Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Wchodząc rano do kuchni nie spodziewała się zastać przy stole mężczyzny, który pomógł jej ostatnio. Rozsiadał się w najlepsze i popija kawę jakby było to jego mieszkaniu.

- Nie czujesz się tutaj za bardzo jak u siebie? – zapytała podchodząc do ekspresu.

Czuła na sobie jego spojrzenie, ale nic sobie z tego nie robiła. Poza niewielkim mrowieniem w okolicy karku, które dawało jej się we znaki nie czuła nic. Nie wiedziała, dlaczego reagowała na niego w ten sposób, ale nie podobało jej się to. Czuła się przy nim za dobrze. Tak jakby nic jej nie groziło a to było najgorsze, bo mogła stracić koncentrację.

- Tak właściwie to moje mieszkanie – wyznał, kiedy tylko się do niego odwróciła. Przez to wzięła za duży łyk kawy i poparzyła sobie podniebienie. Z trudem przełknęła gorący płyn po czym odstawiła kubek na blat.

Tego się nie spodziewała.

- Więc wynajmujesz je i ochroniarz ludzi? – spytała podnosząc brew w zadumie. – Którym jestem numerem? – spytała zaciekawiona.

- Jesteś pierwsza – znowu ja zaskoczył.

Mieszkanie stało puste, odkąd je kupił i dlatego zgodził się ją ochraniać. Mając ją pod ręką mógł mieć na nią oko przez cały czas.

- Fajnie – powiedziała czując się jak gwiazda. – Ale to trochę niesprawiedliwe. Skoro jesteś ochroniarzem powinieneś robić to ze wszystkimi a nie tylko ze mną.

- Nie jestem ochroniarzem a właścicielem firmy ochroniarskiej – westchnął jakby go obraziła

- Jak zwał tak zwał – żartowała sobie z niego, bo nie miała żadnej lepszej rozrywki.

- Jesteś strasznie irytująca.

- A ty upierdliwy – posłała mu szeroki uśmiech. – Więc czego chcesz, bo nie przyszedłeś chyba tylko na kawę?

- Masz wizytę u lekarza – mówi.

- Chyba nie jedziesz ze mną? – momentalnie uśmiech znika z jej twarzy a pojawia się trwoga.

- Bingo – teraz on się uśmiecha.

- Zajebiście – przez jej twarz przebiegł grymas niezadowolenia.

- Też jestem z tego powodu zadowolony – mruczy znad kubka.

Z grymasem niezadowolenia opuściła kuchnię i skierowała się do sypialni. Tam wyjęła pierwsze lepsze ubrania i weszła do łazienki trzaskając mocno drzwiami, żeby dać upust wściekłości, ale też żeby wiedział że nie jest zadowolona z zaistniałej sytuacji. Chociaż tutaj nie było kamer i mogła czuć się swobodnie. Momentami miała ochotę zerwać te urządzenia ze ścian, ale nauczona doświadczeniem nie zrobiła tego. W poprzednich miejscach też takie były i nieraz uratowały jej życie. Kto by przypuszczał, że napastnik zaatakuję ją podczas snu.

Zdejmując koszulkę zobaczyła tego dowód. Cienka blizna ciągnąca się przez całe żebra przypominając jej o tym, że o mało co i byłoby po niej. Uratowało ją tylko to, że napastnik nie spodziewał się, że będzie walczyć. Udało jej się go zrzucić i uciec.

Nie wiedziała, jak przemknął się niezauważony przez kamery, ale na szczęście w następnej chwili do sypialni wpadł Agent. Wywiązała się między nimi szarpanina, po której napastnik został postrzelony. Niestety w drodze na przesłuchanie zabił kilku ludzi i zbiegł.

Tego samego dnia została przeniesiona i w kolejnym miejscu zgodziła się na zamontowanie kamery w sypialni. Czuła się wtedy bezpieczniej wiedząc, że ktoś nade nią czuwa.

Unikając dalszego patrzenia na siebie ubrała się w luźny sweterek w beżowym kolorze i czarne rurki. Pora roku ją do tego zmusiła, ale nie narzekała, bo mogła wyjść na zewnątrz choć na chwilę.

Wyjęła z szafy nowe botki które kupiła w drodze do tego miejsca. Narzuciła na siebie jeszcze kremowy płaszcz w kratę i zebrała się do wyjścia. W ostatniej chwili przypomniała sobie o dokumentach z boku walizki.

Wygrzebała je więc ze środka i z nimi w ręce opuściła bezpieczną przestrzeń sypialni. Przechodząc do salonu a potem do wyjścia rozglądała się za mężczyzną. Znalazła go przy oknie w kuchni. Patrzył w nie jakby było coś w tym fascynującego.

Kiedy ich oczy spotkały się w odbiciu szyby wtedy się do niej odwrócił. Zaskandował wzrokiem całą jej sylwetkę i zatrzymał w okolicy szyi.

- Gdzie masz szalik? – spytał.

Sięgnęła do tego miejsca ręką i uświadomiła sobie, że żadnego nie ma. Nigdy ich nie lubiła i nawet nie pomyślała o tym, żeby jakiś kupić. Widząc jej minę mężczyzna ściągnął z szyi swój szalik i nie przejmując się jej nieprzychylną ostawą stanął przed nią.

- Nie potrzebuję... - zaczęła jednak nie dane jej było dokończyć, bo opatulił jej szyję miękkim materiałem. – Dziękuję – powiedziała, kiedy dotarło do niej, że nie przyjmie odmowy.

W dalszym ciągu trzymał dłonie na materiale okalającym jej szyję. Czuła na obojczyku jego ciepłe palce które w jakiś sposób ją uspokajały. Jego oczy były łagodne i tak pełne radości, że nie mogła na nie patrzeć. Jej były pełne strachu i cierpienia, dlatego odwróciła wzrok.

Mężczyzna zdjął ręce z szalika i poprowadził ją do windy. Nie przywykła do tego, kiedy ktoś ją dotykał bez jej zgody, dlatego kiedy poczuła na plecach jego dłoń momentalnie się wzdrygnęła. Jeśli to wyczuł nie dał tego po sobie poznać. Po prostu poprowadził ją do wyjścia i przyłożył kartę do panelu.

Dotarło do niej jak dostał się do środka. Miał kartę, która umożliwiała mu dostęp do mieszkania. Nie miała ochoty w tej chwili się tym zajmować.

***

W drodze do lekarza spoglądał na nią kontem oka. Nie wiedział co go napadło, żeby dać jej swój szalik, który dostał od swojej rodzicielki. Gdyby go teraz widziała pewnie by go pochwaliła, ale dla niego to była jedyna rzecz łącząca go z nią. Mieszkała w Irlandii tak daleko do niego. Tęsknił za nią i nie wstydził się tego. Czasami chciał wrócić do domu, bo tam czuł się sobą, ale w takich chwilach krzyczała na niego przez telefon, żeby się ogarnął i zaczął żyć. A potem dodawała, żeby nie wracał bez żony.

Przez przypadek jego palce zetknęły się z jej skórą. W tym miejscu poczuł przeszywający go prąd, który dotarł aż do jego piersi. Nie mógł oderwać od niej swojej dłoni ani oczu.

Dopiero kiedy zauważył w jej oczach ten dziwny smutek wtedy dotarło do niego co robi i z kim. Jest pod jego ochroną i tak powinien ją traktować. W sposób bezosobowy, bo jeden błąd wystarczył, żeby coś poszło nie tak.

- Piękne prawda – mówi zachwycona wyglądając przez okno.

- Co jest piękne? – zapytał nie mogąc przestać słuchać jej głosu.

- Płatki śniegu które może i wyglądają niepozornie, ale są piękne, kiedy spojrzeć na nie z bliska – szepczę odwracając się w jego stronę. – Są cudowne.

- To prawda – mówi, ale nie patrzy na widok za oknem a na kobietę siedzącą obok.

Kiedy odwraca się w jego stronę on uparcie wpatruję się w drogę przed sobą i zaciska dłonie na kierownicy. Wiele trudu kosztuję go, żeby nie odwrócić się do niej po raz kolejny. To będzie bardzo, ale to bardzo trudne zadanie. Chyba najtrudniejsze z jakim się do tej pory zajmował.

W końcu docierają do przychodni, pod którą prawie nie ma miejsca do parkowania. Dojeżdżając do końca znajduję wolne miejsce, dlatego od razu na nim parkuję. Rozgląda się wokół patrząc czy jest bezpiecznie i dopiero wtedy pozawala jej wyjść. Okrąża samochód i zatrzymując dłoń na jej plecach prowadzi ją do środka.

Ma jednak przeczucie, że coś jest nie tak.

***

Amini wchodząc do środka od razu zostaję skierowana do gabinetu lekarza. Zadziwiająco nie spotkała ani jednej osoby a parking był pełen samochodów.

- Skrzydło zostało zamknięte na czas twojej wizyty – mówi mężczyzna widząc jej skonsternowaną minę.

- Trochę to nierozważne – stwierdza. – W miejscach, gdzie jest pełno ludzi łatwiej wtopić się w tło.

- Masz rację, ale nie mieliśmy czasu, żeby to zmienić. Wszystko zostało zaplanowane kilka tygodni temu – zaskakuję ja tym.

- Więc on wiedział, że to miejsce jest następnym przystankiem w moim życiu.

- Następnym? Myślisz, że będzie więcej – nie jest zadowolony, że może zniknąć z jego życia.

- Źle się wyraziłam. – przystanęła odwracając się w jego stronę. – To miejsce będzie ostatnim. – w jej głosie nie słychać wahania. Jest pewna tego, że nie będzie dalej uciekać.

Drzwi obok otwierają się z których wychodzi mężczyzna w średnim wieku. Po kitlu w białym kolorze od razu da się rozpoznać lekarza. Mężczyzna ma miły uśmiech czym uspokaja dziewczynę. Nie potrzebuję kolejnej osoby wymądrzającej się w swoim otoczeniu.

- Rozumiem, że to na panią czekałem – odzywa się do niej.

- Czuję się jak królowa – wytwornym ruchem odrzuca włosy na plecy.

- Zapraszam więc do środka – wskazuję ręką wejście do środka.

Kobieta wchodzi do środka posyłając w stronę Lennoxa stronę uspokajający uśmiech. Jakby chciała uspokoić jednak nie siebie a jego.

Amini nie znosiła wizyt u lekarza. Nie mówili nic czego nie wiedziałaby do tej pory a dodatkowo kłuli ją i robili różne badania. Pomimo tylu lat nie potrafiła się do tego przyzwyczaić.

Wnętrze gabinetu wyglądała tak samo jak pozostałe w których dotychczas była. Białe ściany, białe łóżko do badań i białe biurko. Momentami można było poczuć się w nim jak w szpitalu psychiatrycznym. Ten kolor nie działał uspokajająco na jej umysł raczej odwrotnie. Wywoływał zdenerwowanie, które odczuwała siadając na krześle.

Po jego drugiej stronie miejsce zajął lekarz.

- Więc w czym mogę ci pomóc moje dziecko? – spytał. Amini drgnęła, kiedy tak do niej powiedział. Dawno nie słyszała tego słowa w czyichś ustach a przywoływało ono złe wspomnienia.

Posyłając delikatny uśmiech mężczyźnie wyciągnęła w jego stronę dokumentację badań. Nie była ona gruba, bo wszystkie wizyty odbywały się co kilka miesięcy i zawierały tylko informację o lekach i dawkowaniu.

- Cukrzyca – powiedział podnosząc na nią wzrok.

Nie lubiła tego współczującego spojrzenia jakie jej posyłali lekarze. Nic to by nie zmieniło więc mogli to sobie darować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro