Rozdział 22
Wiedziała, że źle robi panosząc się po jego biurze, ale to była jedyna szansa. Następna taka mogła się nie trafić. Rozejrzała się wokół zastanawiając się, gdzie byłoby dobre miejsce.
Przysłuchiwała się też stłumionej rozmowie mężczyzn. Wiedziała, że nie miała wiele czasu, więc musiała działać szybko.
Wolno by nie narobić hałasu ruszyła w stronę regału na książki. Przeglądała je chcąc wybrać która będzie odpowiednia. Do długich sekundach w końcu wybrała powieść fantasy Cassandry Clare „Pani Nocy". Nie spodziewała się po nim, że czyta takie książki, ale nie mogła teraz o tym rozmyślać. Czas ją gonił.
Twarda oprawa zapewniła jej idealne miejsce na pamiętnik. Wyrwała jak najwięcej stron w szybkim czasie i w ich miejsce go włożyła. Po upchnięciu wyrwanych kartek za regałem odłożyła ją na miejsce. Przetarła kilka razy palcami miejsce skąd wyjęła książkę. Nie chciała zostawiać zbędnych śladów które mogły ją zdemaskować.
Pierwszy krok jej planu został wykonany. Dalej przyszła pora na kolejny krok. Ten będzie wymagał od niej czasu. Czasu, który nie miała zamiaru zmarnować. Wykorzysta go spędzając go z Lennoxem.
- Gotowa – drgnęła na dźwięk jego głosu.
- Pewnie – uśmiechnęła się zdawkowo.
- Wszystko w porządku?
- Tak – pokiwała energicznie głową unikając jego wzroku.
Usłyszała jego kroki a po chwili jego dłoń łapiąca ją za podbródek. Spojrzał w jej oczy i oświadczył.
- Wszystko będzie dobrze.
Niczego nieświadomy i myślący, że kobieta martwi się o swoje życie. Ona jednak nie potrafiła kłamać. Zawsze, kiedy próbowała jąkała się, rumieniła i w pewnej chwili nerwowo uśmiechała. Opanowała wszystkie te emocje i pozwoliła zaprowadzić się do windy.
***
Chciał, żeby w jego domu czuła się swobodnie. Może i nie były to luksusy, ale lubił prostotę. I tak spędzał mało czasu w domu więc nie przeszkadzało mu to.
- Ładnie tu – powiedziała łagodnie oglądając zdjęcia w ramkach na komodzie.
- W większości to zasługa mamy – uśmiechnął się, kiedy zatrzymała się przy ich rodzinnym zdjęciu.
- Czy to... - zapytała niepewnie.
- Moja mama – powiedział z czułością. Nie wstydził się swoich uczuć. Kochał swoją matkę. Była dla niego wszystkim i tak ją traktował. Z szacunkiem i oddaniem na jakie zasługiwała.
- Piękna – usłyszał jej łamiący się głos.
Dotarło do niego, że ona nie ma już matki. Nie ma do kogo się zwrócić, kiedy jest źle, nie może się do niej przytulić i powiedzieć jak bardzo ją kocha.
Całe jego ciało wariowało, bo ona cierpiała. Chciał zabrać od niej ten ból, ale wiedział, że nie może. Nic nie sprawi, że zapomni o stracie swoich bliskich. Mógł tylko trzymać ją blisko i wspierać. Tak więc zrobił przytulając ją do siebie. Jej plecy ściśle przylegały do jego piersi. Położył brodę na czubku jej głowy i stał tam razem z nią.
W dalszym ciągu dotykała ramki. Delikatność z jaką się obchodziła z przedmiotem sprawiło, że chciał, żeby kiedyś się spotkały. Amini i jego mama. Na pewno od razu złapałyby ze sobą kontakt.
- Jesteś głodna? – spytał po ciągnącej się ciszy.
- Trochę.
- W takim razie pokażę ci twój pokój i będziesz się mogła w nim rozgościć. Ja w tym czasie przygotuję coś do jedzenia.
- Umiesz gotować? – była zaskoczona.
- Nie – wyznał skruszony. – Chciałem coś zamówić.
- Aha – ledwo panowała nad wybuchem śmiechu, ale się powstrzymała.
- To nie jest zabawne. – naburmuszył się. – Chodź na górę.
Pod ich stopami skrzypiały stopnie. Do głowy wpada mu kolejna rzecz, którą musi tu naprawić. Odkładał to, ale teraz dla niej w końcu je odrestauruję. Musiała poczuć się u niego jak w swoim własnym domu.
Otworzył drzwi do jej sypialni tuż obok swojej. Pokój był używany tylko kilka razy, kiedy ktoś go odwiedzał.
- Trochę tu brudno, ale tylko dlatego że nikt do niego dawno nie wchodził – powiedział zawstydzony. Przeciągnął ręką po włosach w uspokajającym geście.
- Jest dobrze.
- Na pewno, bo mogę...
- Lenni – powiedziała swoim dźwięcznym głosem, od którego się rozpływał a także od tego jak do niego mówiła. – Jest idealnie.
- W takim razie... - odchrząknął. - ... ja zejdę na dół a ty się rozgość i do mnie dołącz.
Jak najszybciej ulotnił się z pomieszczenia. Wiele wysiłku wymagało od niego, aby nie przyciągnąć ją znów w swoje ramiona. Przy niej tracił panowanie nad swoim ciałem. Denerwował się i stresował, że nie będzie zadowolona.
- Ty debilu – mamrotał do siebie schodząc po schodach.
Wszedł do kuchni ściągając z siebie kurtkę. Rzucił ją na krzesło i podwinął rękawy koszuli. Otworzył szufladę, w której trzymał ulotki z knajp i restauracji. Nie wiedział którą wybrać. Było ich tak wiele, że nie potrafił zliczyć. Kuchnia tajska, chińska, koreańska, meksykańska, włoska, szwajcarska, holenderska a nawet irlandzka.
Westchnął, bo choć chciał jej pokazać skąd pochodzi restauracja się do tego nie nadawała. Nie była zła, ale to nie było to. Wziął do ręki jedną z ulotkę i miał już dzwonić, kiedy ekran jego telefonu rozświetlił się a na ekranie pojawiło się imię jego brata. Od razu wpadł na pewnie pomysł.
- Wpadasz na wieczorny mecz? – od razu przeszedł do konkretów nie pytając po co dzwoni.
- Nie ma dzisiaj meczu – odpowiedział po chwili, kiedy doszedł do siebie po wywodzie brata.
- Ale może jakiś być – powiedział powoli ważąc słowa.
- Jak nowa lokatorka?
- Dobrze.
- Rozumiem, że umieściłeś ją u siebie.
- Pojebało cię – wykrzyczał, ale szybko zniżył ton. Nie chciał wystraszyć Amini.
- Czyli jednak miałem rację. – zaśmiał się.
- Wbijasz do mnie czy nie?
- Jasne. Będziemy za jakieś trzydzieści minut.
- Jak... - pikanie w telefonie oznajmiło mu, że Arlo już się rozłączył. - ... będziecie?
Jeśli wpadnie tu ze swoją panienką to chybaby go zabił na miejscu. Mimo tego co od niego usłyszał nie mogło dotrzeć do niego to, że jego brat sporządniał.
Postanowił skorzystać z jego przyjścia i wysłał mu szybką wiadomość.
Do Arlo: Przywieź ze sobą żarcie inaczej nie przekroczysz progu mojego domu.
Od Arlo: to nie wpadam.
Do Arlo: Nie wkurwiaj mnie. Jestem głodny.
Od Arlo: Będziesz mi coś winien.
Do Arlo: Masz dwadzieścia minut.
Rzucił telefon na blat stołu nie przejmując się tym, że przyszła kolejna wiadomość. Arlo będzie się musiał wysilić i jakoś to ogarnąć. Uśmiechnął się kącikiem ust wiedząc, że ma kłopot z głowy. Nie musi myśleć co zjedzą.
***
Kiedy drzwi się za nim zamknęły usiadła na łóżku. Z wrażenie nie mogła normalnie oddychać. Dla niego to było nic a dla niej ten pokój był niesamowity.
Ściany w kolorze beżowym i dodatkowo obrazy na ścianie przedstawiające piękne widoki. To było to czego potrzebowała. Dawały jej one ciszę i spokój.
Mówiąc jej, że od dzisiaj mieszka z nim była szczerze zaskoczona, ale i przeszczęśliwa. Wiedziała, że nie powinna wdawać się z nim w jakąkolwiek relację jednak nie potrafiła przestać. Im bardziej się starała tym bardziej ją do niego ciągnęło.
Rozejrzała się wokół. Jej wzrok przykuła szafa stojąca w rogu. Niepewnie podniosła się z miejsca i podeszła do niej. Zbadała jej strukturę palcami przejeżdżając po wszystkich kształtach i fakturach. Tak dawno nie miała swojego miejsca. Wszystko upychała do torby albo walizki, żeby szybko móc się przemieścić.
W przepływie chwili wypakowała do niej ubrania. Nie było ich za wiele. Tylko kilka swetrów, bluzek, spodni i dresów. Kryjący się za tym przekaz był bardzo wymowny. Chciała poczuć się tutaj jak w domu. W końcu.
Odetchnęła głęboko wciągając do płuc przyjemny kwiatowy zapach, który unosił się w pokoju. Nie był mdły ani drażniący. Raczej uspokajał. Myśl, która ją naszła była tak głupia, że aż parsknęła śmiechem.
- Co jest takiego śmiesznego? – zapytał opierając się o framugę drzwi. Zdjął swoją kurtkę przez co miała widok na jego mięśnie odznaczające się pod koszulą.
- Pomyślisz, że zwariowałam, ale poczułam jakbym...
- Tak? – spojrzał na nią spod rzęs wyrażających szczere zainteresowanie.
- ... jakby tutaj był mój dom – wyznała cicho nie mogąc spojrzeć mu w oczy.
Kiedy tylko te słowa opuściły jej usta usłyszała poruszenie. Zbliżał się do niej pewnymi i stanowczymi krokami. Uparcie wpatrywała się w drzwi mebla jakby miała znaleźć w nim rozwiązanie z sytuacji. Wygłupiła się ze swoimi myślami.
- Spójrz na mnie – powiedział tuż nad nią.
Nie mogła tego zrobić, bo bała się zobaczyć w jego oczach prawdę. Nie była na nią gotowa. On chciał czegoś więcej. Był pewny tego co czuję a ona miała mętlik w głowie. Rozum spierał się z sercem i żadne nie chciało odpuścić.
- Nie mogę – oparła głowę o szafę.
- Możesz – łapiąc ją pod brodą zawrócił w swoją stronę.
Na jego twarzy widziała tak wiele emocji. Pewność tego co czuję. Wytrwałość by i ona to zrozumiała. Nadzieję na to, że odwzajemni jego uczucia. Jednak to co ją urzekło to jego delikatność w stosunku do niej.
- Jeśli chcesz tutaj może być twój dom – powiedział pełnym emocji głosem. Wiedziała, że czekał na jej odpowiedź. Widziała to po jego oczach, głosie a także dłoni, która delikatnie drżała na jej ciele. Bał się tego co powie a ona mogła tylko milczeć.
Moment, w którym zrozumiał, że nie uzyska od niej odpowiedzi był dla niej jak cios prosto w serce. W jego oczach było tak wiele bólu, który czuła sama. Nie mógł wydusić z siebie słowa. Jego dłoń opadła wzdłuż jego ciała i zacisnęła się w pięść.
Nie mogła zostawić go z niczym, dlatego ostrożnie przysunęła się do niego i oplotła go ramionami w pasie. Gładziła go dłonią po plecach do momentu aż poczuła, że się rozluźnia. Wtedy też jego dłonie spoczęły na jej głowie i między łopatkami. Ciepły oddech owiał jej włosy. Chciało jej się płakać, bo nie mogła znieść tego, że tak dobrze czuję się w jego ramionach. Co będzie jak jutro to się skończy? Co się stanie jak nie będzie w stanie zaakceptować jej przeszłości?
- Potrzebuję czasu – wyszeptała w jego pierś.
- Dam ci go, ile będziesz potrzebować – pocałował ją w czubek głowy. – A teraz chodź na dół. Zaraz będziemy mieli gości w postaci mojego głupiego brata i jego nowej dziewczyny.
- Nie lubisz jej?
- Jeszcze jej nie znam.
- To, dlaczego powiedziałeś „dziewczyna" w taki sposób jakby coś cię bolało?
- Po prostu mój brat – westchnął – Jakby ci to powiedzieć. Nie nadaje się na chłopaka.
- A na kogo?
- Na kogoś kto szuka jednonocnej przygody.
- I boisz się, że ją zrani? – był słodki, kiedy troszczył się nawet o obca osobę.
- Nie. Bardziej martwi mnie to, że to ona urwie mu jaja – parsknęła śmiechem na jego słowa po czym zasłoniła ręką usta. – To urocze – pochylił się i pocałował ją w czubek nosa.
Była w taki szoku, że nawet nie zorientowała się, kiedy wyszedł i zostawił ją samą.
***
Wiedział, że zjebał sprawę. Miał zabić dziewczynę a dwa razy mu się nie udało. Popełniał błąd za błędem i wiedział co go czeka. Kiedy nie udaję ci się wykonać zadania idziesz w odstawkę. I nie taką, gdzie leżysz sobie na jakiejś wyspie i odpoczywasz a dostajesz kulkę w łeb.
- Kochanie niedługo będę w domu – powiedział do żony, która dzwoniła do niego czekając na niego w domu.
- Kocham cię – powiedziała melodyjnym głosem, w którym się zakochał. Osiem lat razem a jego uczucia nigdy się nie zmieniły. Dla niej zrobiłby wszystko.
- Też cię kocham.
- Coś się stało? – spytała zaniepokojona.
- Nic się nie stało – starał się opanować emocję. Nie chciał, żeby się martwiła. – Niedługo będę. – zakończył połączenie zanim zaczęłaby zadawać pytania.
Wiedział, że koniec nadchodzi. Czekał na niego, odkąd wziął ta robotę. Kiedy poczuł jak pierwsza kula przeszyła jego pierś nawet nie mrugnął. Druga z kolei posłała go na kolana. Kolejne dziurawiły jego ciało a on mógł tylko myśleć o żonie i dziecku.
Liczył się z tym, że kiedyś zginie. W ostatnich chwilach myślał o nich i żałował. Żałował tego co robił, ale chciał zapewnić im wszystko co najlepsze. Kiedy brał ostatni oddech przed oczami stanęła mu twarzy jego pięknej żony. Nic nie mogło równać się z jej uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro