzyki puszczonej przez sąsiada. Kiedy Nakahara tak siedział w miejscu cały czas słysząc ten miażdżący uszy hałas chciał iść na górę i porządnie uderzyć tego kto postanowił zagrać mu nieświadomie na nerwach. Jego noga podrygiwała w miejscu wybijając konkretny rytm na którym starał się skupić za to długopis pomiędzy jego palca po raz kolejny opadł w bok by uderzyć o blat biurka i wrócić na swoje pierwotne miejsce. Ubrany był w najzwyczajniejszą w świecie białą koszulę nie zapinaną na guziki oraz przeciętne dresy, które były nieco za luźne więc spiął je paskiem, naturalnie na jego szyi znajdował się czarny choker. Jego stopy były bose więc przyczepiło się do nich nieco brudu z podłogi jednak nie zamierzał narzekać. Nie teraz kiedy wreszcie mógł odpocząć.

Usłyszał jak drzwi uchylają się lekko, a gdy ten obrócił się w stronę dźwięku jego oczom ukazał się nagi szatyn wyjątkowo dzisiaj nawet nie mający na swoim ciele bandaży. Jego włosy były jeszcze nieco mokre po prysznicu jednak ciało zostało dokładnie wysuszone. Unosił ręce do góry zwracając nimi uwagę na swoje lico po czym obrócił się paru krotnie w miejscu z wyraźnie zadowolonym wyrazem twarzy jakby chciał mu powiedzieć: "A nie mówiłem?". Starszy uważnie zlustrował mężczyznę przed nim. Nie poświęcił uwagi na szramę przechodzącą przez jego brzuchu czy bliznę po postrzale na wysokości jego piersi. Całego jego zajmowało tylko przypatrywanie się odkrytym kawałkom skóry wypatrując jakichkolwiek siniaków, zadrapań, poparzeń czy czegokolwiek co mogło go zaalarmować. Jakby czytając mu w myślach brązowooki podszedł bliżej chcąc w ten sposób pokazać, że nie ukrywa żadnej rany, która nie zdążyła się zagoić lub powstała w niedawnym czasie. Stając do niego bokiem podskoczył w miejscu zgarniając ostrzegawcze spojrzenia po czym zasiadł wygodnie na drewnianym meblu podciągając się w tył i po chwili umiejscawiając się dokładnie naprzeciw młodszego opierając swoje stopy o kolana drugiego.

Dotknął opuszkami palców twarzy byłego mafiozy odgarniając włosy z prawej części jego buzi by przyjrzeć się jej. Chwycił go nawet za podbródek kręcąc jego główną we wszystkie strony jednak wyższy nie sprzeciwiał się chcąc mieć to już za sobą. Następnie dłonie zjechały na jego ramiona nie zatrzymując się w jeden trzeciej drogi do jego nadgarstków i palce u jednej nacisnęły na ledwo widoczną bliznę po wkłuciu. Nadal był o to zły na detektywa jednak nie zamierzał tego mu w około wypominać zwłaszcza, że to już szatyna najzwyczajniej w świecie męczyło do czego miał prawo i ryży to rozumiał.  Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ciągłe pilnowanie go nie jest dobre i jego partner w końcu się zdenerwuje choć na razie nawet ani razu na to nie narzekał. Miał wrażenie, że milczy żeby choć trochę zrekompensować mu co się stało choć rudowłosy nie pochwalał tego sposobu wiedząc, że przemilczy też inne kwestie, które nie będą dla niego wygodne, ale on będzie chciał je zrobić.

Chwycił młodszego za lewą nogę po czym wyprostował ją ostrożnie i tak żeby nie opierała się o jego ciało przejechał opuszkami palca po kolanie, a potem i reszcie długości nogi czując jak sucha i delikatna była skóra.  Przymknął oczy po czym bez skrupułów postawił prawą nogę mężczyzny na blacie, a potem położył ją przycisnął ją tak, że położyła się bokiem ukazując wewnętrzną część uda. Zmarszczył brwi zirytowany widząc zielonego siniaka na jego ciele przez co spojrzał w twarz szatyna chcąc usłyszeć sensowne wytłumaczenie.

— No już nie patrz tak na mnie — uniósł dłonie w akcie poddania. — Zanim jeszcze zdjęli mi gips miałem wypadek w łazience pamiętasz?

Nakahara skrzywił się przypominając sobie o tym, że faktycznie miało to miejsce brązowowłosy zapomniał czegoś z łazienki i nie wołając go sam tam poszedł chcąc to wziąć. Niestety podłoga była dość śliska przez to, że dosłownie przed chwilą była umytą i wywinął orła. Rudy pamiętał jak wtedy okrzyczał młodszego, ale w końcu mu odpuścił. Prychnął tylko w odpowiedzi mając wiedzą niż dużą ochotę zrobić nadąsaną minę. Wpatrywał się chwilę w oczy byłego więźnia po czym zacisnął zęby czując jak pieką go z lekka policzki. Pochylił się po czym musnął delikatnie ustami odbarwienie na skórze na co poczuł jak mięśnie drugiego z lekką się napinają na początku, a później rozluźniają. Zrobił to jeszcze raz tylko trochę pewniej, a czując drżenie pod swoją twarzą przesunął się trochę dalej czując jak ledwo dotyka policzkiem penisa szatyna. Uniósł wzrok na chłopaka znowu lekko ucałował jego udo. Nie wiedząc co popchnęło go do takiej decyzji uniósł powoli dłoń po czym dotknął nią  by przyrodzenia mężczyzny. Zaskoczone sapnięcie, które wypadło z jego ust poczuł się uprawniony do kontynuowania dzięki znajomości odruchów partnerami.

Odsunął się do tyłu po czym objął dłonią jeszcze miękkiego członka i wykonał powolne pociągnięcie do góry zatrzymując się na chwilę zanim nie zrobi tego samego tyle, że w dół. Z chwili na chwilę dotyk stawał coraz bardziej śmiały, jakby już nie obawiający się przypadkowej krzywdy, którą będzie mógł wyrządzić partnerowi. W słabym świetle lampy i świateł miasta wpadających przez okno do środka oraz w akompaniamencie huku z góry rozbrzmiewały sapnięcia mężczyzny, który nabierał powietrza przez drżące usta. Preejekulat zaczął spływać po dłoni mniejszego, a z gardła młodszego wydostał się jęk na który rudowłosy przerwał by spojrzeć na niego. Jego policzki były zaróżowione za to klatka piersiowa gwałtownie podnosiła się i opadała. Wargi drgały od doznawanej przyjemności, a w oczach widać było tą jedną iskierkę, którą niebieskooki poznałby zawsze i wszędzie.

Pochylił się z powrotem do przodu biorąc trochę powietrza w płuca i go wypuszczając ze świstem po czym wziął do ust główkę penisa co poskutkowało tym, że wyższy wziął gwałtowny wdech zagryzając wnętrze policzka. Wysunął język do przodu by dotknąć jego czubka i nie odrywając go wykonał nim kółko by następnie poprawić się nieco lepiej na swoim miejscu i spróbować wziąć większą część przyrodzenia do ust. Chuuya dokładnie czuł jak kutas mężczyzny pulsuje równomiernie wytwarzając coraz więcej naturalnego nawilżacza na co się uśmiechnął się na tyle na ile mógł. Jego głowa sunęła w górę i w dół oplatając całą długość przyrodzenia językiem pieszcząc go nim. Brał też go coraz głębiej w gardło do momentu aż nie spotkał się nosem z owłosieniem łonowym na kroczu partnera, a przez narzucane przez niego samego coraz szybsze tempo miał wrażenie, że lada chwila się zakrztusi. Nie zaprzestawał jednak chcąc sprawić drugiemu przyjemność, a sprośne dźwięki coraz to częściej odbijające się o ściany pomieszczenia coraz bardziej go nakręcały. Starał się poświęcić uwagę każdej części prącia jak najwięcej uwagi, całej długości i szerokości, każdej pojedynczej żyle. W pewnym momencie chwycił również jądra mężczyzny w dłonie ściskając je delikatnie co tylko wzmogło w drugim napięcie, a donośniejszy odgłos przyjemności dotarł do jego uszu. Krew szumiała detektywowi w uszach, a uczucie w okolicach brzucha cały czas się wzmagało co oddziaływało na jego męskość. Starszy też musiał to wyczuć jednak zamiast nadal sprawiać mu przyjemność swoimi ustami oddalił się wycierając wargi.

— Nie ma tak dobrze — wychrypiał po czym odchrząknął przymykając oczy. — Dopiero zdjęli ci gips.

— No i? — Wywrócił oczami przybliżając się do niego i bez skrupułów dobierając się do jego spodni zaczynając odpinać pasek. — Miałem go na nodze Chuuya.

— Jednak nadal miałeś. Już nie mówiąc o tym, że jak na spadnięcie z jebaną windą nie wiadomo jak głęboko to mogłeś już nie żyć — warknął próbując nie zwracać uwagi na to, że jego pasek właśnie znalazł się na podłodze, a materiał spodni zaczynał być ciągnięty w dół ukazując jego bieliznę w której kryło się dość spore wybrzuszenie. — Kurwa, ty naprawdę mogłeś umrzeć.

— Ale nie umarłem — uśmiechnął się wesoło nawet nie patrząc mu w oczy tylko na jego krocz. Zahaczył paznokciami o gumkę od bielizny, a rudowłosy poczuł czerwień na twarz spowodowaną jednocześnie złością, ale i też lekkim zawstydzeniem. — Żyje bo na moje nieszczęście ktoś akurat wtedy postanowił mnie nie zabić — zsunął materiał w lekkim trudem w dół pozwalając nabrzmiałemu penisowi mafiozy stanąć już niczym nie blokowany.

— Dazai — westchnął — doskonale wiesz, że to się tylko cudem nie stało.

— Oj tam, oj tam, wiedziałem, że dasz radę — machnął jedyną wolną ręką bo drugą dotykał zaczepnie żołędzia członka drugiego.

— Tsk, co nie zmienia faktu, że kurwa wylądowałeś w szpitalu i musiałem przez dwa tygodnie jeździć na wózku zanim ich przekonałeś by dali ci kulę — kłócił się dalej próbując żadnemu innemu dźwiękowi nie pozwolić ujść przez jego zęby.

— Mogę ci udowodnić, że nie jestem inwalidą — zaproponował nagle, a niższy zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

Szatyn zsunął się z blatu trzymając mocno jednak ostrożnie członka ryżego po czym podsunął się do niego tak, że stykał się z nim klatką piersiową. Ich oddechy połączyły się w jedno, a on nie przerywając kontaktu wzrokowego zaczął wiercić swoimi biodrami coraz bardziej przyciskając swoją męskość brzucha rudego co powodowało tylko mocniejszy róż na jego policzkach. Na początku nie rozumiał co ten chciał w ten sposób osiągnąć jednak kiedy poczuł jak jego penis zostaje umieszczany pomiędzy pośladkami brązowookiego otworzył gwałtownie oczy w zrozumieniu. Zanim zdążył zaprotestować poczuł jak jego członek zostaje wciśnięty na siłę w młodszego. Mężczyzna nie dość, że był niebywale ciasny to na dodatek suchy co tylko bardziej pogorszyło sytuację. Czuł jak najpewniej krew powoli brudzi jego przyrodzenie co wywołało u niego uczucie lekkiego obrzydzenia na myśl, że potem będzie musiał to z siebie zmywać. Jak na zawołanie podniósł gwałtownie głowę patrząc na szatyna, który aktualnie siedział mu na kolanach. Zacisnął zęby spoglądając w wykrzywioną bólem twarz. Wyższy nabierał gwałtownie powietrza w usta, a jego dłonie jak i nogi drżały na pewno nie od przyjemnych doznań.

— Pojebało cię — głos starszego zabrzmiał o wiele słabiej i ciszej niż ten planował. W odpowiedzi tylko usłyszał nieprzekonujący, wymęczony chichot. — Nie śmiej się! Tu nie ma z czego się śmiać! Złaź ze mnie natychmiast, musimy- Ah! — Wyrwało mu się kiedy poczuł jak były mafiozo podnosi się gwałtownie po czym z impetem z powrotem upada na jego uda.

Nadal dyskomfort i ból spowodowany brakiem przygotowania był widoczny w jego mimice i postawie jednak wyraźnie nie zamierzał się wycofać. Słynął w końcu z tego, że był uparty i nie zamierzał tej reputacji stracić.

— Nic mi nie będzie Chuuya — wydyszał do jego ucha obejmując rękoma jego ramiona i opierając podbródek na jego barku. — Potrzebuje tylko... chwili.

Zapadła cisza w której trakcie Osamu starał się opanować oddech i trzęsienie ciała. Na jego skroni skroplił się wyraźnie pot co nie umknęło uwadze starszego. Mimo iż ten nadal był okropnie niechętny do kontynuowania i wiedział, że jak tylko to się skończy to opieprzy swojego partnera jak nigdy, objął sylwetkę mężczyzny na nim przyciskając go do swojej klatki piersiowej. Poprawił opadające na czoło niesforne kosmyki brązowych włosów. Po parunastu sekundach na nowo poczuł ruch wiercących się bioder detektywa co odczuł mocniej dzięki temu, że nadal był w nim. Już po chwili ten na nowo się podniósł i opadł powtarzając powoli kilkukrotnie tą czynność przez co przez ciało starszego przyszły przyjemne dreszcze. Chwycił drugiego za biodro nie pozwalając mu się na razie unieść ani za wysoko ani wykonać żadnych szybkich ruchów co wyraźnie mu się nie spodobało.

Ryży doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że szatyn potrzebuje kontroli do tego by wyciągnąć jak najwięcej dobrych doznań z tego typu aktywności jednak nie mógł aktualnie puścić go samopas po tym co zrobił. Nie chciał by ten kierowany pragnieniem doznania coraz większej przyjemności potęgował krzywdę, którą świadomie sobie wyrządzał przez nawet nie pomyślnie na przykład o jakimkolwiek nawilżeniu czy też prezerwatywie. I mógł później mówić co chciał, ale Nakahara był doskonale pewny tego, że seks był od początku celem mężczyzny i zamierzał dać mu reprymendę za takie lekkomyślne podejście. Żałował, że wcześniej nie połączył faktów gdy ten zaproponował mu pokazanie swojego ciała by ten mógł je całościowo obejrzeć i upewnić się, że naprawdę jest już przynajmniej fizycznie zdrowy. Bo Dazai był typem takiego człowieka co jest w stanie przewidzieć każde zachowanie drugiej osoby w danej sytuacji. Podskoki powoli stawały się równomierne, a po pewnym czasie złapali równe tępo. Dazai oczywiście nadal nie czuł tylko i wyłącznie jak jego wnętrze zostaje przyjemnie wypełnione, ale i również nie było tak źle jak na początku. Właściwie, mógł powiedzieć, że było coraz lepiej chociaż raz przez myśl mu przeszło żeby to przerwać.

Przyssał się w którymś momencie do miejsca na szyi partnera na którym nadal znajdował się choker powoli wciskając język pod ozdobę. Usłyszał głośniejsze sapnięcie opuszczające usta kochanka na co uśmiechnął się z satysfakcją. Wziął go pomiędzy zęby i pociągnął delikatnie do góry odsłaniając zazwyczaj zasłonięty kawałek skóry na który zaraz przeniósł się z drażnieniem partnera. Podgryzał delikatnie skórę nie raz przyciskając z czasem do niej wargi by zdusić coraz to głośniejsze jęki. Jeździł po śladach zębów mięśniem znajdującym się w jego buzi po czym rozchylał mocniej usta by jeszcze bardziej pokryć śliną dany obszar. Egzekutor starał się przyjmować to na spokojnie, wręcz biernie. Wiedział, że ten chce go sprowokować do śmielszych działań jednak na razie nie był jeszcze pewny czy taki okres penetracji wystarczy żeby mógł zacząć odważniej się w nim poruszać. Coraz trudniej mu się było jednak opanować kiedy szatyn coraz mocniej przyciskał się do niego ciałem tak, że jego nabrzmiały penis obijał mu się o brzuch, a jego wnętrze było tak przyjemnie ciasne i ciepłe. Widział zaczerwieniania na karku mężczyzny o brązowych oczach jednak był pewien, że sam nie był lepszy, a jego twarz dało się porównać do pola pomidorów.

Paznokcie szatyna wbijały się w skórę pleców dwudziesto-dwulatka pozostawiając po sobie czerwone ślady na jego skórze w niektórych miejscach zdrapując również naskórek aż do krwi kiedy cały czas ponawiał mimowolne drapanie tego obszaru. Obrócił trochę głowę w bok spoglądając przez sporych rozmiarów okno na blok naprzeciwko. Widział w nim też lekko zamazane swoje odbicie, a gdy przyglądał mu się przez dłuższą chwilę doszedł do wniosku, że wygląda tak wspaniale żałośnie, że aż z trudem zdusił chichot podgryzając lekko jabłko Adama niższego. Jego nogi powoli zaczynały się znacząco męczyć od ciągłego podskakiwania co nie tyle dało się dostrzec po spowolnieniu ruchów, ale i też po jeszcze większym drżeniu nóg jak i coraz cięższym oddechu. Sapał do ucha niebieskooki w końcu całkowicie zaprzestając jednak nie wychodząc z niego. Obejmował go niemalże desperacko ramionami czując jak jeszcze mocniejszy zapach potu uderza go w nozdrza kiedy wcisnął swoją twarz w jego szyję.

— Mógłbyś się chociaż ruszyć — mruknął przymykając oczy nie wiedząc, czy da radę znowu wznowić czynność, którą przed chwilą się zajmował. Był jednak praktycznie pewny, że będzie miał jutro problem z normalnym chodzeniem.

Chuuya spojrzał kątem oka na brązową czuprynę czując lekkie wyrzuty sumienia. Większe ciało drżało, kiedy obejmował je mocniej by nieco je podnieść i z niego wyjść na co jego tymczasowy współlokator napiął się. Wstał usadzając go na biurku i spojrzał mu w oczy. Miały one to do siebie, że zależnie od kąta padania światła zmieniały one barwę niezwykle go fascynowało na początku ich znajomości. W ciemności były niemalże bordowe, w świetle sztucznego blasku wydawały się czekoladowe za to w świetle słonecznym czekoladowe. Dyszał ciężko nie przejmując się nawet czerwienią brudzącą jego penisa ani czerwienią, która skaziła uda i pośladki młodszego.

Wykonał dwa kroki do przodu dotykając zniszczonego wejścia młodszego palcem na co cicho sapnął praktycznie z lubością, a jego biodra wygięły się ku górze bardziej się wypinając kiedy Nakahara docisnął to miejsce. Przenosił stamtąd dłonie na jego kości biodrowe masując delikatnie i robiąc kółka kciukami czekając aż wyższy unormuje oddech. Pieścił jego skórę pocierając delikatnie i zjeżdżając czasami opuszkami palców w coraz to niższe rejony jednak robiąc to na tyle umiejętnie, że ani razu nie dotknął przyrodzenia detektywa. Coś na kształt skomlenia wytworzyło się w gardle szatyna, który nie potrafiąc się już powstrzymać objął nogami w pasie mężczyznę, który wyjątkowo dzisiaj patrzył na niego z góry i przyciągnął go bliżej. Rudowłosy potraktował to jako zaproszenie zarzucając nogi czekalodowookiego o swoje barki by mieć lepszy dostęp do jego wejścia i wsunął się w niego dość gwałtownie mimo swojego wcześniejszego postanowienia. Z gardła byłego mafiozy wydostał się lekki okrzyk, który zagłuszony był przez dudnienie głośników z góry.

— Chuuya.

— Co?

— Pieprz mnie tak, żebym umarł  — uśmiechnął się jednym kącikiem ust na tą wizję, a lazurowooki prychnął na usłyszane słowa.

Wyciągnął ręce do przodu opierając się nimi o tors drugiego po czym zaczął poruszać się w jego wnętrzu chcąc spełnić rozkaz (bo prośbą tego nazwać nie można było) szatyna. Starał się ustanowić równe tępo, które nie będzie ani za szybkie, ani za wolne tylko idealnie wyważone by z czasem coraz bardziej przyspieszać. Na dodatek przez taką zagrywkę brązowooki wyraźnie się niecierpliwił co satysfakcjonowało egzekutora. Płaski zderzających się o siebie nagich ciał ledwo dochodziły do ich uszu tak samo jak coraz to głośniejsze sprośne dźwięki połączone przeplatające się wraz z przekleństwami więc nie obawiali się, że ktokolwiek był w stanie ich usłyszeć co było zbawienie gdyż młodszy stał się niezwykle wokalny przy każdym najmniejszym pchnięciu, każdej najmniejszej przyjemności. Jego przeciwieństwem w tej kwestii był Chuuya, który zagryzał żeby na swoich wargach niebywale mocno tylko po to by zdusić choć trochę zawstydzających go odgłosów, które były następstwami tego co aktualnie robił. W pewnym momencie poczuł nacisk na swoich nadgarstkach przez co zdezorientowany zwolnił nieco by podnieść głowę i spojrzeć do przodu zamglonym przez pożądanie wzrokiem. Brązowooki trzymał jego dłonie w żelaznym uścisku po czym pociągnął za nie kładąc je na swojej szyi. Zapytał niemi czy był pewny, a gdy ten pokiwał głową wznowił przerwaną przed chwilę czynność by po około dziesięciu sekundach zacisnąć palce na tchawicy upewniając się, że zrobił to w odpowiednim miejscu.

To nie był pierwszy raz gdy takie coś robili jednak w większości przypadków kiedy dochodziło do podduszania to on był na dole więc nie miał jakiegoś wielkiego doświadczenia z tym. Mieli ustalony sygnał w razie wypadków gdzie trzeba było przerwać takową czynność, Dazai wielokrotnie pokazywał mu wielokrotnie na sobie jak i gdzie trzeba uciekać by było bezpieczniej wiedząc, że podczas seksu nie za bardzo się na tym skupia jednak mimo wszystko był niepewny. Przyspieszył ruchy swoich bioder w pewnym momencie uderzając najpewniej w prostatę mężczyzny sądząc po odgłosie, który zadźwięczał w jego uszach, a w nim rozpoznał ekstazę. Poliki szatyna była zaróżowione, a z ust ciekła stróżka śliny, której nie był w stanie przełknąć. Nakahara wzmógł intensywność pchnięć jeszcze bardziej celując już tylko w to jedno wybrane miejsce. Krew szumiała mu uszach i nie był w stanie opanować oddechu, który zbyt rozciągał mu płuca i bolał niemiłosiernie. Napięcie jednocześnie wzmagało się w jego brzuchu, a ciepło ogarniało go coraz bardziej. Wiedząc co to oznacza jak był już na całkowitej krawędzi wyszedł z wyższego, a sperma z wtrysku uderzyła o podłogę. Osamu za to chwycił za swoje przyrodzenie nie musząc nawet wykonywać więcej niż jednego ruchu by dość na swoją dłoń i brzuch.

Oboje dyszeli ciężko wymęczeni. Mafiozo usiadł też na krześle wpatrując się w swoją dolną część garderoby, która zsunęła się mu do kostek, a on tego nawet nie zauważył. Skierował spojrzenie na leżącego na blacie mężczyznę, który nie zmienił swojej pozycji nawet o milimetr przez co miał idealny wygląd na jego zniszczone wejście oraz spermę, która powoli spływała po jego wewnętrznej stronie uda mieszając się z niemalże zaschniętą krwią. Zamrugał podnosząc się po czym pociągnął większego za nogę na znak, że ten ma się podnieść co też wykonał jednak z wyraźnym trudem. Jak usiadł jego twarz też wykrzywiła się boleśnie na co drugi wywrócił oczami.

— Sam... Jesteś sobie winny — wydyszał po czym zaczął kierować się z nim w stronę drzwi jak tylko pomógł mu zejść z mebla. — Idziemy pod prysznic, ogarniamy się, a później będziesz mi pomagał zmywać to gówno z paneli bo sam nie będę się z tym męczyć.

— Pamiętasz jak powiedziałem, że nie jestem inwalidą? — Zadał pytanie, a Chuuya zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi.

— No tak — pokiwał głową.

— No to chyba jednak mnie w niego zmieniłeś. Byłbym wdzięczny gdybyś przyprowadził tamten wózek.

— Zamknij się! — Krzyknął uderzając go w tył głowy na co otrzymał perlisty lecz jednak nieco zachrypnięty śmiech w odpowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro