Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Lennox i Hunter wyrwali się na papierosa. Musieli porozmawiać o rzeczach, o których nie chcieli mówi reszcie.

- Znalazłem faceta, który napadał na ciebie i Amini – zaczął wyciągając papierosa z opakowania i wyciągając w jego stronę paczkę. Lennox odmówił. Rzucił palenie i nie chciał do tego wracać.

- Niech zgadnę. Wyspecjalizowany wojskowy szkoleniu snajperskim, ale został wydalony, bo był agresywny?

- Mniej więcej. Sam odszedł z wojska, kiedy nadarzyła się okazja do szybkiego zarobku – oparł się o barierkę wydmuchując dym z ust.

- Gdzie mieszka? – przeszedł do konkretów.

- Niedaleko – odparł wymijająco. – Ktoś go sprzątnął.

- Kiedy?

- Kilka godzin po tym jak spieprzył zadanie. – Hunter nie chciał źle, ale nazywając to co się stało tamtej nocy zadaniem nie polepszał sytuacji.

- Więc jeden problem zniknął, ale pojawił się kolejny.

- Pogrzebałem trochę i znalazłem kogoś kto wisiał mi przysługę. Zajął się mailami które dostawałeś i znalazł miejsce skąd zostały wysłane.

- Nie spodoba mi się to jak sądzę.

- Miejsca się zmieniały – z czego nie był zadowolony, bo trudniej będzie gościa zaleźć. – Pora dnia i dzień tygodnia też.

- Wybierał sobie po prostu byle jaki dzień i wysyłał wiadomość.

- Dokładnie.

Czuł, jak wściekłość rozrywa go od środka. Za oknem widział śmiejącą się i rozmawiającą z jego beag z Florą. Była taka niczego nieświadoma i szczęśliwa. Nie chciał tego psuć, ale coraz trudniej było mu utrzymywać to wszystko w tajemnicy.

- Ona nie wie prawda? – przyjaciel potrafił go rozszyfrować nawet bez rozmawiania z nim. Jego instynkt znowu zadziałał.

- Nie.

- Kiedyś będziesz musiał jej powiedzieć.

- Ale jeszcze nie teraz. – spojrzał na przyjaciela. – W odpowiednim czasie sam jej powiem.

Mierzyli się wzrokiem. Lennox niemo prosił przyjaciela o zachowanie tajemnicy. Do czasu aż sam zbierze się na odwagę i rozwali to co do tej pry budowali. Tak się stanie – tego był pewien.

***

Hunter został sam na dworze. Powoli kończył papierosa zaciągając się jego smakiem. Zimno przypominało mu o tym jak to było w więziennej celi. Ciągły chłód i mróz. Przyzwyczaił się do tego.

Teraz kiedy pojawiła się Amini sprawiła, że poczuł się jak w rodzinie. Ciągle się uśmiechała i zagadywała każdego. Nie przypominała dziewczyny, którą zobaczył po raz pierwszy. Niby twardą, ale w środku wystraszoną niczym dziecko.

Przypominała mu jego młodszą siostrę. Ich charaktery były tak podobne, że momentami łapał się na wspomnieniach o niej. Wyciągnął z kurtki jej zdjęcie. Było całe pogięte i w rogach rozdarte.

- To ktoś ważny dla ciebie? – jej cichy głos sprawił, że podniósł głowę.

Stała zaledwie kilka kroków przed nim.

- Moja siostra – podał jej zdjęcie z wielkim bólem.

Delikatnie wzięła je w swoje dłonie i gładził powierzchnię z namaszczeniem. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo byli do siebie podobni. Oboje mieli przeszłość, o której chcieliby zapomnieć i nadzieję na lepsze życie. W jego przypadku nie było szansy na szczęśliwe zakończenie. Pogodził się z tym, kiedy trafił do więzienia a rodzina się od niego odwróciła.

- Jak ma na imię?

- Caroline.

- Od dawna się z nią nie widziałeś prawda?

- Nawet tego nie pamiętam.

Oparła się o barierkę obok niego i wyciągnęła papierosa z jego dłoni. Myślał, że będzie chciała pociągnąć bucha, ale nie spodziewał się, że rzuci go na śnieg i przydepta butem.

- Na początku, kiedy cię pierwszy raz spotkałam myślałam, że jesteś gburem. – posłała mu niepewny uśmiech. – Z czasem jednak zrozumiałam, że w ten sposób traktujesz ludzi, bo boisz się, że za bardzo się do nich zbliżysz. Chyba jednak nie przewidziałeś tego, że oni tak łatwo nie odpuszczą. – głową wskazała chłopaków przekrzykujących się w salonie.

- Jesteś strasznie upierdliwa – w tych słowach nie było ani grama złośliwości.

- Chodź do środka – klepnęła go w ramię oddając mu zdjęcie.

Ostatni raz spojrzał na nie, schował je do kurtki i ruszył za nią do środka.

***

Kiedy wszyscy zebrali się do wyjścia zrobiło jej się smutno. Wieczór należał to bardzo udanych za wyjątkiem obecności dziewczyny Arlo. Z każdym słowem, które wychodziło z jej ust miała ochotę wyrzucić ją z domu bez płaszcza. Suzette zachowywała się jakby pozjadała wszelkie rozumy i tylko ona miała rację. Co widział w niej Arlo tego nie wiedziała.

- Kochana mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – Flora znowu ja przytuliła. Tym razem była na to przygotowana i oddała uścisk.

- Jak najszybciej.

- Floro, puść żesz ją – Kaiden odsunął od Amini swoją żonę.

- Zawsze jest zazdrosny o przytulasy – mrugnęła do niej rozbawiona jego zachowaniem.

Widząc ich razem nawet by nie pomyślała, że są małżeństwem. Ona taka poukładana a Kaiden szalony i wybuchowy. Może to prawda, że przeciwieństwa się przyciągają.

Zamknęła drzwi za Finleyem, który wychodził ostatni. Z tego względu, że prawie nic nie zjadł zapakował mu sałatkę, ciasto i szynkę do pojemników. Reszta nie była z tego powodu zadowolona więc i dla nich coś przygotowała.

- Chyba poszło dobrze? – Lennox zachował dystans, kiedy to mówił.

Wiedział, że byłam wściekła na dziewczynę jego brata. Byłam też wściekła na niego, bo nie odezwał się ani razu.

- Zajebiście – zbierała talerze trzaskając nimi dając upust złości. – Zwłaszcza kiedy ta pinda mnie obrażała a ty się nawet nie zająknąłeś.

- Wolałem w tym nie uczestniczyć. Jeszcze byłabyś na mnie wściekła, że się wtrącam.

- Nieprawda – zaprzeczyła.

- Beag – spojrzał na nią jak na dziecko. – Może nie znamy się długo, ale wiem jaki masz charakter. Lubisz mieć kontrolę nad sytuacją i zawsze ostatnie zdanie musi należeć do ciebie.

- Jak tak ci to przeszkadza to po co ze mną jesteś? – zabrała talerze i ruszyła do kuchni.

Ręką pomogła sobie otwierając drzwi. Odstawiła talerze z hukiem na blat i otworzyła zmywarkę. Z takim samym zapałem wrzucała je do niej by po chwili trzasnąć drzwiczkami.

- Byłaś seksi, kiedy tak jej dogadywałaś – wziął ją w ramiona. – Uwielbiam wszystkie twoje kształty i nie uważam żebyś musiała schudnąć. Kocham każdy gram twojego ciało, bo jest mój.

Ciepło rozlało się po całym jej ciele. Od razu miękła, kiedy mówił jej takie rzeczy a jej ciało wiedziało, że tego potrzebuję i od razu się poddawało.

- A gdybym jeszcze przytyła? – była ciekawa jego odpowiedzi.

- Wtedy miałbym więcej ciałka dla siebie – uszczypnął ją w pośladek.

- Lenni – pisnęła czując niewielki ból pomieszany z przyjemnością.

- Tak beag? – patrzył na nią zaintrygowany.

- Idę wyrzucić śmieci – wyswobodziła się z jego ramion czym pozbawiła się ciepłego kokonu, którym ją otulił.

- Ja to zrobię.

- Nic mi nie będzie, jak choć razy wyrzucę je sama – nie chciała, żeby ją ciągle wyręczał.

- Ale wracaj szybko. Na dworze jest zimno i nie chcę żebyś się przeziębiła.

Ubrała się ciepło nie chcąc dawać mu pretekstu do kolejnego wykładu. Człowiek uczy się na błędach. Ostatnie wyrzucenie śmieci wiązało się z tyradą na pół godziny. Co z tego, że wyskoczyła na dwór w klapkach i cienkim sweterku. Była tam zaledwie kilka sekund a słuchała o tym jaka to jest nieodpowiedzialna.

Z workiem w ręce wyszła na zewnątrz. Wszędzie było ciemno. Jedynie niewielka lampka pod dachem dawała jakieś światło w ciemności. Ruszyła ścieżką w kierunku koszy powoli i rozważnie nie chcąc wylądować w zaspie. Pomimo tego, że Lennie rano odśnieżał ścieżkę nie było po niej śladu. Mogła jednak zgodzić się na jego propozycję i przestać się z nim o to kłócić.

Ruszyła właśnie w drogę powrotną, kiedy usłyszała jakiś hałas. Przystanęła na chwilę przysłuchując się otoczeniu i rozglądając wokół jednak przez panującą ciemność nie widziała za wiele. Nie usłyszała po raz koleiny nic dziwnego wiec ruszyła w drogę.

Była już prawie przy drzwiach, kiedy znowu to usłyszała. Jakby ktoś stawiał kroki w śniegu, który chrzęścił pod ich ciężarem. Z ciężko bijącym sercem odwróciła się do tyłu.

- Wystraszyłaś mnie – sapnęła wystraszona, kiedy kobieta pojawiła się przed nią niczym duch. – Co...

Nie dane jej było skończy, ponieważ dziewczyna uniosła dłoń i uderzyła ją czymś twardym w głowę. Ból rozszedł się po całym jej ciele. Poczuła, jak nogi uginają się a twarz ląduję w zimnym śniegu.

- Słodkich snów, bo jak tyko się obudzisz to twój koszmar się zacznie.

Ostatnie co pamięta to szyderczy uśmiech na twarzy kobiety.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro