ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jakub stał obok dziewczyn, obserwując, jak Cole maluje. Wszyscy patrzyli na niego z uśmiechami i podziwem.
– Jesteś taki utalentowany, Cole.
– Ten ptak jest piękny.
– Nikt w klasie nie potrafi malować tak pięknie jak ty, Cole.
– Chodźcie, dziewczynki, nie ma sensu patrzeć, jak farba schnie. Chodźcie – poleciła pani Linde.
– Jesteś niesamowity, Cole. Jesteś taki utalentowany. Ten ptak jest piękny. – Jakub przedrzeźniał koleżanki, wdrapując się na scenę. Cole pokręcił głową i posłał mu uśmiech. – Chyba masz fanki.
– Przejdzie im. Nie jestem nimi zainteresowany.
– Ja też tak mówiłem, ale wszystkie dziewczyny nadal mnie kochają.
– Zamknij się.
Jakub uniósł kąciki ust, bawiąc się swoimi palcami. Był rozdrażniony, odkąd tylko Bet opowiedziała mu o jego matce. Nie wiedział, jak powinien reagować na poszczególne sytuacje. Jego mama i niania były w sobie zakochane, mimo że były dwoma kobietami. Jego ojciec zawsze był okropny pod wpływem alkoholu.
Był również zestresowany ze względu na to, że nigdy wcześniej nikt mu się nie podobał, a... Wow, Cole tego dnia wyglądał naprawdę pięknie.
– Zaraz wrócę, muszę porozmawiać z Gilbertem – powiedział, po czym powoli pokiwał głową ze zmarszczonymi brwiami. – Tak... Właśnie tak...
Cole również zmarszczył brwi, ale mimo wszystko przytaknął. Wrócił do malowania, natomiast Jakub zeskoczył z podwyższenia.
Wtedy wszystko wydarzyło się w mgnieniu oka. W jednej chwili szukał Gilberta, aby jego wymówka wydała się bardziej wiarygodna. W drugiej biegł w stronę Billy'ego, aby powstrzymać go przed zrzuceniem Cole'a z drabiny. W następnej patrzył, jak Cole spada na ziemię.
Rozległ się głośny trzask, a Cole zaczął krzyczeć i jęczeć z bólu.
– Cole! – zawołał Jakub, szybko do niego podbiegając. Jego spojrzenie było pełne troski. – Cole, popatrz na mnie. Wszystko będzie dobrze, okej? Nic ci nie będzie. Proszę, blondynku...
Mackenzie nadal jęczał z bólu, kiedy Gilbert pojawił się obok nich. Jakub czuł łzy napływające mu do oczu, kiedy patrzył na jasnowłosego chłopaka.
– Nic ci nie będzie – wyszeptał, delikatnie przeczesując jego włosy palcami. – Obiecuję.
– Jakub... – wyszeptała Janka i położyła dłoń na jego ramieniu. – Wszystko dobrze?
Chłopak kiwnął głową, ocierając niechciane łzy. Wstrzymał oddech oraz popatrzył na blondyna.
– Jakub... – wydusił Cole. Widać było po nim, że cierpiał. Przyjaciel przysunął się bliżej niego, kładąc dłoń na jego rannym ramieniu.
– Jestem tutaj.
Jakub posłał uśmiech Esterze, pomagając jej jeść. Bash pracował na farmie, a Betania gdzieś zniknęła.
– Cześć maluchu – wyszeptał. – Chcesz zjeść jeszcze trochę? Tak, chcesz.
Wtedy podszedł do nich Gilbert, któremu chłopak posłał uśmiech.
– Co sądzisz o szkole medycznej? – zapytał bez ogródek.
– Zbyt trudna, nie jestem wystarczająco mądry. Nie jestem zainteresowany.
– Dla mnie, głupku. – Gilbert przewrócił oczami.
– Och. Rób, co tylko zechcesz. Tylko nie testuj na mnie jakichś dziwactw.
Blythe po raz kolejny wywrócił oczami, po czym podniósł Esterę i delikatnie ją przytulił. Jakub natomiast z uśmiechem zaczął sprzątać bałagan, jaki został po jej posiłku.
– Myślisz, że będzie dobrze wspominała swoje dzieciństwo?
– Myślę, że dopóki będzie miała wokół osoby, które ją kochają, to wszystko będzie dobrze – stwierdził brunet, klepiąc dziewczynkę po plecach. – Robi się duża, czyż nie?
– Tak. – Kiwnął głową Jakub. – Ma już prawie roczek.
– Duża z niej dziewczynka. – Blythe zaczął mówić dziecięcym głosem, na co Jakub pokręcił głową ze śmiechem.
Wszystko się układało. Był szczęśliwy i tylko to miało znaczenie.
Jakub czuł, jak jego ręce drżą. Otworzył drzwi i popatrzył na Cole'a, który wpatrywał się w swój niedokończony malunek. Chłopak wziął głęboki oddech, zanim zaczął iść w jego stronę.
– Cześć, blondynku – zaczął cicho. – Jak się czujesz?
– Nie mogę uwierzyć, że odebrał mi to, co było dla mnie najważniejsze – wydusił Cole przez zaciśnięte zęby. Jakub zerknął na jego zabandażowane ramię.
– Nie odebrał. – Spróbował rozchmurzyć przyjaciela. – Nadal tu jestem.
Cole popatrzył na niego z bladym uśmiechem. Pokręcił głową i przewrócił oczami.
– Nie o to mi chodziło. Chodziło mi o jedyne, w czym jesteś dobry.
– Jesteś dobry w przyjaźnieniu się ze mną. Nadal tu jestem, czyż nie?
– Jesteś tu, bo wiesz, że tak należy.
Po tych słowach Mackenzie odwrócił się twarzą do niego.
– I popatrz, gdzie to nas doprowadziło.
Jakub zrobił krok naprzód, po czym oblizał wargi i przeniósł wzrok z oczu Cole'a na jego usta. Następnie ponownie na niego popatrzył, dopiero wtedy zauważając, jak blisko siebie byli.
– Pamiętasz, kiedy powiedziałeś, że muszę być bardziej odważny? – zapytał go blondyn.
– Tak.
– Teraz będę bardzo, bardzo odważny.
Powoli się pochylił, a na usta Jakuba wkradł się uśmiech. Zamknął oczy, gotowy na to, co miało się wydarzyć.
Wszystko było idealne, dopóki drzwi się nie otworzyły, a oni od siebie odskoczyli.
Obaj zrobili się cali czerwieni, Jakub zaczął udawać, że był zajęty czymś innym. Wskazał na okno, klepiąc Cole'a po plecach.
– Kiedy byłem mały, wyskoczyłem przez to okno.
– Fascynujące. – Mackenzie kiwnął głową, po czym odwrócił się do grupy, która weszła do środka. – Co tutaj robicie?
– Byliśmy u ciebie w domu, żeby sprawdzić, jak się masz, ale twoi rodzice powiedzieli, że jesteś tutaj – wytłumaczyła Ania.
– Możemy pomóc ci malować? – zaproponowała z uśmiechem Janka. – Możemy zrobić to razem, jeśli powiesz nam, co mamy robić.
– Zawsze chciałem być malarzem! – przyznał Moody i wszedł na scenę.
– Moody! – zawołał za nim Cole, posyłając mu uśmiech. – Najpierw wam wszystko wytłumaczę.
Jakub szeroko się uśmiechnął, jego policzki nadal były rozgrzane. Cole na niego zerknął — jego twarz była równie czerwona. Szatyn posłał mu oczko, a następnie dołączył do reszty grupy.
– Na pewno nie chcesz przyjść na występ? – Jakub zwrócił się do Bet.
– Chyba się położę – odparła. – Ja i Estera jesteśmy zmęczone.
– Nie będziesz mogła używać Estery jako wymówki przez całe życie.
Wskazał na nią palcem, który Betania chwyciła.
– Będę, jeżeli tylko będę chciała.
– No cóż, nie będę się kłócić. Niedługo wrócę.
– Dopilnuj, żeby każda dama bezpiecznie wróciła do domu.
– I żeby każdy mężczyzna wiedział, jakie są granice. – Przytaknął chłopak. – Do zobaczenia później. Kocham cię!
– Ja ciebie też.
Jakub dłonią wygładził koszulę, czując pod nią swoją bliznę. Czekając, aż występ się zacznie, szukał w tłumie pewnego jasnowłosego chłopaka.
Nie był pewny, czy się cieszył, czy też stresował na myśl o spotkaniu się z Colem.
Z jednej strony był jego najlepszym przyjacielem i nie chciał tego zepsuć. Cole czuł się przy nim komfortowo i Jakuba niezwykle to cieszyło. Lubił się z nim przyjaźnić. Lubił obserwować, jak rysuje albo mówi o czymś, co kocha.
Z drugiej strony lubił Cole'a bardziej niż tylko przyjaciela. To dzięki niemu czuł ciepło rozlewające się po jego wnętrzu. To on wywoływał u niego uśmiech, bez względu na okoliczności. Jakub uważał, że ten chłopak, który potrafił pleść warkocze, był niesamowity. To on mocno go przytulał, a jego dłonie były gładkie. To on prawie go pocałował.
Och, Jakub będzie myślał o tej chwili przez dobre kilka tygodni...
Zamknął oczy i ukrył twarz w dłoniach.
– To chyba jakieś żarty – wymamrotał.
Jakub Miller był zakochany po uszy w Cole'u Mackenziem.
– Czy to miejsce jest zajęte?
– Proszę usiąść – odpowiedział, zanim nawet podniósł wzrok. Szerzej otworzył oczy, kiedy fotel obok zajął blondyn. – Cole! To ty!
– Tak – odparł powolnie ze zmarszczonymi brwiami. – To ja.
– Jak tam ręka?
Jakub ze stresu zaczął bawić się swoimi palcami.
– Bardzo boli, ale powoli dochodzę do siebie – przyznał. – Wszystko dobrze? Wydajesz się... Rozdrażniony.
– Nic mi nie jest. – Jakub kiwnął głową i oparł dłonie na kolanach, trochę się rozluźniając. – Po prostu naprawdę się cieszę, że cię widzę.
Cole kiwnął głową z niewielkim uśmiechem na ustach. Przez chwilę się zawahał, ale w końcu położył swoją dłoń na tej Jakuba. Ten z kolei poczuł, jak stado motylków zaczyna fruwać po jego brzuchu. Co powinno się robić, kiedy ukochana osoba trzyma cię za rękę? Nic?
Jakub czuł się, jakby skakał po chmurach. Miał ochotę wyskoczyć przez okno. Czuł zbyt wiele sprzecznych emocji i nie wiedział, co z nimi zrobić. Wewnętrznie krzyczał. Nie radził sobie zbyt dobrze z tym zauroczeniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro