Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Obudziła się dziwnie zrelaksowana. Po chwili zerwała się do siadu i spojrzała na miejsce obok. Gdyby nie wklęśniecie na poduszce myślałaby, że to jej się przyśniło.

Opadła na poduszki i wróciła do ich nocnej rozmowy. A raczej do tego jak sprawił, że zasnęła. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz poczuła się spokojna i co zadziwiające była wypoczęta jak nigdy.

Przy nim czuła jakby miała prawdziwego przyjaciela. Potrząsnęła głową odtrącając niechciane myśli i podniosła się z łóżka. Od razu udała się do kuchni.

Przystanęła w połowie drogi patrząc na okno. Już kilka razy łapała się na tym, że chciała coś zrobić od dawna. Patrzyła tylko z daleka a pragnęła poczuć, jak to jest choć przez chwilę być normalną kobietą. Z tym postanowieniem zawróciła i wygrzebała z szafy gruby golf, ocieplane spodnie a na koniec bieliznę. Z naręczem ubrań weszła do łazienki i szybko się ubrała.

Musiała się stąd wyrwać choć na chwilę. Nie zdziwiła się, kiedy będąc tuż przy wyjściu drzwi windy otworzyły się i wysiadł z niej Arlo. Wiedziała, że nie puści jej tak od razu. Musiała jakoś go przekonać i miała nadzieję, że jej się to uda. Jest z nich najbardziej przyjaźnie do niej nastawiony.

- Tylko na chwilę – prosiła.

- Wiesz, że nie wolno ci wychodzić nie dlatego że taki mamy kaprys a dlatego że musisz być bezpieczna – protestuję zagradzając jej drogę do wyjścia.

- Chcę tylko wyjść na chwilę. – podchodzi do niej krok bliżej. – To tylko pięć minut. Co się może stać.

- Niech pomyślę – udaję zamyślonego. – Może cię ktoś porwać – podnosi głos.

Amini kręci oczami na jego bzdurny pomysł. Nie uwierzy w to, że ktoś chciałby ją porwać. Może rozjechać samochodem, bo to byłoby bardziej możliwe w tak ruchliwym mieście, ale wolała nie mówić tego na głos.

- Nie – nadal obstawał przy swoim.

- Wiesz, jak to jest ciągle przemieszczać się tylko po kilku pomieszczeniach – pokazuję dookoła ręką z wyrazem czystego bólu. – Nie mogę wyjść. Nie mogę decydować o sobie. Nie mogę nawet poczuć wiatru na twarzy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam sobą – jej drżący głos rozdziera pomieszczenie.

To był krzyk wołania o pomoc. A także zrozumienia, że potrzebuję otwartej przestrzeni. Jak tak dalej pójdzie popadnie w depresję i w końcu skończy się to próbą samobójczą.

- Tylko dziesięć minut – posyła w jej stronę nikły uśmiech.

Na jej twarzy pojawia się promienny uśmiech a po chwili łapie go w swoje objęcia.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję – mówi raz za razem.

***

Arlo zgodził się tylko dlatego że patrząc na jej wyraz twarz czuł jakby jego odmowa mogła ją załamać. Kiedy jednak na jej twarzy pojawił się ten uroczy uśmiech a potem go przytuliła stwierdził, że było warto. Czekała go długa i bolesna rozmowa z Lennoxem, ale trudno.

Widząc radość na jej twarzy, kiedy wyszli na zewnątrz poczuł jakby zrobił coś dobrego. Nie był dobry i wcale tego nie ukrywał. Choć przez jedną chwilę chciał udawać, że tak nie jest.

- Dziękuję - mówi po raz kolejny podskakując obok niego.

- Mówisz to po raz... - zamyślił się na chwilę. - ... dziesiąty?

- Dwunasty. – poprawiła go. – Dziękuję po raz ostatni.

- Za chwilę wpadnę w samouwielbienie – poklepuję się po piersi.

- Nie martw się – uderza go mocno w plecy prze co o mało co się nie wywrócił. – Jakby co sprowadzę cię na ziemię.

- Już się boję.

Łapię ją za przedramię i przeprowadza przez ulicę. Rozgląda się wokół szukając zagrożenia, ale nic nie wychwytuję. Nie znaczy to, że nie będzie uważał.

- Lennox pewnie nie jest zachwycony – mówi niepewnie patrząc w jego stronę.

- Lekko mówiąc – krzywi się, kiedy to mówi.

- Aż tak źle?

- W ciągu pięciu minut dostałem od niego dziesięć wiadomości, dzwonił siedem razy a do tego nawet z tej odległości czuje jego złość – wzdrygnął się.

Nie bał się tak bardzo jak jej to pokazywał. Po prostu lubił żartować, a że Lennox znał wszystkie jego żarty mógł sprawdzić je na kimś obcym.

- Nie umiesz kłamać – stwierdziła otulając się mocniej chustą, kiedy podmuch wiatru o mało co jej nie zwiał.

- Skąd wiesz, że kłamię?

- Tyle lat się ukrywam, że potrafię rozróżnić, kiedy ktoś kłamie, oszukuję, mówi prawdę czy unika odpowiedzi – patrzy na niego. – Ale z jakiegoś powodu zrobiłeś to specjalnie.

Kiedy kończy mówić mężczyzna wybucha śmiechem. Nikt wcześniej nie rozgryzł jego taktyki. No może poza jego bratem. Nie wiedział co w niej takiego było, że nie mógł przestać się z nią przekomarzać.

- Nie śmiej się – dociera do niego jej głos a potem czuję na szyi coś zimnego.

Podąża wzrokiem w tym kierunku i widzi kształt kuli ze śniegu. Nie wierzy w to co zrobiła. Rzuciła we mnie śnieżką – te słowa krążyły mu w myślach.

- Nie zrobiłaś tego – patrzy w jej kierunku po czym kuca i robi w rękach śnieżkę. Zimno przetacza się przez jego ciało, ale to ignoruję.

- Przepraszam – piszczy i zaczyna uciekać.

To będzie niezła zabawa – myśli ruszając tuż za nią.

***

Nie pamiętała, kiedy tak dobrze się bawiła. Była cała przemoczona, zziębnięta, ale szczęśliwa.

- Nie wygląda to za dobrze – mówi Arlo patrząc na jej dzieło. Staje obok niego i przekrzywia głowę.

Sprawiło jej to niemałą frajdę. Cieszyła się jak dziecko nawet nie zwracając uwagi na ludzi, którzy patrzyli na nią jak na wariatkę. Druga połowa śmiała się pod nosem, ale dotarło do niej, że życie jest zbyt krótkie, żeby przejmować się takimi małostkami.

Ale i tak bałwan wyglądał komicznie. Starała się zrobić idealnie symetryczne kulki, ale jej nie wyszło. Głowa przechyliła się na bok przez co wygląda jakby był pijany. Oczy z kamyków a także nos i ręce z gałązek. Nie miała nic lepszego pod ręką więc wykorzystała co było.

- Yyyyy – nie wiedziała co powiedzieć. W końcu westchnęła zrezygnowana. – Masz rację.

- Ale i tak było fajnie.

- Prawda – uśmiechnęła się.

Wokół kręcili się ludzie trzymając się za ręce. Jej uwagę przykuło coś innego a raczej ktoś. Kilka metrów przed nimi w śniegu bawiła się dwójka dzieci w wieku może dziesięciu i siedmiu lat. Chłopczyk trzymał za rączkę swoją siostrę, kiedy biegali w koło. Obok stali ich rodzice, objęciach i patrzyli na nich z uśmiechami.

W tej chwili zrozumiała czego jej tak bardzo brakowało. Rodziny. Straciła to i wiedziała, że już jej nie odzyska. Wywołało to tak ogromny ból, że nie mogła sobie z nim poradzić. Pozwoliła sobie ten ostatni raz na to, żeby samotna łza spłynęła po jej policzku.

Szybko ją wytarła jednak nie na tyle szybko, żeby Arlo tego nie zauważył. Poczuła na ramieniu jego dłoń poklepującą ją w ramach pocieszenia. Nie odzywał się dając jej czas, którego potrzebowała.

- Czasami, kiedy nachodzą mnie takie myśli jak ciebie teraz wystarczy mi tylko to, że mam przy sobie brata. – słowa, które wypadają z jego ust są jak sztylet prosto w serce.

- Nie mam brata. – wyznaję gorzko.

- Przepraszam. – wiedziała, że nie zrobił tego specjalnie a starał się tylko ją pocieszyć. Nie była o to na niego zła.

- Nie umiesz pocieszać.

- Przepraszam. – powiedział ponownie. Jego zażenowana mina i oczy, w których czaił się żal były dla niej czymś nowym. Ludzie nie wiedzieli o niej praktycznie nic poza osobami z agencji więc nie spotykała się z tym na co dzień.

Nie umiała sobie poradzić z tym więc powiedziała tylko:

- Nic nie szkodzi.

- Czasami jestem dupkiem.

- Nie zauważyłam – żartowała sobie z niego, ale najwidoczniej to zauważył.

- Jeśli będziesz kiedyś chciała mogę cię wysłuchać. – zaskoczył ją tym i wcale się z tym nie kryła. Czasami chciała, żeby ktoś ją wysłuchał, ale nie wiedziała czy będzie w stanie być szczerą.

- Może kiedyś. – tylko tyle była w stanie mu powiedzieć.

Na usta cisnęło jej się tak wiele. Chciała powiedzieć jak naprawdę ma na imię, gdzie mieszkała, jak wyglądała jej rodzina i czym chciała być w przyszłości.

Stwierdziła, że zrobi to wtedy, kiedy przeszłość zostanie zamknięta. Nie wiedziała, ile to może potrwać, ale była cierpliwa.

- Wracamy? – spytał przerywając jej rozmyślania.

- Tak.

***

To był moment, na który czekał. Nie ruszała się z budynku ani na krok. Raz tylko wyszła, ale wtedy nie było go na miejscu. Wkurwił się jak nigdy, bo nawet była przez chwilę sama. Mógł wtedy wykorzystać okazję i ją sprzątnąć a teraz byłoby już po wszystkim.

Kiedy przechodzili przez ulicę ruszył z miejsca włączając się do ruchu. Specjalnie wynajął samochód, który nie uda im się odnaleźć. Wystarczy, że tablice były kradzione a potem i tak go spali.

Sprawdził jeszcze czy broń jest na swoim miejscu. Kiedy była na jego ustach pojawił się szatański uśmiech. Czekanie się opłaciło a za kilka chwil dostanie kasę, na którą czekał. Wróci do domu do żony i syna. Czy miał wyrzuty sumienia wiedząc, że będzie potem patrzył im w twarz? Ani trochę. Praca jak każda a on musiał tylko wykonać zadanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro