ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Jakub stał na skraju wzniesienia z zamkniętymi oczami, pozwalając wiatrowi rozwiewać jego włosy. Jego policzki były mokre od łez. Pragnął jedynie po raz kolejny zobaczyć swoją mamę. Tak bardzo za nią tęsknił. Potrzebował jej pomocy.
Usłyszał, jak ktoś biegnie w jego stronę. Ta osoba ciężko oddychała, jednak postanowił ją zignorować. I tak niedługo sobie pójdzie. Jakub naprawdę nie miał siły użerać się z osobą, z którą i tak by przegrał.
– Jakub?
Odwrócił się, zauważając zasmuconego Cole'a. Nawet się nie odezwał, kiedy ten do niego podszedł. Jakub spróbował złapać go za rękę, jednak drugi chłopak mu się wyrwał, wbijając wzrok w horyzont. Szatyn poczuł łzy napływające mu do oczu i wziął głęboki oddech.
– Wszystko, na czym mi zależy, zniknęło.
– Nie wszystko – wyszeptał Jakub. – Ja nadal tu jestem.
Cole ledwo co się uśmiechnął.
– Chyba nie ma tu dla mnie miejsca. Na tym świecie nie ma dla mnie miejsca.
Pomiędzy nimi zapadła cisza, a Jakub przez chwilę przyswajał te słowa. Następnie odsunął się o krok i zaczął mówić głosem przepełnionym bólem:
– Ani mi się waż. Ani mi się waż, Cole'u Mackenzie. Podejmuję dla ciebie ryzyko i wiesz, co czuję? Ból. Patrzyłem, jak moja mama zeskakuje z tego wzniesienia i nie zamierzam patrzeć, jak robisz to ty.
Blondyn popatrzył na niego zszokowany i niepewny, co powiedzieć.
– Chcesz starego Jakuba Millera, Cole? Wiadomość z ostatniej chwili: już nim nie jestem. Kiedy moja mama zeskoczyła z tego wzniesienia, zabrała ze sobą część mnie. Odebrała mi niewinność i dzieciństwo. Nigdy już tego nie odzyskam. Nigdy. Od tamtej pory staram się wypełnić pustkę we mnie. A kiedy cię poznałem, miałem wrażenie, że wszystko znowu będzie dobrze. Więc jeśli to zrobisz, nigdy ci nie wybaczę.
Jakub odepchnął od siebie chłopaka, po czym uciekł, ile tylko sił w nogach, do bezpiecznego miejsca.
– Jakub? – zapytał Gilbert, kiedy zobaczył przyjaciela wchodzącego przez drzwi. Ten od razu go objął i zaczął szlochać w jego pierś. – Jakubie, co się stało? Czy ktoś zrobił ci krzywdę?
Szatyn pokręcił głową.
– Jestem pokręcony, Gil. Nie chcę już cierpieć.
– Jakub... Co się stało?
– Dlaczego ona nie mogła zostać? Czy nie byłem wystarczający? Dlaczego mnie zostawiła?
– Kto?
– Mama – wydusił chłopak, mocniej wtulając się w Gilberta. – Nie była wystarczająco silna i dokonała łatwego wyboru. Dokonała łatwego wyboru.
Jakub zamknęła oczy i zacisnął dłonie w pięści. Czuł wszystkie emocje, które przez tyle lat w sobie tłumił. Bał się tego, co teraz się wydarzy. Tak długo udawał, że nic nie czuje, gdyż bał się, że będzie taki jak swój ojciec. Ale tym razem pozwolił tym uczuciom ujrzeć światło dzienne.
– Tak długo myślałem, że to ja zawiniłem. To ja ją do tego doprowadziłem. To przeze mnie była nieszczęśliwa. Nie kochała mnie. Co było ze mną tak źle, że musiała odejść? Ale to nie była moja wina. To nigdy nie była moja wina. I nadal muszę sobie o tym przypominać. Musiałem dorosnąć tak szybko. Przez ostatnie trzy lata czułem się taki samotny, choć otaczali mnie sami bliscy.
Puścił Gilberta, odsuwając się od niego na kilka kroków.
– A kiedy wróciłem, ciebie tu nie było. Dlaczego nie mówiłeś, że wyjeżdżasz? Dlaczego nie wysłałeś mi listu? Myślałem, że się przyjaźnimy.
– Jakub...
– Przez tak długi czas nienawidziłem samego siebie! – Jego głos się załamał. – Wróciłem tutaj i znienawidziłem siebie jeszcze bardziej. Mamy tu nie ma. Taty tu nie ma. Mojego najlepszego przyjaciela tu nie było. Byłem całkiem sam!
Oparł się o ścianę i mocno szarpnął za swoje włosy. Gilbert jedynie na niego patrzył, nie wiedząc, co powinien zrobić.
– Wtedy poznałem Cole'a, przy którym czułem się dobrze, byłem szczęśliwy i miałem wrażenie, że wszystko znowu będzie dobrze. – Zamknął oczy, kręcąc głową. – A on boi się ze mną być. Przy ludziach. W prawdziwym świecie. Gdziekolwiek...
Jakub kopnął ścianę, przez co drugi chłopak podskoczył.
– Dlaczego muszę przechodzić przez to całkiem sam? – zapytał, zsuwając się na podłogę.
Gilbert usiadł obok niego i objął go ramieniem. Mocno go trzymał, kiedy Jakub płakał. On również czuł łzy napływające mu do oczu. Nawet nie wiedział, że jego najlepszy przyjaciel skrywał w sobie tyle uczuć.
– Janka? – odezwał się Jakub, zauważając dziewczynę. Było już kilka dni później, a on nie wychodził z domu od czasu tego wydarzenia na wzniesieniu.
Brunetka mocno go przytuliła, na co on zamknął oczy i się rozluźnił. Za nią stali Prissy i Billy. Ona delikatnie się uśmiechnęła, natomiast Billy wyglądał, jakby pragnął być gdziekolwiek indziej.
– Jak się czujesz? – zapytała najstarsza Andrews.
– Dobrze. – Kiwnął głową i odsunął się od Janki. – Co tutaj robicie?
– Mama prosiła, byśmy przekazali ci nasze kondolencje – wtrącił Billy. – Twoja niania powiedziała jej, co ci się przytrafiło.
Jakub przytaknął, przenosząc na niego spojrzenie.
– Gilbert powiedział mi, co się wydarzyło. Wszystko dobrze? Potrzebujesz czegoś?
Billy'ego zaskoczyła uprzejmość drugiego chłopaka. Zdecydowanie się tego po nim nie spodziewał, szczególnie że zawsze tak źle traktował jego i Cole'a. Pokręcił głową, nie dowierzając, że Jakub Miller nawet po tym wszystkim traktował go z szacunkiem.
– Naprawdę nic mi nie jest, aczkolwiek dziękuję za odwiedziny. Odzywały się do was Ania albo Diana? Dawno ich nie widziałem.
– Słyszałam, że poszły do Cole'a – przyznała Janka, po czym odwróciła się do swojego rodzeństwa. – Możecie przekazać mamie, że zostałam na herbatę?
– Nie wiem, Janko... – zaczął Billy, nie odrywając wzroku od Jakuba.
– Wolę chłopaków, Billy. Nie będę podrywał twojej siostry.
Janka z uśmiechem weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi, dlatego Prissy i Billy byli zmuszeni odejść. Jakub posłał jej uśmiech, a następnie zaprowadził ją do salonu, siadając na krześle. Ona jednak milczała i jedynie się rozglądała.
– To dom Gilberta – wytłumaczył. – Kiedy wyrzuciłem ojca z domu, straciliśmy źródło dochodu. Miałem do wyboru przeprowadzić się do Gilberta albo zostać farmerem.
– Tęsknisz za swoim starym domem?
– Czasami. Ale wtedy wracają do mnie złe wspomnienia, koszmary i rysy na ścianach, więc cieszę się, że jestem tutaj.
– Wróciłbyś tam?
– Może. Chyba najbardziej boję się, że kiedy otworzę drzwi, to mój tata tam będzie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo się go boję.
Janka delikatnie ścisnęła jego dłoń. Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, rozległ się pukania do drzwi. Za nimi stali Ania, Diana, Ruby, Cole i Moody.
– Och, witaj Janko – przywitała się blondynka.
– Musimy uratować pannę Stacy.
Nawet nie czekając na odpowiedź, Ania złapała Jakuba za ramię i zaczęła ciągnąć go w stronę powozu. Jego miejsce było obok Cole'a, który patrzył wszędzie, tylko nie na niego. Przygryzł dolną wargę oraz oparł dłoń na jego kolanie, jednak Cole się odsunął.
Jakub zmarszczył brwi i z cichym westchnieniem oparł głowę na ramieniu Janki. To nie był udany dzień.
– Ty i Cole pojedziecie do panny Barry – powiadomiła go Ruby. – Chyba że chcecie razem z nami uratować pannę Stacy.
Miller zerknął na Cole'a, po czym ponownie na dziewczynę.
– Z pewnością przyda wam się wszelka pomoc.
– Mamy wskoczyć do wagonu towarowego?
Jakub z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w pociąg. Jego serce mocno biło, a dłonie zaczynały się pocić.
– Nie dam rady – wyszeptał.
– Nie mogę złapać oddechu.
– Wszyscy zginiemy – dodała Ruby.
– Będzie dobrze – zapewniła ich rudowłosa. – Ludzie ciągle to robią. Czytałam o tym w książce.
– W książce? N-nigdy tego nie robiłaś?! – zawołał zszokowany Moody.
– To nie może być takie trudne. Trzeba tylko wybrać odpowiednią chwilę. Ja pójdę pierwsza.
Udało jej się dotrzeć na odpowiednie miejsce bez żadnego problemu. Jakub wziął głęboki oddech.
– Bądź odważny – nakazał samemu sobie, po czym zrobił to samo, co Ania. Kiedy już był w środku, oparł się o ścianę i mocno zacisnął powieki.
Kiedy wszyscy już tam byli, po cichu przedyskutowali plan w małych grupkach — Ania, Ruby, Diana, Janka i Moody tłumaczyli plan, natomiast Jakub i Cole niezręcznie siedzieli obok siebie.
– Naprawdę myślałem, że mnie lubisz – wyszeptał. – Chcę jedynie być chłopakiem, o którym nie możesz przestać myśleć.
Cole popatrzył na niego po raz pierwszy tego dnia.
– Zasługuję na to.
Po wypowiedzeniu tych słów Jakub dołączył do pozostałych, zostawiając Cole'a samego. Blondyn jedynie westchnął.
– Już nim jesteś – przyznał cicho, nie odrywając od niego wzroku.
Jakub bawił się własnymi palcami, kiedy siedział na kanapie w domu cioci Józefiny. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, gdyż Moody się potknął i stłukł wszystkie żarówki. Dlatego wrócili do samego początku.
– Jejku, co za niefortunna seria zdarzeń – podsumowała starsza kobieta. – I co zrobicie?
– Chyba skończyły mi się pomysły – przyznała Ania.
– Ale tobie nigdy nie kończą się pomysły!
– To wszystko moja wina. Znowu – stwierdził Spurgeon.
– To był wypadek. – Diana spróbowała go pocieszyć.
– Całe moje życie to wypadek.
– Doskonale cię rozumiem. – Westchnął Jakub i oparł się o kanapę.
– Rollings, czy mamy jakieś drabiny? – zapytała Jo, odwracając się do dzieci. – Dam wam pieniądze na bilet powrotny. Już wystarczająco przeżyliście.
– Dziękuję, ciociu Józefino. Nie powiesz o tym rodzicom, prawda?
– Żeby pozbawić cię możliwości przeżywania wzbogacających przygód? Nie ma mowy.
– Jakubie – zaczepiła go kobieta. – Jak się czujesz, mój drogi?
– Nie najlepiej. – Nawet nie oderwał wzroku od okna, obserwując przechodzących obok ludzi. – Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić.
– Co masz na myśli?
Więc Jakub opowiedział jej o wszystkim — zaczynając od rodziców, a kończąc na tym, że Cole go ignorował. Pod koniec ledwo dawał radę złapać oddech, natomiast jego oczy były pełne łez.
– Nie rozumiem, dlaczego to wszystko przytrafia się mi, kiedy jestem taki młody i z całych sił staram się robić to, co dobre. – Jego głos się załamał.
Józefina przyciągnęła go do uścisku i pocałowała go w czubek głowy. On się w nią wtulił, jednak emocje przejęły nad nim kontrolę i zaczął szlochać.
– Przykro mi, że ten świat nie pozwala ci być bezpieczny, mój drogi. Ale nie jesteś jedynie ciężarem. Nie jesteś tym poczuciem winy, które nie daje ci spokoju, ani błędem. Stajesz się coraz lepszy. I mój drogi, dobro bijące z twojego serca przywraca mi wiarę w ludzkość. Może i jesteś młody, ale twoja życzliwość pomoże zmienić świat.
Być może właśnie to potrzebował usłyszeć. Być może przypomniał sobie, co było dla niego najważniejsze. Nie jakiś chłopak ze szkoły, tylko robienie tego, co dobre.
I miał dość wybierania tego, co łatwe.
Jakub szedł za grupką, nie odrywając wzroku od pociągu. Obserwował, jak jego przyjaciele wsiadają do środka, gotowi na powrót do domu. Wiedział, że on również musiał wrócić, mimo że chciał zostać u Józefiny. Jej miłe i mądre słowa mu pomogły, chciał się czegoś od niej nauczyć.
Na pokładzie pojazdu znaleźli się wszyscy oprócz Cole'a. Dogonił go i szturchnął go w ramię.
– Wsiadaj, bo odjedzie bez ciebie. – Spróbował go za sobą pociągnąć, lecz on ani drgnął. – Co robisz?
– Nie wracam. – Na twarzy Mackenziego pojawił się smutek.
– Co? – Rysy twarzy Jakuba opadły.
– Ciocia Jo powiedziała, że mogę u niej zamieszkać.
– Ale twoja rodzina...
– Wiem. Ale tutaj mogę być wolny! Muszę być tym, kim jestem, Jakubie. Muszę dowiedzieć się o sobie więcej w bezpieczniejszym otoczeniu niż Avonlea.
Dobre czy łatwe?
– Będę za tobą tęsknił – przyznał szatyn łamiącym się głosem. – Obiecaj, że będziesz do mnie pisał.
– Obiecuję. Jakubie Millerze, jesteś doprawdy niezwykły. Cieszę się, że odwzajemniasz moje uczucia. Proszę, uważaj na siebie. Za bardzo cię lubię, żeby coś ci się stało.
– Przestań się martwić. Rób to, co podpowiada ci serce, Cole'u Mackenzie. Wtedy szybciej się odnajdziesz.
– Pamiętasz, jak zawsze mówiłeś, że muszę być odważny?
W odpowiedzi Jakub kiwnął głową.
– Właśnie zamierzam taki być.
Cole pochylił się i przycisnął do siebie ich wargi. Drugi chłopak stanął na palcach, opierając dłonie na jego ramionach, aby utrzymać równowagę. Mackenzie ujął jego twarz w dłonie i pogładził kciukiem jego policzek. Po chwili się od siebie odsunęli, potrzebując zaczerpnąć oddech.
– Powinieneś częściej być odważny – stwierdził. – Muszę już iść. Pisz do mnie, blondynku.
Jakub puścił mu oczko, po czym dołączył do swoich przyjaciół w pociągu. Wyglądając przez okno, zobaczył szeroko uśmiechniętego Cole'a. On również się uśmiechnął, dotykając opuszkami palców swoich ust.
– Jakubie, powiedz mi... Czy Cole całuje lepiej niż ja?
– Oj, ucisz się, Janko.
koniec.
dziękuję wam za przyczytanie tej książki, autorka postanowiła skończyć ją na pierwszej części. od razu uprzedzam, nie zamierzam sama pisać jej dalej, ponieważ nie czułabym się komfortowo z przywłaszczaniem sobie tej fabuły, także jest to zakończenie otwarte i sami możecie je sobie wymyślić.
zapraszam na moje pozostałe prace, jest ich całkiem dużo, więc znajdziecie coś dla siebie.
kocham was,
victoria alexandra cornelia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro