Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Osiem lat później

Wycieczka do portu i krótki rejs małym statkiem kilka metrów od brzegu, a potem z powrotem... Chuuya otwartymi szeroko oczami wpatrywał się w plan małego szkolnego wypadu, o którym dowiedział się za późno przez jedną z nauczycielek. Wyjątkowo denerwującą panienkę przed dwudziestym piątym rokiem życia, którą bardzo interesowało spóźnianie się ze wszystkim co było istotne. Jakby denerwowanie innych było jej hobby... A tymczasem małe skarby Nakahary opuściły szarą strefę.
Przed ponad godziną!
Co go obchodziła obstawa kilku alf (na zaś, bo smarkacze w takich wycieczkach gówno obchodziły mafię i inne organizacje jako nadmiar problemów) jeśli jego słodka mała córeczka mogła przykuć uwagę ponad połowy populacji portu i okolic?!
Wyciągnął komórkę, wybierając pospiesznie numer do Fiodora. Jeśli miał jakiś ludzi gdzieś w porcie to musiał jak najszybciej wydać im nowe polecenia.

- Naprawdę myślisz, że to okay? - Toshinori mocniej ścisnął dłoń idącej z nim w parze siostrzyczki.
- Przecież to szkolna wycieczka - jedenastolatka uśmiechnęła się do niego szczęśliwie. - Dlaczego mama miałaby się martwić czymś takim? Przecież idą z nami Izuku-sensei i Tobimura-sensei, i Aiko-sensei... I w ogóle! Poza tym... Kto miałby zwrócić uwagę na nas w tym tłumie? Przecież tu jest prawie osiemdziesiąt osób!
Toshinori westchnął, wcale nie przekonany i przyciągnął dziewczynkę bliżej jakby jego chuda osoba mogła ją w jakikolwiek sposób chronić.
- Nie powinniśmy byli wychodzić ze szkoły... Mam złe przeczucia.
-Nie spinaj się tak, braciszku, będzie ekstra! - Choppiri poprawiła kapelusz na głowie i ruszyła raźniej za koleżankami z klasy. Nie puściła jednak jego ręki żeby nie musiał się za bardzo martwić.

Krótki rejs był naprawdę ekscytujący. Choppiri stała przy burcie, wpatrując się w wodę z nadzieją, że zobaczy ryby albo inne wodne stwory, a Toshinori nie opuszczał jej ani na krok, ignorując rówieśników, których bardzo bawiło to, że ciągle niańczy siostrę i w ogóle “nie zachowuje się jak porządny chłopak”. Uwielbiali mu dogryzać gdy mieli okazję, że jest dzieciuchem i umie tylko psuć wszystkie zabawy zachowując się jak maminsynek. Ale on swoje wiedział. I chciał chronić swoją siostrzyczkę bez względu na wszystko, w każdej sytuacji. Jak bohater.
-Zobacz! - Choppiri pociągnęła go za rękaw. - Meduzy! Widać meduzy! Są fioletowe - ucieszona podniosła głowę, wbijając w niego radosne błękitne spojrzenie.
- Masz rację - Toshinori nachylił się, aby przez chwilę poświęcić więcej uwagi galaretowatym stworkom, które zaobserwowała. - Wyglądają uroczo - przyznał.
- Może mama pozwoli mi mieć meduzę w akwarium? - zapytała podekscytowana.
- Raczej nie - zaśmiał się rozbawiony.
- A rybkę?
- Prędzej.
- Dużą rybkę?
- Gdzie byś taką trzymała? Większość pokoju zajmuje przecież tygrysek od taty.
- No… Śnieżek trochę się rozpycha - przyznała, marszcząc lekko brwi. - Ale jak gdyby z nim tak trochę porozmawiać to może dałby się przekonać żeby podzielić się miejscem z rybką?
Toshinori roześmiał się, przytulając siostrę mocniej.
-To by raczej nie wyszło. Ale jak się bardzo postarasz to może zgodzi się zacząć sypiać na posłaniu, a nie na moim łóżku.
- On musi pilnować braciszka - zaprotestowała.
Westchnął, kręcąc lekko głową. Czasami Toshinori kompletnie nie rozumiał Choppiri, ale nadal bardzo ją kochał. Była jego młodszą siostrzyczką!
Musiał ją chronić.
-Zobacz! Ale wielki statek! - Choppiri zatrzymała się żeby wskazał rączką ogromny transportowiec, na który ładowano równie ogromne kontenery. - Czerwony, niebieski, czerwony, niebieski - zachichotała.
- Spójrz! Tamten jest szary - Toshinori parsknął. - Wyróżnia się okropnie.
- Choppiri, Toshinori! - wysoki mężczyzna podbiegł do nich, poprawiając kurtkę. - Nie wolno wam oddzielać się od grupy! Chodźcie, musimy dogonić resztę.
- Tobimura-sensei - chłopiec zakłopotany podrapał się po głowie. - Przepraszamy! - wyrzucił z siebie. Chwycił Choppiri za dłoń i ruszyli pospiesznie za alfą śladem idącej już całkiem dużo z przodu grupy.
Prawie dogonili wesołe tyły, gdzie najbliżej silniejszych nauczycieli alf szło kilka omeg, kiedy Choppiri potknęła się o coś i runęła prosto na innego przechodnia.
-Przepraszam - wymamrotała, nakładając na rude włoski kapelusz i usiłując się podnieść.
- Pan Chuuya? - zapytał zdziwiony białowłosy osobnik, który już zdążył się podnieść.
Toshinori nie czekając już ani chwili, bardzo przestraszony samym tym pytaniem, chwycił siostrzyczkę z ziemi i pomknął wzdłuż chodnika w stronę najbliższego zaułka, który - jak zapamiętał z drogi do przystani - był przejściem na przestrzał między dwiema starymi kamienicami.
Kimkolwiek był białowłosy osobnik rzucił się za nimi w pościg, a ponieważ powtórzył “Panie Chuuya” jakieś trzy lub cztery razy, bardzo głośno, szybko w pogoń wmieszała się jeszcze trójka innych obcych.
-Tam! - uczepiona ramion brata wskazała wyciągniętą ręką na następne wąskie przejście, które znajdowało się kilka metrów przed nimi. - Szybko!
Toshinori, którego specjalnością były zadania wysiłkowe jako jednego z najlepszych uczniów na zajęciach sportowych, błyskawicznie pobiegł we wskazanym kierunku i skręcił w ostatniej chwili, wpadając w wąziutkie przejście.
-Na pewno mają jakieś zdolności - wydyszał, poprawiając chwyt, aby nie upuścić Choppiri.
- Zajmę się tym… za chwilę… zatrzymaj się przy samym końcu tej “uliczki”!
Kiedy się zatrzymał wielki biały zwierz do złudzenia przypominający Śnieżka, ale dużo większy, właził do przejścia ich śladem. Nie on jeden.
Choppiri nie używała swoich zdolności za często, ale tym razem przyłożyła ręce do ziemi, przez krótką chwilę emanując purpurowawym światłem. Gdy tylko podniosła się z kolan, Toshinori chwycił ją na ręce, nie czekając na efekt jej działania i pobiegł dalej. Rude kosmyki łaskotały jego szyję, a drobne dłonie trzymały się ramion tak mocno, że prawdopodobnie na długo miały mu tam pozostać siniaki, ale  nie zatrzymałby się w ogóle póki nie znaleźliby się z Choppiri w domu, gdyby bystrym szarym wzrokiem nie wypatrzył idącego im naprzeciw Fiodora.
-Tato! - znalezienie się przy mężczyźnie przyjął z ulgą.
- Chodźcie - Dostojewski zdjął Choppiri kapelusz, zakładając jej swoją dużą uszatkę, która zakryła charakterystyczne rude włosy, a potem ponaglająco wskazał budynek obok.
Toshinori przez szybę ciężkich drzwi obserwował grupę ludzi rozglądającą się w okolicy budynku, węszącą i szukającą ich.
-Czego oni chcą? - zapytał cicho, przecierając ręką bursztynowe oczy. - Dlaczego tak się nas uczepili?
- Porozmawiamy w domu - powiedział cicho Fiodor, przygarniając jego i Choppiri bliżej do siebie. Jeszcze pół godziny stali w ciszy, obserwując z ukrycia tych biegających ludzi, a potem wyszli ostrożnie.
Choppiri cały czas miała na głowie uszatkę, która zasłaniała jej rude włosy i trzymała się mocno ręki taty, a Toshinori starał się wyglądać jak najnaturalniej. Szli w cieniu, nie rozglądając się i nie robiąc niczego nienaturalnego. Ponieważ na wszelki wypadek wracali okrężną drogą, znaleźli się w mieszkaniu dopiero na kolacji.
Chuuya przygarnął ich dwójkę do siebie z łzami w oczach, gdy tylko weszli do kuchni. I kilka minut tak klęczał, trzymając ich mocno przy sobie.
-Moje maleństwa - mamrotał roztrzęsiony. - Tyle razy wam mówiłem, że nie możecie opuszczać szarej strefy… bałem się o was!

***

-

Mówię prawdę! - Atsushi poruszył się gwałtownie na krześle przez co rozdrażniony Kunikida musiał zdjąć cały opatrunek, który owijał mu wokół głowy starannie i zacząć zakładanie go od nowa. - Tam był pan Chuuya! Na pewno! Widziałem jego twarz i włosy, i kapelusz!
- Na pewno? - Dazai patrzył na młodszego z uwagą.
- Przecież widziałem pana Chuuyę zanim zniknął! To na pewno był on!
- I to dlatego jesteś tak poturbowany?
- Nie… to akurat nie… chodzi o to, że…
- Ja wyjaśnię - Tanizaki, który przytaszczył Tygrysołaka do agencji przed godziną, położył mu dłoń na ramieniu. - Ty daj się w końcu  porządnie opatrzyć.
Jasnowłosy przełknął ciężko ślinę, ale zamilkł.
Tanizaki odetchnął głęboko, a potem zaczął: - Goniliśmy pana Chuuyę i tego drugiego. W pewnym momencie się zatrzymali na krótką chwilę. Nie wiem co zrobili, ale gdy dobiegliśmy już do końca tej uliczki - Atsushi nagle zamienił się w trakcie skoku z tygrysa w człowieka. Był w powietrzu, runął w stos jakiś gratów i dlatego tak go posiekało.
-Zmienił się w człowieka? - powtórzył zdumiony Dazai. - Bez swojego udziału?
- Sam w życiu bym nie wpadł na próbę nauki lądowania na dwóch nogach - burknął Atsushi, nadymając policzki.
To prawda, w ciągu ostatnich kilku lat zdążył się poduczyć w stosowaniu swojej umiejętności naprawdę solidnie. Sam celowo ani przez przypadek nie zamieniłby się w człowieka podczas skoku.
-Ktoś albo coś poza Dazaiem zmusiło cię do przyjęcia zwykłej formy? Należy to zbadać.
- Tym razem masz rację, Kunikida! - zgodził się Dazai, zadziwiająco energicznie, podnosząc się do pionu z fotela, na którym siedział. - Idę poszukać informacji - oznajmił zanim wyszedł z lokalu szybkim krokiem.
- A tego co ugryzło? - zapytał cicho Atsushi.
- Nie wiesz?
- Jakim cudem? - Tanizaki uniósł wysoko brew.
- Ale czego nie wiem?
- Kiedyś podejrzewaliśmy, że Nakahara Chuuya to omega Dazaia - wyłożył mu Kunikida śmiertelnie poważnie, spoglądając chwilę na drzwi, za którymi zniknął Osamu. Nawet nie zawołał za nim o błędach w harmonogramie.

-Masz coś w sprawie Nakahary Chuuyi, Higuchi?
Blondynka westchnęła ciężko, zaciskając mocno ręce.
-Przeszukaliśmy całą okolicę, w której nasi ludzie i ci z Agencji stracili potencjalnego Nakaharę z oczu, ale nie znaleźliśmy niczego. Żadnego śladu. Nawet najmniejszego.
Ciemnowłosy mężczyzna westchnął, marszcząc gniewnie brwi.
-Rozumiem - oznajmił krótko, poprawiając płaszcz i odwracając się. Ruszył w jedną z ciemnych uliczek.
- Panie Akutagawa!
- Sam poszukam - oznajmił poważnie. - Niech nikt się za mną nie pałęta - dodał.

W uliczce gdzie wydarzyło się najwięcej w związku z pościgiem, między innymi przemiana tygrysołaka w człowieka i zanik innych umiejętności kilku ludzi z portowej mafii, Akutagawa natknął się na Dazaia. Mężczyzna klęczał na ziemi, badając palcami jej chłodną ubitą powierzchnię.
-Zostało tu jeszcze trochę zapachu - odezwał się trochę odległym głosem, unosząc jedną z dłoni do ust. - Naprawdę jest bardzo podobny do Chuuyi - odchylił nieznacznie głowę, przymykając powieki. - Tylko jakby łagodniejszy…
Akutagawa także zaczął szukać śladów, próbując zignorować starszego alfę, aby go nie rozpraszał swoją niespełnioną, a jak na jego gust strasznie spaczoną, miłością.

***

A

tsushi zauważył mężczyznę, który był z Chuuyą i chłopcem niedaleko portu poprzedniego dnia. I wyrwał do przodu, zaskakując kompletnie Dazaia.
Dopadł faceta, przyciskając do muru całym swoim ciałem. Dyszał ciężko, bo nie przywykł do aż takiego przyspieszania - bieganie z aparatem podczas misji dziwnie by wyglądało. I byłoby zbyt niebezpieczne. A gdyby zbił sprzęt i musiał za niego bulić ze swojej marnej pensji? Z czego by potem żył? Co jadł? Znowu musiałby żebrać… albo iść zdychać pod most!
- Oszalałeś, szczeniaku?!
- Odpowie mi pan na kilka pytań - wydyszał, starając się wyglądać silniej niż się czuł w związku z nadal nie zaleczonymi obrażeniami.
Osamu dotarł do nich w tym czasie, unosząc z zaciekawieniem brew, ale wstrzymując się od pytania o co chodzi. Po prostu stanął obok i czekał na rozwój sytuacji. Nie wyglądał nawet jakby choćby przypuszczał co jest grane. Miał tę swoją minę “świat jest piękny, chciałbym się zabić, co by zjeść…?”.
- Czego ty ode mnie cholera chcesz? Niczego o niczym nie wiem! Jesteś jakiś nienormalny!?
- Na pewno masz jakieś informacje o mężczyźnie nazywającym się Nakahara Chuuya - oznajmił poważnie, a Dazai jakby się ocknął.
Alfa zesztywniał nagle, a potem zmrużył powieki wściekle. Atsushi sapnął zdumiony, gdy poczuł mocne uderzenie w bok i zatoczył się do tyłu. Już dawno nikt nie przyłożył mu tak silnie.  
- Wybaczcie, panowie, ale absolutnie nie jestem uprawniony do rozmawiania z wami na tematy związane z moją pracą!! Chcecie żeby mnie wywalili ze szkoły za niedyskrecje?!
Dazai jeszcze chwilę stał w miejscu, patrząc na oddalającego się biegiem osobnika, posiadającego zdecydowanie dziwaczne maniery, z uniesioną wysoko brwią.
- Co niby Chuuya ma wspólnego z jakąkolwiek szkołą? Nie jest już dzieckiem...
- Może został nauczycielem - zasugerował Nakajima, pocierając palcami bolące miejsce.
- To nie w jego stylu...
- Skoro to omega to zajmowanie się dziećmi jest jak najbardziej w jego stylu - zauważył jasnowłosy, chwytając się jego ręki, aby wstać.
- Nie - Osamu pokręcił głową przecząco. - Omega, ale... Nie Chuuya. On i dzieci? Znaczy, miał do nich słabość, ale żeby chciał z nimi pracować? Lubił walczyć, a nie słuchać godzinami jak dzieci ryczą i smarkają...!
Przez dłuższą chwilę Atsushi patrzył na niego, zastanawiając się nad czymś.
- A pan?
- Chciałby pan pracować z dziećmi? Albo zajmować się dziećmi? - spytał zaciekawiony.
- Atsushi, jesteś alfą. Powiedz mi, chciałbyś mieć dzieci? Nie istotne czy cudze, czy własne.
- Oczywiście! - pokiwał głową. - Kiedyś bym chciał. A pan?
Dazai milczał.
- Ja… ja ni-nie istotne! - oznajmił w końcu, po czym ruszył śladem wcześniej zaczepionej alfy szybkim krokiem. Pozostawił młodszego za sobą.
Atsushi patrzył za oddalającą się postacią zdziwiony, ale nie ruszył jego śladem. Musiał wrócić do Agencji. Kunikida mówił wcześniej, że ma dla niego jakieś pilne zadanie na popołudnie. Musiał je wykonać jeśli chciał mieć wolny wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro