ROZDZIAŁ TRZECI
Jakub obserwował, jak długopis Cole'a tańczy po kartce, malując przepiękny zamek. Jego usta wyginały się w uśmiechu, kiedy z całych sił próbował słuchać wywodu pana Phillipsa.
– „Odparł wszem Lancelot, naczelny książę: – I z jaką twarzą po mym pozorem pojawię się, och, królowo, w Camelot, zanim król, który dotrzymuje swego słowa, jakby to słowo...".
– Uważam, że ten wiersz jest haniebny.
Jakub przeniósł wzrok z rysunku na Józię Pye.
– Powinni zostać oblani smołą i obrzuceni piórami.
– Józiu – ostrzegł ją nauczyciel.
– Guinevere wyszła za króla, a nie Lancelota.
– Nie mogę uwierzyć, jak bardzo cieszyłem się, że będziemy to ponownie przerabiać – wymamrotał Jakub, na co siedzący obok niego Billy parsknął. Szatyn nadal nie miał pojęcia, jakim cudem wylądował na takim miejscu.
– Och, panie Phillipsie, czy może pan przejść do części, w której niewinna i prawdziwa miłość Elaine staje się najbardziej tragiczna? – poprosiła Ania.
– Nie. Nigdy więcej mi nie przerywaj.
Jakub obserwował, jak Billy sięga swoją linijką w stronę buteleczki z tuszem na ławce Cole'a. Szybko złapał go za ramię i posłał mu wymowne spojrzenie.
– Billy, przestań.
– Dlaczego?
– Bo to niemiłe.
Andrews jedynie wzruszył ramionami, mimo wszystko wylewając zawartość buteleczki na rysunek. Jakub obserwował, jak Cole wstaje, spychając z blatu swoje rzeczy, aby nie poplamiły się ciemną cieczą.
– Cole? Co tam masz? – zapytał pan Phillips. Wspomniany chłopak popatrzył na Billy'ego, który posłał mu zadowolony z siebie uśmiech. – Cole!
– Najmocniej przepraszam, panie Phillips – odezwał się cicho. – Posprzątam.
– Czy ty bazgrzesz, kiedy ja bez wytchnienia poświęcam moje życie dla waszej edukacji? – Jakub mocno zacisnął pięści, gryząc się w język. – Pod tablicę!
Cole westchnął i pochylił się, żeby podnieść swoje rzeczy.
– Teraz!
Jakub obserwował, jak jego kolega z klasy idzie w odpowiednie miejsce, a nauczyciel zaczyna pisać na tablicy. Wstał z krzesła, żeby poukładać własności blondyna, po czym ukrył buteleczkę z tuszem w swoim rękawie, wracając na swoje miejsce.
– Lubisz rysować? Narysuj to. Niech będzie czytelne.
– Hej, upuściłem długopis – szepnął Miller do chłopaka siedzącego obok. – Chyba poleciał gdzieś tam, możesz sprawdzić?
Billy westchnął, ale mimo wszystko się pochylił. W tym czasie Jakub wylał trochę tuszu na jego krzesło. Postawił buteleczkę na ławce, a blondyn usiadł prosto w kałuży.
– Nigdzie go nie widzę.
Jakub kiwnął głową z uśmiechem, a Billy pożyczył mu jeden ze swoich długopisów.
– Wracajcie do podręczników! – nakazał pan Phillips, co Miller uczynił. – „– Tak – odrzekła królowa. – Wewnętrzne dziecko bez umiejętności rządzenia, inaczej by mnie nie stracił".
Jakub zerknął na Cole'a, uśmiechając się na widok tego, co ten narysował na tablicy. Miło się na to patrzyło.
– Kazał pan mu to narysować – zauważył, pochylając się i posyłając uśmiech artyście. – I moim zdaniem jest dość czytelne.
– Mniej dekoracyjnie – nakazał nauczyciel, ignorując Jakuba. – Potrzebne ci miejsce na pięćdziesiąt.
– Hej, Jakub! – Chłopak przewrócił oczami na dźwięk głosu Billy'ego. – Gdzie idziesz? Dziewczyny siedzą w środku.
Szatyn zmierzył wzrokiem Andrewsa i ugryzł się w język. Zaczął odchodzić, jednak wtedy Billy złapał go za ramię. Jakub wziął głęboki oddech, w końcu na niego patrząc.
– Cole siedzi w środku – odpowiedział, mocno zaciskając pięści, żeby powstrzymać się przed zrobieniem czegoś, czego by żałował.
– Dokładnie. Dziewczyny siedzą w środku. – Parsknął śmiechem.
Jakub zrobił krok do przodu, wpatrując się w towarzysza.
– Więc chyba będziesz musiał uznać mnie za dziewczynę.
Posłał mu ostatnie spojrzenie, po czym się odsunął i wszedł do środka. Przeczesał dłonią włosy, a na jego twarz wkradł się uśmiech, kiedy zauważył samotnie siedzącego Cole'a.
– Hej blondynku. – Posłał mu szeroki uśmiech. Cole podniósł wzrok, uśmiechając się do niego zestresowany. – Mogę usiąść, prawda?
Blondyn uniósł kąciki ust jeszcze wyżej i trochę się przesunął, aby zrobić trochę miejsca. Jakub usiadł, opierając się o ścianę.
– Przepraszam za Billy'ego. Ale jeśli to pomoże, próbuj przyjrzeć się tyłowi jego spodni. Może cię to rozbawi.
Cole zmarszczył brwi, a Jakub z uśmiechem puścił mu oczko.
– Widziałem twój rysunek. Był naprawdę niezły – mówił dalej. – Lubisz to? Sztukę?
– C-chyba. – Chłopak wzruszył ramionami. – Bez urazy, ale dlaczego ze mną rozmawiasz?
– Uważam, że musimy dokonać wyboru pomiędzy tym, co dobre a tym, co łatwe – wytłumaczył, przenosząc na niego wzrok. – Lubię robić to, co dobre.
Artysta kiwnął głową. Już miał coś powiedzieć, kiedy Ania i Diana do nich podeszła.
– Billy Andrews jest nieludzki – zaczęła rudowłosa.
– To prawda. – Przytaknął jej Jakub.
– Mam truskawkowe tarty, mogę się podzielić – dodała Diana. – Możemy się przysiąść?
– Siedzisz obok mnie. Uwielbiam truskawkowe tarty. Moja mama je robiła, zanim...
Jakub uciął w połowie zdania. Pokręcił głową, wymuszając uśmiech, gdy dziewczyna podała mu słodkość. Niedługo później pozostałe dziewczyny, nie licząc Józi, do nich dołączyły. Miller zerknął na Cole'a, posyłając mu ciepły uśmiech oraz ściskając jego kolano. Drugi chłopak uśmiechnął się nerwowo, ignorując czerwień wkradającą się na jego policzki. Był wdzięczny, że chyba nikt tego nie zauważył.
Cole popatrzył na Jakuba, zastanawiając się, jak chłopak mógł być tak miły i mieć tak dobre serce, podczas gdy pozostali wydawali się zważać wyłącznie na siebie. Jak ktoś mógł być tak odważny, bez obaw wyrażać swoje zdanie i nie bać się konsekwencji?
Mackenzie chciałby być tak samo odważny jak Jakub Miller, lecz wiedział, że prawdopodobnie nigdy nie będzie tak dobry i cudowny jak chłopak siedzący obok niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro