Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ SZESNASTY


                – Jakubie, powtórz to, czego cię nauczyłam. – Wiktoria uśmiechnęła się do swojego syna.

– Będę traktował każdą kobietę tak, jak traktuję moją mamę. Z miłością i szacunkiem – wyrecytował sześcioletni chłopiec.

– Brawo!

Wiktoria podniosła swojego syna i ucałowała jego policzek, na co on zachichotał.





                – Mamo? – zapytał ośmioletni Jakub, siadając na krześle obok swojej rodzicielki. – Rodzice Diany znowu próbują zmusić mnie, bym w przyszłości ożenił się z Dianą.

– Porozmawiam z nimi.

– Nie, żebym nie lubił Diany. Bo bardzo ją lubię. Jest cudowna, mądra i bardzo ładna. Ale nie chcę się teraz tym zamartwiać.

– Rozumiem, Jakubie. – Kobieta uniosła kąciki ust. – Może pójdziemy na plażę?

Dzieciak szeroko się uśmiechnął i podekscytowany kiwnął głową.





                – Mamo, dlaczego płaczesz? – zapytał dziesięcioletni Jakub, podbiegając do niej.

Wiktoria siedziała na kuchennej podłodze ze łzami spływającymi po jej twarzy. Była późna godzina nocna, a Szymon już dawno spał. Jakub i Wiktoria również powinni już znajdować się w krainie Morfeusza.

– Chcę, żebyś w życiu miał wszystko, czego zapragniesz – wyszlochała, patrząc na pięknego chłopca. – Obawiam się, że to miasteczko nie sprosta twojemu potencjałowi.

– Mamo... Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Proszę, powiedz mi, co się stało.

– Obawiam się, że przestałam kochać twojego ojca.

Jakub jedynie na nią popatrzył. Wiktoria ponownie zaczęła płakać, dlatego zrobił jedyne, co zdołał wymyślić — mocno ją przytulił i zaczął szeptać jej do ucha pocieszające słówka.





                – Mamo, co robisz? – zapytał dwunastoletni Jakub kobietę, która stała na skraju wzniesienia i przyglądała się wodzie. Wiktoria odwróciła się do niego ze smutnym uśmiechem. Jej piękny chłopiec.

– Jakubie, uważnie mnie posłuchaj. Kiedy dorośniesz, to chcę, byś był odważny. Chcę, byś spełniał swoje marzenia.

– Nie rozumiem. O czym mówisz?

– Kocham cię. Jestem z ciebie dumna. – Wiktoria zasłoniła dłonią usta, cicho szlochając. – Jestem z ciebie taka dumna.

Po jej twarzy spływały łzy, co wywołało to samo u jej syna.

– Mamo? – wyszeptał, podchodząc bliżej niej. – Co robisz?

Masz wybór pomiędzy tym, co jest dobre, a co jest łatwe, Jakubie. Zawsze musisz robić to, co dobre, bez względu na konsekwencje. Czego cię uczyłam?

– Szanuj kobiety, niech ludzie wiedzą, gdzie ich miejsce, a kolor skóry nie ma znaczenia. Tego mnie nauczyłaś.

– Chcę, byś nigdy o tym nie zapomniał, Jakubie. Bo masz wybór pomiędzy tym, co jest dobre, a co jest łatwe.

– Mamo? – Jego głos zaczął się łamać.

– Tak bardzo cię kocham, Jakubie. Zajmij się Bet. Przeproś ją za to, że nie byłam wystarczająco silna. Powiedz, że ją kocham – poprosiła kobieta. – I pamiętaj, co jest dobre, a co jest łatwe. Przepraszam, że wybrałam to, co łatwe, Jakubie. Naprawdę.

Chłopiec otworzył usta, ale Wiktoria już zeskoczyła ze skraju, tym samym szykując się na swoją śmierć.





                – Tato, przestań! – Wyszlochał dwunastoletni Jakub, ciągnąc za rękaw swojego rodziciela. Łzy spływały po jego twarzy. To była kolejna noc, kiedy Szymon Miller był pijany oraz kolejna noc, kiedy Jakub Miller bał się o swoje życie.

Mężczyzna go zignorował, w zamian mocno popychając go na ziemię. Jakub obserwował, jak jego ojciec podnosi szklanki i rzuca nimi w ścianę. Odłamki szkła rozprysły się wszędzie. Szatyn zasłonił oczy z nadzieją, że nic go nie trafi.

– Powinieneś był ją powstrzymać! – wrzasnął Szymon. – Byłeś tam! Dlaczego jej nie powstrzymałeś?!

– Nie wiedziałem, że zeskoczy!

Łzy nie przestawały płynąć po jego twarzy. Za każdym razem, kiedy zamykał oczy, widział swoją mamę chwilę przed zeskoczeniem. Jej widok czekał na niego w każdym rogu. Gdy siedział w cichym pokoju, słyszał jej głos. Nadal czuł jej perfumy.

Jego matka odeszła, ale i tak była wszędzie.

– To twoja wina!

Jakub zaszlochał, gdy Szymon rzucił kolejną szklanką, tym razem trafiając szkłem prosto w jego brzuch. Obserwował, jak krew moczy jego koszulkę i nie pragnął niczego innego, jak być ze swoją matką.

– Przepraszam... – wyszeptał chłopiec.





                Jakub otworzył oczy, patrząc na mężczyznę, który go bił. Ten ponownie uniósł pięść, jednak szatynowi udało się mu wyrwać. Szybko stanął na nogi i zaczął biec najszybciej, jak tylko był w stanie, aby uciec od tego homofoba. Z jego gardła wydobywały się ciężkie oddechy, a łzy spływały po sinych i spuchniętych policzkach.

Potknął się, upadając na ziemię. Mocno zacisnął oczy i zaczął płakać, a krew zaczęła kapać z jego twarzy. Czuł ostry ból nogi, przez który głośno zaszlochał.

– Mam dość! – krzyknął, przekręcając się na plecy. – Odebrałeś mi matkę! Odebrałeś mi ojca! Odebrałeś mi życie i zamieniłeś je w prawdziwy koszmar!

Zamknął oczy i ponownie zaszlochał.

– I mam dość. Mam nadzieję, że się cieszysz.

Jego oddech zaczął zwalniać, aż w końcu stracił przytomność, nawet nie przejmując się tym, czy ktoś go znajdzie. W tamtym momencie chciał jedynie znaleźć się obok swojej mamy.





                Jakub uchylił powieki, zauważając nad sobą uśmiechniętego Gilberta.

– Jestem w niebie? – zapytał cicho, próbując przyzwyczaić się do światła.

– Nie, jesteś w naszej kuchni.

Chłopak zmarszczył brwi, nie wiedząc, jak się tam znalazł. Ostatnim, co pamiętał, było stracenie przytomności gdzieś przy drodze.

– Skąd się tu wziąłem?

– Gilbert? Czy Jakub się obudził? – zapytał znajomy głos. Jakub rozpoznał w nim Betanię, dlatego przekręcił głowę, chcąc popatrzeć na zaniepokojoną kobietę.

– Bet. – Uśmiechnął się. Stała zaraz obok niego i mocno ściskała jego dłoń.

– Tak bardzo się martwiłam, kiedy nie wróciłeś na noc do domu – przyznała drżącym głosem. – Potem Bash i Gilbert cię tu przynieśli i... Tak się o ciebie bałam. Co ci się stało?

Jakub kiwnął głową i powoli usiadł.

– Spotkałem jakiegoś mężczyznę, który wiedział, że podobają mi się chłopcy. Zaczął mnie wyzywać, ale go zignorowałem. A wtedy zaczął mnie bić. Chyba straciłem przytomność, ale kiedy już się obudziłem, to od niego uciekłem. Pewnie znowu zemdlałem, bo nic więcej nie pamiętam.

– Wiesz, kto to był? – zapytał szybko Gilbert, zaciskając dłonie w pięści.

Drugi chłopak w odpowiedzi pokręcił głową.

– Nie.

– To niedorzeczne! Jesteś dzieckiem! Jak ludzie mogą cię tak traktować?

– Gilbert... – zaczęła cicho Bet. – Już dobrze.

– Wcale nie! Jakub był jedną z najbardziej uwielbianych osób w tym miasteczku, a przez to, że nie podobają mu się dziewczyny, staje się jedną z najbardziej znienawidzonych?!

Miller zamknął oczy i oparł głowę na ramieniu Gilberta. Czuł się taki wykończony...

– Porozmawiamy rano – postanowiła Betania. – Pomóż Jakubowi się położyć.

– Czemu ty nic nie robisz?

– Bo nie mogę nic zrobić! Ja i Jakub jesteśmy tacy sami. Zakochani na własny sposób. Doświadczam tego już od dawna i wiem, że ludzie nie zmieniają się tak po prostu.

– Skąd wiesz? Może, gdybyś spróbowała...

– Gdybym spróbowała, to zabraliby mi Jakuba! I Esterę, i Basha, i ciebie. Będziemy mierzyć się z tym jeszcze przez naprawdę długi czas.

Gilbert westchnął i objął Jakuba ramieniem, pomagając mu pójść spać. Niższy chłopak całkiem zapomniał o swojej kostce, która była spuchnięta. Wiedział, że jeszcze przez dłuższy czas będzie utykał, co ani trochę nie poprawiało mu humoru. Z pomocą przyjaciela ułożył się do snu, po czym popatrzył na niego ze smutkiem.

– Jakubie, mogę cię o coś zapytać?

– O co tylko zechcesz. W końcu jestem twoim najlepszym przyjacielem.

– Dlaczego mu nie oddałeś? Nigdy nie dajesz sobie w kaszę dmuchać.

– Agresja nigdy nie jest odpowiedzią – skłamał szybko szatyn.

– Jest, kiedy się bronisz.

Jakub westchnął.

– Chyba część mnie ma wrażenie, że na to zasługuję. Moje życie było dobre, a ja wszystko zniszczyłem. Więc czuję, że zasługuję na karę.

– Jakub...

– Nie chcę o tym rozmawiać. Nic mi nie jest, Gilbert. Przysięgam.

Blythe westchnął i kiwnął głową. Następnie wyszedł z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Oparł się o nie plecami, siadając na podłodze oraz przyciągając kolana do piersi. Dłonią przeczesał włosy i cicho westchnął.

Jak mógł jedynie patrzeć, jak jego najlepszy przyjaciel mówi i robi takie rzeczy, a nic z tym nie zrobić? Czuł się taki bezradny. Żałował, że na świecie nie było więcej akceptacji i wyrozumienia.





                Jakub siedział na swoim miejscu z głową opartą o ramiona. Był taki wykończony, że nawet nie interesowała go nowa nauczycielka. Był pewny, że każdy byłby lepszy od pana Phillipsa.

Minęło już trochę czasu od ostatniego incydentu, a Jakub zostawał w domu, podczas gdy Gilbert chodził do szkoły. Jego zdaniem nie było warto uczestniczyć w lekcjach. Millera to nie przejęło. Postanowił wybrać to, co łatwe.

Od dłuższego czasu nie widział też Cole'a. Ponoć on również nie chodził do szkoły, jednak Jakub nie znał powodu dlaczego. Tęsknił za nim. Chciał się z nim zobaczyć. Chciał go przytulić i trzymać go za rękę. Chciał ponownie poczuć to ciepło wewnątrz. Jakub chciał, żeby wszystko było dobrze.

Gilbert bawił się jego włosami, kiedy drzwi się otworzyły, a po podłodze potoczył się globus.

– Właśnie położyłam świat u twych stóp, co? – odezwała się kobieta, wywołując śmiechy u nastolatków.

Jakub siedział w ciszy. Chciał się zaśmiać, ale zapomniał, jak to robić. Kobieta zachichotała, po czym odłożyła swoje rzeczy na biurku.

– Dzień dobry!

Uczniowie odpowiedzieli jej powitaniem, podczas gdy Jakub siedział z otworzonymi ustami, mimo wszystko się nie odzywając. Następnie popatrzył na Billy'ego, który zwrócił się do nowej nauczycielki:

– Proszę, panienko.

– Nazywam się panna Stacy. Proszę, zabierz tę broń na zewnątrz. Nie powinno jej być w sali.

Na te słowa Miller delikatnie się uśmiechnął.

– Dobrze. – Billy stał się sfrustrowany. – Właśnie miałem to zrobić.

– Wydaje się miła – mruknął do niego Gilbert, a on mu przytaknął.

– Jaka piękna sala! Tyle okien! – zachwyciła się panna Stacy. – Uwielbiam widzieć zieleń.

Jakub obejrzał się za siebie. Ławka, w której kiedyś siedział razem z Colem, była pusta. Teraz Cole nawet nie chodził do szkoły, a Jakub za nim tęsknił.

– Poznajmy się. Proszę, wstańcie.

Wszyscy wykonali to polecenie, lecz Jakub nadal się nie ruszył. Gilbert pociągnął go na nogi i zaprowadził na drugą stronę sali. Następnie podszedł do panny Stacy, zaczynając cicho z nią rozmawiać. Szatyn z kolei spuścił wzrok na swoją stopę, która była zabandażowana. Spróbował przenieść na nią część ciężaru ciała, a ból nie był aż tak silny, ale i tak nie mógłby na niej chodzić.

– Rozsuńmy wszystkie ławki na bok i usiądźmy na podłodze – poleciła nauczycielka. Rozległo się mamrotanie. – Usiądziemy w kółku i się przedstawimy.

Następnie podeszła do Jakuba, posyłając mu uprzejmy uśmiech. On na nią popatrzył oraz zaczął bawić się swoimi palcami.

– Co stało ci się w kostkę?

– Potknąłem się.

– Dlaczego mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz?

– Bo to prawda. To długa historia.

– Rozumiem. – Przytaknęła. – Usiądźmy.

Chłopak kiwnął głową i zajął wolne miejsce pomiędzy Gilbertem a Janką. Przyjaciel posłał mu uśmiech, natomiast brunetka złapała go za rękę. Jakub westchnął, opierając głowę na jego ramieniu.

To będzie długi dzień.





                Miller siedział na schodkach na zewnątrz, czekając, aż Gilbert skończy rozmawiać z panną Stacy.

– Jakub – odezwał się brunet. – Panna Stacy chce z tobą porozmawiać.

– Dlaczego?

Przyjaciel pomógł mu wstać i utrzymać równowagę, po czym wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Po prostu powiedziała, że chciałaby porozmawiać z moim przyjacielem, jeżeli to nie problem.

– I co odpowiedziałeś? Mam nadzieję, że odmówiłeś.

– Nie do końca. Być może się zgodziłem.

– Gilbert... – jęknął Jakub.

Podskoczył, kiedy nagle przebiegła obok nich Ania. Wtedy Gilbert z uśmiechem wskazał na drzwi. Szatyn przewrócił oczami, ale mimo wszystko wskoczył do klasy i usiadł przy swojej ławce. Panna Stacy delikatnie się uśmiechnęła, zasiadając naprzeciwko niego.

– O czym chce pani ze mną porozmawiać?

– Powiedziałeś, że to długa historia. Słucham.

Jakub westchnął i skrzyżował ramiona na piersi.

– Wszystko zaczęło się w dzień moich narodzin.

– Jakubie...

– Nie. Już wystarczająco wiele osób mnie nienawidzi. Nie chcę, żeby pani do nich dołączyła.

– Dlaczego myślisz, że cię znienawidzę?

– Bo praktycznie każdy mnie nienawidzi.

Kobieta posłała mu pełne współczucia spojrzenie, po czym w pocieszającym geście pogładziła go po ramieniu.

– Jeżeli tego nie zauważyłeś, to mnie też wiele osób nie lubi – wyznała z uśmiechem. – Nie pasuję do ich wizji tego, jaka powinna być kobieta. Noszę spodnie zamiast sukienek. Jeżdżę na motorowerze...

– Podobają mi się chłopcy.

Jej uśmiech zbladł.

– Wygrałem.

Następnie wstał i pokuśtykał daleko od niej. Mocno zacisnął powieki, pozwalając Gilbertowi mu pomóc.

– Co mówiła?

– Nic ważnego.





                Po kilku dniach Jakub był już w lepszym nastroju. Mógł też samodzielnie chodzić. Ból kostki był znośny, więc mógł zająć się własnymi sprawami.

Siedział przy stole, karmiąc Esterę oraz obserwując, jak Gilbert biega po kuchni. Bash z kolei siedział obok niego przy stole. Poczochrał włosy chłopaka, zanim zwrócił się do Blythe'a.

– Przyda mi się pomoc przy płocie, zanim wyjdziesz.

– Nie mogę. Panna Stacy prosiła, żebym przyszedł wcześniej. Nie mogę uwierzyć, że w przyszłym roku będę mógł już pójść na studia.

– Poczekaj. Jak to w przyszłym roku?

Jakub również stał się tym zainteresowany. Gilbert mu o tym nie wspominał.

– Przecież wczoraj wieczorem mówiłem ci, że przyspieszam mój proces nauki.

– Tak, ale nie planowałeś wyjechać w przyszłym roku.

– W końcu dostałem szansę, aby spełnić moje marzenia. Dlaczego miałbym z niej nie skorzystać?

– Przyjechałem tutaj, żebyśmy mogli razem uprawiać ziemię przez dwa lata. Wtedy ja nauczę się być farmerem, a ty wyjedziesz.

– Plany się zmieniły. To moja przyszłość.

– Twoja przyszłość. A co z moją? Czy w ogóle obchodzi cię moja opinia?

– Nic mi o tym nie mówiłeś – wtrącił delikatnie urażony Jakub. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?

– Myślałem, że tkwimy w tym razem.

– Bo tak jest.

– Nie wiem, co robię, Blythe! To farma, a nie statek!

Estera zaczęła płakać, dlatego Jakub ją podniósł i wyszedł do innego pokoju. Zaczął do niej szeptać, próbując ją uspokoić. Zamknął oczy oraz wziął głęboki oddech.

– Wiesz, czego bym chciał? Żeby pewnego dnia wszystko się ułożyło. Byłoby cudownie, prawda?

– Jakub? – odezwała się Bet. – Wszystko dobrze?

– Chcę powiedzieć, że tak, ale nie jest. – Westchnął. – Czy kiedykolwiek będzie mi łatwiej?

– Nie wiem – odszepnęła. – Nie idź dzisiaj do szkoły. Zrób sobie wolne. Posiedź w lesie. Wespnij się na drzewo. Nie pozwól ludziom wejść ci do głowy, Jakub. Zrób coś dla siebie.

Chłopak kiwnął głową, po czym podał jej Esterę. Wziął swoją torbę, do której włożył swój lunch. Uśmiechnął się jeszcze do Betanii, zanim wyszedł, myśląc tylko o jednym miejscu.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro