ROZDZIAŁ PIERWSZY
Masz wybór pomiędzy tym, co jest dobre, a co jest łatwe.
Jakub Miller myślał o tych słowach każdego dnia. W końcu było to ostatnie zadanie, jakie wypowiedziała jego mama przed swoją śmiercią. Dobre czy łatwe. Te słowa były niesamowicie ważne dla Jakuba Millera.
Jakub był dobrym chłopakiem. Prawie zawsze wybierał to, co było dobre. Nie obawiał się kar, które miały nastąpić w wypadku, gdyby jego działania odbiły się na innych ludziach. Wiedział, kiedy wstawić się za innymi i ich bronić. Wiedział, kiedy wkroczyć w sytuacji, w której mężczyzna sprawiał, iż kobieta czuła się niekomfortowo. Wiedział, kiedy powstrzymać dzieciaka przed dokuczaniem komuś innemu.
Jakub lubił myśleć, że nigdy nie wybrałby tego, co łatwe, ponieważ lubił widzieć, jak jego zachowanie wpływa na innych. Lubił widzieć ich pełne wdzięczności uśmiechy. Lubił widzieć, jak kobiety się rozluźniają i czują trochę bezpieczniej. Lubił świadomość poprawiania humoru innym za pomocą pozbywania się negatywów danego dnia.
Jakub lubił myśleć, że wszyscy wybraliby to, co dobre, jednak wiedział, iż nie była to prawda. Wiedział, że jego ojciec zawsze wybrałby to, co łatwe. W pewnym sensie to w nim lubił. Dzięki temu Jakub mógł być lepszy. Mógł nie stać się taki jak on. Stać się lepszym mężczyzną niż on.
Po raz kolejny jego ojciec postanowił wybrać łatwiejszą opcję, a Jakub utknął w swoim starym domu w Avonlea. To było ostatnie miejsce, w którym chciałby być. Nigdy nie pomyślałby, że kiedykolwiek jeszcze ujrzy tę okolicę. Po wszystkim, co się wydarzyło, miasto przywoływało złe wspomnienia.
– Dobrze jest tu wrócić, co? – odezwał się Szymon Miller, ojciec Jakuba, gdy schodził po schodach, aby usiąść na swoim starym fotelu, który nie został przesunięty nawet o centymetr, odkąd kilka lat temu się stamtąd wyprowadzili.
To krzesło przywołało złe wspomnienia. Jakub zacisnął zęby, przypominając sobie, że jego rodziciel znowu był trzeźwy. I tak już miało zostać. A przynajmniej taką miał nadzieję.
– Nienawidzę tego miejsca – przyznał. – Wszyscy oczekują, że zostanę farmerem, wszystkie dziewczyny myślą, że jestem w nich zakochany, bo jestem miły, wszyscy chłopcy są głupi i to tutaj mama umarła!
Zapadła pomiędzy nimi cisza. Jakub wiedział, że posunął się za daleko, wspominając o matce, jednak nie mógł się powstrzymać. Potrzebował dobrego powodu, by nienawidzić Avonlea, a ten wydawał mu się najlepszy i najbardziej przekonujący. Chłopak zauważył, jak tata mocno zaciska dłoń na podłokietniku i marszczy brwi. Dobrze szło mu panowanie nad gniewem, ale było łatwiej wyprowadzić go z równowagi niż zwykle.
– Przykro mi, że tak uważasz, ale zostaniemy tutaj.
– Chcę zwiedzać świat, tato! Powiedziałeś, żebym robił to, co mnie uszczęśliwia, a mi to uniemożliwiasz!
– Straciłem pracę, Jakub – powiadomił go mężczyzna, przez co chłopak zamarł w miejscu. – A tutaj bez problemu odzyskam starą.
– No pewnie, że dokonałeś łatwego wyboru. Ale co z dobrym wyborem, tato? Tam, gdzie byliśmy, ludzie zaakceptowaliby Esterę i nas. W Avonlea jej nie zaakceptują. Naprawdę chcesz, żeby dorastała w takich warunkach?
– Zaadoptowałem Esterę, żeby dać jej szansę na lepszą przyszłość.
– I odebrałeś jej na to wszelkie szanse – podsumował młody Miller, chwytając swoją kurtkę. – Idę na spacer.
– Jakub!
– Masz wybór, tato. To, co dobre i to, co łatwe. Musisz zacząć robić to, co dobre.
Następnie chłopak wyszedł z domu, wsuwając dłonie do kieszeni i ignorując krzyki swojego ojca za plecami.
– Diana! – Jakub uśmiechnął się do kruczowłosej dziewczyny, która szeroko otworzyła oczy na jego widok i pociągnęła za sobą swoją przyjaciółkę. Mocno uścisnęła chłopaka, wysoko unosząc kąciki ust.
Jakub i Diana od zawsze byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Ta relacja trwała już od dziecka. Podczas dorastania trochę się od siebie oddalili — Diana zaczęła zadawać się z dziewczynami, a Jakub niechętnie zaczął znajdować znajomych pośród chłopaków. Mimo wszystko nadal byli przyjaciółmi i lubili spędzać razem czas.
– Jakub! Wróciłeś! – Diana uśmiechnęła się, odsuwając od szatyna. – Jak cudownie. Będziesz od jutra chodził do szkoły?
– Niestety. – Kiwnął głową. – Pójdziemy razem, dobrze? Trochę pozapominałem, którędy powinienem iść.
– Na pewno będzie dobrze, Jakubie.
– Nie, mówię poważnie. Chciałem iść na market, a wylądowałem w środku lasu. Proszę, pomóż mi.
– Ojej – powiedziała zaskoczona Barry. – W takim razie spotkajmy się pod twoim domem.
Jakub kiwnął głową, przenosząc wzrok na rudowłosą dziewczynę.
– Ania Shirley-Cuthbert – przedstawiła się i podała mu dłoń. – To przyjemność cię poznać.
– Jakub Miller – odparł uprzejmie. – Podobają mi się twoje włosy. Mają naprawdę ładny kolor.
Ania posłała mu radosny uśmiech, z jej gardła wydobył się chichot.
– To oczywiste kłamstwo, ponieważ ich kolor jest okropny, ale mówisz to jako pierwszy!
– No cóż, powinnaś słyszeć to częściej. Naprawdę mają ładny kolor. Kiedyś poznałem pewną kobietę o takich samych włosach i wyglądały pięknie w świetle słonecznym.
– To cudownie! – Twarz dziewczyny się rozjaśniła. – Może ja też mogę być piękna.
– Już jesteś. – Jakub puścił jej oczko.
Ania i Diana zachichotały, na co ich towarzysz się uśmiechnął. Głęboko odetchnął, rozglądając się dookoła.
– Powinienem się już zbierać. Muszę spróbować znaleźć mój dom. Może wpadnę do Gilberta. – Uniósł kąciki ust. Miał nadzieję na zobaczenie dawnego kumpla. Ze wszystkich mieszkańców Avonlea, za Gilbertem tęsknił najbardziej. Był jego najlepszym przyjacielem.
– Nikt ci nie powiedział? – spytała Diana. Jakub uniósł brwi i pokręcił głową. – Gilbert wyjechał niedługo po śmierci swojego ojca.
– Och. – Lekko zmarszczył brwi. – W takim razie już nieważne.
Chłopak pomachał dwóm przyjaciółkom, zanim rozpoczął wędrówkę powrotną do domu. Jednego był pewny — jeżeli Gilbert kiedykolwiek wróci, Jakub zagada go na śmierć do takiego stopnia, iż Blythe pożałuje swojego powrotu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro