Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DWUNASTY


                – Gilbert, umówiłbyś się ze mną? – zapytał Jakub ciemnowłosego chłopaka, kiedy szli razem do szkoły.

– Słucham? – Blythe uniósł brwi i popatrzył na niego zaskoczony.

– Umówiłbyś się ze mną? Zabrałbyś mnie na obiad i zapłacił? Chciałbyś, żebym został twoim mężem? – Przeniósł wzrok na jego ramiona. – Proszę, obciągnij rękawy. Rozpraszasz mnie.

– Co?

– O matko, ci chłopcy... – Jakub westchnął i poprawił rękawy przyjaciela. – Podoba mi się Cole. Czy Cole chciałby się ze mną umówić?

– Um, nie wiem – mruknął Gilbert. – Chwila. Jak to się stało?

– Nie wiem. Wiem tylko, że nie mam pojęcia, co zrobić z tym, jak się teraz czuję. Ale już pogodziłem się z tym, że chłopcy są o wiele bardziej atrakcyjni. Gdybyś nie umawiał się z Anią, to bez wahania próbowałbym cię poderwać.

– Ale nie umawiam się z Anią...

– Tak, a mi podobają się dziewczyny. – Szatyn przewrócił oczami, kiedy zbliżyli się do budynku szkoły. – Co zrobić, żeby zacząć się komuś podobać? Co zrobiłeś z Anią?

Gilbert stanął w miejscu, drapiąc się po karku. Co on jej zrobił?

– Matko, jesteś żałosny.

– Nie wiem. Ania jest inna.

– Nie pomagasz. Jakim cudem ktoś taki mądry jak Ania się w tobie zakochał?

– Nie jesteśmy razem!

– Pewnie.

Jakub powoli kiwnął głową, po czym usiadł na swoim miejscu. Otworzył podręcznik i wziął głęboki oddech, zaczynając rysować bazgroły na marginesach.

– Rysujesz prawie tak samo dobrze jak ja – skomentował Cole, siadając zaraz obok niego. Na twarzy miał szeroki uśmiech, przez co Jakub przewrócił oczami.

– Daj mi żyć. – Westchnął. – Musimy porozmawiać. Ale to już później.

– O czym?

Blondyn powoli zaczynał się denerwować. Wiedział, co Jakub zamierzał powiedzieć. Miał nadzieję, że będzie mógł odwlekać to jak najdłużej, lecz najwidoczniej drugi chłopak miał inne plany.

– O... – Pocałunku. Tym, co do ciebie czuję. – O twojej odwadze.

Cole posłał mu zaskoczone spojrzenie.

– Co?

– Tak. Musisz walczyć o swoje.

Mówiąc to, Miller zaczął wewnętrznie krzyczeć na samego siebie.

Jakubie, ty tchórzu.

Pan Phillips zaczął prowadzić lekcję, dlatego Jakub spuścił wzrok na ławkę, chcąc ukryć rumieniec na jego policzkach. Kto normalny chciałby się zakochać?

Zauważył, jak Cole się krzywi, poruszając swoją ręką. Na ten widok przygryzł dolną wargę. Nienawidził patrzeć na jego ból.

Artysta przeniósł na niego wzrok i delikatnie się uśmiechnął. Jakub odpowiedział mu tym samym gestem, a następnie wbił spojrzenie w swoją książkę i wrócił do wykonywania zadań. Nie wiedział jednak, że ktoś bardzo uważnie mu się przyglądał. I ten widok ani trochę mu się nie podobał.





                – Spotkamy się na miejscu – powiadomił Cole'a, Dianę oraz Anię. – Najpierw muszę porozmawiać z Gilbertem.

We trójkę kiwnęli głowami, po czym zaczęli odchodzić. Jakub za to się odwrócił, nagle stając twarzą w twarz z Billym Andrewsem.

– Cześć, kumplu.

– Billy – wycedził szatyn przez zaciśnięte zęby. – W czym mogę ci pomóc?

– No cóż, ostatnio zauważyłem w tobie pewne rzeczy – zaczął Andrews. – Niektóre są dziwne. Wręcz nienaturalne.

Jakub zamarł w miejscu. Pamiętał, kiedy ostatnio Billy użył słowa nienaturalne. Z tego powodu zaczął się niepokoić.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – stwierdził. – A teraz przepraszam, ale chciałbym porozmawiać z moim przyjacielem.

Już miał odejść, jednak Billy uniósł pięść, uderzając Jakuba prosto w szczękę. Ten złapał się za obolałe miejsce.

– Nie powinieneś był tego robić.

Wtedy on również się zamachnął. Billy zrobił kilka kroków do tyłu, a Jakub wtedy powalił go na ziemię.

– Wiem, że podobają ci się chłopaki – syknął Andrews, zanim Jakub ponownie go uderzył.

Miller zamarł w miejscu, kiedy to usłyszał. Wiedział. On wiedział!

Głośno jęknął, gdyż tym razem to on wylądował na ziemi. Billy nieprzerwanie wymierzał ciosy prosto w jego twarz.

– Jesteś dziwakiem, Jakubie Millerze. A spędzanie czasu z Colem wszystko pogarsza.

Jakub zebrał w sobie resztki sił i napluł Billy'emu prosto w twarz, obserwując, jak krew zaczyna po niej spływać.

– Wolę być dziwakiem i być szczęśliwy – wyszeptał. – Powiedz, komu tylko zechcesz. Taki jestem. Możesz bić mnie, ile tylko zechcesz, ale to nic nie zmieni.

Billy zamarł w miejscu, a Jakub wykorzystał tę chwilę na zepchnięcie z siebie drugiego chłopaka. Następnie wstał, kopnął go w brzuch, na co ten jęknął. Ustawił blondyna tak, by ten klęczał.

– Nigdy więcej nie zbliżaj się do mnie i Cole'a – zagroził mu. – Bo inaczej zniszczę twoje już i tak żałosne życie.

Jakub otarł krew ze swoich ust, zanim odszedł, postanawiając porozmawiać z Gilbertem już po powrocie do domu.





                Jakub wszedł do niewielkiej chatki, w której byli już Cole, Ania i Diana. Podskoczył w miejscu, kiedy Mackenzie wrzucił swój szkicownik do ogniska.

– Cole, co ty wyprawiasz?! – zawołał, szybko sięgając po książkę, ignorując wiążący się z tym ból. Rzucił ją na ziemię i zaczął gasić ją butem.

– Było go zostawić! – odkrzyknął drugi chłopak.

– Coś ty sobie myślał?

Jakub podniósł szkicownik i zaczął go przeglądać. Zauważył, iż pierwszy rysunek przedstawiał jego, jednak zignorował motylki, które pojawiły się w jego brzuchu. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie.

– Powinno mi się już polepszyć!

Od razu wiedział, że chodziło mu o rękę.

– Musisz jeszcze trochę poczekać... – zapewnił go, robiąc krok do przodu.

– W zeszłym tygodniu zdjęto mi szynę, Jakubie – warknął Cole. – Nie jest tak samo. Nie mogę już rysować!

Miller bezradnie na niego popatrzył. Drugi chłopak podniósł swoje rzeczy, po czym przepchnął się obok niego i wyszedł.

– Poczekaj, Cole – poprosił, idąc zaraz za nim.

– Zostaw mnie w spokoju, Jakubie.

– Nie. – Szatyn zagrodził mu drogę. – Nie możesz uciekać od osób, którym na tobie zależy.

Zrobił krok w jego stronę i włożył mu szkicownik do rąk.

– A w szczególności nie ode mnie – dodał szeptem.

Cole przez chwilę na niego patrzył, po czym rzucił książkę na ziemię i zaczął iść dalej.

– Jakubie? – odezwały się Diana i Ania.

– Wy się nim zajmijcie. Ja idę do domu.

– Jakubie, proszę...

– Do zobaczenia później.





                – Wdałeś się w bójkę? – zapytała Betania, pomagając Jakubowi oczyścić rany.

– Bet, naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.

– No dobrze. Ale jeżeli to się powtórzy, od razu zabiorę cię ze szkoły i zaczniesz pracować na farmie.

– Ty potworze. – Chłopak popatrzył na nią z szeroko otworzonymi oczami.

Betania za szerokim uśmiechem ucałowała czubek jego głowy, po czym wyszła z kuchni. Jakub z westchnieniem otworzył szkicownik należący do Cole'a. Uśmiechając się, zaczął przeglądać wszystkie prace, a oddech uwiązł mu w gardle, kiedy zobaczył tam samego siebie. Następnie rysunek jego i Cole'a. I więcej dzieł przedstawiających jego.

Wziął głęboki oddech i chwycił ołówek, zanim zaczął pisać krótką wiadomość obok rysunku. Uśmiechnął się pod nosem, po czym zamknął szkicownik.





                Następne kilka dni nie minęło mu zbyt przyjemnie.

– Jakub!

Zignorował ten głos, w zamian kontynuując swoją drogę przez las. Jego dolna warga drżała, a oczy były pełne łez.

– Jakub!

Na jego ramieniu spoczęła dłoń, a on został obrócony o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedy Cole zauważył, w jakim stanie był Jakub, aż sapnął. Miller zamknął oczy i objął ramionami wysokiego chłopaka.

– Co się stało? – zapytał, mocniej go przytulając.

– Billy Andrews. Normalnie nie pozwalam mu mi dopiec, ale poruszył pewien drażliwy temat i nie wytrzymałem.

Blondyn ze zmarszczonymi brwiami oparł podbródek na czubku jego głowy. Jakub zamknął oczy, pozwalając łzom wypłynąć.

– Przepraszam, że nie byłem odważny – wyszlochał. – Po prostu... Nie mogłem.

– Jakub... – Cole się odsunął, aby móc na niego popatrzeć. – Jesteś najodważniejszym, najsilniejszym chłopakiem, jakiego znam. Nie musisz za nic przepraszać.

Miller popatrzył na niego, nie będąc w stanie nic z siebie wykrztusić. Następnie powoli ujął jego twarz w dłonie.

– Pocałuję cię – szepnął. – Dobrze?

Nastąpiła krótka cisza.

– Dobrze – odpowiedział powoli Cole, spoglądając na usta drugiego chłopaka.

Jakub delikatnie się uśmiechnął i stanął na palcach. Zanim cokolwiek się wydarzyło, usłyszeli kolejny głos.

– Jakub! Cole!

Szatyn opuścił ramiona wzdłuż ciała. Nie odrywał wzroku od Cole'a, który robił to samo.

– Jakub! – Uśmiechnęła się Ania. – Chcesz pojechać na przyjęcie cioci Józefiny z Colem, Dianą i mną?

– Muszę zapytać, ale bardzo chętnie.

Dziewczyna pisnęła i mocno uścisnęła obu chłopców. Jakub się uśmiechnął, odrywając wzrok od blondyna, a w zamian przytulając przyjaciółkę.





                – Oczywiście, że możesz pojechać, Kuba – zapewniła go Betania. – Ufam, że będziesz odpowiedzialny.

– Dzięki, Bet. – Jakub z szerokim uśmiechem ponownie popatrzył na Cole'a, Dianę oraz Anię. – Nie wpakujemy się w kłopoty.

– Lepiej, żeby tak było – dodała kobieta, odkładając Esterę do łóżeczka. – Jeżeli dowiem się, że coś narozrabiałeś, to wypiszę cię ze szkoły i...

– I będę pracował na farmie. – Jakub przewrócił oczami. – Wiem.

– No dobrze.

Następnie Betania popatrzyła na trójkę stojącą za chłopakiem.

– Chcecie zostać na obiad?

– Nie, ja i Ania musimy wracać – odpowiedziała Diana. – Miło było cię znowu zobaczyć, Bet.

– Ciebie również, Diano. – Betania kiwnęła głową. Kiedy przyjaciółki opuściły budynek, popatrzyła na blondyna. – Cole?

– Bardzo chętnie.





                – Jest uroczy, Kuba – skomentowała Betania, kiedy Cole już wyszedł.

– Nie. – Jakub pokręcił głową. – Nie będziemy o tym rozmawiać. To, że lubisz dziewczyny, nie zmusi mnie do rozmowy o tym, że lubię chłopaków.

Bet z szerokim uśmiechem uniosła brwi.

– Naprawdę jest uroczy, czyż nie? – Westchnął szatyn.

Kobieta zaśmiała się, po czym poczochrała jego włosy.

– Idź już spać, Kuba.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro