Rozdział 19
Bił się z myślami czy dobrze robi. Nie mógł się oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie tak. Nie mógł przejść obojętnie, kiedy widział jak wiele kosztuję ją takie życie. Wcisnął guzik windy i czekał.
- Cze... - zaczął jednak przerwał, kiedy zauważył ruch za nią.
Dziewczyna nie biegła się z nim przywitać a uciekała. Mężczyzna za nią nie dawał za wygraną goniąc ją z bronią.
Niewiele myśląc odsunął ją na bok i ruszył w kierunku mężczyzny. Zalała go fala gniewu, kiedy pomyślał co mogło się stać, gdyby nie zjechał na dół.
Ruszył na mężczyznę okładając go pięściami. Przeciwnik był równie nieustępliwy odpowiadając na jego ruch swoim. Starał się wytrącić nóż z jego dłoni, ale nie było to łatwe, kiedy machał nim na prawo i lewo.
Motywowało go tylko jedno. Zapewnienie bezpieczeństwa Amini. Kątem oka widział jak przesuwał się w kierunku kuchni. Wiedział co chciała zrobić, ale nie mógł jej na to pozwolić.
Jego nieuwaga kosztował go tyle że jego przeciwnik wykorzystał okazję i natarł na niego nożem. Poczuł ból w boku. Miał jedną szansę na to, żeby go pokonać. Ignorując ranę wyprowadził cios trafiając mężczyznę w ramię przez co wypuścił nóż z ręki.
- Kurwa - krzyknął, kiedy mężczyzna uderzył go w zranione miejsce. Upadł na kolano nie móc się podnieść. Dyszał ze zmęczenia.
W następnej chwili usłyszał, jak mężczyzna biegnie do windy. Nie ruszył za nim wiedząc, że nie zrobi krzywdy kobiecie. W tej chwili liczyło się dla niego tylko to, że była bezpieczna.
- Lenni - wyszeptała przerażona.
- Nic mi nie jest? - podniósł się ignorując ból w boku.
- Trzeba wezwać karetkę.
- Nie. - sprzeciwił się jej. Nie mógłby się z tego wytłumaczyć i tylko zaczęłyby się pytania jak to się stało.
- Ale...
- Zadzwoń do mojego brata - powiedział do niej wciskając jej w rękę telefon.
Wzrok zaczął mu się zamazywać po czym runął na ziemię. Słyszał jej głos zapewniający go, że wszystko będzie dobrze.
Wiedział, że tak będzie. Przecież ona przy nim była.
***
Pobiegła w kierunku windy, z której wybiegł Arlo. Nie pamiętała jak do niego zadzwoniła i co dokładnie mówiła, ale wiedziała, że jej nie zawiedzie.
- W salonie - zawróciła. - Nie mogłam go podnieść. - wyjaśniła, kiedy zauważył leżącego na podłodze Lennoxa.
Podłożyła mu poduszkę pod głowę, żeby nie musiał leżeć na ziemi. W tym czasie zrobiła prowizoryczny opatrunek z tego co miała.
- Spokojnie - cichy głos Arlo próbował uspokoić jej rozdygotane ciało.
- Jak...
- Hej, hej, hej. Wdech i wydech - mówił do niej.
Trzęsła się na całym ciele nie mogąc się uspokoić. Widok tego jak Lennox zostaję ranny było dla niej jak cios prosto w serce. Z zapartym tchem patrzyła, jak mężczyźni okładają się pieścami i walczą o wygraną.
- Ja się zajmę Lennoxem a ty może się umyj co - zaproponował.
- Nie rozumiem? - jak mógł w tej chwili myśleć o tym, żeby poszła się umyć.
- Spójrz na swoje ręce - zaznaczył delikatnie.
Zrobiła jak mówił. Do tej pory nie zdawała sobie z tego sprawy. Kiedy je zobaczyła zaczęła się trząść jeszcze mocniej. Były pokryte krwią. Krwią Lenniego.
- Idź - popchnął ja w stronę łazienki.
Krok za krokiem szła w ich stronę. Nogi ciążyły jej niemiłosiernie albo po prostu nie chciały oddalić się za bardzo od Lennoxa. Bała się, że w tym czasie może stać się coś znacznie gorszego. Mężczyzna mógł umrzeć a jej obok by nie było.
Weszła do pomieszczenia zapalając po drodze światło. Jej wzrok podążył do lustra, w którym zobaczyła nieznajomą dziewczynę. Oczy były spuchnięte a włosy w nieładzie. Najbardziej uderzyło ją to, że na policzkach miała smugi krwi.
Odkręciła wodę i zaczęła zmywać ją z rąk. Tarła tak mocno, że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Chciała tylko pozbyć się ślady który uświadamiał jej co się stało. Inaczej mogła sobie wyobrażać, że nic się nie stało. W ten sposób radziła sobie w większości przypadków i zawsze działało.
Ten raz był inny. Kiedy stąd wyjdzie Lennox nadal będzie ranny a to za jej sprawą. Nie tego chciała.
- Dasza radę - powiedziała głośno w lustro.
Wzięła kilka głębszych oddechów i pociągnęła za klamkę. Ciemność spowijała salon, lecz tym razem się nie bała. Krok za krokiem podążyła w kierunku sypialni - jedynego miejsca, w którym paliło się światło.
Widok jaki tam zastała zostanie w jej pamięci na zawsze. Lennox leżał na łóżku nieprzytomny jednak nie to ja uderzyło. Zrobiła to jego blada twarz prawie biała która przypominała jej trupa. Tylko niewielkie poruszanie się klatki piersiowej sprawiło, że trochę się uspokoiła. Żył a to było najważniejsze.
- Rana nie jest tak poważna jak wyglądała. - uspokoił ją Arlo. - Po prostu trafił w bardzo ukrwione miejsce.
- Na pewno? - nie mogła nie spytać.
- Nic mu nie będzie - wstał i uspokajająco pogładził ją po ramieniu. - Do rana będzie zdrowy jak koń.
- To dobrze - posłała mu nikły uśmiech.
Strach jaki czuła nie odszedł. Mogła tylko udawać, że nie przejmowała się tym tak bardzo. Kogo ona oszukiwała. Pomyślała, że jak wyłączy uczucia to będzie łatwe, ale wtedy było tylko gorzej. Wracało do niej wszystko co się działo. Tak jak w momencie, kiedy ktoś umiera widzi całe swoje życie tak ona widziała tylko ten moment.
- Co się dzieje? - spytał zaniepokojony.
Spojrzała w kierunku łóżka i mężczyzny, który sprawił, że przy nim zaczęła czuć. W oczach stanęły jej łzy, które nie powinny się tam znaleźć. Miała jeden określony cel i nie potrafiła się go trzymać. Obiecała to sobie i rodzinie. Miała nie angażować się w żadne relację w ludźmi a zwłaszcza z mężczyznami.
- Dlaczego ona sprawia, że coś czuję - wyszeptał zdławionym głosem szukając w oczach mężczyzny odpowiedzi. - Dlaczego z nim nie jest tak jak z innymi?
***
- To znaczy jak? - Arlo słuchał jej uważnie, żeby nie przeoczyć niczego.
Była dla niego zagadką. Czasami zachowywała się tak jakby nic jej nie obchodziło a następnym razem robiła coś, że w to wątpił. Była pełna sprzeczności.
Nie potrafił wyobrazić sobie tego jak się czuła. Z dala od domu, rodziny i przyjaciół. Musiała być bardzo samotna.
- Tak jakby to coś znaczyło - była przerażona tym co powiedziała.
Wiedział o tym. Jej ciało i oczy mówiły to za nią. Nie radził sobie za dobrze w takich sytuacjach, bo nie wiedział co ma powiedzieć, ale za to słuchał i był, kiedy ktoś go potrzebował. W tej sytuacji wiedział jedno.
- Coś was do siebie cięgnie. Nie wiem co to jest, ale przy nim jesteś bardziej ludzka. Z kolei on przy tobie jest inny.
Nie potrafił tego określić, ale przyłapywał go na tym, że częściej był zamyślony, uśmiechał się do siebie a nawet patrzył w okno jak miał tak kogoś zobaczyć. Od dawna go takiego nie widział i brakowało mu tego. Może i był wesoły i często się śmiał, ale w środku nadal nie mógł pogodzić się z odejściem byłej. Aż w końcu pojawiła się Amini i to zmieniła.
- Więc przekonaj go, że robi błąd - rozkazała.
- Nie mogę - nie zgodzi się na to. Jeśli tego chciała sama musiała mu to powiedzieć. On nie będzie się do tego mieszał.
- Dlaczego?
- Bo tego nie chcesz, ale starasz się sama sobie przeczyć. Chcesz tego, bo on sprawia, że jesteś szczęśliwa - wiedział co mówi. To jak ten błysk rozświetlał jej oczy, kiedy patrzyła na jego brata. Wiedział, że to nie będzie łatwe, ale zrobi wszystko, żeby byli razem.
- Nie mogę - wyłkała.
- Dlaczego? - nie dawał za wygraną.
- Bo gdybym go straciła nie mogłabym dalej żyć. Nie byłabym w stanie - rozpłakała się zakrywając ręką usta i zduszając w sobie jęk.
- Już dobrze - przytulił ją. Niemrawo poklepywał ją po plecach. Nie był w tym dobry. W żadnej z tych babskich rzeczy, których chciały kobiety.
- Nic nie będzie dobrze.
- Ufasz nam? - spytał.
- Dlaczego o to pytasz? - spojrzała na niego. Przetarła oczy ścierając z nich łzy. - Wiesz, że tak bo inaczej nie dałabym wam zainstalować kamer w sypialni. - burknęła.
- To uwierz w to, że on... - pokazał w stronę Lennoxa. - ... będzie walczył o tysiąc razy bardziej żebyś była bezpieczna. A poza tym wiem, że zrobi też wszystko, żeby zatrzymać cię przy sobie. Pytanie jest, czy ty tego chcesz? - spytał nie odrywając od niej wzroku.
Patrząc na nią nie musiał pytać. Już znał odpowiedź.
- Arlo to...
- Pilnuj, żeby się nie wykrwawił - rzucił po czym nie czekając więcej wyszedł z sypialni zamykając za sobą drzwi.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, kiedy pomyślał, że faktycznie będzie go pilnować. Lennoxowi nic nie groziło, ale to nie znaczyło, że nie mógł jej trochę zmotywować. Oboje potrzebowali kopa w dobrym kierunku, żeby się do siebie zbliżyć.
Jadąc windą na dół wyciągnął telefon i zadzwonił do swojej dziewczyny. Chciał jej powiedzieć jak wiele dla niego znaczy i jak to dobrze, że ją ma.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro