Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

Chodziła w kółko zestresowana. Od rana wszystko przygotowywała na przyjście gości. To były jej pierwsze święta po tak długim czasie więc nie wiedziała czy wszystko zrobiła dobrze.

Rzuciła okiem po raz kolejny na stół. Obrus był, zastawa była, szklanki były, sztućce były, kwiaty też. Żeby zająć czymś czas układała na nowo i przekładała całą zastawę. Przesuwała krzesła, bo według niej były krzywo dosunięte.

- Beag przestań w końcu, bo zrobisz dziurę w parkiecie – w przejściu pojawił się Lennox zapinając biała koszulę.

Nawet z tej odległości widziała mocno zarysowane mięśnie jego brzucha, ramiona i barków. W nocy przesuwał po nich palcami, a że spał bez koszulki miała do nich pełen dostęp. Tak, właśnie tak – trochę go obmacała pomimo swoich zapewnień, że tego nie zrobi. Tak się tym wszystkim zestresowała, że nie mogła zasnąć.

- Spóźniają się – spojrzała na zegarek coraz bardziej zdenerwowana.

- Nie wcale nie. Mamy jeszcze pół godziny.

Posłał jej uspokajający uśmiech i ruszył w jej kierunku. Odsunął krzesło niwecząc jej starania, aby wszystko było równo i idealnie po czym posadził ją na nim. Przyklękając na jedno kolano złapał ją za dłonie.

- Co się dzieje?

- To moje pierwsze święta od bardzo dawna – wyznała szczerze.

- I wszystko będzie dobrze. – pogłaskał ją po palcach. – Wykonałaś kawał dobrej roboty, do której nie da się doczepić.

- Może zrobiłam za mało ciasta albo nie mamy tyle wina co potrzeba...

- Beag – przerwał jej. – Wszystko jest idealnie. Weź uspokajający oddech.

Zrobiła jak kazał i słuchała jego głosu. Z każdym kolejnym oddechem uspokajała się coraz bardziej. Samo to, że był przy niej działało na nią najlepiej.

- Siemka, Arlo przyszedł – krzyk i trzask drzwi sprawił, że drgnęła.

W korytarzu zabrzmiały kroki a po chwili w przejściu stanął brat Lennoxa z blondynką u boku. Zaraz za nim pojawiła się reszta towarzystwa.

- Chyba coś przerwaliśmy – wtrąciła kobieta posyłając im nerwowy uśmiech.

- W niczym nie przerwaliście – Amini podniosła się szybko z miejsca, kiedy dotarło do niej jak to mogło wyglądać.

- Wyglądało jakbyś chciał...

- Zamilcz – warknął Lennox. – Nie umiesz pukać do drzwi jak normalny człowiek?

- Umiem, ale po co – wzruszył ramionami. – Przecież jesteśmy rodziną. Nie słyszałem też żadnych jęków więc...

- Arlo – dziewczyna uderzyła go w ramię.

- To bolało – poskarżył jej się.

- I dobrze. A teraz przeproś.

- No weź.

- Nie chcesz mnie zdenerwować – patrzyli na siebie.

- Przepraszam – zaskoczone towarzystwo tylko otwierało i zamykało ust. Takie słowo w słowniku Arlo nie istniało, ale najwyraźniej ktoś mu o nim przypomniał.

- Może usiądziecie – zaproponowała Amini chcąc rozruszać sztywne towarzystwo.

- Kochana nie przejmuj się tak – druga z kobiet podeszła do niej. – Jestem Flora. Żona tego tam – wskazała ręką na Kaidena.

Flora była wysoką blondynką z figurą modelki. Pomimo jej wzrostu nawet nie sięgała mężowi do podbródka. Jej idealna fryzura, makijaż i nienaganne ubranie pokazywał na pierwszy rzut oka, że jest sztywna i niemiła. Więc kiedy uśmiechnęła się do niej i zażartowała chciała się skopać za takie myśli.

- Miło mi. Jestem Amini – chciała wyciągnąć rękę jednak została porwana w jej objęcia.

Była tak zaskoczona, że nawet nie wiedziała co ma robić z rękami. Nieporadnie poklepała dziewczynę po plecach. Nad jej ramieniem posłała Lennoxowi spanikowane spojrzenie.

- Floro udusisz ją – mężczyzna uratował sytuację.

- Przepraszam – kobieta odsunęła się od niej. – Tak już mam, że każdego przytulam.

- Nic nie szkodzi – rozejrzała się wokół w poszukiwaniu tej konkretnej osoby. – Gdzie dziewczyna Arlo?

- Też jesteś tym zaskoczona?

- Nawet nie wiesz jak bo się jej nie spodziewałam – powiedziała konspiracyjnym szeptem. – Poszukamy jej?

- Kochana czekałam aż to powiesz – wzięły się pod ramię i ruszyły w kierunku kuchni.

- Dziewczyny, gdzie uciekacie? – krzyknął Kaiden bardziej w stronę żony.

- Znaleźć Arlo – odpowiedziała mu Flora nie przestając kroczyć do celu.

Nie słuchając komentarzy mężczyzn weszły do kuchni, gdzie spodziewali się, że będzie para sądząc po ich rozmowie, którą usłyszały.

- Zostaw to – krzyknęła w stronę Arlo i wyrwała się spod objęcia kobiety. Ruszyła szybko w kierunku mężczyzny, który wkładał sobie właśnie ciasto do ust.

Zabrała blaszkę i uderzyła go po ręce, kiedy chciał wziąć kolejny kawałek.

- No weź – powiedział z pełną buzią.

- Ani się waż – warknęła w jego stronę. – Nie dostaniesz więcej ciasta po tym co zrobiłeś.

- Byłem głodny – jęknął.

- Trzeba było poczekać.

- Nic takiego się przecież nie stało – jego dziewczyna machnęła na to ręką.

- Może nie starczyć dla każdego.

- Nie martw się my kobiety nie powinnyśmy jeść słodkiego. No wiesz figura – powiedziała lustrując Amini wzorkiem. Szybko się zorientowała, że patrzy na nią spod byka i uśmiechnęła się uroczo. – Tak w ogóle jestem Suzette.

- Amini – odpowiedziała nie wyciągając ręki do dziewczyny, a kiedy ta to zauważyła zacisnęła ją w pięść i opuściła. – Wyjazd z kuchni – rzuciła w kierunku mężczyzny, który ulotnił się jak najszybciej. Oczywiście jego dziewczyna ruszyła za nim nie przejmując się moim nieprzychylnym spojrzeniem.

- Chyba się nie polubimy – stojąca obok Flora zdegustowana patrzyła, jak dziewczyna znika za drzwiami.

- Myślałam, że tylko ja jestem uprzedzona.

- Nie tylko ty kochana. – rzucił okiem na zastawiony potrawami stół. – Pomóc ci to wszystko pozanosić.

- Mogłabyś? – spojrzała na nią z wdzięcznością.

- Pewnie – ruszyła w stronę blatu.

Chociaż Flora jest normalna. Nie chciała być uprzedzona do dziewczyny, ale sama dawała jej do tego argumenty.

Zebrały, ile się dało i weszły do salonu. Kiedy zauważyła TĄ kobietę obok Lenniego miała ochotę wyrwać jej te doczepiane kudły.

Wiedziała, że ten wieczór to będzie katastrofa.

***

Tak jak przewidziała to była kompletna katastrofa. Starała się jak tylko mogła, ale ta franca wszystko komentowała. Każde danie, każde wino a nawet ułożenie sztućców. Miała tego serdecznie dość, ale powstrzymywała się ze względu na Arlo.

Pochłaniała kolejny kawałek ciasta, kiedy znowu ją skomentowała.

- Nie boisz się, że przytyjesz od takiej ilości ciasta?

- Nie dlaczego? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- No wiesz. Kobieta powinna dbać o figurę – powiedziała jakby to wszystko tłumaczyło.

Przy stole nastąpiła cisza a sztućce zostały odłożone. Nawet Arlo przerwał posiłek i przyglądał się im.

- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć to nie wstydź się. Proszę – zachęcająco pomachała ręką.

- Nie miałam niczego złego na myśli – zbagatelizowała sprawę.

- A co konkretnie miałaś na myśli? – pochyliła się bardziej w jej stronę.

- Mówiłam tylko że my kobiety powinnyśmy dbać o to, żeby podobać się swoim facetom. I tyle.

- Masz jakiś problem z moim ciałem? – napadła na Lennoxa który siedział obok nie chcąc się wtrącać.

- Oczywiście że nie beag. – zapewnił żarliwie.

- Więc nie mamy o czym mówić – posłała kobiecie wymowne spojrzenie.

- Nie sądzisz, że przydałoby ci się trochę schudnąć? Tak troszeczkę? – odezwała się Suzette doprowadzając ją do szału.

- Co ty o tym myślisz Arlo? – skoro chciała grać nieczysto to ona też tak zagra. Jeśli powie, że z figurą Amini jest coś nie tak to znaczy, że to zauważył i ona będzie wściekła. Albo powie, że wszystko jest w porządku i też to widzi. Tak czy tak była na wygranej pozycji.

- Ale że ja? – udawał debila.

- Nie. Mówię do tego ducha za tobą – wypaliła wściekła.

- Myślę, że chyba muszę się napić – stwierdził po czym szybko podniósł się z miejsca.

- Tchórz – prychnęła.

- Po prostu nie chciał ci sprawić przykrości – Suzette nie dawała za wygraną. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo uwzięła się na jej osobę i w jakim celu. Nigdy wcześniej się nie spotkały więc niczym jej nie zawiniła. Nawet jeśli to zawsze starała się pomagać ludziom nie ich szykanować.

- Jaki miły wieczór – sytuację starała się załagodzić Flora. Parskniecie śmiechem ze strony Huntera sprawiło jednak, że atmosfera tylko zgęstniała.

Spojrzała w jego kierunku. Jak się spodziewała patrzył na nią w ten swój analizujący sposób. Nieznaczne uniesienie kącika ust świadczyło jednak o tym, że dla niego było to zabawne. Mrugnął do niej odwrócił się do Suzette.

- Opowiedz nam jak się poznaliście? Gdzie pracujesz? – za jego pytaniami musiało coś stać inaczej by się nie odezwał.

- Jestem prezesem w firmie mojego ojca – odpowiedziała z dumą.

- Czyli nie przez umiejętności a przez znajomości dostałaś tą pracę. – zastanawiał się głośno. – Jak widać mądrość o niczym nie świadczy.

Dobrze, że nie trzymała w tej chwili kieliszka z winem, bo by go upuściła. Hunter jawnie i przy wszystkich zrównał ją z błotem nawet się nie wysilając.

- Coś mnie ominęło? – Arlo pojawił się w drzwiach z butelkami piwa. Rozdał je każdemu i usiadał na miejscu.

- Tak myślałam, że może byśmy już poszli – Suzette położyła dłoń na jego piersi i posłała kokieteryjne spojrzenie.

- Nie – Amini jęknęła udając zawiedzioną. – Arlo nie rób nam tego.

Mimo tego, że męczyła się w towarzystwie dziewczyny widok jej miny, kiedy Hunter ją obraził wymazała wszystkie źle rzeczy, które powiedziała.

- Suzette zostańmy jeszcze. Amini bardzo się postarała – oczy zabłyszczały mu, kiedy nakładał kolejne porcje.

Jeden zero dla Amini.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro