Rozdział 20
Budząc się w jego ramionach po raz pierwszy od dłuższego czasu zrozumiała, że czuję spokój.
- Dzień dobry – wymruczał obok.
- Dzień dobry – przeciągnęła się i przytuliła do niego bardziej.
Niesamowite z jaką naturalnością jej to przychodziło. Nie znali się za dobrze jednak lgnęła do niego jakby przeczuwała, że to właśnie to.
Uśmiech zniknął z jej twarzy tak szybko jak się pojawił, kiedy przypomniała sobie co się wczoraj stało i co mogło się wydarzyć. Poruszyła się niespokojnie a wtedy poczuła na biodrze jego ciepłą dłoń.
- Nie myśl o tym – pogładził ją po policzku drugą dłonią.
- Mogłeś zginąć – wyszeptała jakby powiedzenie tego głośniej miało sprawić, że znowu coś się stanie.
- Nic mi nie jest – uspokoił ją. To nie pierwszy raz, kiedy odniósł obrażenia a to z wczoraj było jak draśnięcie jednak nie musiała znać szczegółów. Ważne było to, że nic poważnego się nie stało.
- Ale mogło. – chciała się od niego odsunąć, ale jej nie pozwolił. – Przeze mnie groziło ci niebezpieczeństwo. Jesteś za blisko tego wszystkiego.
- Myślisz, że jakiś nóż mógłby zrobić mi krzywdę? – zapytał rozbawiony.
- Nie jesteś niezniszczalny – wyburczała w jego pierś.
- Ty też nie – zarzucił jej. – Jednak wierzę w to, że będziesz robić wszystko, żeby nie rzucać się kolejny raz pod obstrzał.
- Nie rzucałam się.
- Może i nie, ale wiesz, jak się czułem, kiedy widziałem, że w każdej chwili któreś z was może zginąć? – powiedział z trudem. Słowa z ledwością przechodziły przez jego gardło.
- Przepraszam, że naraziłam twojego brata – wyszeptała po czym podniosła na niego wzrok.
- Naprawdę jesteś głupia – parsknął śmiechem. Nie mógł uwierzyć, że martwiła się tylko o to a nie przejmowała się sobą. Ona też mogła tam zginąć. – O ciebie też się martwiłem – mocniej ścisnął jej biodro
- Naprawdę? – była zaskoczona jego wyznaniem.
- Naprawdę – szepnął w jej usta. Musnął je swoimi, a gdy poczuł jak zadrżała pod jego dotykiem. Zrobił to znowu. I znowu. I znowu.
Była rozczulona tym z jaką delikatnością trzymał ją w ramionach. Jak najcenniejszy skarb i przez to jeszcze trudniej przychodziło jej odstawienie swoich uczuć na bok.
***
Kiedy przycisnął jej usta do swoich nie zrobił tego w przepływie chwili. Poczuł potrzebę bycia blisko niej i poczucia jej w swoich ramionach.
Oddała pocałunek początkowo niepewnie jednak potem objęła go za szyję i wtedy wiedział, że przepadł. Zakochał się w niej jak szczeniak i cokolwiek ktoś by powiedział nie zmieni zdania.
W dupie miał co będzie jutro. Dzisiaj była bezpieczna w jego ramionach i tylko to się liczyło. Jeśli będzie musiał przejdzie przez to piekło razem z nią.
- Zależy mi na tobie – powiedział w jej usta.
Kiedy zesztywniała pod jego dotykiem wiedział, że to było za wcześnie. Wypalił jak głupi, ale nie mógł się powstrzymać. Chciał, żeby wiedziała jak wiele dla niej znaczy.
- Ja... - wyjąkała.
- Ci – przerwał jej zasłaniając palcami jej usta. – Nic nie mów. Liczy się tylko to czy czujesz do mnie to samo. Może się wygłupiłem, ale jestem za stary na podchody. Więc kiwnij chociaż głową czy czujesz to samo co ja czy jestem kretynem? – zadał jej to ważne pytanie.
Patrzył wprost w jej oczy czekając z sekundy na sekundę na jej odpowiedź. Denerwował się, kiedy długo nie odpowiadała. Mógł tylko czekać i patrzeć w jej piękne oczy w z których wyzierała łagodność.
Mogła kłamać, ile tylko chciała, ale wiedział jedno. Była niesamowicie piękna w środku jak i na zewnątrz. Wystarczyło tylko że spojrzał w jej oczy, które rozszyfrował jakby czytał książkę. Jest dobrą osobą, która nie miała w życiu szczęścia. Nie wiedział nadal co się wydarzyło w jej przeszłości, ale kiedy będzie gotowa on będzie czekał.
Kiwnęła nieznacznie głową przez co jego palce zjechały z jej ust. Ręka upadała łagodnie pomiędzy nimi a on nie mogąc się powstrzymać zapytał przekornie.
- Tak dotyczy tego, że jestem głupi czy twoich uczuć.
- Nie jesteś głupi – szturchnęła go w ramię.
- Czyli czujesz coś do mnie – uśmiechnął się szeroko a w głębi odetchnął pełną piersią.
- Powinieneś coś zjeść – pogładziła go po policzku nie zaprzeczając ani nie potwierdzając.
Podniosła się z miejsca. Wiele kosztowało go, żeby nie wyciągnąć rąk i przyciągnąć do siebie. Obserwował ją aż do drzwi, kiedy odwróciła się do niego i posłała mu uroczy uśmiech.
- Zaraz do ciebie przyjdę tylko wykonam jeden telefon.
- Będę czekać.
Otworzyła drzwi a po chwili usłyszał dźwięk zamka, kiedy zamknęły się za nią. Sięgnął w stronę telefon wybierając od razu numer.
- Tu Lennox. Mamy problem – rzucił do słuchawki.
- Żyje? – spytał Agent po drugiej stronie telefonu.
- Mamy większy problem – powiedział i westchnął spoglądając na swój bok.
- Znaleźli ją - stwierdził.
- Konkretnie jedna osoba, która raczej się nie podda do momentu aż jej nie sprzątnie.
- Masz plan? – spytał.
- Mam, ale musisz mi zaufać.
Nie wiedział czy to coś da, ale musiał spróbować.
***
Amini zajęła się szykowaniem śniadania, kiedy Lennox wykonywał telefon. Wiedziała, że dzwoni do Agenta poinformować go o tym co się stało. Nadal to do niej nie docierało. Jak ktoś mógł tak po prostu włamać się do mieszkania. Przecież te wszystkie zabezpieczenia miały być niezawodne.
Wyciągnęła z lodówki jajka i warzywa. Potrzebowała czymś się zająć, dlatego zaczęła przygotowywać jajecznicę.
Myślała o tym co wydarzyło się w łóżku. Jego słowa podziałały na nią jak zapalnik. Potrzebowała usłyszeć, że komuś na niej zależy. Nie kłamała, kiedy kiwnęła mu głową, że też coś do niego czuła. Nie potrafiła tego jeszcze nazwać.
Z tym uczuciem wiązał się też strach. Bała się, że przez nią on może zginąć. Była jednak samolubna, ponieważ nie przejmowała się tym tak bardzo. Może była złą osobą, ale nie potrafiła z niego zrezygnować. Nie kiedy tak się przy nim czuła. Ważna. Bezpieczna. Szczęśliwa.
- Pięknie pachnie – usłyszała za uchem jego szept a potem jego dłonie na biodrach.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować – wyznała nieśmiało z nutą podenerwowania. Pierwszy raz gotowała dla mężczyzny. Bała się tej chwili choć wiedziała, że jest dobrą kucharką.
- Z twoich rąk wszystko będzie idealna – czuła jego wargi muskające jej szyję. Zacisnęła mocniej ręce na talerzach i przymknęła oczy.
To tak przyjemne, że odchyliła głowę do tyłu chcąc mu przekazać, żeby nie przestawał. Jego ciepły oddech pieścił zakończenia nerwowe w zagłębieniu obojczyka.
- Mmmm – wymruczała na co on parskał cichym śmiechem.
- Przynajmniej wiem, że twoje ciało na mnie reaguję więc nigdy się ode mnie nie uwolnisz – rzucił beztrosko po czym odebrał z jej rąk talerze i ruszył w kierunku stołu.
Amini stała w miejscu jak zamrożona. Jego stanowcza deklaracja doprowadziła ją do takiego stanu. Nie spodziewała się po nim takich słów. Dla niej to było zbyt poważne wyznanie, żeby rzucać je przy śniadaniu.
- Idziesz? – spytał i wtedy dotarło do niej, że stała na środku kuchni nie poruszając się.
- Już idę – chrząknęła po czym odpowiedziała. Zebrała kubki z kawą i zaniosła je do stołu.
Jedli w ciszy, którą zakłócało tylko stukanie sztućców o talerz i dźwięk odkładanego kubka na blat. Nie przeszkadzała jej ona wcale a raczej dzięki niej miała czas, żeby przyjrzeć się bardziej Lenniemu. Lubiła tak zdrobniać jego imię. Czuła się dzięki temu jak wyjątkowa osoba, skoro tylko ona tak na niego mówiła.
Zerkała na niego znad kubka patrząc w jaki sposób poruszała się jego szczęka, kiedy przeżuwał. Wyglądało to niesamowicie męsko i pobudzało jej zmysły.
Wiedziała co znaczy kogoś pożądać. Może i nie miała doświadczenia z mężczyznami, ale swoje wiedziała. Serce biło jej szybko a na policzkach wystąpiły rumieńce. No i jeszcze to uciążliwe uczucie między nogami. Czuła napięcie, któremu nic nie mogło zaradzić. Kilka razy próbowała robić to palcami jednak z czasem, kiedy po niesamowitym spełnieniu następowała pustka przestawała to robić. Brakowało jej bliskości drugiej osoby a tego nic nie mogło zapełnić.
- Patrzysz się – spojrzał wprost na nią.
Dłoń z kubkiem zadrżała w jej dłoni jednak jego szybki refleks uratował go przed roztrzaskaniem się. Złapał go w swoją dłoń i oddał jej.
- Przepraszam – powiedziała skruszona tym, że przyłapał ją na gorącym uczynku.
- Pięknie wyglądasz, kiedy się rumienisz – uśmiechnął się w jej stronę zawadiacko.
Poczuła jak policzki wręcz palą ją od jego spojrzenia. Dla niej była to nowa sytuacja, w której musiała się odnaleźć, ale jemu najwyraźniej przychodziło to naturalnie.
- Chyba raczej jak pomidor – dotknęła swoich policzków chcąc, żeby zniknął z nich ten zdradziecki rumieniec.
- Uwierz mi, że jesteś piękna – powtórzył z pełną mocą.
- Pewnie mówisz to każdej – chciała obrócić to wszystko w żart.
- Nie każdej. Tylko tobie powiedziałem, że mi zależy.
- Musiał ktoś być.
- Nigdy nikogo nie było. Takich słów nie mówi się każdemu. Wiedziałem, że choćbym czekał i całe życie powiem je tylko do tej jednej jedynej która wzbudzi we mnie coś więcej niż przyjaźń. – mówi to spokojnie jakby naprawdę w to wierzył. Może tak jest, ale dla niej było to coś nie do pomyślenia.
- Skąd możesz wiedzieć, że to co jest między nami a przyznajmy sobie szczerze, że było tylko kilka rozmów to właśnie to?
- Kiedy spojrzałem w twoje oczy wiedziałem. – zapewnił ją.
- Nie wiem czy ja tak potrafię – wyznała smutno.
- Ja cię tego nauczę.
- To nie takie łatwe.
- Sama zobaczysz jakie to łatwe. – poprawił się na krześle po czym powiedział sprawiając, że tym razem zamurowało ją na dłuższą chwilę. - Zamieszkaj ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro