1. Początek
Niebo raz po raz przecinały błyskawice, a grzmoty niosły się po lesie, wprawiając cały zamek w delikatne wibracje. W takie dni jak ten, cieszyłam się z mojego dobrego wzroku. Wystarczyły mi raptem trzy świece, aby cała komnata była dla mnie doskonale widoczna. Usłyszałam kroki na korytarzu, zanim ktoś zdążył zapukać w moje drzwi, chociaż osoba, która przez nie weszła, nigdy nie pukała.
-Tak matko?- zapytałam nawet nie podnosząc wzroku znad książki.
-Odłóż to na bok. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia- usiadła na fotelu i spojrzała na mnie chłodno.- rada mędrczyń poparła mój pomysł- oznajmiła. Z cichym westchnieniem włożyłam zakładkę między strony i wstałam z łóżka.
- Co mam zrobić, matko?- zapytałam, podchodząc do okna i wpatrując się w światła po drugiej stronie ciemnego lasu. Lasu za którym leżała granica innego świata. Opanowanego przez naszych wrogów. Tych którzy zmusili mój gatunek do życia w opłakanych warunkach. Przez których całe moje życie polegało na walce o przetrwanie.
-Przeniknąć do nich i zniszczyć ich od środka- stanęła tuż obok mnie- ale jeżeli to dla Ciebie za dużo, wyślę kogoś innego...
-Nie, dam sobie radę- spojrzałam na nią z determinacją. –w końcu do tego zawsze mnie przygotowywałaś.
-Więc trzeba Cię przygotować.- spojrzałam na nią z politowaniem.
-Po prostu pójdę tam i jakoś dostanę się między nich. To nie może być trudne, już dawałam sobie radę w trudniejszych sytuacjach.- zadeklarowałam.
-Gdy tylko wyczują, że jesteś kotołakiem, wsadzą Cię do więzienia i nici z planu. Myślisz, że gdyby to było takie proste, mieszkałabym tutaj aż 20 lat?- zasyczała poirytowana. Wzdrygnęłam się, ale nie okazałam strachu, nie byłam małym kocięciem, żeby nadal się jej bać.
-Więc co mam zrobić?- nie wiedziałam, co działo się w jej głowie.
-Będziesz udawać wilkołaka zaatakowanego przez naszą grupę w ciemnym lesie. A to- zapięła na moim nadgarstku piękną bransoletkę- uniemożliwi Ci przemianę w kotołaka.- od razu wyrwałam swoją rękę i próbowałam ściągnąć tą błyskotkę, niestety nie byłam w stanie.
-Tylko inny kotołak może ją ściągnąć.- powiedziała odwracając się i idąc w stronę drzwi.
-To jak mam się bronić?- zapytałam wściekła, mając ochotę się na nią rzucić. Gdyby nie ten magiczny przedmiot, zmieniłabym się w swoją drugą postać i zaatakowała ją.
-Aria radzę Ci zacząć myśleć, jak wkupisz się w ich łaski.- uchyliła drzwi, odwróciła się w moją stronę i spojrzała z żalem. Zaskoczyło mnie to, dawno nie patrzyła na mnie w taki sposób.
-Przepraszam córeczko, ale musimy być wiarygodni- wyszła, a zaraz po tym do komnaty wpadło trzech członków naszego stada. Zdążyłam tylko zasłonić twarz rękami i poczułam pazury rozdrapujące moją nogę. Krzyknęłam ile tylko miałam sił w płucach, ale wiedziałam, że nikt mi nie pomoże. Czułam, że rany były powierzchowne, ale bardzo bolesne, dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy zaczęłam tracić przytomność.
****************
Hejka,
Długo mnie tutaj nie było, ale powróciłam ;)
Mam nadzieję, że spodoba Wam się moje nowe dzieło.
Pierwszy rozdział jest króciutki, ale muszę od nowa wbić się w rytm pisania :p mam nadzieję, że będzie wyrozumiali.
Całuski :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro