Rozdział 7
-Co tu robisz...?
Ostatnią rzeczą, której Akutagawa chciał to spotkać się z Dazaiem ponownie wtedy, gdy rozpoczynał obserwacje szkoły w szarej strefie. Jakim cudem detektyw znalazł się pod tym samym gmachem co on?! Zapach, który śledził był przecież tak ulotny, że kilkakrotnie sam stracił z nim kontakt i ostatnie dwie godziny co jakiś czas przystawał kompletnie zagubiony między przesadnie jasnymi i czystymi budynkami. Nie zderzyli się na tej drodze… a skoro nie, to dlaczego detektyw był w tym miejscu?
Akutagawa nie chciał oglądać Dazaia w ogóle - tak naprawdę.
A jednak się spotkali.
- Mafia obserwuje szkołę? - zapytał Osamu, starając się zabrzmieć jak najbardziej uszczypliwie.
- Agencja najwyraźniej także nie ma ostatnio żadnego lepszego zajęcia - spojrzał na niego chłodno w odpowiedzi. W ciągu ostatnich kilku lat zdążył stracić dużo ze swych młodzieńczych, żałośnie porywczych, zachowań. Wyrósł na całkiem przyzwoicie opanowanego gdy trzeba, szybko myślącego i jeszcze bardziej podstępnego (przez większość czasu) dupka niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. O ile ktokolwiek w ogóle wierzył w to, że dożyje ponad dwudziestu pięciu lat z tym cholernym kaszlem i większością służb policyjno-podobnych w mieście (pomijając nie mieszającą się w sprawy portu szarą strefę) mającą jego zdjęcie od lepszego profilu powieszone gdzieś w miejscu pracy. Z czerwoną informacją, że jest niebezpiecznym sukinsynem.
- Tak jakoś...
- Nie oddam ci Chuuyi Nakahary - burknął chłodno, w swojej opinii jedynie w ramach formalnej informacji. - Gdy już go znajdę, sprowadzę go z powrotem do nas.
- Ja będę pierwszy - wycedził Dazai. - T-to moja omega! Jasne?! - dodał trochę jakby histerycznie, co w ogóle nie pasowało do jego irytującej osoby.
- Niby od kiedy? - Ryunosuke spojrzał na niego groźnie.
- Od zawsze - oznajmił twardo Osamu, krzywiąc się bardzo gniewnie. - On ci to na pewno powie... Tylko muszę go znaleźć.
- Wiesz, że to nierealne aby tak po prostu zgubić omegę? - zapytał naprawdę rozbawiony jego zachowaniem.
Cholerny Akutagawa, zachowywał się jakby gnida mówił do dzieciaka.
Dazai miał ochotę go walnąć, nawet uniósł już zaciśniętą w pięść rękę, ale wtedy...
- Przepraszam... Halo! - ktoś chwycił go za rękaw i pociągnął mocno.
Mężczyzna odwrócił się w bok zirytowany. - Przepraszam, nie widzieliście może mojej siostry? - ciemnowłosy chłopiec wbił w nich obu intensywne spojrzenie wielkich bursztynowych oczu. - Miała tylko iść do sklepu i tu przyjść... No wiecie, za chwilę zajęcia się zaczynają... ale jeszcze się nie pojawiła. Nie szła może tędy?
- A... Jak wygląda twoja siostra? - zapytał ostrożnie Akutagawa, klnąc na to, że byli w szarej strefie i użycie zdolności przeciwko dzieciakowi w szkolnym mundurku byłoby skończonym idiotyzmem.
- Miała na sobie uniform, ale z brązową spódnicą do kolana, a nie czarną - wyjaśnił mało detalicznie dzieciak. Dazai patrzył na niego i nie koniecznie rozumiał co mówi. Skupiał się na zapachu. Uczniak emanował bardzo słabą wonią. Musiał być betą dlatego czyjś zapach tylko na nim nieznacznie osiadł.
Słodki, miękki, znajomy zapach.
Osamu już gdzieś go czuł. Na pewno by skojarzył gdyby tylko ta jedna woń nie była osłabiona przez dwie albo trzy inne.
- A coś więcej? - Ryunosuke spróbował uśmiechnąć się uprzejmie, chociaż wyglądał raczej jakby chciał udusić młodego albo lepiej - rozerwać na strzępy. Za to, że się wmieszał.
- Dziś jest dzień pupila dlatego miała ze sobą takiego o - zaczął dosyć chaotycznie kreślić coś w powietrzu. - Tygryska. Białego.
Osamu pomyślał przez chwilę o Atsushim i mimowolnie zakrztusił się cisnącym do gardła napadem śmiechu.
- Nie widzieliśmy nikogo takiego - rzucił brunet poważnie. - Zmiataj już stąd.
Chłopak pokiwał głową posłusznie i oddalił się, ruszając w stronę szkolnego budynku.
Był już przy bramie kiedy ktoś rzucił mu się na ramiona z zaskoczenia.
Akutagawa, który zamierzał walnąć Dazaia, chwycił go nagle za kołnierz i odwrócił gwałtownie.
Na ramiona dzieciaka rzucił się Chuuya.
Chuuya w dziewczęcym mundurku z włosami przygniecionymi przez białą czapkę. Ten "tygrysek" zaś był bydlęciem wielkości młodego labradora, który zaczął kręcić się wokół nóg chłopaka przygniecionego przez Chuuyę. I miał dającą po oczach niebieską wstążkę zawiązaną w wielką kokardkę przy obroży, tasiemce, wisiorku czy cokolwiek on miał wokół potężnej szyi.
- Co jest grane? - zapytał powoli Dazai.
- Czuję się zdezorientowany - przyznał Akutagawa.
Nie chcieli współpracować, ale prawda była taka, że dwie osoby i tygrys to już był tłok i ani Dazai, ani Akutagawa nie poradziliby sobie z nimi solo.
- Ty łapiesz dzieciaka i Chuuye, a ja zwierzaka? - powtórzył niechętnie brunet.
- Doskonały plan - potwierdził szczęśliwie Dazai. - Ale trzeba to zrobić jakoś tak niewinnie. Jak się zorientują to leżymy...
- No co ty nie powiesz? - zaburczał Ryunosuke wywracając oczami. - Spróbujmy iść kawałek za nimi. Tak żeby oddalić się od szkoły - dodał sucho. - Podejrzewam, że nauczyciele mogliby źle na nas patrzeć. Dwóch mężczyzn wystających pół dnia pod szkołą, a potem jeszcze zaczepiających dzieciaki...
- Masz słuszność.
Śledzili upatrzone osoby, które opuściły szkołę przez ponad trzy uliczki, a potem dopadli ich w ciemnym zaułku. Akutagawa wykorzystał Rashoumona w miarę nie destrukcyjnie, aby odciąć wyjście.
- Hej, co jest?! - dzieciak z bursztynowymi oczami okręcił się dookoła siebie nerwowo.
- Pomyliliśmy drogę?
Akutagawa zaklął, prawie się potykając o własne nogi zdumiony gdy Chuuya w spódnicy okazał się najzwyklejszą w świecie uczennicą, która jednak pachniała trochę jak Nakahara i wyglądała kropka w kropkę jak poszukiwany omega. Ale już wszystko się zaczęło i przerywanie tego mogłoby poważnie namieszać. Dazai wziął się ogarnął i...
Dwadzieścia minut później wydostawali się z szarej strefy zdyszani, odrapani jak po walce z wściekłymi kotami i obciążeni tygrysem, który próbował zjeść rękę Akutagawy. Dosłownie.
- Niech cię cholera, Dazai - wydyszał Ryunosuke, usiłując odczepić od siebie zwierzę używając Rashoumona. To się nie udawało.
Agencja była bliżej niż kwatera mafii i zabranie dzieci do kwatery mafii wydawało się raczej fatalnym pomysłem.
Kunikida wyglądał jakby chciał im obu zrobić krzywdę gdy dwoje szarpiących się dzieci i jeden przerośnięty tygrys znaleźli się w budynku.
- Porąbało cię, Dazai?! To absolutnie wbrew harmonogramowi! Myślisz, że gdziekolwiek w harmonogramie znajduje się miejsce na dwoje związanych smarkaczy i dzikiego kota w kwaterze?!
- Ale słodziutki - Ranpo wyciągnął dłoń do tygrysa i zaczął go głaskać zachwycony. Nie było to zbyt na rękę Akutagawie, na którym zwierzę wciąż wisiało. I ewidentnie nie zamierzało sobie iść.
Korzystając z zamieszania i rozproszenia dorosłych, dziewczynka wyciągnęła jedną ze skrępowanych dłoni do kanapy, na której została posadzona. Przez kilka sekund purpurowe światło dawało wszystkim po oczach, rozszerzając się od samego mebla coraz dalej aż objęło spory kawał podłogi, a potem Akutagawa zaklął, gdy Rashoumon zniknął.
Wyparował.
- Co jest...?
- Nie wiecie, że gości zaprasza się słownie, a nie na siłę!? - dziewczynka podniosła się na równe nogi, zrywając misterne wiązania sznurka, które wykonał Dazai. Jej twarz skrzywiła się w naprawdę wściekłym grymasie. - Idioci! Toshinori mógł się udusić! Głupi! Głupi starzy faceci bez żadnego lepszego hobby niż porywanie nieletnich! Jak mama się o tym dowie to was rozniesie na kawałki! I lepiej dla was żeby zrobiła to bez pomocy taty! Zboczeńcy!
Chłopcu udało się w końcu rozsupłać oswodzononymi przez dziewczynkę rękoma supeł przy sznurku, który go kneblował. Przez dłuższą chwilę siedział w bezruchu, ale gdy zdołał odzyskać spokojny oddech, wyciągnął dłoń i złapał towarzyszkę za rękę, odciągając do tyłu.
- Nie drażnij tych zboczeńców, Choppiri. Nie wiemy czego chcą - powiedział cicho, a przy tym zaniepokojony spojrzał na Akutagawe i Dazaia, prawdopodobnie nie mogąc uwierzyć, że kilka godzin wcześniej pytał ich o pomoc, a teraz znaleźli się wszyscy w tak chorej sytuacji.
- Nie jestem zboczeńcem - zaprotestował Dazai oburzony.
- Owszem, jest - prychnął Ryunosuke, bardzo dotknięty tym, że ktoś nazwał go starym facetem i zboczeńcem w tak krótkim czasie. - I odczep ode mnie tygrysa, nie potrzebuje dwóch - burknął pretensjonalnie, zaciskając wargi w wąską linię.
- Dwóch? - zaciekawiony Osamu spojrzał na niego uważniej. - O czymś nie wiem?
- Nie ignoruj mnie! - Kunikida wziął zamach i uderzył szatyna w głowę swoim nieodłącznym notatnikiem.
- Ależ nie ignoruje, ja tylko udaje, że nie słyszę.
- Słodki - Ranpo kucnął, angażując się jeszcze bardziej w rozpieszczanie tygrysa, któremu najwyraźniej bardzo się to podobało. - Możemy mieć takiego? Muszę zapytać... Tak, zapytać. Też chce takiego.
- Mamy już Atsushiego - mruknął Dazai, patrząc krytycznie na zachwyconego detektywa.
- Nie dzielę się - prychnął Akutagawa. - Zabierz sobie tego. Niech puści mi rękę. To się robi naprawdę bolesne...
- Kici kici - dziewczynka wyciągnęła dłonie i drapieżnik oderwał się od swojej ofiary, podchodząc do niej z gracją, aby zacząć ocierać się o drobne ręce i kręcić w ogóle tuż przy kanapie.
Ryunosuke z ulgą zaczął pocierać ślady zębów, które na szczęście nie zdołały przebić się przez rękaw płaszcza. Bolało. Naprawdę bolało.
- Powinniście sobie stąd iść. I proszę raczcie nie podawać mojego współpracownika na policję za to porwanie - Kunikida spojrzał mrożącym krew w żyłach spojrzeniem na Osamu, który tylko wywrócił oczami, wyraźnie bardzo zirytowany.
- Nie możemy sami iść - stwierdził chłopiec, patrząc na nich wszystkich nieufnie. - Musimy poczekać na mamę albo tatę. Droga do szarej strefy jest niebezpieczna.
- Zadzwoniliście już do rodziców? - Osamu uniósł brew, zastanawiając się najwyraźniej co mu umknęło.
- Nie... Ale jest już po czwartej a nas nie ma w dooomu~ Mama nas szybko znajdzie. Będzie tu przed piątą. I będzie baaardzo zła - dziewczynka pokiwała pewnie głową.
- Mogę jeszcze pogłaskać? - Ranpo spojrzał ciekawie na tygrysa. - Mogę... Mogę w zamian podzielić się cukierkami! Lubisz truskawkowe?
Dziewczynka chwilę patrzyła na Ranpo, a potem przekrzywiła głowę jak ciekawy kot.
- Chce cukierka - mruknęła, wyciągając do detektywa dłoń.
Dziewczynka nie wydzielała żadnego zapachu. Skoro była uzdolnioną była omegą albo alfą. Pewnie łykała jakieś leki albo nosiła plastry tłumiące zapachy. Wyglądała jak mała kopia Chuuyi i jeszcze te jej umiejętności...
- Jak się nazywają twoi rodzice? - zapytał Dazai, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
- Nie twój interes - burknęła, posyłając mu chłodne, nieprzyjemne spojrzenie swoich niebieskich oczu. Chuuya patrzył tak samo gdy chciał mu przywalić. - Poza tym z tobą nie rozmawiam, zboczeńcu!
- Nie jestem zboczeńcem! - zaprotestował.
- Owszem, jesteś - stwierdził poważnie Akutagawa. - Czym jak nie zboczeniem jest twój samobójczy fetysz?
- Zamknij się! Sprawy rodzinne próbuje rozwiązać! - huknął na niego rozwścieczony Dazai, zaciskając drżące dłonie w pięści i mrużąc groźnie oczy.
- Rodzinne? - Kunikida spojrzał na niego zmęczonym, pełnym frustracji wzrokiem. - Co to ma niby znaczyć? Któreś z tych dzieci to twój chrześniak? Uprzedzam, że w to nie uwierzę, bo żadne z nich nie wygląda jakby cię znało...
- Nie twoja sprawa! Nie przeszkadzaj. A ty odpowiadaj na pytania, małolato! Kim są twoi rodzice?
- A co ci do tego?! - najeżyła się Choppiri.
- Nie zapytałeś nawet jak się nazywa - wytknął mu niezadowolony Ranpo, zajęty zaprzyjaźnianiem się z ekscytującą dziewczynką za pośrednictwem cukierków i głaskania tygrysa.
- Jestem Choppiri, a to Toshinori, mój starszy brat - przedstawiła się, pomijając jednak nazwisko.
- Ja jestem Edogawa Ranpo - odpowiedział wesoło. - Miło mi was poznać.
- Twoja czapka jest śmieszna; mogę ją przymierzyć?
Toshinori westchnął, gdy przez chwilę Ranpo i mała rozmawiali o tym jak bardzo urocza jest brązowa czapka przypominająca beret. Nie minęło dziesięć minut, a Choppiri zdjęła uszatkę z rudych włosów żeby przymierzyć nakrycie głowy detektywa.
- Jak wyglądam? - zapytała podekscytowana.
- Ślicznie - zapewnił bo absolutnie zawsze chętnie komplementował swoją siostrzyczkę.
- Pasuje ci! - zawołał energicznie Ranpo, wkładając do ust kilka cukierków na raz. - Chcesz jeszcze jednego? A może twój brat chce? - podsunął młodszym szeleszczącą paczkę, którą wyciągnął z kieszeni.
-Ja dziękuję… - Toshinori pokręcił głową przecząco, skupiając się na posyłaniu dookoła nieufnych spojrzeń i głaskaniu równie ostrożnego tygrysa po grzbiecie.
- Braciszek nie lubi słodyczy - wyjaśniła Choppiri. - Źle się po nich czuje.
- Ojoj… biedactwo - stwierdził jak najbardziej poważnie Ranpo. - To musi być straszne.
- Dazai! Nie wiem po co porwałeś te dzieci - zaczął Kunikida groźnie, spoglądając na mężczyznę ostro. - Ale jeśli ich rodzice zdemolują Agencje będziesz płacił z własnej kieszeni. Z pomocą Akutagawy! - na koniec spojrzał na Ryunosuke, który zamrugał, najwyraźniej zastanawiając się jak powinien odpowiedzieć albo czy w ogóle zareagować. - Żebym nie musiał wysyłać mafii oficjalnego rachunku za uszkodzenia - dodał jak najbardziej poważnie Doppo. - Tego chyba nikt by nie chciał, czyż nie?
Brunet przełknął ciężko ślinę, cofając się o krok albo dwa.
Zdecydowanie ostatnie czego potrzebował to Mori biorący go na spytki na temat bachorów, tygrysów i zrujnowania biura detektywów bez żadnego uzgodnienia tego z kimkolwiek wcześniej.
-Jasne - chrząknął nerwowo. - Dorzucę się do rachunku - zapewnił.
Wszystko byle tylko Mori nie zainteresował się za bardzo jego czasem wolnym od zleceń.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro