Rozdział 27
Z zewnątrz nie mogła rozpoznać do czego dokładnie służył budynek. W momencie, gdy przekroczyli ich próg zorientowała się, gdzie są. W oczy rzuciła jej się ścianka wspinaczkowa po której właśnie wspinali się ludzie.
Wokół było gwarno i wesoło. Tego jej właśnie było trzeba.
- Lennox, stary dawno cię nie było – w ich stronę podążał wysoki i chudy mężczyzna. Na oko mógł mieć około czterdziestu paru lat. Jego dobra forma wskazywała na to, że często używał siłowni.
- Cześć Brandon – przywitał się z nim po męsku klepnięciem w plecy.
- A ta urocza dama to twoja dziewczyna?
- Brandon poznaj Amini – powiedział z dumą przyciągając ją bliżej siebie – Moją przyszłą żonę.
- Kiedy niby zgodziłam się nią zostać? – zapytała.
- W dzień, kiedy pozwoliłaś im na ... - wymruczał seksowanie podpatrując w stronę jej krocza.
- Chyba śnisz, że po jednym razie zostanę twoją żoną – obruszyła się.
- Amini uwielbiam cię. – mężczyzna zaśmiał się. – Nigdy nie widziałem, żeby Lennoxa był czymś zszokowany a tobie udało się to zrobić w ciągu kilku sekund.
- Lubię się z nim drażnić – posłała mu uroczy uśmiech.
- Zobaczysz, jak podrażnię się z tobą w domu jak wrócimy – szepnął w jej ucho, żeby tylko ona je usłyszała. W odpowiedzi na jego słowa jej mięśnie zacisnęły się w oczekiwaniu.
- Może zostawcie to na później – przerwał im Brandon podając niezbędny sprzęt po czym życzył udanej zabawy i poszedł w kierunku kolejnych klientów.
- Gotowa?
- Nigdy tego nie robiłam – wyznała trochę wystraszona.
- Więc sprawię, że twój pierwszy raz będzie niezapomniany – puścił jej oczko.
- Lenni – wyszeptała zawstydzona.
- Chodź beag.
Ruszyła w ślad za nim do przechowalni rzeczy. Zostawili tam swoje okrycia. Dostali w zamian odpowiednie buty. Na widok jej miny Lennox od razu odpowiedział.
- Zadzwoniłem wcześniej, żeby się dowiedzieć czy nie mają butów w twoim rozmiarze. Na szczęście w takich sytuacjach, kiedy klient ich zapomni mają kilka par na sprzedaż – wyjaśnił, kiedy skrzywiła się. Już myślała że dostanie używane buty przez jakąś osobę.
- Dziękuję – powiedziała, kiedy podał jej buty. Usiadła na ławce nieopodal i szybko je przebrała. Wstała i przeszła parę kroków sprawdzić, czy pasują i o dziwo tak było. Idealnie wpasował się w jej rozmiar.
Udali się w miejsce, które było wolne. Stała obok niego, kiedy zakładał uprząż. Niby nie było to skomplikowane, ale zgubiła się w połowie.
- Teraz twoja kolej.
- Zapomniałam, jak to robiłeś.
- Nauczę cię – uspokoił ją.
Włożyła nogi, w otwory które wydawały jej się, że były do tego przeznaczone a reszcie poddała się bez reszty. Przyglądała się z góry jak sprawnie zapinał wszystkie paski i sprzączki. Jakby urodziło się, żeby to robić.
- Gotowa?
- Ani trochę – była wręcz przerażona.
- Może ja zacznę a ty sobie popatrzysz a potem się zamienimy – rzucił propozycję, na którą od razu przystała.
Pokiwała energicznie głową wdzięczna za odwleczenie w czasie tych tortur. Nie była zwolenniczą wspinaczki jakiejkolwiek. Nie chciała robić z tego problemu, bo chciał pokazać jej coś swojego. Byłaby niewdzięczna, gdyby chciała teraz stąd wyjść.
Kiedy zaczął się wspinać modliła się w duchu, żeby tylko nie spadł i nie zrobił sobie krzywdy. Wyglądało to niebezpiecznie, ale na pewno Lenni wiedział co robi. Przecież robił to wiele razy.
Ludzie wokół też to robili. Kiedy się rozejrzała dotarło do niej, że ścianka, po której się wspinał była najmniejsza. W porównaniu z innymi była mniej strona i bardziej bezpieczna. Nic dziwnego, że w kilka minut dotarł prawie na sam szczyt.
- Wiesz, że żadnej kobiety nigdy ze sobą nie przyprowadził? – obok niej pojawił się wcześniej poznany mężczyzna. Patrzył w to samo miejsce co ona.
- Naprawdę? – ucieszyła się.
- Jesteś wyjątkowa.
Te słowa zwróciły jej uwagę. Odwróciła się do mężczyzny, który skandował jej twarz doszukując się czegoś. Nie wiedziała dokładnie czego, ale chyba to znalazł, bo uśmiechnął się nieznacznie.
- Będziecie razem szczęśliwi – rzucił po czym znowu się oddalił. Chyba miał taki nawyk, bo zrobił to po raz drugi.
Wiedziała, że już są ze sobą szczęśliwi. Nie potrzebowała się o tym przekonywać.
W tym samym czasie Lennox zjeżdżał na linie w dół. Podpatrywała, jak ruszają się mięśnie jego ramion i jak bardzo skupiał się na tym co robił. Niedowierzała, że należy do niej.
Byli od siebie tak bardzo różni. Ona z brązowymi włosami i oczami a obok niej on z rudymi włosami, brodą i oczami zielonymi tak bardzo, że było to wręcz niemożliwe. Byli jak dwie połówki monety. Różne, ale tworzyły całość.
- Gotowa?
- Możemy wrócić do tego w innym czasie? – zapytała niepewnie.
- Coś się stało? – był zmartwiony tym, że zmieniła zdanie.
- Nie poradzę sobie.
- Pomogę ci – pociągnął ją w stronę ścianki. Zaczął ja przypina ci wszystko po kolei tłumaczył. – Szukaj najlepszej pozycji i nic nie rób na siłę. Staraj się pracować palcami stóp i trzymaj się mocno.
- Okej. Jestem gotowa.
Ruszyła do ścianki i załapała pierwszy z uchwytów. Z drugą dłonią zrobiła to samo i zaczęła się wspinać a raczej próbowała. Szło jej bardzo opornie. Czuła jakby ciało było cięższe niż zazwyczaj. To nie było wcale tak łatwe jak na początku myślała, że będzie.
- Beag nie poddawaj się – krzyknął do niej z dołu. To znaczy z dwóch metrów, bo tyle udało jej się wspiąć.
- Zamknąłbyś się na chwilę – warknęła i oprała głowę o ściankę.
Pot spływał jej po skroni, plecach a nawet po rowku na piersiach. Zmęczyła się a nawet nie dotarła do jednej trzeciej drogi. To był jej limit, który osiągnęła.
- Słyszałem.
- I dobrze. Chcę zejść – oświadczyła.
Poczuła na biodrach jego ręce a po chwili zdjęły ją one ze ścianki. W momencie, kiedy jej stopy dotknęły ziemi poczuła ulgę. Ręce bolały ja niemiłosiernie a w piersi czuła jakby płuca miałyby jej za chwilę wyskoczyć przez przełyk.
- I jak?
- Zmęczyłam się – wydyszała opierając się o jego pierś, która zawibrowała od jego śmiechu. – Nie śmiej się ze mnie – napadła na niego.
- Moja beag dała radę – powiedział z dumą.
- Pewnie, że tak.
- Zasłużyłaś na nagrodę.
- Tak zasłużyłam – pomyślała o tamtym dniu.
- Nie mówię o tym zboczeńcu – zaśmiał się widząc czym zajęta jest jej głowa. Robiła taką śmieszną minę pomiędzy uśmiechem a szaleństwem w oczach.
- Szkoda – zasmuciła się.
- To będzie wieczorem – mrugnął do niej.
Coraz bardziej podobała jej się ta wspinaczka. Jeśli przez to ma ją nagradzać to ona nie miała nic przeciwko.
***
Kiedy wyszli już się ściemniało. Chciał zabrać ją w jeszcze jedno miejsce. Dziwnym trafem dzisiaj odbywał się świąteczny jarmark. Wokół było pełno ludzi.
Amini szła z nim pod rękę zadowolona i uśmiechająca się. Rozglądała się wokół chłonąc świąteczną atmosferę.
Widząc ją taką był spełniony. Czuł, że dawał jej wszystko co najlepsze a ona odwdzięczyła mu się tym samym. Kiedy wspinała się na ściankę choć tego nie chciała – tak, zauważył to – był z niej dumny. Robiła coś po raz pierwszy i nie poddała się. Co z tego, że udało jej się wspiąć na dwa metry nad ziemią.
Momentami miał problemy z koncentracją. Zwłaszcza kiedy jej tyłeczek kręcił się przed jego oczami. Przyciągała męskie spojrzenia z daleka, ale wystarczył jego morderczy wzrok, żeby od razu odpuścili.
- Pięknie tu – przytuliła się do niego.
- Chodźmy napić się czegoś ciepłego – ruszyli w stronę stoiska z ciepłą czekoladą.
- Marzę o czymś do picia.
- Więc spełnię twoje marzenie – pocałował ją w policzek.
Kolejka nie była za duża, dlatego szybko dostali swoje zamówienie. Wieczór był chłodny a wiatr wzmagał się z każdą chwilą.
Amini oglądała każdy stragan jednak nic nie wybrała. Popijała napój, który szybko ubywał z jej kubka. Nie uszło jego uwadze jak po raz kolejny wzdrygnęła się, kiedy zimny podmuch owiał jej włosy.
- Zimno ci.
- To nic. – uspokoiła go. – Wieczór jest zbyt piękny, żeby jeszcze wracać.
- Skąd wiesz o czym pomyślałem? – faktycznie przeszło mu przez myśl, żeby wrócić.
- Robisz wszystko żebym była zadowolona.
- Chcę żebyś tylko była szczęśliwa.
- Jestem. Zawsze, kiedy jesteś obok.
Przy kolejnym jej wzdrygnięciu nie wytrzymał i pociągnął ją w stronę kolejnych straganów. Jakiś czas zajęło mu znalezienie właściwego jednak w końcu się udało. Podszedł do kobiety stojącej za nim i sięgnął po pierwszą lepszą czapkę. Założył ją jej na głowę i do tego pasujący kolorystycznie szalik.
- Teraz będzie ci ciepło – oznajmił zadowolony.
- Wyglądam jak dziecko.
- Ładnie pani w tym komplecie – wygłosiła swoje zdanie starsza kobieta.
- Naprawdę tak pani myśli?
- Kochanieńka wyglądasz cudownie.
- W takim razie mnie też się podoba.
- Jestem zazdrosny. – powiedział obrażony. – To ja wybrałem ten piękny komplet a ty go nie chciałaś.
- Zmieniłam zdanie – wzruszyła ramionami.
- Kobiety – prychnął i zapłacił za zakup.
- Rozumiem, że to komplement – przysunęła się do niego.
- Oczywiście że tak beag – dał jej szybkiego całusa.
Na zewnątrz zrobiło się jeszcze zimniej, dlatego ruszyli w drogę powrotną. Amini co chwilę dotykała czapki i szalika. Kiedy tylko ją zobaczył wiedział, że będzie idealna. Biało czarna czapka na wzór pandy z uszami a do tego szalik w czarnym kolorze.
Chciał, żeby ten wieczór trwał jak najdłużej jednak nie chciał, żeby się przeziębiała. Zwłaszcza że za jakąś godzinę musiała wziąć kolejny zastrzyk a to było ważniejsze niż jego zadowolenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro